środa, 29 grudnia 2010

Sukcesy Tuska, porażka nasza

Ankieta w Dzienniku rozbawiła mnie do  łez. Wymienione w niej porażki rządów Tuska jedynie w minimalnej części obejmują wszystko, co stanowi niezrealizowany program wyborczy PO i exposé  premiera. Do sukcesów wpisano takie bzdury, że wstyd był nawet na nie odpowiadać. Przeciętny wójt statystycznej gminy mógłby takimi sukcesami się pochwalić, w przypadku premiera zakrawa to na kpinę. A przecież łaskawie oszczędzono mu przypomnienie w ankiecie wszystkich afer i nepotyzmu w rządzie.

Po dłuższej przerwie mogłam wreszcie przejrzeć doniesienia  mediów internetowych.  Wygląda na to, że w grze politycznej z udziałem dziennikarzy nie było wolnego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tylko zajrzałam i już news, który w przypadku, np. córki Prezydenta Lecha Kaczyńskiego byłby wałkowany co najmniej kilka tygodni. Niestety spadł z głównych stron równie szybko jak się pojawił, bo dotyczył syna Donalda Tuska. Zdążyłam jednak dowiedzieć się, że za pieniądze podatnika zadłużona i niewydolna PKP funduje synowi premiera wycieczkę do Chin.

 

 By nie tracić dobrego świątecznego humoru opowiedziałam sobie natychmiast  krążący dowcip na temat polskich kolei. Podobno wszczęto tam intensywne śledztwo po ujawnieniu przez portal WikiLeaks  rozkładów jazdy pociągów. Jak na razie jedynie od odpowiedzialności za ten niewybaczalny przeciek zdołał się wybronić minister Cezary Grabarczyk i jak donosi prasa, a komentuje portal wpolityka, dumny ze swego sukcesu poszedł za ciosem i ogłosił następny sukces anulowania 45 przetargów na budowę dróg i autostrad. Widać do upadku państwa nie wystarczyły stocznie i zakłady kooperujące z nimi,  drastyczny wzrost cen paliw i podwyżka VAT, trzeba jeszcze załatwić firmy budowlane. 

 

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że nie podniosła się żadna burza. Lewiatan nie protestuje i nie grozi premierowi TS, choć setki małych firm po prostu zbankrutują wskutek tej decyzji. I o to chodzi i o to chodzi- jak instruował niegdyś majster  czeladnika w znanym z czasów PRL skeczu.  

 

I tak prawdę powiedziawszy konwulsje rządu Tuska mogłyby przypominać kabaret, gdybyśmy byli tylko widzami, a nie ofiarami głupoty wyborczej w 2007 roku.

 

Tymczasem Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan nie przejmuje się takimi bzdetami, pilnie płodzi skargę do TK na Święto Objawienia Pańskiego. Bo przecież straty z powodu zahamowania strategicznych dla gospodarki inwestycji trzeba czymś przysłonić.  I najlepiej jak to będzie zagonienie Polaczków do roboty w drogie dla nich święto. 

 

Zresztą odpoczną 1 Maja a i na bezrobociu. Zarobią też komornicy  i banki. Długów nikt nie będzie bankrutom anulował. Co to to nie. Co najwyżej prolongują, by bankrut mógł zarobić na Zachodzie i oddać z nawiązką. Czyż nie o to chodzi w tym całym kryzysie? Polak pracujący na własnym, dający zatrudnienie, godziwie wynagradzany za swój wysiłek, nie ma dla banków żadnej wartości; nie bierze kredytów i nie zastawia hipoteki. Przez takich banki bankrutują i teraz trzeba je ratować. Włosy z głowy wypadają Rostowskiemu i Tuskowi od tych zmartwień. A tu jeszcze trzeba powiedzieć przyszłym emerytom, że wasze pieniądze w OFE rekwirujemy.  Czy ktoś policzył, ile będzie wynosić emerytura młodego leminga, któremu łaskawie z minimalnej pensji będzie wpływać do OFE nie 7, 3% lecz 3?

 

W tym całym pędzie do ratowania banków i nazywania tego kryzysem są i pocieszające wieści. Nie zabraknie pieniędzy dla Kancelarii Prezydenta, który beztrosko szusuje po zaśnieżonym stoku i pozuje do atrakcyjnych zdjęć. Pozazdrościł Kaziowi? Życzę mu, aby dokładnie w podobny sposób jak Marcinkiewicz zakończył swoją polityczną karierę i to jak najszybciej. Nie mam tu żadnych wątpliwości , że dla tej  dobrej dla Polski wiadomości o abdykacji Bronka zrezygnuję bez żalu z wszystkich dostarczanych przez niego wesołości. 

 

Bronek przebił ostatnim wyczynem wszystkie emocjonujące narracje. Podpisał ustawę  i będzie ją nowelizował. To się nazywa troska o emerytów. Najpierw każe  im się zwolnić, potem lituje się nad ich ciężką dolą. Ciekawe czy  w swoim genialnym projekcie wpisze nakaz ponownego zatrudnienia emerytów, którzy z powodu jego beztroskiego podpisu muszą wybierać między emerytura a pracą?  Sprawiedliwie trzeba tu przypomnieć, że Ustawę o finansach publicznych wymyślił pracowity rząd Tuska , a przyjął Parlament. Bronek nie taki znowu głupi, by winę brać na siebie. Wie doskonale, że Polak kupi wszystkie obiecanki- cacanki. Podpis złożył lojalnie, ale oczami  już nie będzie za kolesi świecił. Znowelizuje i już. Przecież obiecał.;-)

A co na to Lewiatan? Zaskarży podpisany przez Bronka bubel prawny do TK?

 

Pytam nie bez powodu, bo wielu prywatnych przedsiębiorców uwielbia zatrudniać emerytów. Opłacanie ich pracy niewiele kosztuje. A czasem dają się namówić na czarne zatrudnienie i  to już prawdziwy raj dla pracodawcy.. Emeryt ma na lekarstwa, a ZUS zasili OFE. Interes się kręci.

 

Ale to nie wszystkie sukcesy rządu Tuska. Największym, którego nie wymieniono w ankiecie, jest  gruntowne przyśpieszenie pracy wymiaru sprawiedliwości. Wczoraj zawiadomienie do prokuratury, dziś odpowiedź. Nie będzie śledztwa w sprawie „Orlików”, bo wszystko już sprawdzono i nie było żadnych uchybień.

Naprawdę to prawdziwy sukces. A porażka? Porażka jest tylko nasza.

--------------


środa, 8 grudnia 2010

Stereotyp bezsilnego Polaka


„Ludzkość podzieliła się jakby na tych, którzy wierzą we wszechmoc człowieka (wierzą, że wszystko jest możliwe, jeśli się wie, jak pokierować masami) oraz tych, dla których podstawowym doświadczeniem stała się własna bezsilność”. – pisze w pierwszych latach po wojnie Hannah Arendt

Wydaje się, że przez dziesięciolecia wiara tych pierwszych w możliwość odpowiedniego pokierowania masami  powiodła się w 100%. Pozostali wprawdzie tacy, którzy twierdzą, że nie dają sobą kierować i swój rozum mają. Z nimi jednak też sobie poradzono. Z własnej nieprzymuszonej woli izolowali się „od całego świata” i wierzą, że „leżą na dowolnie wybranym boku”. Nie jest to bynajmniej zasługa oddziaływania przeboju Maryli Rodowicz. Każdy ratuje się, jak może, by nie zwariować. Po telewizyjnych serialach oglądanych przez żony, ci drudzy - bezsilni wielbiciele szklanego ekranu, gdy dom zasypia sprawiedliwym snem, przeszukują programy lub strony niekoniecznie sportowe, by dać sobie godne zajęcie, wolne od polityki i rozgrzeszyć grzechem swoją bezsilność.

W rzeczywistości, zgodnie z zaleceniem konsultanta politycznego i tak skazani są na „emocjonującą narrację” w windzie na temat polityki bez klasy Jarosława Kaczyńskiego.Temat nieco zużyty, ale nie wypada zaprotestować, bo o pracę trudno.

Siadamy przy biurku, klikamy bezmyślnie na Onet czy wp, potem jeszcze Rzepa, czasem Dziennik, a czasem portal regionalny. Z niewielkimi niuansami, wszędzie to samo, więc musi być prawda.  Owszem, zdarza się, że dzieli się ktoś przy porannej kawie informacją bulwersującą, np. tą, że Anna Komorowska zataiła sprytnie wstydliwą biografię. Ale … i już mamy gotowe usprawiedliwienie dla ukrywania tych faktów przed nami w czasie kampanii wyborczej. Nie musimy wstydzić się, że głosowaliśmy na „nie wiadomo czy hrabiego”.

Podobny los spotyka informacja o kłamstwach w sprawie smoleńskiej. Jeśli już w żaden sposób przy zdjęciu pociętego i porozrzucanego wraku samolotu nie możemy zapomnieć zapewnień telewizyjnej dziennikarki o zbieraniu szczątków samolotu kawałek po kawałeczku, by dociec przyczyn katastrofy, bo tak dzieje się na całym świecie, to pozostaje w odwodzie myśl. A co my możemy zrobić? Ruscy i tak nam nie pozwolą.

I tak pokrótce, w dużym uproszczeniu, ale bez szkody dla wizerunku, mamy ulubiony stereotyp Polaka, przez którego Tusk może bezkarnie zawierać niekorzystne umowy z Gazpromem, planować budowę elektrowni atomowej nie z członkiem UE ale z Rosją, milczeć albo dezinformować w sprawie rury gazowej, a Komorowski obściskiwać się wiernopoddańczo z Miedwiediewem. 

Ten stereotyp działa również na poziomie lokalnym. Zboczeniec seksualny o mało nie wygrał wyborów, bo ten głupi naród…

Różne mądre głowy analizują, informują, dociekają, dlaczego to, dlaczego tamto.
A ja tak myślę sobie, że chyba ów stereotyp zaczyna się kruszyć, skoro Polską zaczynają sobie wycierać gęby politycy działający na jej szkodę. Coś mi mówi, że szok po wyborach prezydenckich jeszcze nie przeszedł. Przestraszono się wyniku  Jarosława Kaczyńskiego, czy rosnącego patriotyzmu Polaków? Przecież nikt nie zawłaszczałby sobie mitu śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jaki urósł z dnia na dzień. Nikt nie wydzierałby  PiS wyborczego hasła, gdyby to się nie opłacało. Może stąd te desperackie chwyty piarowskie i klękanie przed carem Wszechrusi, bo czas się kończy i trzeba załatwić sobie desant?

Nie mam ani więcej informacji, ani dostępu do tajnych źródeł. Moja skala pomiaru uwikłania politycznego wszystkich bez wyjątku struktur państwowych i instytucji użyteczności publicznej jest na miarę mego doświadczenia i obserwacji.  
Słyszałam, że wśród prawników krąży dowcip. Polska jest podobno jedynym krajem, w którym władza najpierw działa, a potem do działania poszukuje odpowiedniego prawa. Tak było w sprawie dopalaczy.  

Co dociekliwsi na szczęście na dowcipach nie poprzestają i pytają.
Jak to możliwe, że wbrew prawu i zgodnie z nieistniejącym prawem, stawiana jest na baczność w dzień wolny od pracy  instytucja powołana do ochrony prawa obywateli?
Jak to możliwe, że Sanepid uczestniczy wraz z policją w przedsięwzięciu bezprawnym na polecenie premiera? Dlaczego nie pytają o to dziennikarze premiera ani nie zadają pytań o okoliczności akcji głównemu inspektorowi sanitarnemu?

Dziwią się i dziś. Jak to możliwe, że nie ma tłumu dziennikarzy i reporterów pod drzwiami różnych urzędów po lekturze  49  (i nie tylko) numeru Gazety Polskiej?
Toż emocji i dyskusji dla dziennikarzy i publicystów starczy na tygodnie. I to nie tylko z powodu Rodzinnej historii prezydentowej czy wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim. Każda strona to pytanie do Prokuratury, Arabskiego czy CBA i agenta Tomka Kaczmarka.

Po odstawieniu lektury papierowego wydania tej gazety włos się na głowie jeży. Czy to wszystko prawda? A jeśli tak, to ktoś taki jak mama Katarzyna musi się zapytać czy to tylko teatr? Nie ma czym się przejmować, można spokojnie wybrać bok i ułożyć się do snu? Mnie to nie dotyczy?
Wszystko to przecież już było. Złudzenie „złotego wieku” świat już przerabiał. W dwudziestoleciu międzywojennym też najważniejsza była ekonomia i gospodarka, a polityka stała się teatrem, emocjonującą narracją przy dostatnim stole. Niestety nie dla wszystkich i to był błąd, który niewyobrażalną dotąd tragedię kosztował.

Mój instynkt samozachowawczy podpowiada mi, że jest gorzej niż to opisuje nawet Gazeta Polska. I ona nie porusza zbyt często tematów, które mogłyby w decydujący sposób odsłonić chory system naszego państwa. Czytając artykuły mocne i dociekliwe można by pomyśleć, że sam system nie jest zły; psują go układy i mafijne powiązania, niewłaściwi ludzie na stanowiskach, niewłaściwa partia, a nie zachowane status quo PRL.  No cóż, nie będę się spierać, światowi ludzie wiedzą więcej niż mama Katarzyna.

Patrząc na nerwowe ruchy  miłościwie nam panujących, mimo wszystko, ogarnia mnie nadzieja, że okres poczucia bezsilności  już się kończy.
Czekam  jeszcze  na dzień, w którym w Gazecie Polskiej przeczytam  nie tylko o paskudnych tajemnicach Pierwszej Damy, ale również znajdą się relacje, np.  z procesów takich jak Władka, na opisanie którego zdobył się tylko jeden bloger MarkD w notce - Zwycięzca http://markd.pl/zwyciezca/  , ale żaden dziennikarz. (Jeden nawet miał szczerą wolę, ale widać mu nie pozwolono.)
Czekam na ten wysiłek, wciąż czekam, kiedy jakiś wolny dziennikarz  poświęci też trochę cennego czasu na odsłonięcie nie tylko afer, ale systemu, który na te afery zezwala. Czekam na prześledzenie choćby losów opozycji, która w tych samych sądach, nierzadko przed kolegami tych samych sędziów, którzy ich skazywali, domaga się rehabilitacji za represje i prześladowania już przez 20 lat.   
Powie ktoś, że marzę i skończę jak tysiące matek, żon i dzieci zamordowanych polskich patriotów w ubeckich więzieniach i od zomowskich kul; rozgoryczona i samotna. A Jaruzelskiego  i tak nikt nie osądzi. Jak nie osądzono morderców Generała „Nila”.

Niech tam, skoro tak być musi… Nie ma to dla mnie znaczenia. Po prostu każdy musi robić swoje. A moje, to nic innego, jak odzyskanie skrawka wolnej przestrzeni w Polsce dla takich jak ja.  Może i wygodnie jest żyć w ułudzie, że mam prawo leżeć na dowolnie wybranym boku, ale co ja zrobię, jak  lubię stać, patrzeć prosto w oczy i śmiać się w nos  tym, którzy chcieliby mnie zwalić z nóg, bo wydaje się im, że z takim jak ja już sobie skutecznie poradzili.