środa, 31 marca 2010

W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka...


„W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka
Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie...”.

Komuś, kto nie jest chrześcijaninem, trudno pojąć zarówno słowa tej pieśni jak i kult Krzyża. Drzewo hańby. Ludzkiej „pomysłowości”, by wykonanie wyroku śmierci trwało długo, a ból odstraszał innych. Jak można krzyżyk z ciałem ukrzyżowanego, nosić na piersi, adorować i upadać w pokorze przed Nim? Całować zakrwawione stopy, przepraszać, błagać? Jak w życiu każdego z nas widzieć Chrystusowy Krzyż i jeszcze do tego twierdzić, że każdy jest w stanie go udźwignąć, bo Pan Bóg  tylko łaskę rozlewa w obfitości, a krzyż przykrojony jest na naszą miarę.
Ból, cierpienie jest do udźwignięcia z Nim. Ale On ma tylko ręce rodziny,  naszego sąsiada, szefa, przechodnia, pracownika socjalnego, lekarza, księdza, wolontariusza z hospicjum... On daje tylko siłę, byśmy mogli go unieść. Widać nasz krzyż jest  ważny, skoro On, Bóg Miłości, nie zabiera nam go, tylko szuka nam Cyrenejczyka, który ulży w drodze.

Tych, którzy odgadli Krzyż, było i jest w ludzkim pochodzie przez historię tysiące. Nie znamy czasem ich twarzy, noszą nazwiska i imiona brzmiące  obco i trudne do wymówienia. Wszyscy są  jednak bliźniaczo podobni do siebie,  łączy ich bezwarunkowa miłość do ludzi, bo w każdym widzą cząstkę Boga.
Kiedy o tym myślę, wiele postaci,  przesuwa się w mojej pamięci, również tych z mojego otoczenia, których niewielu zna, a większość nigdy nie pozna. Świętość bowiem nie jest przypisana do ludzkiego lecz boskiego ołtarza. To On wie, kto naprawdę jest święty.
Troje z nich jest mi szczególnie drogich, bo swoim życiem rozpraszają moje lęki, utwierdzają mnie w przekonaniu, że w krzyżu jest cierpienie, ale i miłości lekcja.

Większego zwycięstwa nad dobrem i miłością nie wymyślił szatan, jak w obozach zagłady. Zwozić ludzi z zakątków Europy, by ich według ustalonego porządku mordować? Tego normalny człowiek nie jest w stanie pojąć. Wszechogarniające zło, wobec którego jesteśmy bezsilni?
A jednak nie do końca. W ogromie bezwzględnego zła ojciec Maksymilian Kolbe mówi - Ja za niego umrę. Wobec takiego wyboru zło nie ma nic do powiedzenia, jest bezsilnym, tępym narzędziem. Bo cóż więcej może uczynić, jeśli wymyśloną w obłąkańczej żądzy urządzania świata zbrodnię, drugi człowiek zamienia w ofiarę?   Nawet zastrzyk z fenolu, podany przez oprawcę, staje się wobec wyboru o.Maksymiliana aktem miłosierdzia.

W krzyżu kryje się tajemnica zmartwychwstania Jego i nas.

Jakże ważni musimy być dla Stwórcy, skoro za nas umiera na krzyżu jak zwykły złoczyńca Jego Syn.
Nie pojmie się tego rozumem, to tajemnica serca każdego, kto Krzyż odgadł.
Krzyż w blasku prawdy poznaje Edyta Stein. Św. Teresa Benedykta od Krzyża.
Dla niej śmierć na krzyżu Syna z woli Boga – Ojca jest wzorcem życia. Przyjęcie cierpienia w posłuszeństwie i ofiarowanie go za innych stanowi miarę człowieczeństwa.
Jak to pojąć? Jak zrozumieć, skoro boimy się  nawet krótkotrwałego cierpienia. Zwykła wizyta u dentysty budzi w nas lęk, a cóż dopiero cierpienia agonii.
Szukanie prawdy zaprowadziło Edytę Stein na Golgotę XX wieku, do Auschwitz. Umiera jako ofiara całopalna za swój naród.
Jest to wybór świadomy, a przygotowuje się do niego już w 1939 r.
"Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za św. Kościół, szczególnie w intencji zachowania, uświęcenia i doskonałości naszego świętego Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty, aby nadeszło Jego chwalebne Królestwo, na uproszenie ratunku dla Niemiec, o pokój świata, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, za wszystkich, których mi Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął" – pisze Edyta Stein w klasztorze karmelitanek bosych w Holandii.

Powie ktoś, że dziś Bóg nie wymaga od nas takiej ofiary. A ja tak sobie myślę przy tym swoim zmywaku w przeddzień Wielkiego Piątku, że niewiele wiemy o tajemnicy krzyża chrześcijan mordowanych  w wielu krajach na całym świecie. Tylko Bóg jeden wie, jak wielką ofiarą całopalną jest ich śmierć za nas walczących z krzyżem, propagujących aborcję i eutanazję, żyjących w sytej Europie, znudzonych emocjonującymi opowieściami z życia książąt tego świata, którzy nie tylko chcą nami rządzić, ale i posiąść nasze serca i umysły.

Zapewne jutro będziemy też wspominać naszego Papieża. Przypominać sobie trudne chwile Jego konania.
Jak zawsze przy takich okazjach, będziemy snuć dywagacje na temat daty Jego wyniesienia na ołtarze. A dla mnie  czas umierania Ojca Świętego Jana Pawła II był przede wszystkim lekcją odsłaniającą tajemnicę Krzyża. Lekcją nie do przecenienia w obronie przed tymi, którzy pragną nam wmówić, że eutanazja to krok ku dobrej śmierci.
Nie współczesny „zastrzyk z fenolu” w majestacie prawa  potrzebny jest człowiekowi, lecz troska  o godne przechodzenie ku zmartwychwstaniu.  Opieka lekarzy, miłość najbliższych, modlitwa współbraci w wierze. Tylko tyle i aż tyle.
Bo miarą postępu cywilizacyjnego nie jest odkrywanie i zdobywanie kosmosu, lecz stosunek do drugiego człowieka.
Żaden to postęp, jeśli choremu człowiekowi, samotnemu starcowi mamy do zaofiarowania jedynie kroplówkę z trucizną. To raczej cofanie się do złowrogiego czasu bunkra głodowego o. Maksymiliana Kolbe czy komory gazowej Edyty Stein.

„Będą patrzeć na Tego, którego przybili” (J19,37): na drzewie Krzyża wypełnia się Ewangelia życia”.
Ta Ewangelia płynąca z Krzyża nie jest jednak tylko dla chrześcijan.
„...jest dla wszystkich. /.../ Choć czerpie swe niezwykłe światło i moc z wiary, należy do każdego ludzkiego sumienia, które dąży do prawdy i któremu nie są obojętne losy ludzkości.
/.../ Nie można bowiem budować wspólnego dobra, jeśli się nie uznaje i nie chroni prawa do życia, na którym się opierają i z którego wynikają wszystkie inne niezbywalne prawa człowieka” - napisał w encyklice  Ewangelium vitae” Jan Paweł II.
Pamiętajmy o tym, kiedy znowu do oczu napłyną nam łzy wzruszenia i wróci tęsknota za naszym Papieżem.
Krzyż jest wpisany w nasze życie. Świat mami możliwością ucieczki od niego. Ale od krzyża nie da się uciec. „W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka, kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie  w boleści sercu zadanej”.




wtorek, 16 marca 2010

„Biedny, smutny kraj, który busolę stracił...”


Zwykle zanim zaczynam czytać w Internecie to, co mnie interesuje, przebiegam po tytułach głównych dzienników.
I każdego ranka niezmiennie  stwierdzam; szczęśliwy to kraj, w którym dziennikarze spierają się jedynie o to, kto kogo straszy i nikt nie ma wątpliwości, że wszelkie informacje o deficycie budżetowym, letargu gospodarczym czy rosnącym bezrobociu to tylko piarowskie straszenie wyborców.
Sądząc po doniesieniach z pierwszych stron,  cały kraj ma w nosie dziurę budżetową, nakaz zwrotu do budżetu unijnego 92 mln euro, uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu, wyrolowanie Polski z wpływu na politykę zagraniczną UE, przegrane procesy w Strasburgu, ingerujące w polskie prawo itp. bzdety.

Czym Polska żyje? Może rosnącymi wydatkami na wojskowe misje, a może entym planem uzdrowienia przez dzielną Ewę Kopacz służby zdrowia? Może ktokolwiek analizuje teraz przyczyny śmierci z wychłodzenia  ponad 300 Polaków, niekoniecznie tylko bezdomnych?  Może RPO wytoczy proces urzędnikom opieki społecznej?

Co to,  to nie ! Polska to szczęśliwy i wolny kraj, a demokracja kwitnie i wszyscy wiedzą, że najważniejsze są teraz prawybory w PO.
No może przesadzam. Równie ważne jest, że polski MSZ zapewnia Polaków, iż na pewno wyśle do Moskwy zawiadomienie o udziale Prezydenta Najjaśniejszej w uroczystościach na grobach pomordowanych w Katyniu. Oby zdążył, bo z pocztą różnie bywa...

Może nie powinnam być  małostkowa  i w tak ważnej dla Polski i Polaków chwili wyborczych debat,  pastwić się nad „Rzeczpospolitą”, która od kilku dni na swojej stronie próbuje nas przekonać, że za Katyń nie odpowiadają Rosjanie, więc ich prezydent czy premier nie musi przepraszać.  Idąc tym tokiem rozumowania, teraz Kwaśniewski powinien nas przeprosić za to, że przepraszał w Jedwabnem w imieniu narodu. Proponuję też, by było sprawiedliwie, wykreślić z wszystkich podręczników, słowników, encyklopedii słowo „Niemcy” i przeprosić ich, że obarczamy ten naród zbrodniami II wojny światowej. Tym sposobem okaże się też, że kanclerz Willy Brandt wcale nie musiał klękać przed Pomnikiem Ofiar Getta Warszawskiego.
Mogłabym jeszcze tak długo, ale po co, kiedy znamy to już na pamięć; historia nie jest od faktów, historia ma służyć politykom.

Wróćmy więc do najważniejszego tematu. A jest czym się martwić. Radek Sikorski nie będzie debatował, jeśli nie będzie TV u jego boku. I słusznie! Popieram. Po co sobie język po próżnicy tępić?
Póki co, jest i inny ważny problem. Polacy muszą rozstrzygnąć w najbliższych dniach czy Donald Tusk znał pielęgniarkę Ewę, czy też kłamał, bo, że Jarosław Kaczyński kłamał, to nie podlega dyskusji. Tak przynajmniej jasno wynika z filmu Sekielskiego.

Mówicie, że to żadne zmartwienia, że najgorsze nas czeka i obudzimy się z palcem w nocniku?
Ależ my już uczestniczymy w mieszaniu politycznych fekaliów!

Degrengolada, głupota i cynizm na nasze życzenie? A czy ktoś pyta przeciętnego Polaka, jakie ma życzenia? Najważniejsze są przecież emocjonujące opowieści.

Bo to się, kochani moi, odbywa jak w dramacie Romana Brandstaettera  „Król i aktor”.

Dwóch cwaniaków golibrodów z Francji robi karierę w Polsce  za króla Stasia. Jeden zostaje starostą piaseczyńskim, bywa na królewskim dworze i próbuje wcielać w życie szczytne patriotyczne hasła budując Teatr Narodowy, do którego nikt nie chce chodzić. Drugi – z paryskiego  golibrody przedzierzga się w antreprenera Teatru Narodowego. Widząc rychłe bankructwo próbuje wymknąć się chyłkiem z Polski z gażami aktorów. Niestety, nie docenia starosty, ten też chce zarobić. Zatrzymuje Bizestiego i podstępem wymusza na nim podział łupu.

Taka oświeceniowa afera, tyle że nie hazardowa a teatralna i to pod nosem króla.
Dlaczego o niej opowiadam?
Literatura piękna kryje wiele znaczeń, a czasem bywa nieśmiertelna.
Nie będę się tłumaczyć z brzydkich skojarzeń, ale też nie będę udawać, że ich nie mam i że niżej przytoczonego fragmentu nie uważam za najtrafniejszy komentarz do obecnej sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej Polski. I pomyśleć, że napisał go w 1951 r. nie politolog czy  ekonomista, ale poeta. Widać nic się nie zmieniło od tamtego czasu poza głównymi aktorami, którzy dziś z balwierzy przekształcili się w biznesmenów, menadżerów, bankowców i najważniejsze; tzw. POLITYKÓW.

A oto ten intrygujący mnie dialog:
” RYX Bałeś się więzienia? Co?
BIZESTI Nie. Grałem. Mości starosto. Wiedziałem przecież, że chodzi tylko o wysokość sumy. (spogląda w lustro i przygładza żabot) Którędy mam wyjść?
RYX (wskazuje ręką na drzwi) Prosto przed siebie. Głównymi drzwiami. Tak jak przyszedłeś.
BIZESTI (niespokojnie) Przecież tam aktorzy czekają.
RYX Grałem mości antreprenerze. Tam nie ma nikogo.
BIZESTI (szeptem)Toście mnie podeszli?
RYX (ujmuje Bizestiego pod ramię) Nie smuć się. Takie jest życie. My ich, ty mnie, a na końcu ja ciebie. Chodź. (prowadzi go do okna) Spójrz. Krakowskie Przedmieście: Tam Nowy Świat. A tam Zamek Królewski i ich kolumna. Bobkowe liście ich dawnej sławy. Słyszysz  łoskot karoc i kariolek, pędzących po bruku? Jadą na Zamek, na bal do króla. Widzisz to szare, popielate niebo nad Warszawą? Biedny, smutny kraj, który busolę stracił. Idzie nieuchronnie na dno, na zatracenie, w otchłań. Nic go nie uratuje. Więc strzyżemy – strzyżemy – strzyżemy.
BIZESTI A gdy czupryn do strzyżenia nie starczy?
RYX Tu czupryn już dawno nie ma , mój zacny Bizesti.
BIZESTI Więc co wy strzyżecie, starosto?
RYX (smutnie) Już tylko peruki, mój drogi. Już tylko peruki”


Cytat: Roman Brandstaetter, Powrót syna marnotrawnego i inne dramaty, Poznań 1979

środa, 10 marca 2010

Krajobraz po ukraińskiej burzy


Wracam do tematu, bo winna jestem to wszystkim komentującym pod  notką
Nie licząc moich, znalazło się tam blisko 60 komentarzy różnej treści. Nie było jednak w większości z nich agresji ani żądzy zemsty. Raczej bolesne wspomnienia  i potrzeba rozliczenia się w prawdzie z tragiczną przeszłością. Żal do decydentów, że tego do tej pory nie zrobili.

Stało się jednak ostatnio coś, czego chyba politycy do końca nie przewidzieli.
Klęska wyborcza Wiktora Juszczenko i Julii  Tymoszenko paradoksalnie wyprostowała krzywe zwierciadło historii na usługach polityków.
Skandal z odznaczeniem Bandery pozwolił też wrócić do  nadania  tytułu Bohatera Ukrainy  Szuchewiczowi w 2007 r. Wtedy nie było ani rezolucji, ani protestu prezydenta czy premiera.

Wtedy prawdę poświęcono dla polityki.

Dlatego nie tyle sama zapowiedź anulowania tych odznaczeń przez nowego prezydenta Ukrainy jest tu ciekawa, ile nagłe odzyskanie wzroku i słuchu przez polityków.

Wreszcie można powiedzieć, że jest to skandal i uzyskać poparcie nawet w  rezolucji Europarlamentu.
Nagłe przejrzenie na oczy czy zmiana kierunku wiatru i kto ten wiatr sieje? Czy długo będzie tak wiał?
Gdybym źle życzyła Ukrainie i Ukraińcom, to powiedziałabym, że jak zawsze, kiedy już, już na nienawiści do Lachów mieli samoistnu Ukrainu na wyciągnięcie ręki.
Nie życzę jednak Ukrainie źle i wierzę, że nawet Ukraińcy wschodniej Ukrainy nie pragną powrotu do ZSRR- bis.  Rosji wystarczy zabezpieczenie swoich militarnych i gospodarczych interesów, a Ukraina dojrzeje do swej upragnionej wolności.

Dla nas Polaków pozostaje, mimo wszystko, niepokój. Jaka teraz po wyborze prorosyjskiego prezydenta Ukrainy będzie unijna, w tym polska, polityka wschodnia?

Czasem trzeba oddalić się od  świata, który się opisuje, by dostrzec to, czego nie widać z bliska.
Jak widzą ową politykę nasi rodacy zza oceanu?
Po publikacji mojej notki na głównej stronie onetu otrzymałam list od redaktora tygodnika Polonii kanadyjskiej  „Życie” www.zycie.ca  - Wojciecha M. Wojnarowicza
Jeśli do tej pory o tym w swoim blogu nie napisałam, mimo mojej radości, to tylko dlatego, że tak wiele się dzieje, że przestaję panować nad swoim zmywakiem.
Myślę, że warto  na chwilę oderwać się od własnych myśli i przeczytać, co inni mają do powiedzenia.
Można odnieść wrażenie, że polskie ofiary Drugiej Wojny dzielą się na dwie kategorie - takich, o których należy pamiętać, i takich, których potworne, nieludzkie cierpienie wyraźnie naszym elitom nie pasuje. Rzeź Wołynia przykrywano tak długo politycznie poprawnymi eufemizmami, a środowiska kresowe tak długo określano jako politycznie nieodpowiedzialnych oszołomów, że trudno się teraz czepiać Juszczenko. W końcu, jeśli Warszawa głosem rządu i swych elit tematu nie podnosiła, to znaczy, iż można uczynić z Bandery bohatera Ukrainy”. – pisze  Wojciech M.Wojnarowicz w stałej rubryce  tygodnika „Pisane z pamięcihttp://www.zycie.ca/category/felietony/wojciech-m-wojnarowicz/

Najchętniej przytoczyłabym każde zdanie z tego felietonu, bo po prostu zgadzam się z poglądami autora. Tylko z  konieczności odsyłam do bezpośredniej lektury  felietonu pod wymownym tytułem „Błękitny Kijów”.
Tu  może tylko jeszcze jakże ważna dla nas i dla Ukraińców pointa:
„Można założyć, iż nowe pokolenia Polaków i Ukraińców odsuną bolesną historię w przestrzeń muzeów i historycznej pamięci. Polska i ukraińska pamięć o Chmielnickim będzie zawsze rozbieżna. I to nie jest problem. Ale kwestia UPA jest inna. Tu konieczna jest konfrontacja ze złem ideologii, nawet jeśli to zło ktoś chce uzasadniać historycznymi krzywdami. I dlatego klęska Juszczenko jest dla nas powodem do optymizmu. Bo oznacza to, że ogromna większość Ukraińców odrzuciła cyniczną grę na nacjonalizmie. Teraz zaś Warszawa musi zacząć rozmawiać z Kijowem nie z pozycji anty-Kremlowskiego adwokata, ale partnera. Oby i Kijów, kontrolowany teraz ze wschodu Ukrainy był do tego nowego rozdania gotowy”. 

Czy tak będzie teraz wyglądała polityka zagraniczna między Polską  a Ukrainą?  Pytanie raczej retoryczne, bo czyż jest  inna droga?


Na szczęście  mama Katarzyna nie jest politykiem i nie musi zmieniać swojego zdania, dopasowywać do krajobrazu po burzy.  Nikogo nie muszę  przekonywać, że nagle to, co wydawało się czarne, było i jest białe, tylko ten, co patrzył, był daltonistą.    
Smutny  w tym wszystkim pozostaje  jednak fakt, że cały ten polityczny cyrk wokół ukraińskich rzeźników spod znaku Bandery odbył się kosztem cierpienia rodzin ofiar ludobójstwa na Wołyniu, Podolu i zachodniej Galicji.  Nie da się tego odrobić ani uchyleniem odznaczenia, ani rezolucją Europarlamentu, ale jest to możliwe, pod warunkiem, że margines politycznych oszołomów  pozostanie marginesem. I oby nie musiała się tym zajmować za nas Rosja. Czego życzę zarówno sobie i moim rodakom jak i Ukraińcom.

poniedziałek, 1 marca 2010

Nowe państwo, nowa nazwa i starzy przyjaciele spod znaku OUN -UPA


„Po co polscy eurodeputowani wprowadzili potępienie b. prezydenta Ukrainy Juszczenki za order dla Bandery do rezolucji PE?”. – pyta redaktor „Gazet Wyborczej”

 Ponieważ red. Marcin Wojciechowski nie wie czemu to służy, to ja, mama Katarzyna, odłożę na chwilę ścierkę, choć przyznam, że mam ochotę nią kogoś mocno pacnąć i wytłumaczę po belfersku dlaczego trzeba było, by eurodeputowani wreszcie zauważyli, że nazizm nie umarł, nazizm żyje, ma się dobrze nie tylko w Niemczech i służy politykom do różnych celów, o których normalnemu zjadaczowi chleba nawet się nie śniło..
Komuś takiemu jak dziennikarzowi nie wypada przypominać genezę OUN –UPA, związków nie tylko z europejskim faszyzmem, ale z nazistowską teorią Doncowa, której ofiarą padło ponad 200 tysięcy istnień ludzkich.

Niedopuszczalną manipulacją jest też próba uogólnienia problemu na cały naród ukraiński.
Oburzeni są  nie Ukraińcy, tylko ukraińscy nacjonaliści. I na szczęście są oni w mniejszości, co pokazały wybory.  

Ponieważ bez cienia refleksji redaktor plecie propagandowe androny przeznaczone dla czytelnika  głęboko upośledzonego, to  może jeden prosty przykład  sprowadzi na ziemię?
Wyobraźmy sobie, że rajcy Berlina czy Bonn postanawiają uczcić orderem Bohatera Niemiec Eichmanna. Czy dla dobra stosunków polsko – niemieckich  „Gazeta Wyborcza” byłaby przeciwna rezolucji potępiającej ten akt? Czy uznałaby argument niemieckich nacjonalistów, że jest to mieszanie się w wewnętrzne sprawy Niemiec? Czy redaktor tej gazety pytałby wówczas o sens rezolucji EP potępiający uhonorowanie mordercy Żydów?


Pytanie raczej retoryczne, podejrzewam, że na obu półkulach, a nie tylko w Europie, zawrzałoby niczym na wulkanie. Petycje listy, rezolucje potępiające tę hańbę „Gazeta Wyborcza” drukowałaby przez miesiąc, a redaktor Marcin Wojciechowski, a może kto inny, miałby tłusty  miesiąc w portfelu. Żona  cieszyłaby się i dzieciska byłyby rade, że tata walczy o słuszną sprawę. A że byłaby słuszna, to nie ulega wątpliwości.
Na tę słuszność zapracowała również  redakcja na Czerskiej. Żadne "Haj hitla" nawet po pijaku nigdy nie uszło jej uwagi. Faszyzm, rasizm, antysemityzm tępiony jest w zarodku. I słusznie!! Tylko dlaczego tak wybiórczo? Dlaczego  „Gazecie Wyborczej” nie przeszkadza nacjonalizm ukraiński, dlaczego nie protestuje przeciwko finansowaniu z pieniędzy polskiego podatnika gazety ukraińskich nacjonalistów w Polsce?
Nie od dziś złośliwi nazywają ”Gazetę Wyborczą”, Gazetą Wybiórczą”.
Pal sześć, jeśli wybiera polityków czy partie, ale kiedy już próbuje mówić nie tylko za Polaków, ale wbrew interesom Polski, to zaczyna to być groźne i nieuchronnie nasuwa się pytanie, kogo redaktorzy GW reprezentują?

Odpowiedź będzie bardziej oczywista, jeśli przypomnimy kilka faktów.
Juszczenko przegrał wybory do fotela prezydenckiego.  Z lewa i z prawa kpiono sobie i kpi się nadal z polityki wschodniej prezydenta, nieco ciszej już mówi się, że podobną politykę prowadził rząd, ale zupełnie przemilczana jest klęska polityki uprawianej na Czerskiej.

Czy była ona tylko prywatną klęską koncepcji rewizjonistycznej  Adama Michnika?
Kiedy miniony rok obfitował w relacje dziennikarskie o trudnej sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej Ukrainy, ciągnącym się gazowym pacie między Ukrainą a Rosją, wszystkie opiniotwórcze media zastanawiały się, czym to się skończy.

19.09.09 r. TVN24 przytacza dramatyczne doniesienia PAP „Boją się, że Rosja podzieli Ukrainę na trzy części”. http://www.tvn24.pl/-1,1620186,0,1,boja-sie--ze-rosja-podzieli-ukraine-na-trzy-czesci,wiadomosc.html
 Zdaniem ekspertów ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony polityka strategiczna Rosji zmierza do protektoratu nad Ukrainą, a może nawet do podziału jej na trzy części według modelu, który został opublikowany (najprawdopodobniej przez rosyjski wywiad) we włoskim czasopiśmie geopolitycznym "Limes" .
Rozbiór ten miałby wyglądać następująco: południowe i wschodnie obwody Ukrainy zostałyby włączone do Rosji, na centralnej Ukrainie rządziłby marionetkowy rząd, natomiast zachodnia część kraju, jako "główny naruszyciel spokoju" zostałaby całkowicie odizolowana”
.
Niestety, artykuł nie precyzuje, na czym miałaby polegać ta izolacja. A szkoda, bo to byłoby najciekawsze.

Czy będzie to teoria spiskowa, jeśli doniesienia te, choć niejasne, zestawię z innymi?
Dzień wcześniej Adam Michnik gościł w Iwano-Frankowsku (dawny Stanisławów) na Ukrainie z okazji promocji ukraińskiego wydania polskich książek: "W poszukiwaniu wolności" – A. Michnika i "Rozmów z katem" – K. Moczarskiego.
W wywiadzie do „Kuriera Galicyjskiego” redaktor naczelny „GW” zdradził swoje skryte marzenia:
Marzę byśmy potrafili razem zbudować coś wspólnego. Jeżeli zrobilibyśmy wspólny twór państwowy, coś na kształt Beneluxu – na przykład POLUKR lub UKR-POL, to będziemy państwem z którym będzie musiał się liczyć każdy i na Wschodzie i na Zachodzie – powiedział „Kurierowi Galicyjskiemu” Adam Michnik.
- To jest olbrzymia szansa. Oczywiście ona nie jest na jutro, ona jest na "za jakiś czas", ale ona jest realna. Teraz pytanie: co to pokolenie, które dzisiaj dochodzi do władzy na Ukrainie i w Polsce potrafi z tą szansą uczynić? – dodał”.
Nie mnie dociekać czy to przypadkowa zbieżność  między doniesieniami ukraińskich ekspertów i włoskiej prasy a wywiadem Adama Michnika? Mnie pozostaje jedynie zdziwienie, że nie było żadnej ostrej reakcji ani ukraińskich nacjonalistów, ani władz ukraińskich ani polskiego oburzenia na rozpętywanie rewizjonistycznej burzy.
Ja z tą koncepcją spotkałam się we Frondzie. Wykopał ją też Wykop.

I już prawie o niej zapomniałam, gdyby nie cytowany prze mnie tu na początku artykuł Marcina Wojciechowskiego http://wyborcza.pl/1,75968,7608657,Nie_warto_znow_wyciagac_Bandere.html
A. Michnik w Stanisławowie promował między innymi ukraińskie wydanie: "Wołyń: dwie pamięci" - wybór tekstów z „Gazety Wyborczej”, dokonany przez dziennikarza tejże gazety, Marcina Wojciechowskiego.
I teraz dopiero wszystko staje się jasne. Redaktor Wojciechowski nie krytykuje eurodeputowanych, on żali się, bo diabli wzięli takie piękne państwo, coś na kształt Beneluxu z taką piękną nazwą  POLUKR, które w odpowiednim czasie miałoby powstać dzięki „pojednaniu” między Polakami a Ukraińcami przy pomocy natychmiastowej i jednostronnej zbiorowej amnezji w państwie obojga narodów. Tym razem nie Litwy i Polski tylko Ukrainy (czy tej zachodniej?) i Polski.
Wobec powyższego mamie Katarzynie pozostaje  już tylko dobra rada.
Zanim wyrzucisz do kosza „Gazetę Wybiórczą”,  ubierz rękawiczki, załóż maskę i uważnie przeczytaj. Dowiesz się więcej niż wyczytałeś.
Nie wiem tylko, co potem zrobić ze stojącymi ze zdziwienia i strachu włosami. Ale jak przyjdą łysi spod znaku Bandery i ten problem zniknie. Będziemy mieli nowe państwo, nową nazwę i starych „przyjaciół” pod warunkiem, że nie będą tego więcej psuli europosłowie.