środa, 28 kwietnia 2010

Troska komuchów o „krwiożerczy naród”


Cimoszewicz martwi się:  Kaczyński może podpalić Polskę. Liczy jednak, że do tego nie dojdzie. Oj, żeby  Cimoszewicz wiedział, na co   liczą Polacy, nie gadałby głupot.
Bo tak myślę sobie, że rodacy przede wszystkim liczą na to, by jemu podobni nie liczyli, że można w nieskończoność grać zgraną płytą.
A zdrowy rozsądek podpowiada mi, że jak ktoś nie chce podpalenia Polski, to powinien przede wszystkim martwić się o to, co może być przyczyną pożaru.  
Może przypomnieć temu panu jak to było?

Stoję przy kuchence gazowej, której nie wyprodukowała polska firma, widać zagraniczni robią to lepiej, a że polskimi rękoma i za bezcen, to już inna sprawa. Garnek też nie polski. Niestety nie znam producenta, bo go dorwali na granicy, zabrali  garnki, a ja  kupiłam je w tzw. sklepie bezcłowym. No, ale łyżka jeszcze z radzieckiej stali; nie gniotsia i nie łamiotsa. To jeszcze prezent ślubny z czasów, kiedy stal produkowano na potrzeby tankistów wielkiego brata, a z odpadów robiono konserwy i czasem łyżki.
Może wcale tak nie było, ale tak się wtedy mówiło, bo konserwę trudno było otworzyć taka gruba była stal, a sztućce najłatwiej było dostać od Ruskich (tak się też wtedy mówiło). Teraz  po nie chodzi się głównie na bazar, bo te ze sklepów bezcłowych wyginają się niczym plastelina.

Oka tym na złość babci nie wydłubiesz. A przecież znowu nadszedł czas, kiedy trzeba dzielić i szczuć, bo inaczej podobno się nie da i na złość sobie i innym nie tylko oczy, ale i uszy niszczyć, o głowach nie warto nawet już wspominać. Na tym przecież polega walka o władzę w demokracji.

Stoję więc nad garnkiem z zupą szczawiową, mieszam i dumam.
Jak to było?  Jak do tego doszło?
Kiedy już zwątpiliśmy i prawie daliśmy za wygraną, a każdy, jak umiał, radził sobie w peerelowskiej rzeczywistości, nagle zaświtała nadzieja. Wybory. Miały być kontraktowe, a wyszło tak, że o mało komuny nie przewróciliśmy. Na szczęście Wałęsa z kolesiami czuwał, a pierwszy premier zadbał, by Polska po 20 latach od tamtych wyborów była, jak się sam wyraził, jedynie prawie normalna. 
Kiedy z takim trudem premierowi i wszystkim oddanym sprawie politykom udało się naprawić błędy i wypaczenia, uczynić partyjną nomenklaturę, TW i agentów WSI urzędnikami, ministrami, bankierami, i kapitalistami, ochronić ich ubeckie i esbeckie emerytury, raz po raz głupim moherom i nieudacznikom śmie marzyć się wolność. A to Olszewskiego i Macierewicza wypuszczają przed szereg, a to prawa i sprawiedliwości  zachciało się.

I co? Sprawna akcja „zabierz babci dowód” zmobilizowała tych na angielskim zmywaku i zadanie wykonali. Wkrótce przekonali się boleśnie, że cud gospodarczy i druga Irlandia miałaby się ewentualnie ziścić tylko wtedy, gdy oni na tych zmywakach pozostaną. Co do Irlandii wszystko gra; ta sama stopa bezrobocia jest i u nas.  Przejrzeli na oczy? Widać tak, skoro publicznie i z oddaniem celebrowali na angielskim bruku żałobę narodową po  prezydencie, którego jeszcze tak niedawno w pubach kaczorem nazywali. (Tylko czemu za głupotę lemingów płaci cały naród?)

Już, już miało PO rządzić 7 lat, już dogadał się z Putinem, niczym Janukowycz, wicepremier w sprawie gazu, a car w nagrodę postanowił wesprzeć piar polskiego premiera nad katyńskimi grobami, kiedy Polakom pod stopami usunęła się ziemia. W swoim przerażeniu i bólu zapragnęli być razem. Mało tego, znowu urosły im skrzydła i bez strachu, prosto w oczy kamery powiedzieli, co myślą o III RP.

Zrobiło się dziwnie niebezpiecznie i portki nomenklaturze się zatrzęsły? I tak ma być! Nie tylko portki mają się trząść i nic tu po biadoleniu, że Jarosław Kaczyński podpala Polskę. Bo to nie on ją podpala, ani „krwiożerczy naród”. Gdyby takim był, dziś żadni „Cimoszewicze, Kwaśniewscy czy Kalisze”  nie śmieliby głosu zabierać. Dziękowaliby dniem i nocą na kolanach, że Polska w tamtych czerwcowych dniach 1989 r. nie była Rumunią.

Za to polskie miękkie serce dziś mieszamy zupę w nie polskim garnku. Prezydent, jego ministrowie, marszałkowie, dowódcy WP, strażnicy pamięci narodowej w jednej chwili zginęli na tej samej ziemi, co ich ojcowie. A każdy, kto dopomina się ujawnienia przyczyn katastrofy, ukarania winnych, jest spiskowcem i oszołomem.

I po tym wszystkim  Cimoszewicz straszy podpaleniem Polski?!

Jeśli ktoś tu bawi się ogniem, to na pewno nie naród spod Pałacu Prezydenta. To kolesie, ci sami, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników w 1956, 1970, 1976 i 1981, to siostry i bracia tych, co wydawali wyroki na  Siedzikównę, Fieldorfa, Pileckiego i tysiące innych zamordowanych tak samo jak w Katyniu; strzałem w tył głowy, katowanych w ubeckich więzieniach, ćwiczonych na „ścieżkach zdrowia” przez ZOMO, wciąż podpalają Polskę.
Może już dość tego podpalania, może pora na sprawiedliwe wyroki i odzyskanie Polski?

Ten „krwiożerczy naród” niczego innego nie chce jak tylko czuć się gospodarzem we własnym domu. Cieszyć się życiem, pracować, sprawiedliwie być wynagradzanym, nie okradanym i okłamywanym. Chce czuć majestat tysiącletniej historii Polski, ufać swoim przedstawicielom, być dumnym z ich wiedzy, kultury i patriotyzmu. Marzy mu się, by żaden „Cimoszewicz” nie pouczał, jak ma żyć, bo ten naród z pokolenia Piastów i Jagiellonów nie zasłużył, by na urząd prezydenta Najjaśniejszej pchał się byle kto.

Ten Urząd to coś więcej niż partyjny stołek i nie każdy swoim dupskiem może go zaśmiecać. A już na pewno żaden postkomunista nie będzie Polakom dyktował, kto jest godny tego Urzędu.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Bronisław Komorowski najlepszym kandydatem tłumu jest


A jak nie jest jeszcze, to na pewno będzie, bo Public Relations ostro zabrał się do roboty, a „sondażownie” nie nadążają z liczeniem i prognozowaniem.
Co tłumowi pozostaje wobec takiej rzeczywistości?

A no nic, jedynie zwiesić głowę i rozejść się spod Wawelu  czy Pałacu Prezydenta. Tłum, gawiedź, ciekawscy, żądni sensacji tak powinni zrobić; schować flagi, wkleić do albumu zdjęcie przy sarkofagu i wrócić do rzeczywistości,  bo żyć jakoś trzeba. Kredyty pozaciągane, dzieciska rosną, gdzieś muszą się uczyć, pracować...może uda się im własną firmę założyć. Nauczą się szybko, jak omijać prawo, redukować wskazania kasy fiskalnej, zatrudniać na czarno, załatwiać w gminach zwolnienia od podatków. Tego i tamtego zna się, wiadoma rzecz; sąsiad pracuje w  ważnym urzędzie, za płotem prokurator, który wybudował sobie domek na wsi, z gminnym geodetą  na procesji Bożego Ciała pogada się o działce. 

Jeśli  nie wszędzie tak jest i nie wszyscy kombinują, to przecież nawet ciemniak wie, że z  płacy minimalnej nie da się wyżyć i oczywistym jest również, że tylko samobójca nie weźmie dokładki ciężko zapracowanych pieniędzy, czasem po 16 godzin na dobę, pod stołem. W takich chwilach nie myśli się o wysokości przyszłej emerytury naliczanej od zaniżonej wypłaty.

 I tak się jakoś w Polsce żyje. Na granicy prawa, albo z jego pominięciem, każdy sobie rzepkę skrobie. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Tych, co to im gorzej, coraz mniej, bo zima tego roku była ostra. Kilkaset osób odciążyło ZUS i nadwyrężoną kryzysem opiekę społeczną. Nie było z tego powodu wielkiego szumu w mediach. I ja to nawet rozumiem. Kapitalizm to twarda szkoła przetrwania, dla nieudaczników nie ma miejsca. Nie warto się żadnym pijakiem przejmować, bo sam sobie winien. Póki co meldunku pod chmurką , w kanale ciepłowniczym czy na działce  nie ma. A bez dowodu tożsamości głosować nie może, to po co komu taki? Im szybciej zamarznie, tym lepiej. Z chorymi staruszkami w wyziębionym mieszkaniu też tylko kłopot... Co innego z więźniami. Obiecasz większą celę, przepustkę czy wybór adwokata z urzędu, a pod celą zainstalujesz telewizor i głos masz pewny.

Nie, nie zebrało mi się na gorzki sarkazm. Taka jest polska rzeczywistość; pławią się w niej męty, wegetuje człowiek uczciwy i wykorzystuje bez skrupułów polityk. Jest nawet taka partia, która doskonale odpowiada potrzebom tłumu. Nauką, zwłaszcza historii, nie każe dzieciom „zbytnio głowy sobie psować”. Jeśli już jakieś wartości preferuje, to na pewno najwyższą jest pogarda dla wapniaków i moherów. Wprawdzie  jeszcze głośno nie popiera, tak jak Obama, aborcji,  eutanazji, a związki homoseksualne nie nazywa małżeństwem, ale  tylko dlatego, że nie wszystkie watahy dinozaurów zdołano wyciąć. To jednak tylko kwestia czasu. Wyroki w Strasburgu czy prędzej, czy później problem załatwią odgórnie.

Tak się przynajmniej wydawało. Temu służyła propaganda sukcesu, przemilczanie niewygodnych tematów, wyciszanie afer, unieszkodliwienie CBA, rozprawienie się z Mariuszem Kamińskim czy forsowanie, ku radości rozmnożonych obficie na eseldowskim  chlebie byłych esbeków i TW, zmian w funkcjonowaniu IPN. I wreszcie partyjne prawybory, których reklama w mediach jako żywo przypominała nie tyle prawybory w USA, ile namaszczenie na I sekretarza KC PZPR.
I nagle to wszystko „rypło”. Tragedia pod Smoleńskiem z „kartofla” uczyniła bohatera, ministrom w Kancelarii Prezydenta przywrócono twarz ludzi kompetentnych, wykształconych i znających się na swojej pracy. Nieszczęście pamięci zbiorowej przypomniało też wielkość ostatniego prezydenta II Rzeczpospolitej.  Nawet zaprzyjaźniony kardynał zawiódł i królewski pogrzeb pozwolił wyprawić.  A Polacy za granicą publicznie wzruszali obcokrajowców swoją żałobą.  
Mało tego; to, co wydawało się niemożliwe po spotkaniu w Katyniu Putina i Tuska, Lech Kaczyński i wszystkie ofiary osiągnęły  po śmierci. Zbrodni katyńskiej nie wypiera się już Rosja i wskazuje winnych, a Sąd Najwyższy Rosji zajmie się znów Katyniem. Może też dzięki temu wreszcie sami Rosjanie zapragną  rozliczenia zbrodni popełnionych na ich narodzie?

Tysiące słów w  uczonych wywodach padło, by ustalić, co się właściwie stało, dlaczego tłum nie chce już być tylko tłumem wymachującym szalikiem i ryczącym hymn ze stadionów piłkarskich? Dlaczego płacze, skoro tyle pieniędzy wydano, by ośmieszyć nie tylko urzędującego prezydenta, ale i zlekceważyć majestat tego Urzędu?
Zrobiło się głupio i niebezpiecznie; tłum pod Pałacem Prezydenta nie chciał już być nazywany tłumem, lecz narodem.
I  ci harcerze... kto prowadzi ich drużyny, zastępy, że chcą pracować i służyć  nie żądając zapłaty?!  
Nie zawiedli tylko kupcy  na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i hotelarze w Krakowie. Żałoba żałobą, a biznes biznesem.  Oni jedni nie poczuli się narodem.?

A tu jeszcze nie koniec. Czeka przed wyborami   beatyfikacja  ks. Jerzego Popiełuszki. Ot i problem, bo jak Polak poczuje wiew historii, jak zatęskni za wielkim prezydentem i do tego dołoży kazania ks. Jerzego o miłości do Ojczyzny, prawdzie i solidarności, to może być naprawdę źle. Trzeba się śpieszyć.
Nie da rady  już jednak kłamać i pluć na przeciwnika, bo nie wszyscy nazwą to deszczem. Można jednak wpisać się  w tęsknotę polskiej duszy za wspólnotą narodową, za wielkością Najjaśniejszej, za szlachetnym wodzem, którego można wybrać i kochać.
Czy nadaje się do tej roli Bronisław Komorowski?  Patrząc na publikowane zdjęcia z tym panem, można sądzić, że piękniejszego, mądrzejszego i szlachetniejszego wodza Polacy nie znajdą. Ten wzrok dalekosiężny, to tło... Naprawdę wielki!

Czy naród, który wskutek tragedii wykluł się przed chwilą z bezbarwnego tłumu, jak niegdyś w czasie sierpniowych strajków, da się nabrać na tę pozę? No cóż, głowy nie dam, ale na miejscu marszałka nie przesadzałabym z miną wodza i ze zbyt pochopnym wcielaniem się w rolę prezydenta, naród może już tego nie kupić, a tłumów może zabraknąć.

Nie będę  jednak ukrywać, że bardzo liczę w tej kwestii na mój naród  i ufam, że nie uwierzy wodzowskim pozom żadnego przefarbowanego na patriotę kandydata.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Od mojego podpisu proszę się odczepić


Pierwszy szok. Załamujący się głos prezenterki; w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zginął Prezydent RP wraz z Małżonką i członkami oficjalnej delegacji lecącej na obchody 70 rocznicy  zbrodni w Katyniu...

Potem jeszcze większy szok; piękne, wzruszające zdjęcie pary prezydenckiej i na tym tle same dobre słowa. Musiałam się szczypać, by uwierzyć, że to o tym samym „małym Lechu Kaczyńskim, o tej samej Marii, która mężowi krawat poprawiała”.

Czar miłości prysł, piarzy zabrali się do roboty, zadania rozdzielono; Róży dostało się zorganizowanie protestów. Pracę wykonała chyba nadgorliwie i powstał problem. Podziałów, wywołanych emocjami, nie da się „niedźwiadkiem” polityków zakopać. Zwłaszcza, że nie bacząc na żałobę i rodziny, wyciągnięto armaty z arsenału językowego pań Środy i Senyszyn.  
Tak to jest, gdy mądrości ludowych się nie pamięta. A tam jak byk stoi; Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada.

Ktoś w końcu  poszedł po rozum do głowy; Nie szczujcie jednych na drugich, bo kto wam podpisy zbierze.
Efektem tego szukania rozumu w bezrozumnych głowach jest genialny pomysł: w ramach jedności narodowej, w obliczu tragedii i niedoskonałości prawa partie powinny sobie pomóc w zbieraniu podpisów pod listami kandydatów.
Powinnam pomóc kandydatowi PO, SLD i złożyć swój podpis pod kandydaturą Bronisława Komorowskiego czy Cimoszewicza?! A  leming spod Franciszkańskiej  skrobnie mi pod listą kandydata PiS czy PR? I to będzie znakiem jedności narodowej?!
 I znowu muszę się szczypać, by sprawdzić czy żyję, czy nie śpię. Co jeszcze wymyślicie kolesie? Zamiast niszczyć ustawami IPN czy polskie rodziny, może warto było jeszcze raz dobrze przestudiować Konstytucję?

Skoro już trąbicie o tym przed końcem żałoby, to wam powiem, co o tym myślę. Jestem złym, kłótliwym głupim moherem i ani mi się śni „wzmacniać lewą nogę” swoim podpisem.  A tak w ogóle, to proszę się od mojego podpisu odczepić. Jest  mi zbyt drogi, bym nim szastała na prawo i lewo. Za darmo nie dam, co mi znowu obiecacie? :-)) Za darmo może go dostać jedynie moja Ojczyzna.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Świętych obcowanie w wydaniu ks. Bonieckiego


Jeśli ktoś ma nadzieję, że zniszczy Kościół tzw. aferami pedofilskimi, to się grubo myli.
Kościół jest silny mocą Chrystusa i wiarą, a nie zboczeńców, którzy znaleźli bezpieczne schronienie w murach plebanii, uczelni czy klasztorów. Z tym, jak z wieloma dziełami księcia ciemności, Kościół Chrystusa sobie poradzi. Mało tego, wyjdzie z tej walki silniejszy i da siłę swoim wiernym.

Nie wiem jak innych, ale ten bezprecedensowy atak na Benedykta XVI, a teraz i na sługę Bożego - Jana Pawła II, nie załamuje mnie. Przynagla jedynie do modlitwy, postów, ofiary i świadectwa, bo tak katolik walczy ze Złym, wystraszonym świętością młodych, ślubujących czystość, broniących nienarodzonych, chorych i starych przed zagładą równą ludobójstwu Hitlera i Stalina.
Kiedy Zły szaleje, a świat, wydaje się, razem z nim podąża ku zagładzie, moją osobistą siłę czerpię ze słów spisanych w Ewangelii św. Mateusza.

„Odpowiedział Szymon Piotr: Tyś jest Mesjasz, Syn Boga żywego.
Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony, albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.
Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Opoka] i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.(Mt 16,16-18 BJ)

Nadzieją są dla mnie setki męczenników za wiarę w wielu  miejscach na świecie w XX i obecnym wieku. (List do Europy  http://bit.ly/cP5hMT )
Ich ofiara jest ofiarą całopalną złożoną razem z Chrystusem na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. I to nie jest napuszony, pompatyczny frazes. Taka jest nasza wiara, dzięki której Bóg największe zło może przemienić w dobro. 

Wiara bez modlitwy wypala się, a bez uczynków staje się martwa.
Kiedy przeglądamy prasę codzienną, może wydawać się nam, że katolicy  jak Apostołowie po śmierci krzyżowej swego Nauczyciela, pochowali się i pozamykali ze strachu w swoich domach, a Zły triumfuje. Nic podobnego. Nadal każdego dnia miliony ust dzień rozpoczyna od pochwalenia imienia Pana, miliony rąk czyni znak krzyża i poleca swoje myśli, słowa i czyny Bogu. Miliony rąk służy drugiemu człowiekowi, bo w wielu  jest miłosierny Samarytanin i Matka Teresa, tylko nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, a tylko nieliczne media o tym  mówią i  piszą.
Jak każdego dnia wielu chrześcijan będzie dziś, zamiast przeglądać prasę pieniącą się z nienawiści do Chrystusa i Piotra naszych czasów, myć zaropiałe rany, karmić bezdomnych, trzymać za rękę umierających. Jak każdego dnia i nocy świat otacza modlitwa różańcowa płynąca z mnisich eremów, klasztornych cel, kościołów i domów chrześcijan świeckich, a na ołtarzach świata sprawowana jest nieustanna Ofiara Eucharystyczna.

CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ. PRAWDZIWIE ZMARTWYCHWSTAŁ

Dlatego nie warto polemizować z „sensacjami” w stylu „The Sunday Times” czy innych korporacyjnych brukowców. Z tego żyją, z tego się utrzymują takie gazety, powinnam je więc ignorować i nie przysparzać im czytelników. Ich „troska” o skrzywdzonych przez zboczeńców jest fałszywa. Nie o skrzywdzone dzieci im bowiem chodzi. Gdyby tak było, równie głośno unosiłby się  np. ich krzyk oburzenia nad prawem  zezwalającym na aborcję w wieku 16 lat czy próbami obniżenia inicjacji seksualnej. Dlatego owe „newsy na zamówienie” nie dziwią mnie. Wiem, co o nich sądzić i wiary mojej nie zachwieją.  

Natomiast nie jest mi obojętne, gdy wspomaga ich w ataku na Kościół, chcę wierzyć, że nieświadomie, kapłan z Chrystusowego Kościoła.
Kiedy ten kapłan kpi sobie w wywiadzie, udzielonym ogólnopolskiemu dziennikowi, z wiary w cuda za przyczyną świętych, kiedy podważa sens modlitwy o rychłą beatyfikację Jana Pawła II, kiedy uważa, że wyniesienie na ołtarze jest właściwie odczłowieczeniem świętego, to  wtedy odczuwam autentyczny wstyd  za tego kapłana, próbującego tym sposobem  zaistnieć w mediach i swoją gazetę, która od dawna jest tylko z nazwy katolickim tygodnikiem, uratować przed zamknięciem. Za niego po prostu modlę się. I to już od czasu, kiedy protestował przeciwko realizmowi „Pasji” Mela Gibsona twierdząc, że Krzyż Chrystusa to tylko symbol.
Bardziej jednak boli mnie brak reakcji moich pasterzy na wypowiedzi duchownych, którzy na „ołtarzu marketingowym i politycznym” składają wyznanie wiary Kościoła.
Czy nikt nie zdaje sobie sprawy, że to gorszy maluczkich i wprowadza zamęt? A może ja się bez potrzeby dziwię, bo tak właśnie ma być?! W głowach wiernych, każdego dnia bombardowanych sensacjami rodem z piekła, ma urodzić się również wątpliwość w Credo katolików?
No cóż, skoro nikogo, poza mną, wypowiedź ks. Bonieckiego nie zdziwiła - http://bit.ly/aZd8mG  to mamie Katarzynie pozostaje już tylko zapytać.  Czy taki sam pogląd na temat świętości i wiary w świętych obcowanie wyznaje Zgromadzenie Księży Marianów, z którego wyszedł ów kapłan – redaktor i czy jest to zgodne z Magisterium Kościoła?