niedziela, 30 stycznia 2011

"Uczmy się od Żydów"

Napisał mi na Twitterze młody człowiek, że przeszłość Polski go nie interesuje, żyje teraźniejszością. Wszystko, co było nie ma już znaczenia. Owszem, groby bliskich, pamiątki po nich - tak, ale katastrofa, śmierć prezydenta, kto był z odznaczonych ostatnio przez Bronisława Komorowskiego TW? To już było i się zmyło. – jak mawia młodzież.
Wyraźnie młodym znudziła się nie tylko historia, ale w ogóle Polska.
Cóż, najlepszym lekarstwem na takie postawy jest wyjazd za granicę. Uczy pokory i szacunku dla własnego kraju. Po pierwszych zachwytach przychodzi czas na pokorne znoszenie upokorzeń i agresji tylko dlatego, że się jest obcym.

Dla tych upartych, wyzwolonych kosmopolitów mam mądry felieton posła Janusza Wojciechowskiego, opublikowany na stronie wpolityce.pl 27 stycznia 2010.
Uczmy sie od Żydów.

Posłuchajmy w dzisiejszej audycji:
20:16 Felieton: Janusz Wojciechowski - Uczmy się od Żydów (wstęp Katarzyna, czyta Katarzyna) http://wpolityce.pl/

Przypominam przy okazji, że 185 audycja Niepoprawnego Radia rozpoczyna się o godz. 19.OO http://radiopl.pl/

środa, 26 stycznia 2011

Kampanię wyborczą czas zacząć

Czego boi się Jarosław Kaczyński, wie Tomasz Kalita.
Ja nie wiem, czego się boi były premier i prezes PiS.
Wiem natomiast, co zrobiłby dziś z takimi politykami
Józef Piłsudski.


Nie na każde szczekanie trzeba reagować, a już na pewno
nie na takie, podyktowane, zatwierdzone przez WSI do
realizacji w polskich mediach w porozumieniu z NKWD, KGB,
FSB, GRU czy jak to się tam teraz nazywa?

Rzecznik SLD, łudząco przypomina Palikota, widać w tym
samym miejscu i od tych samych nauczycieli pobierał
lekcje.
Mniejsza z tym. Czy prędzej czy później skończy tak
jak Palikot.
Jeśli piszę o tej CZERWONEJ SWOŁOCZY (proszę mi wybaczyć, ale nie ma tu innego określenia dla piaru robionego w ten sposób), to dlatego, że przypomniała mi ona jakże wciąż aktualną broszurę Józefa Mackiewicza z 1944 r. - Optymizm nie zastąpi nam Polski.
Pisze on tam:
Dopóki istnieje bolszewizm na świecie, największym
wrogiem każdego narodu jest bolszewik danego narodu.
Gdybyśmy zatem chcieli uszeregować. Według numeracji,
aktualnych wrogów Polski, uzyskalibyśmy następującą tabelę:
Wróg nr 1- Polak bolszewik
Wróg nr 2 - Bolszewik w ogóle
Wróg nr 3 – Niemiec.


Zastanawiam się, do jakiej kategorii zaliczyć partie, kluby, polityków i ich rzeczników, którzy spolegliwie powtarzają kłamstwa propagandy putinowskiej. Mają na każde zawołanie formułkę „niecnego wykorzystywania do polityki katastrofy smoleńskiej”, sami robią to jednak bez zająknięcia i bez skrupułów szkodząc Polsce.

Myślę też i o tych, którzy bez namysłu przyjmują wersje
Kalitów o tajemniczych naciskach śp. Prezydenta na pilotów
i inne kłamstwa.
Do nich, jak znalazł, pasuje dalszy ciąg wspomnianej
tu broszury:
…wrogiem o numerze nadrzędnym, niejako przedpierwszym, jest ten dobry i uczciwy Polak, który nam wmawia, że bolszewizm nie jest straszny /…/, że walka przeciw niemu nie jest aktualna.

Naprawdę bolszewizm pod żadną postacią już nie istnieje, a haniebne wypowiedzi Kality to tylko marketing polityczny?

Od pewnego czasu moje myśli przy zmywaniu krążą wokół winnych słabości Polski, która dzięki tzw. reformie Balcerowicza, potem Buzka, wstąpieniu do UE miała z roku na rok stawać się krajem zasobnym i zbliżać się poziomem życia do Zachodu.
I był taki moment, taki krótki błysk nadziei w 2005 roku; obniżenie podatków, pobudzenie budownictwa, odnawianie dróg dzięki coraz większej zamożności samorządów i możliwości korzystania z dotacji unijnych, spadało bezrobocie, wielu Polaków wychodziło z bankowych pułapek kredytowych. Odnawiało mieszkania, kupowało samochody, inwestowało we
własny mały biznes. Stypendia dla absolwentów dawały szansę na zmniejszenie się bezrobocia wśród młodzieży kończącej szkoły i studia.

Od 2007 powoli wszystkie działania mogące pobudzić polską gospodarkę zamarły. A najgorsze jeszcze przed nami. Z szumnego expose premiera nie pozostało nic.
Kopie się nas i poniża na arenie międzynarodowej.
Byle agencina może dyktować newsy w niby-polskiej prasie, a rzecznik popłuczyn po PZPR robi nową gębę szefowi kosztem polskiej racji stanu. Zalewa nas tandeta, przytłacza najróżniejszy marketing, Od samych reklam różnych specyfików można się rozchorować.

Tych, którzy to widzą i znają przyczyny, ogarnia wściekłość.Setki blogowych notek suchej nitki nie zostawiają na rządzie Tuska.
Teraz mają łatwiej. Od feralnych występów Donalda Tuska po opublikowaniu raportu MAK wolno już krytykować szefa i wklejać zdjęcia, które dotychczas były zarezerwowane tylko dla Kaczyńskich.
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/21947/tusk_mina_pap550.jpeg

Biedny Tusk nie czytał widać Mackiewicza, bo jakby trochę podszkolił się w najnowszej historii, to wiedziałby, że z nim jest tak, jak niegdyś z Wasilewską, Wędrychowskim czy Berlingiem. Myśleli, że uprawiają politykę. Tymczasem, byli absolutnie niczym poza numerami oznaczonymi, zamiast cyfrą, własnymi nazwiskami na przynętę. Politykę uprawiali Sowieci.

Kto dziś ją uprawia w Polsce?

Narzekaniem i jazdą po Tusku niczego jednak nie zwojujemy. Będziemy też ostatnimi durniami, jeśli nabierzemy się na „konstruktywną krytykę” w łonie partii PO.

Tak sobie myślę machając ścierką w mętnej wodzie, że znowu jesteśmy robieni w konia. Bierzemy medialne rozpoczęcie kampanii wyborczej za początek końca rządów establishmentu za pomocą zmiany „numerów”, tymczasem schemat łudząco podobny jest do zmian I. sekretarzy PZPR.
Wódz zakrzyknie – POMOŻECIE?, a naród odpowie – POMOŻEMY!
I po wyborach będzie znowu "500" dni spokoju i intensywnej
pracy „reformatorskiej”.

Jest jakaś szansa?
Na początek logiczne myślenie i męska decyzja.Jeśli prawdą jest, że nie liczy się ten, kto podpisuje, ale ten, kto dyktuje, to pora ustalić, kto, co i dlaczego dyktuje i dlaczego tak potulnie wszyscy, to dyktando przepisują?

http://www.rp.pl/artykul/535226.html?print=tak

To jednak nie wystarczy. Jeszcze trzeba brać przykład z naszych wrogów i dotrzeć z wiedzą do każdego Polaka – niekoniecznie salonowym językiem i w postaci uczonych wywodów.
Pojawiła się nawet szansa. Kilku porządnych dziennikarzy straciło pracę w „niezależnych” mediach.

Będą tak biadolić i użalać się czy wezmą się do pracy?

środa, 19 stycznia 2011

Czas na marketing DOBREJ NOWINY

Nie, nie będę dziś pisać ani o raporcie MAK, ani o Tusku, to już przeszłość, choć wydaje się, że wciąż trwa.
O samej katastrofie pisze i mówi tylu mądrych ludzi, że gdzie tam mamie Katarzynie do nich. Mogę tylko wyrazić swoją wdzięczność i uznanie, że chce się im drążyć, czytać, dokumentować, prostować ścieżki w gąszczu dezinformacji i kłamstw. Narażać się na ośmieszanie i niewybredne ataki.


Jeśli cokolwiek mam do dodania, to może tylko jedno. Katastrofa smoleńska, jak nigdy dotąd, pokazała Polakom, kto naprawdę rządzi i gdzie pobiera żołd. Czy można sobie wyobrazić parlament, rząd, partie jakiegokolwiek kraju,który nie mówiłyby jednym głosem, w sprawie tak ważnej, jak wyjaśnienie okoliczności śmierci głowy państwa, dowódców i najważniejszych osób w kraju?
Nawet dzieciak jest w stanie zrozumieć, że od tego zależy nasza suwerenność. Jeśli można bezkarnie wsadzić do samolotu polskie władze i pozbawić ich życia, to można wszystko zrobić z takim państwem i jego mieszkańcami.

Nie przyjmuję do wiadomości, że to tylko marketing polityczny. Potulne podnoszenie ręki jak wódz każe, wytupywanie, gdy padają słowa prawdy, wręczanie kwiatów odpowiedzialnym za bałagan w państwie, nie może być jedynie przejawem lojalności partyjnej. Są granice, po przekroczeniu których można już tylko stanąć pod pręgierzem z tabliczką:
OJCZYZNĘ MIAŁEM TAM, GDZIE PŁACĄ NAJWIĘCEJ ZA ZDRADĘ
Szkoda, że pod tym pręgierzem staną zbyt późno, bo że staną, to nie mam wątpliwości.

Na marginesie najważniejszych newsów podsuwanych już nie tylko z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę, przemykają informacje równie istotne.
Od razu wyjaśniam, by nie było wątpliwości. Nie uważam, że wyjaśnienie katastrofy nie jest w tej chwili najważniejsze.
Jest to klucz do odnowy życia politycznego i naprawy Rzeczpospolitej. Tylko pozornie batalia o wyjaśnienie przyczyn katastrofy przysłania bieżące, gospodarcze czy społeczne problemy. Dobrze, że tematu nie odpuszczamy.

Wyobraźmy jednak sobie, że winni zostają ukarani i wyeliminowani z polskiej polityki,WSI rozwiązane. Są wybory, nie ma już PO, Tuska. I co? I co dalej? Czy widać więcej niż teraźniejszość?

Tak sobie rozmyślam, a po głowie wciąż chodzi mi zdanie mamy bł. ks. Jerzego. - Siebie zmieńcie, to i Polska się zmieni.
Pani Marianna Popiełuszko, matka zamęczonego w bestialski sposób księdza mogłaby nam prawić morały, grzmieć na mataczenie w śledztwie, bezkarność winnych mordu, zdradę i zapomnienie ideałów, dla których ks. Jerzy oddał życie, a ona mówi o modlitwie i o zmienianiu siebie.

I była na to szansa. Otrzymaliśmy w darze błogosławionego, który mógł przypomnieć, co w życiu jest najważniejsze, mógł nauczyć młodych modlitwy za Ojczyznę i służenia jej wiedzą, nauką i pracą, wiernością Dekalogowi.
Tymczasem odfajkowaliśmy tę błogosławioną dla Polski uroczystość. Ktoś się wystraszył w polskim Kościele wielkości zwykłego kapłana i zamiast duchowych wielomiesięcznych przygotowań do beatyfikacji, zafundowano nam marketing na rzecz Świątyni Opatrzności.
I gdzieś tam uleciały bez echa i bez refleksji słowa mądrej kobiety, która wiek przeżyła i doskonale wie, co życiu wskazuje drogę nadając mu sens i dlaczego jej syn ukochał modlitwę.

Marzy mi się rzucenie Polaków na kolana?

Tak, marzy mi się takie samo rzucenie na kolana, jakiego dokonał niegdyś Prymas Tysiąclecia Stefan kardynał Wyszyński.
Patrzył dalej niż ktokolwiek z ówczesnych Polaków. Kiedy już nie było w PRL skrawka wolności, kiedy wszystko zagarnięto, kościoły dla patriotów były otwarte dzień i noc. I nic to, że wielu z szukających pomocy pisało potem donosy, nic to, że i pod sutannami ukrywali się współpracownicy tajnych służb.
Pod oficjalną propagandą i zniewoleniem płynął wartki nurt wiedzy kształtującej charaktery i patriotyzm. To nieprawda, że tamto działanie było bezowocne. Wmawia się nam to, abyśmy zwątpili. Wielu z tamtych uczestników potajemnych spotkań na plebaniach i kościołach do dziś służy, wychowało też swoich następców. Tłumy żegnające Prezydenta i Jego Małżonkę, Ofiary katastrofy, służba harcerzy, Marsz Wolności, Ruch przypominający każdego miesiąca datę 10 kwietnia, najdobitniej o tym
świadczy. Widać też przy okazji, jak ogromny jest głód tożsamości narodowej, tylko nie ma już wśród nas Wielkiego Prymasa, który umiałby go zaspokoić na miarę współczesności.

Czy jednak dziś taki nurt, płynący niezależnie od zalewu propagandy, tandety i kłamstw jest możliwy?

TO MUSI BYĆ MOŻLIWE! Inaczej po prostu Polski nie będzie, bo nikomu nie będzie potrzebna.
Zacznijmy jednak od siebie. Nasz naród otrzymał kolejny niezasłużony dar.

JAN PAWEŁ II WIELKI POLAK 1 MAJA NA PLACU ŚW. PIOTRA ZOSTANIE OGŁOSZONY BŁOGOSŁAWIONYM.

Nie pozwólmy, by szansa odnowy ducha polskiego i tym razem została zmarnowana.
Jakoś od pewnego czasu gnębi mnie niejasne przeczucie, że skoro już nie można było tej beatyfikacji przeszkodzić, to czerwoni obywatele świata czasowo przefarbowani na socjaldemokratów i liberałów zrobią wszystko, by ją pomniejszyć i sprowadzić do łzawej uroczystości, tak jak to robiono z pielgrzymkami do Ojczyzny Ojca świętego. Może warto już teraz usiąść do Jego pism, czytać i modlić się za Ojczyznę, pracować dla siebie i dla niej tak jak On nas tego uczył? Może warto pomyśleć o organizowaniu się nie tylko na modlitwie, ale i nauce z niepoprawnych podręczników?

Może czas na marketing DOBREJ NOWINY? Bo tak sobie myślę, że PO przeminie, Tusk przeminie, ale tylko po to, by jak mawiał Prymas Wyszyński, butelka wódki przeszła z rąk jednego pijaka do rąk innego.

środa, 12 stycznia 2011

Kiedy nam życie zaszkodzi…


Mężczyzna zarażony wirusem A/H1N1 zmarł w szpitalu św. Łukasza w Tarnowie. Kolejne przypadki zachorowań zanotowano w Łodzi, w Krakowie, a także w województwie śląskim. W poniedziałek wczesnym popołudniem w ministerstwie zdrowia będzie obradował komitet pandemiczny.


Młody mężczyzna zakażony wirusem A/H1N1 zmarł w Szpitalu Wojewódzkim im. Św. Łukasza w Tarnowie - poinformowała dyrektor placówki Anna Czech.



W Słupsku zmarł zakażony wirusem A/H1N1 41-letni pacjent Szpitala Wojewódzkiego. Drugi w poważnym stanie leży w szpitalu. Istnieje podejrzenie zakażenia u dwóch innych pacjentów. Wirus niebezpiecznej grypy zabrał już 2 ofiary. Drugą jest dwuipółletnie dziecko z Kętrzyna.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8926094,Kolejna_ofiara_swinskiej_grypy__41_latek_ze_Slupska.html

W tym samym artykule czytamy:

„Wirus A/H1N1wywołał dwa lata temu pandemię grypy . Eksperci alarmują, że w tym roku świat może czekać druga fala pandemii. Jednak według naukowców wirus ten nie jest bardziej niebezpieczny od zwykłej sezonowej grypy, a wokół ogłoszenia przez Światową Organizację Zdrowia stanu pandemii narosło wiele kontrowersji” .

I tak każdego dnia. A ulubionym zdjęciem jest ręka, w którą wkuwa się zbawienna igła sącząca ze strzykawki szczepionkę.

Tak w polskiej prasie(ciekawe czy w innych krajach też) postępuje zmiękczanie naszej  odporności na marketing farmaceutyczny. Jeszcze kilka lat temu mogłam przeczytać, że szczepienie przeciwko grypie nie ma sensu, ponieważ szczepionka zawiera wirusy już nieaktualne. Każdy sezon ma swoją grypę.  A tu patrzcie, A/H1N1 jest niezniszczalny.

Dziś karty zostały wyłożone na stół:

Do lekarzy zgłasza się coraz więcej pacjentów z wysoką temperaturą, bólem głowy, mięśni. Takich objawów lekceważyć nie wolno. To może być grypa. Do tej pory w Radomiu i w powiecie odnotowano łącznie ponad 3,6 tys. przypadków tej choroby. To nie epidemia, ale okres, w którym chorujemy najczęściej, dopiero przed nami.

 

 Widać współpraca z lekarzami nie układa się najlepiej, bo nawet ewidentne przypadki grypy często w kartach pacjentów są  opisywane jako zwykłe przeziębienie. Znam to z rodzinnego doświadczenia. Dlaczego? Tego akurat nie wiem, ale gra toczy się na pewno nie o nasze zdrowie, lecz kasę.

Czy w podziale tej kasy biorą również udział media, prasa  i dziennikarze?

 

Pieniądze nie śmierdzą, w końcu grypa to nie zawał i o śmiertelną dawkę pavulonu nikt nie posądzi. Nikt też nie będzie wiedział czy zachorował łagodniej, bo zaszczepił się przedtem, czy po  prostu jest jego organizm odporny.  Nikt nie dociecze czy zachorował na grypę, bo nie zaszczepił się, czy też zachorowałby  nawet, gdyby to zrobił. A może to tylko było przeziębienie?

 

Doprawdy, z grypą to złoty interes dwa razy do roku. Od placebo aż półki uginają się w sklepach spożywczych. Gdyby ludzie jeszcze chcieli się szczepić, to kasa lałaby się prawie przez cały rok. Przećwiczono to na ptasiej grypie. Znaleźli się tacy wybitni aktorzy jak Kazio Marcinkiewicz i wszyscy uwierzyli w śmiertelne zagrożenie.

 Dobrze było, ale się skończyło. Niektóre państwa po ogłoszeniu pandemii świńskiej grypy wydały ogromne pieniądze na szczepionki, których obywatele wcale nie chcieli.

 

Tym razem Polska jednak nie dała się nabrać. Nie wiem jakim cudem, ale Ewie Kopacz udało się nie ulec presji koncernów i nie zakupiła szczepionek.  A my przy okazji dowiedzieliśmy się, że za owe panaceum na grypowe świństwo producenci nie chcą wziąć odpowiedzialności.

Nie przeszkadzało to jednak straszyć nas  pandemią. Presji uległ nawet ś.p. Janusz Kochanowski zamierzając za swoją chorobę żądać od ministerstwa symbolicznej złotówki odszkodowania. Strach pomyśleć, co by było, gdyby szczepienie było obowiązkowe.  Cyniczna gra koncernów żerujących na strachu, niewiedzy i biedzie zakończyła się na Ukrainie.

 

W efekcie Specjalna Komisja  Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy wszczęła śledztwo sprawdzające czy Światowa Organizacja Zdrowia pandemii nie wymyśliła  pod naciskiem koncernów farmaceutycznych.

 

Każda grypa jest niebezpieczna, bo niesie za sobą, jak wszystkie choroby wirusowe, groźbę powikłań, stąd nasze babcie, mamy przestrzegały przed przechodzeniem grypy. Pakowały nas do łóżka, poiły miksturami na poty, wyciągały ze spiżarek maliny, żurawiny, miód i czosnek. Smarowały olejkiem kamforowym plecy i stopy, czuwały w nocy, gdy temperatura podnosiła się niebezpiecznie, robiły kompresy. Nigdzie się nie śpieszyły, nie musiały bać się, że szef skrzywi się na kolejne zwolnienie, były dla nas. Dziś jest inaczej. Standardowe 3-5 dni zwolnienia i trzeba do pracy, a dzieci do przechowalni. Nierzadko kończy się to długotrwałym leczeniem powikłań. Czasem tych powikłań nie wytrzymuje organizm i kończy się tragicznie tak, jak tragicznie kończy się wiele innych chorób, o których w sezonie grypowym milczy prasa. Widać nie są tak interesujące jak „newsy” w stylu – „Grypa A/H1N1 zaatakowała Śląsk”.

 

A ja tak sobie przy tym moim zmywaku rozmyślam. O co tak naprawdę chodzi tym razem? O wyprzedaż zalegających w magazynach szczepionek? Czy może o to?

 

Temat pandemii ma się również znaleźć w programie sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, która odbędzie się między 25 a 29 stycznia. Przewodniczący Zgromadzenia Lluis Maria De Puig decyzję o ogłoszeniu pandemii świńskiej grypy nazwał "największym skandalem medycznym w historii".

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7446375,Bedzie_sledztwo_WHO__Pandemia_A_H1N1_mogla_byc_celowa.html

 

Zastanawiam się też, ile tak naprawdę kosztowałyby leki, gdyby od ich ceny odjąć agresywne kampanie reklamowe koncernów farmaceutycznych, które jak hieny cmentarne czuwają, kiedy nam życie zaszkodzi.

 

środa, 5 stycznia 2011

Ach, ta dzisiejsza młodzież!

Słyszę zgorszone głosy wokół mnie i w internetowych dyskusjach. Ach, ta dzisiejsza młodzież! Pije, ćpa, łajdaczy się. Jest bez ideałów, lekko traktuje seks, nie jest wytrzymała na przeciwności losu, nie radzi sobie ze stresem. A w ogóle jest agresywna i chamska.

To takie obiegówki, z którymi trudno dyskutować, bo zarówno krytykujący jak i młodzież jest różna. Winę za rozluźnienie obyczajów upatruje się w wychowaniu bezstresowym, zapracowaniu rodziców, braku stawiania wymagań w szkole, presji grup rówieśniczych, mody czy po prostu braku szans (bezrobocie, bieda).
Sama mogę podać wiele przykładów zachowania młodych ludzi, które najgrzeczniej mówiąc, szokują normalnego człowieka.
Ostatnio jechałam tzw. okejką po zakupy.  Z tyłu dobiegała do mnie rozmowa;
- Ja tego tak… (…przerywnik burdelowy) nie zostawię. Powiedziałam jej …(…przerywnik burdelowy). Co o tym…(…przerywnik burdelowy) sądzisz?
Ponieważ słyszałam miły, dziewczęcy głos, absolutnie nie pasujący do przerywników, obejrzałam się. I zobaczyłam chłopca i dziewczynę. Oboje jak z żurnala.  Młodzi, dorodni, piękni i z natury i z wyglądu, a słownik jak z rynsztoku. Dlaczego? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Czy można tu mówić o jakiejś patologii, degeneracji? Modny ubiór, kosmetyki, wypasione komórki… bieda? Chyba nie. A jednak takie słownictwo onegdaj słyszałam wśród podpieraczy budek z piwem. Zrobiło mi się ich żal.

Każdy problem niedostosowania społecznego czy nawet konfliktu z prawem, alkoholizmu narkomanii jest inny. Statystyki są nieubłagane:
  • Piwo pije 73% chłopców i 67% dziewcząt
  • Wino 69% chłopców i 36% dziewcząt
  • Wódkę zaś odpowiednio 14% i 7%
Podobno według badań, prawie każdy młody człowiek zna albo dilera, albo osoby, które biorą narkotyki. Znaczna ich część również chociaż raz ich spróbowała. Są obecne na dyskotekach i prywatkach.

Po Sylwestrze oburzenie; młodzież chlała, ćpała i rzygała.
Nie znam wieku tych oburzonych, ale widać nie są w moim, bo inaczej pamiętaliby, że w każdym pokoleniu jest narzekanie na młodzież i w każdym pokoleniu aktualne jest przysłowie – „Zapomniał wół jak cielęciem był”. Nawet za komuny, kiedy wolno było chodzić po mieście tylko do 20-tej, a za papierosy i alkohol wylatywało się ze szkoły, młodzież nie była wolna ani od picia, ani od wąchania czy narkotyków. Seks też nie był tylko małżeński. Czy można mówić o podobnej skali? Nie wiem, bo wtedy o tym się ani nie mówiło, ani nie pisało. Mogę posługiwać się swoimi obserwacjami. W ogólniaku byliśmy grzeczni, a jeśli był alkohol, to w domu, gdy rodzice wyjechali. Inaczej rzecz miała się w internatach. Tu tradycyjnie znajdowano sposoby na późne powroty i czasem lała się czysta z czerwoną kartką lub bełt.
Za to życie studenckie, chyba było podobne jak dziś. Od imprez nikt nie stronił, a  akademik mimo pilnowania porządku przez jawnych i tajnych cerberów, nierzadko chwiał się od nadużycia procentów, zwłaszcza po zaliczeniach czy egzaminach. 

Dziś więc przesunęła się  wyraźnie granica swobody niedozwolonej, niszczącej psychikę i zdrowie dzieci i młodzieży. Ale stało się coś więcej, coś bardziej niepokojącego; przesunęła się granica bezsilności wobec takich zachowań zarówno w domu jak i w szkole czy na ulicy. Oczywiście, nikt nie przyzna się do bezsilności, więc możemy mówić tu jedynie o tolerancji niewłaściwych zachowań. 

Coś mi się jednak wydaje, że bezsilność jest udawana, a tolerancja wymuszona biznesem.  Przecież starzy nie pójdą pod ratusz strzelać landrynkowym winem musującym, nie zaopatrzą się w zgrzewki browarów. Na młodych szukających taniego Sylwka zawsze można liczyć.
Lepiej jest usiąść ze znajomymi przy stole, pić w cieple swoją wódeczkę, rozmawiać o trudnych czasach i trudnej młodzieży, niż zainteresować się, co w tej chwili moje kilkunastoletnie dziecko robi.

Stało się jeszcze coś, czego ja w młodości nie doświadczyłam. Nigdy nie usłyszałam od osób starszych, odpowiedzialnych za mnie, że przekraczanie granic jest „normalką”. Każdy z nas wiedział o konsekwencjach picia, ćpania czy wagarowania i był szczęśliwy, że jakiś wybryk mu uszedł płazem. Doskonale wiedzieliśmy, co nam wolno, a czego nie. Normalne było nie przekraczanie granic, lecz  skłonność przypisana młodości i buzującym hormonom łamania tabu. Zawsze zakazany owoc  pociągał i czasem skutki tego były opłakane. Tragedia zaczyna się jednak dopiero tam, kiedy próbowanie zakazanego owocu staje się normą.

Wchodzę na niebezpieczny teren narzekania na młodzież i szukania winnych?
Zgoda. Zmieniam temat i zaczynam się zastanawiać, może mi ktoś odpowie lub wskaże, gdzie wiedzy szukać.

Jak to jest, że młodzi chcą studiować, nierzadko pracują i ciągną dwa fakultety? Ja miałam wakacje wolne. Czasem pracowałam jeden miesiąc, by przez następne dwa  odpoczywać. Pokażcie mi dziś młodzież, która nie szuka zarobku w czasie wakacji w Polsce lub za granicą.

Jak to jest, że znajdują czas na treningi i naukę języków, godzinami ćwiczą w szkołach muzycznych, kończą przeróżne kursy, udzielają korepetycji?

Dla zdobycia upragnionych kwalifikacji gotowi są za darmo pracować w renomowanych firmach. 

Skąd ta młodzież działająca w różnych wspólnotach, skąd młodzi ludzie pracujący w hospicjach, na koloniach dla dzieci z rodzin ubogich?

Czy młody, cyniczny drań; bez zasad, szacunku do starszych, bez ideałów, wielkich marzeń mógłby być zwerbowany do sekty? A jednak każdego roku różne sekty werbują w czasie wakacji młodych ludzi?
Czego tam szukają, dlaczego godzą się na wyrzeczenia, dlaczego guru staje się ważniejszy od rodziców, przyjaciół?

Może to i prawda, że dzisiejsza młodzież jest okropna, ale co my, dorośli, o niej tak naprawdę wiemy?