czwartek, 31 października 2013

"Powrót do domu"

Wydawać by się mogło, że nikomu nie jest dziś potrzebny patriotyzm, a używany jest głównie do wyborczych podziałów na śmierć i życie.
W komentarzach pod jednym z artykułów na temat polskości i patriotyzmu przeczytałam kiedyś:
„Polakiem i patriotą to być trzeba i należy, ale tylko w przedszkolu, albo może jeszcze na początku podstawówki, ale jak ktoś nawet w dorosłym życiu nie dorósł do tego, by z tego wyrosnąć, to już żaden lekarz temu nie zaradzi...”.

Jak się z patriotyzmu wyrasta, doprawdy, nie umiem odpowiedzieć i nie chce mi się nawet o tym myśleć. Ale gdzieś, mimo sarkazmu wielu tzw. wyleczonych z miłości do Ojczyzny, kryje się tajemnica wierności swojej ziemi, rodzinie i swojemu domowi na przekór wszystkim przeciwnościom i stratom osobistym.

Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny.

Nikt nie pyta, skąd bierze się nasza solidarność ludzka i narodowa w tym dniu. Dlaczego zamawiamy w swoich parafiach wypominki i msze żałobne, dlaczego przemierzamy setki kilometrów, by wyczyścić zimną płytę nagrobną z jesiennych liści, postawić znicze, kwiaty, zmówić: Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie… . Tak robili nasi dziadkowie, rodzice, tak i my postępujemy. To jedna z najtrwalszych polskich tradycji.
Skąd w nas taka potrzeba czytania dat narodzin i śmierci na pomnikach, dlaczego coś ściska za gardło, gdy w alejkach cmentarnych unosi się nie tylko poświata światełek, zapach chryzantem, ale i szmer rozmów toczonych nad mogiłami?
Skąd tęsknota, przemieniająca się w fizyczny ból, gdy wspomnimy, że nasi najbliżsi leżą gdzieś w bezimiennych dołach, wykopanych dla zsypania kości, bo ślad po nich miał zaginąć, bo na ich mogiłach powstało kołchozowe blokowisko? Dlaczego wzruszeni, wysyłamy znicze na groby żołnierskie, na groby wielkich Polaków spoczywających we Lwowie czy na wileńskiej Rossie?

Pytań jest w tych szczególnych dniach tyle, ile pojedynczych, rodzinnych i narodowych ludzkich losów i nie sposób ich ogarnąć jedną myślą i jedną pointą.

Cichną spory, milknie gwar, gdy musimy zmierzyć się i z własnym przemijaniem.
Jeśli nie wiesz dlaczego we Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny odwiedzasz groby najbliższych, przyjaciół, rodaków rozrzuconych po całym świecie, to mama Katarzyna na pewno nie da Ci odpowiedzi, bo kryje się ona w tym, czym byłeś nakarmiony w swoim domu rodzinnym, jak zostałeś wychowany i jaki jest Twój świat wartości. Jednym słowem w jakiej tradycji wzrastałeś, jaki testament przekazali ci przodkowie. Ale jest coś co łączy nas wszystkich, co bardzo denerwuje tych, którzy chcieliby posiąść nasze myśli i pragnienia na własność, by łatwiej było nami kierować.
Jest nią tęsknota za własnym domem, za jedynym miejscem na ziemi, o którym możemy powiedzieć, że jest nasze bez względu na to, gdzie jesteśmy, co robimy i do czego dążymy.
Dla jednych to dom dzieciństwa, dla innych zbudowany dla swojej rodziny.

Przychodzi nieoczekiwanie; w zapachu, w geście, potrawie, zdjęciu, w światłach rozbłyskujących w oknach obcych, kiedy samotnie przemierzasz ulice miasta o zmroku. Mijają cię ludzie, śpieszą do swoich spraw, zgrzyt tramwajowych zwrotnic każe ci uważać, byś się nie zagubił w rojowisku, a ty dałbyś wszystko, by znaleźć się na kolanach taty, przytulić się do mamy i bezpiecznie zasnąć w cieple ich ramion.

Minęło wiele lat, a ja wciąż pod powiekami trzymam obraz rozświetlonych okien wrocławskich mieszkań podglądanych z mknącego pociągu. Przemierzałam tę trasę z Żagania do Opola kilka razy do roku przez pięć lat i za każdym razem to samo uczucie, to samo pragnienie; powrotu do rodzinnego domu.

Sielanka? Życie jest bardziej prozaiczne, a czasem okrutne? Możliwe. Nie zaprzeczam, że nawet z najbardziej kochanego domu ma się czasem ochotę uciec. Ale tak właśnie rządzi nami tęsknota. To ona sprawia, że na monet zapominamy o ciosach, ranach, biedzie, swarach i gnamy każdego roku w drugi koniec Polski, by odwiedzić nieme mogiły, spotkać się z rodziną, powspominać, naładować życiowe akumulatory. Nieważne, że na co dzień jesteśmy daleko, czasem za morzem, na wyspach, gdzie wiedzie się nam całkiem dobrze, gdzie zbudowaliśmy nowy dom rodzinny dla swoich dzieci. Liczy się tylko to, że „hen gdzieś tam „za górą, za mgłą jest rodzinny twój dom”, do którego możesz wrócić, rozmawiać w ojczystym języku o wszystkim, co absolutnie nie jest zrozumiałe dla obcych znad Tamizy czy z Nowego Jorku. Najpierw miłość, przywiązanie, tęsknota, potem już wszystko jest proste. Stajemy się chorzy na Polskę i nikt nas z tego już nie wyleczy. Jak dobrze, że wciąż jeszcze nie wynaleziono na tę przypadłość skutecznego lekarstwa.

Władysław Walec "Powrót do domu"

_____________________________________

Możesz też posłuchać:

 

 

czwartek, 24 października 2013

Panie Boże, chroń nas od przyjaciół…


Chocholi taniec trwa ku uciesze agentów Rosji oraz odpowiedzialnych za lot delegacji na groby pomordowanych przez sowiecką Rosję polskich oficerów w Katyniu. Nie ma winnych, nie ma odpowiedzialnych, są z jednej strony oszołomy, a drugiej  nagrodzeni za wierną służbę odznaczeniami i posadami w polskich ambasadach. Niestety dzieje się to również tak wskutek naiwności, czasem wręcz głupoty i nadgorliwości wszystkich, którym zależy na odsłonięciu prawdy.


Ponad trzy lata trwa już śledztwo smoleńskie, które ze strony rządowej, koalicji parlamentarnej, SLD oraz prezydenta RP, sprowadza się do uwiarygodniania raportu MAK i utwierdzania w społeczeństwie polskim przekonania, iż wszyscy, którzy nie przyjmują do wiadomości, że brzoza złamała skrzydło, a  prezydent i generał Błasik zmusili do lądowania w białej mazi mgły na grzęzawisku załogę Tu -154M, to oszołomy z Tworek. Nie znają się bowiem na prawach fizyki i dlatego nie mogą pojąć, jak to jest, że spadający samolot nie narobił dziur w ziemi i rozsypał się ostatecznie w drobny mak  z wysokości 5 metrów. 


Pieniądze podatnika idą na wywoływanie szumu medialnego i prowokacji, które mają utwierdzić znużoną masę siedzącą przed szkłem kontaktowym, że to nieodpowiedzialna gra partyjna Jarosława Kaczyńskiego, PiS  i Antoniego Macierewicza. Dzięki temu wciąż można ogłaszać tzw. „rewelacje dotąd niepublikowane”, ośmieszać i podważać wiarygodność  ekspertów zespołu parlamentarnego, zastraszać naukowców polskich uczelni, zagłuszać prowokacjami ich wypowiedzi  na Skype, omijając jednocześnie  konfrontację opinii  za pomocą argumentów i dowodów.


Chocholi taniec trwa ku uciesze agentów Rosji oraz odpowiedzialnych za lot delegacji na groby pomordowanych przez sowiecką Rosję polskich oficerów w Katyniu. Nie ma winnych, nie ma odpowiedzialnych, są z jednej strony oszołomy, a z drugiej  nagrodzeni za wierną służbę odznaczeniami i posadami w polskich ambasadach. 

Każde, choćby nieistotne dla sprawy, wydarzenie podejmowane jest z hukiem i komentowane aż do zmęczenia odbiorców. 
Niestety dzieje się to również tak wskutek naiwności, czasem wręcz głupoty i nadgorliwości wszystkich, którym zależy na odsłonięciu prawdy.
 

II Konferencja Smoleńska, zorganizowana przez naukowców dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy na podstawie dostępnych  informacji, zdjęć, ekspertyz i symulacji, wywołała istną histerię, która nie tylko ma zniechęcić Polaków  do żądania skutecznego wyjaśnienia przyczyn katastrofy, ale też do jakiegokolwiek interesowania się tym tematem. 

Co może w tej sytuacji myśleć taka zwykła szara mysz, np. mama Katarzyna, tłuczona niczym  tłuczkiem do kartofli sprzecznymi informacjami?
 

Mam na to swój bardzo prosty sposób oceny doniesień medialnych. Trzymam się zdrowego rozsądku, a ten wciąż niezmiennie przypomina mi pierwsze informacje płynące ze Smoleńska zaraz po katastrofie. 

Pani ze szklanego ekranu zapewniała wszystkich Polaków, że części samolotu, jak to się dzieje przy każdej katastrofie lotniczej, zostaną skrupulatnie zebrane, przewiezione do Polski i poskładane wg schematu budowy samolotu, co pozwoli na ustalenie przyczyn tragedii. 

Zdrowy rozsądek przypomina mi o tym, co się dalej działo, co zrobiły polskie władze i polski parlament, by nie doszło do rzetelnego badania wraku. 

I zdrowy rozsądek każe mi myśleć, że tym sposobem tuszuje się popełnioną zbrodnię unikając odpowiedzialności. 
Nie wiem czy to prawda, ale za to wiem, że strona rządowa robi wszystko, bym tak myślała. Dlaczego? Tego też nie wiem.

Fakty utwierdzają też mój zdrowy rozsądek w przeświadczeniu, że Rosja raz po raz wykorzystuje katastrofę smoleńską do szantażowania polskich władz i wywoływania politycznych sporów, kopania partyjnych rowów przy milczącej aprobacie NATO, USA i Unii Europejskiej.  Niech się pozagryzają, łatwiej będzie nimi sterować.


Dlaczego polskie władze to kupują? Dlaczego posłowie PO, PSL, SLD haniebnie głosowali za oddaniem śledztwa Rosji? Dlaczego nie chcieli przyjąć uchwały żądającej zwrotu wraku? Dlaczego tak ochotnie, nie czekając na oficjalny komunikat o śmierci prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego marszałek Komorowski przejął władzę? Dlaczego  z takim zaparciem, godnym lepszej sprawy, utrwala wynik raportu MAK?  


To są pytania, na które z pewnością znają odpowiedź politycy rządzący. A póki milczą, mam prawo nazywać ich Targowicą, bo dziś już wiadomo, że tym  nie tylko nie poprawili stosunków z Rosją, która umie rozmawiać tylko z pozycji siły, ale wręcz osłabili polską pozycję w UE i NATO. Kto będzie się liczył z krajem, którego władza tupie i prześladuje legalnie wybranych  posłów, naukowców, rodaków, chcących wyjaśnić śmierć bez precedensu polskiego prezydenta, władz państwowych i najwyższych dowódców Wojska Polskiego?
 

Wydawać by się mogło, że w tej sprawie polskie partie powinny mówić jednym głosem. Dlaczego nie mówią?

Nie mam żadnych wątpliwości, że kiedyś Polacy o tym, komu zawdzięczają degrengoladę życia politycznego i  upadek suwerenności Polski, dowiedzą się i  pisać o tym będą w podręcznikach historii Polski. 


Póki jednak tak się nie stanie,   mam swoje antidotum na lejącą się dezinformację dziennikarskich cyngli i propagandę rządową.
Za każdym razem, kiedy wybucha kolejny szum medialny, pytam:

 
Czy już zwrócono Polsce wrak? I teraz wreszcie będzie pieczołowicie badany przez polskich i międzynarodowych ekspertów? 

Czy postanowiono dokonać własnych badań  ciał ofiar katastrofy, naprawiając choć w części bezprawny zakaz otwierania trumien i zaniechania sekcji zwłok?
A może Rosja już przysłała prawdziwe wyniki sekcji? 
Może prokuratura i komisja Laska zwróciła się do rosyjskich śledczych ze stanowczym żądaniem wyjaśnienia skandalicznie przeprowadzonych sekcji ciał ofiar w Rosji? 
Może polski Parlament podjął uchwałę wspierającą te żądania, a prezydent pod nią się podpisał? 
A może premier Donald Tusk zwrócił się o pomoc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy do Parlamentu Europejskiego? 
 - Nie? To o czym my dyskutujemy?! O co mamy pretensje do prof. Rońdy? Bo kłamał Kraśce, bo  się zbłaźnił,  nadużył zaufania? Wolne żarty.

Nawet jeśli prof. Rońda  podkopał wiarygodność zespołu Macierewicza, nadwyrężył swój honor naukowca i pomógł pismakom w zagłuszaniu przebiegu II konferencji smoleńskiej, to jakie to ma znaczenie wobec faktu, że ani polska prokuratura, z Seremetem na czele, ani komisja  Laska nie zrobiła nic, by merytorycznie wyjaśnić przyczyny smoleńskiej tragedii. 


Zespół Macierewicza może się mylić, nie ma możliwości prawnych, nie ma pełnego dostępu do informacji, do badań wraku, do wyników sekcji zwłok. Jest zespołem ludzi dobrej woli, którzy wykorzystują swoją wiedzę swój czas i swoje pieniądze do wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
 

Póki organy polskich władz, zobowiązane do rzetelnego śledztwa, nie tylko nie wypełniają swoich obowiązków, ale wręcz utrudniają pracę innym, mataczą, sieją zamęt i wykorzystują media do propagandy wrogiej Polsce, wara im od zespołu Macierewicza i jego ekspertów.
 
Pogadać sobie mogą, mają potężne tuby, Owsiaków i Niesiołowskich też jest w bród, ale to nie wystarczy, by zamazać prawdę. Ona i tak kiedyś wyjdzie na powierzchnię życia politycznego. I oby jak najprędzej.


Martwić może co innego. Nasza reakcja na prowokacje. 

Nie mogę się nadziwić, dlaczego kupiliśmy skypową hucpę, dlaczego tylu porządnych dziennikarzy i blogerów skrupulatnie analizowało wyczyn prof. Rońdy oskarżając Macierewicza i członków zespołu parlamentarnego o naiwność.
Prowokacje udały się Laskowi i mainstreamowym mediom nie tylko dlatego, że ktoś im usilnie pomaga i przygotowuje je z cyniczną konsekwencją rodem z esbeckiej szkoły. 

Udały się również dlatego, że my kupiliśmy je i ponieśliśmy dalej, zamiast zrobić to, co od kilku lat robią lemingi na różnych stanowiskach; idą w zaparte, bronią, albo milczą, gdy krytykowana jest PO czy rząd. 

My natomiast wykrzywiamy twarze w grymasie niezadowolenia i atakujemy tych, którym ma prawo coś nie wyjść, bo pracują w ekstremalnie niesprzyjających warunkach. Głupota czy nadgorliwość? 

Oby wskutek tej nadgorliwości członkowie zespołu i eksperci biorący udział w rzetelnym badaniu przyczyn katastrofy nie musieli modlić się: Panie Boże, chroń nas  od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzimy. 


 Smolensk-2010.pl
GŁOSOWANIE Nr 1 – POSIEDZENIE 66.Dnia 06-05-2010 Godz. 20:07 
Lista zaprzańców jest znana
II Konferencja Smoleńska

_____________________________________
Możesz też posłuchać:

 

 

czwartek, 3 października 2013

Biznes ezoteryczny boi się wolności



 A mnie akurat ten duchowy wymiar chadzania Polaków do wróżek, kupowania czasopism dla horoskopów, noszenia w torebkach i kieszeniach magicznych kamieni i obwieszania się znakami zodiaku bardziej interesuje od finansów.



 „Kościół wraz ze swymi „duchowymi komandosami”, jakimi są egzorcyści, ewidentnie psuje biznes całej ezoterycznej branży” – napisał w swej ostatniej notce Gadający Grzyb. TUTAJ 
Wyliczył, kto i ile na tym biznesie zarabia i dlaczego Kościół psuje interes mówiąc o zagrożeniach, jakie niosą usługi ezoteryczne. Zastrzegł się jednak, że koncentruje się wyłącznie na finansowym aspekcie zjawiska nie poruszając problemu duchowego.
A mnie akurat ten duchowy wymiar chadzania Polaków do wróżek, kupowania czasopism dla horoskopów, noszenia w torebkach i kieszeniach magicznych kamieni i obwieszania się znakami zodiaku bardziej interesuje od finansów. Choć niewątpliwie w tym, według starego porzekadła – jeśli nie wiesz, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze – kryje się źródło przymykania oczu ateistycznych środowisk, walczących z religią,  na gusła zaczarowanych odważników, wirujących stolików i  kart tarota.

By zarobić trzeba jednak zniewolić, uzależnić, odciągnąć od ołtarza nie tylko w wymiarze ofiar składanych przez wiernych do koszyka, ale przede wszystkim duchowym.
Nie ma chyba nikogo spośród czytelników notki Gadającego Grzyba, kto by nie przyznał mu racji i kto by w swoim otoczeniu nie miał naiwnych, zasilających kasę przemysłu ezoterycznego.
Znam kilka osób i to nie tylko kobiet, które po przetarciu oczu wczesnym porankiem przy kawie sięgają po horoskop czy to w Internecie, czy to w specjalnie do tego celu zakupionej gazecie.
Poranna kawa w biurach zwykle zaczyna się od tłumaczenia dziwnych majak sennych i sięgania do  senników pieczołowicie przechowywanych w szufladach biurka. 
Są to nierzadko ludzie z wyższym wykształceniem, w wielu wypadkach deklarujący się jako niewierzący racjonaliści, u których  żadnej refleksji nad idiotyzmem wiary w zabobony przy jednoczesnym odrzucaniu wiary w Boga nie uświadczysz.
Pal sześć jeśli to tylko idiotyzm, niezdrowa ciekawość, nieuświadomiona tęsknota za czymś tajemniczym, co urozmaici nudne urzędnicze życie.  Gorzej, gdy zaczynają się, jak to w życiu bywa, kłopoty zawodowe czy rodzinne; groźba utraty pracy, bankructwo, choroba, zdrada czy problemy z dziećmi.
Nie ma mocnych, kiedy człek wystraszony, upokorzony czy bezradny, każdej, nawet najbardziej złudnej nadziei się chwyta, chyba że w Bogu pokłada nadzieję, wtedy nie przyjdzie mu do głowy badać przyszłość u wróżki i szukać lekarstwa u szamana. A jeśli nawet przyjdzie, bo ktoś taką myśl podsunie, odrzuci ją, wiedząc, że zło jest realne, choć zrazu niewidoczne.

Ba, ale gadać dobrze, gdy nie przygniata nieszczęście. 
Z wiarą, która góry przenosi i zła się nie ulęknie, człowiek się nie rodzi. To proces duchowego dojrzewania i nie zawsze sprzyja mu płytka religijność wsparta pobożnymi praktykami religijnymi. Chodzą one bardzo często obok siebie.  
Znałam bogobojnego, wykształconego teologicznie i filozoficznie  proboszcza, który przed śmiercią z powodu zaniedbanej cukrzycy szukał pomocy w medycynie alternatywnej u miejscowej „zamawiaczki”.

Bezradnie patrzyłam jak  przyjaciółka szukała pomocy u wróżki, bo rodzina córki się rozpadała. Ta czyściła jej portfel nie bacząc, że kobieta zadłuża siebie i rodzinę.

Znałam wiejskiego felczera, który zamiast kontynuować medyczną naukę, chodził z wizytą do chorych przynosząc „odpromienniki”. Własnej żonie poziom cukru „obniżał” wahadełkiem, a kiedy wykryto u niego raka,  wybrał sznur zamiast lekarską pomoc i terapię w szpitalu.   

Bywa, na szczęście, też inaczej.  Przed głupotą ochronić` może czasem jedno mądre zdanie.
Kiedyś przed rozpoczęciem wizytacji w  jednej ze szkół w luźnej rozmowie z dyrektorem zapytałam – Wierzy pan w sny? Bo mnie się dziś śniło… - Nie dokończyłam. Mój rozmówca odpowiedział krótko. – Od kiedy uwierzyłem w Boga, przestałem wierzyć w sny.
Minęło wiele lat od tej rozmowy. A ja dzięki temu, między innymi, zdaniu zasypiam spokojnie i budzę się wypoczęta.

Powie ktoś. Jak nie wierzyć snom, kiedy uwierzył nawet św. Józef . W śnie przemówił do niego anioł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło (Mt 1,20). Anioł też polecił mu udać się do Egiptu (por. Mt 2,13) i stamtąd powrócić po śmierci Heroda (por. Mt 2,19)

Przykładów wydawanych Bożych poleceń podczas snu, zarówno w  Starym jak i Nowym Testamencie jest sporo.
A i współcześnie sny wciąż frapują i wciąż próbujemy je rozszyfrowywać. Moich snów, jakie miałem w przeszłości, nie określałbym „przełomowymi”. Ale miałem sny, które były dla mnie istotne. Nie było ich dużo, były jednak ważne. Potwierdzały coś, co przeżywałem na jawie – powie w rozmowie z psychologiem ojciec Józef Augustyn. Duchowość i sny 
Przy wszystkich wątpliwościach, niepokojach jedno jest pewne. Możemy spać spokojnie. Jeśli Pan Bóg będzie chciał nas o czymś upewnić, na pewno też znajdzie sposób na to, by przekonać nas, iż to On mówił do nas, gdy słodziutko przytulaliśmy zmęczony policzek do poduszki.

A jeśli już koniecznie chcemy wiedzieć czy sny są  odbiciem naszej psychiki, czy też zjawiskiem nadprzyrodzonym, to szukajmy wyjaśnienia nie u wróżki, ale u ludzi kompetentnych, którzy nie uzależnią nas od siebie i nie ogołocą z pieniędzy.

Głęboka wiara wiąże się z zaufaniem w Bożą opiekę i przyjmowaniem wszystkiego, co niesie życie, jako  swego krzyża, który jest na naszą miarę skrojony, choćby wydawał się nam niezasłużony i za wielki do udźwignięcia.
Przypomina to naukę pływania. Nie przekonasz się, że naprawdę pływasz, jeśli nie stracisz gruntu pod nogami. Dobrze jest jednak wiedzieć, że jest Ktoś, kto bezwarunkowo rzuci nam koło ratunkowe, gdy zaczniemy tonąć.
Jeśli biegający do wróżki, kupujący amulety jest racjonalistą, to skąd u niego naiwna wiara, że można poznać za pomocą kart przyszłość? Mówi, że Boga nie ma, że świat jest realny, a nauka jest wstanie wytłumaczyć wszystko, co dziś jest jeszcze niepoznawalne, a korzysta z magii? Kto niby za nią stoi? Człowiek czy siły nadprzyrodzone? Łatwiej  uwierzyć, że układ gwiazd kieruje naszym życiem, by przewidzieć nieznane? Brak w tym zwyczajnie logiki, metody poznawania i opisywania świata jak najbardziej racjonalnej. Trudno, wszyscy mamy wybór i wszyscy mamy przemożną chęć poznania, co zakryte, odkąd istnieje na tej ziemi człowiek.  
Warto jednak pamiętać, co mówią do nas osoby duchowne, egzorcyści; świat demonów istnieje i obyśmy nie musieli przekonać się o tym na własnej skórze. Niech nam wystarczą gorzkie, a czasem tragiczne w skutkach doświadczenia innych. 
Diabeł nie smaruje się smołą, nie kusi nas śmierdząca siarką, wie że wtedy nie miałby szans. Idzie do nas  z ułudą pomocy, którą możemy otrzymać teraz, natychmiast, jak tylko położymy na rękę cygance dychę, zapalimy kadzidełko, zajrzymy w głąb szklanej kuli czy rozłożymy karty.
A jeśli  jeszcze do tego los się odmieni, kłopoty znikną, to gotowi jesteśmy z radości i wdzięczności każdego wysyłać do wróżki, każdemu kupować amulet i wisiorek ze znakiem zodiaku. 
Nasza siła sprawcza  czyni cuda. Wróżba sprawdziła się. A może my też mamy taką siłę? Koleżanka macha nad naszą głową wahadełkiem i mówi nam, że mamy pozytywną energię.  
 Oczywiście, chcemy ją przekazać innym i tak to się zaczyna. I na tym właśnie żeruje ezoteryczny biznes, który ma tę dodatkową wartość dla wszelkiej maści totalitarnych ideologów, że nie tylko pozwala nas oskubać z pieniędzy, ale  zabrać nam wiarę, wolność wyboru, a życie duchowe sprowadzić do czytania horoskopów i stawiania pasjansów. 
Mamy być konsumentami dóbr materialnych, ale i duchowych, te też nadają się do sprzedaży jak czyste powietrze nad nami.
Nie jest to bynajmniej cecha charakterystyczna tylko naszych czasów. U zarania dziejów człowiek miał swoich bożków, żerowali na nim różni szarlatani i wróżbici, kusili magią i przepowiednią przyszłości. Teraz jednak do dyspozycji szarlatani ci mają znacznie więcej środków niż w przeszłości i dlatego potrzebne jest ostrzeganie, tłumaczenie i ratowanie zagubionych. 
To dlatego powołuje się egzorcystów i to dlatego powstało pismo „Egzorcysta”, które tak wyśmiewają ci, którzy tracą  przez nie swoich klientów. 

Biznes nie toleruje wokół siebie ludzi wolnych, którzy dzień zaczynają od  powierzenia siebie: Jezu ufam Tobie, a kończą modlitwą: Spokojnie zasypiam, ponieważ Ty o Boże jesteś ze mną.

Biznes boi się naszej wolności i naszego zaufania Bogu jak diabeł święconej wody. 


_____________________________________
Możesz też posłuchać: