sobota, 18 kwietnia 2015

Kto od kogo pensję pobiera

rys. Andrzej Krauze

Konflikt na Ukrainie wyzwolił domowe demony. Pisząc – domowe – mam na myśli polskie. Chyba nigdy w przeszłości w związku z tym nie był tak często cytowany Józef Piłsudski ze swoim ostrzeżeniem „Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur”.
Mało kto jednak wie czy pamięta jeszcze, w jakich okolicznościach Naczelnik zdanie to wypowiedział. A warto wiedzieć, bo nic tak nie fruwa dziś między nami patriotami jak epitet agenturalnych powiązań. Jest to równie groźne jak sama agentura.

Do szukających agentów nie docierają żadne argumenty. Jesteś za wolną Ukrainą? - agentura Mosadu zrobiła ci wodę z mózgu.
Bronisz polityki Rosji, nie ufasz Ukraińcom, bo czczą Banderę? - Jesteś agentem Putina. Koniec dyskusji. W szumie emocji i niewybrednych wyzwisk ginie polska racja stanu. Chowają się prawdziwi agenci.

Przypomnijmy więc, kiedy to i w jakich okolicznościach Józef Piłsudski przestrzegał przed agenturą wrogów Polski.

Pamiętne słowa Marszałka pochodzą z przemówienia na Zjeździe Legionistów w Kaliszu 7 sierpnia 1927 r.

A zaczynało się ono tak:
...Gdy tematu dla dzisiejszego przemówienia szukałem, doszedłem do wniosku, że niedostatecznie w moich przemówieniach legionowych podkreśliłem jedną wielką prawdę naszego istnienia, naszej pracy, jedną prawdę naszego życia.

Tą prawdą było poświęcenie życia dla Ojczyzny, dla Polski – mówi dalej Piłsudski i dodał:

W pracy tej, która daje nam palmę pierwszeństwa, spotkaliśmy jednak natychmiast zjawisko, które spokojnie nazwę agenturami obcymi.
Zjawisko to nie dziwi go, ponieważ sam jako wódz korzystał z pracy własnego wywiadu. Doskonale też zdawał sobie sprawę, że towarzyszyło ono wszystkim walkom Polaków o niepodległość. Stwierdza ten fakt jako coś oczywistego:
Proszę panów, agentury obce, to jest zjawisko stałe i codzienne, towarzyszące nam rok za rokiem, dzień za dniem, jest to część naszego życia tak wielka i tak starannie w stosunku do nas ułożona, iż nasza praca – że tak powiem – jest współbieżna z pracą agentur obcych.

Jest w tym przemówieniu jednak fragment, który, choć bardzo boli, trzeba przypominać, bo i dziś kryje się w nim czarna strona naszego narodu:

Nigdy nie zapomnę wrażeń moich, jako Naczelnika Państwa, gdy nasz hymn narodowy, nasz sztandar narodowy był nieco śmieciuchem, rzuconym w kąt dla sztandarów obcych i dla hymnów obcych, tak, jakby Polacy pokazać chcieli, że to są mniejsze wartości, aniżeli wszystko, co nie jest polskie. Widziałem starania ustawiczne i stale idące bez ustanku w jednym i tym samym kierunku, aby agentury obce, płatne, były możliwie na górze państwa. Szły one krok w krok obok mnie jako Naczelnika Państwa, szukając wytworzenia kilku rządów w Polsce – obok rządów, stojących przy mnie – rządów agentur stojących poza mną. Widziałem uśmiechy reprezentantów obcych państw, gdy śmiało w oczy mi patrząc, mogli powiedzieć, że moje zamiary mogą być zniszczone zupełnie nie przez kogo innego, jak przez polskich agentów. Widziałem to, proszę państwa, i nieraz uciekałem ze swymi zamiarami do odległego pokoju, aby sekretów państwa nie wydać na rozszarpanie obcym. Uciekałem nieraz od moich najbliższych pomocników, dlatego, aby moje prawdy i moje zamiary nie były wydane na łup kogokolwiek bądź, byle był cudzoziemcem. Nigdy nie byłem pewien, że gdy piszę rozkaz, nie będzie on czytany prędzej w biurach wszystkich obcych państw, niż przez moich podwładnych. Nie byłem nigdy pewny, czy taki lub inny mój zamiar polityczny nie będzie natychmiast skontrolowany przez agentury państw obcych z taką siłą i pewnością, że musiałbym się go wyrzec.
Gorzkie to słowa, gorzkie oskarżenia o to, że plany Naczelnika zawsze rozbijały się „nie o co innego, jak o tę siłę agentur obcych, płatnych przez obcych dla szkodzenia Polsce, aby nie była ona zbyt silna, aby nie miała tej siły, jaką mogłaby mieć w tej czy innej chwili”.
I może ostatni cytat z owego historycznego przemówienia Józefa Piłsudskiego:
Nieraz myślałem sobie, moi panowie, że tak wstrętnej prawdy żadne państwo nigdy w swoim życiu nie miało i gdy szukałem porównań historycznych, znajdowałem zawsze momenty upadku Polski, gdy, proszę panów, ludzie dzielili się pomiędzy sobą tylko tym, od kogo pensję brali, czy od protektorki Polski – imperatorowej Katarzyny II, czy od przyjaciela Polski – Fryderyka Wielkiego, czy od trzeciej konkurentki – Marii Teresy.

Czy nie jest tak dziś? Czy sednem naszej biedy, rozdarcia, podziałów i kłótni nie jest prozaiczna różnica, kto od kogo pensję pobiera? Kto jest właścicielem gazety, tv, banku czy rury gazociągu?

Przez 7 lat słuchałam biadolenia, jaki to naród głupi, bo oddał Polskę w łapy obcych. Wyprzedali zakłady pracy, banki, media. Teraz chcą sprzedać polskie lasy, by spłacić żydowskim organizacjom długi za wojnę, której byliśmy ofiarami, a polski chłop sprzedaje polską ziemię obcym, bo musi. Likwidują służbę zdrowia, szkoły, polską kulturę, a my skaczemy sobie do oczu i kłócimy się o to, kto jest lepszym kandydatem na prezydenta i obrzucamy się wyzwiskami agenturalnych pachołków.
Kłócimy się o bandę Putinowskich prowokatorów na harleyach nie pytając się o honor i dumę narodową.

Niech mi Grzegorz Braun wybaczy, ale w jego głoszonych poglądach nie słyszę nic, czego bym nie wiedziała o sytuacji Polski czego bym już ze sto razy z jego ust nie słyszała. Kandydowanie na urząd prezydenta wcale nie był tu niezbędny. Nie jest bowiem prawdą, że nie miał okazji ich Polakom przekazać. Szansę na to raz po raz sam niszczył kreśląc w swych długi przemowach wizerunek własny oszołoma i dając argumenty przeciwnikom politycznym.

W jednym jednak na pewno Grzegorz Braun ma rację, rozgrywają nas agentury. Tylko niby dlaczego miałyby nas nie rozgrywać, kiedy jedyną i ostatnią szansę na zatrzymanie Polski niszczymy brakiem odpowiedzialności za słowo? Kiedy mamy w czterech literach taktykę polityczną?

Tymczasem jest tak, jak powiedział prof. Andrzej Nowak w rozmowie z Piotrem Szlachtowiczem, żeby Polskę uratować potrzeba przywrócić państwo Polakom.
Są na to dwa sposoby: Jeden to zatrzymanie destrukcji poprzez odsunięcie od władzy Bronisława Komorowskiego.
Drugi - wygrane wybory do Parlamentu tak, aby PiS mógł rządzić samodzielnie, by nie tracił siły i czasu na przepychanki z koalicjantem. Byłby to też sprawdzian dla intencji tej partii i siłą argumentów dla tych, którzy uważają system III RP za niereformowalny.
Nie ryzykujemy nic, bo jeśli tego nie zrobimy czeka nas po jesiennych wyborach ostateczna pacyfikacja państwa tak jak to zrobiła trojka (MFW,EBC i KE) w Portugalii, Hiszpanii i Grecji.

Jest i trzeci sposób, na który z pewnością liczą, np. wspierający kampanię Grzegorza Brauna, tj. przewrócenie systemu III RP za pomocą siły protestu. Do tego jednak na pewno nie przekonają Polaków gadaniem, że wszystkiemu winni Żydzi i Amerykanie.
Do przeciętnego Polaka taki argument na pewno nie przemówi. Wprost przeciwnie; emocje nie pozwolą mu na wysłuchanie argumentów.
Ale na pewno wiedza o tym, że trojaka zażądała od rządu Portugalii likwidacji 50 tys. etatów nauczycielskich dotrze nawet do komucha, bo on najlepiej wie, że nikt tak dobrze nie wykona żądań trojki jak obecna władza. Nikt tak szybko nie podpisze niezbędnych do tego ustaw jak Bronisław Komorowski.

___________________________________________

Zapraszam do słuchania:

audycja 624 (niedzielna)

środa, 15 kwietnia 2015

Gry wyborcze

Pokolenie PRL z rozrzewnieniem wspomina czasy Gierka jako ostoję bezpieczeństwa w ludowej ojczyźnie socjalizmu z ludzką twarzą.
Było tak pięknie, praca dla każdego, wczasy i kolonie też, schabu najedliśmy się wreszcie do syta. Gorzej było z szynką, bo ta wędrowała jako luksusowa do burżua USA, „podroby” zaś jak łopatka, boczek, czy pachwina na tuszonki do braci, którzy wciąż kazali sobie płacić za „wyzwolenie” od tych, co nasze szynki żarli.

Niestety, w wyniku przejedzenia się wielu straciło pamięć i nie pamięta już słynnego hasła:

Gierek podzielił wszystkim równo, Ruskim wszystko, Polsce g.... .

Czy

Nie ma mięsa, nie ma serka, wyrzucili z partii Gierka. Raz, dwa, trzy, sekretarzem będziesz Ty!

Dlaczego wspominam o tym? A no, sytuacja z małymi poprawkami od strony psychologii społecznej, wypisz, wymaluj, podobna.
Dziś naród już wie, że został wystrychnięty na dudka, ale wciąż wierzy, że ma nieograniczony wybór. Możemy, np. pozwolić sobie na wybór poglądów, możemy w imię wolności wyboru zagłosować na monarchistę, narodowca czy zwolennika feministycznej opcji pilnowania żyrandola, możemy też po prostu nie pójść do wyborów. Wszystko możemy, to jasne.Wystarczy idolowi krzyknąć - Pomożemy! - bez pytania, komu ten pomaga.
Mało tego możemy głosić - wszyscy twierdzący , że nasz wybór jest ograniczony, ulegają propagandzie zmuszającej Polaków do wyboru między dżumą a cholerą, bo przecież PiS to tylko wentyl bezpieczeństwa, który ma spuścić z Polaków groźne dla establishmentu powietrze.
Pada przy okazji całkiem rozsądny argument; wybory to przecież okazja do przekazania Polakom uwięzionym w szkle kontaktowym prawdy o sytuacji Polski czy zareklamowania zmiany ordynacji wyborczej.

Nie będę roztrząsać, kto ma rację. Wkrótce przekonamy się na własnej skórze, kto jakiemu panu służył czy do czego został użyty.
Jeśli świadmość kreciej roli JKM w każdych wyborach nie przekonała, to na pewno ja tego nie zrobię.

Chciałabym tylko uświadomić jedno, że odbywa się to głównie za pomocą jeżdżenia po plecach PiS nie zaś władzy. Rykoszetem dostaje jedyny kandydat, który jest na tyle silny, by wykręcić żarówki w żyrandolu Pałacu Namiestnika.
Nikomu nie chcę też odbierać prawa wyboru i nikogo nie chcę przekonywać, że swoim głosem może na dobre przyspawać Komorowskiego do żyrandola, choć jest wrogiem systemu i z całej duszy nienawidzi obecnej władzy. Nieśmiało tylko przypominam, że to nie są wybory parlamentarne, a wybory prezydenta.

Na prawicy nie ma ludzi bezmyślnych, są w większości ideowcami i dlatego tak łatwo nas podpuszczać, skłócać, grać na emocjach. Przy założeniu, że wybory nie zostaną sfałszowane i odbędzie się II tura, w której zjednoczymy się w głosowaniu na Andrzeja Dudę, w tych naszych sporach nie ma nic groźnego. Wprost przeciwnie, krystalizują się poglądy systemowe, a dekownicy partyjni, których jest, nie tylko po stronie PiS, wielu, muszą się poczuć niepewnie.

Problem w tym, że wybory będą, jeśli nie sfałszowane, to zmanipulowane zarządzeniami administracyjnymi.
Mamy już tego przykłady; liczenie ręczne, powtórka z książeczek, brak jednoznacznych decyzji dotyczących przechowywania kart do głosowania, likwidacja niektórych okręgów wyborczych za granicą i wiele innych numerów, o których dowiemy się po wyborach. Dla obecnego układu to walka na śmierć i życie.

Warto więc zapytać się.

Dlaczego poza Andrzejem Dudą mainstream nie atakuje innych kandydatur prawicowych?
Dlaczego tak chętnie publikuje ich „rosnące” sondaże, ich krytyczne ataki na PiS jakby to były wybory do parlamentu?

Warto wreszcie usiąść i pomyśleć, podyskutować z przyjaciółmi.

Co będzie się działo w Polsce, gdy Komorowski wygra wybory, a co jak przegra? Co ryzykujemy?
Dlaczego tak ważne są dziś wybory prezydenckie i komu zależy najbardziej, by Andrzej Duda przegrał już w I turze?
Naprawdę warto jeszcze raz wszystko przemyśleć, zanim powtórzymy epokę późnego Gierka wskutek gier wyborczych. Nie wszystkie są uczciwe i nie wszystkie służą Polsce. Tym razem bowiem nasz wybór gry może oznaczać nie ocet na półkach i talony na malucha za książeczkę partyjną, a likwidację państwa na własne życzenie. Mamy jeszcze czas na myślenie, na własne decyzje i własne wybory. Możemy wszystko,każdy jest wolny, ale niech będzie i odpowiedzialny.

___________________________________________

foto: Gra o tron

Zapraszam do słuchania:

audycja 623 (czwartkowa)

sobota, 11 kwietnia 2015

Proszę się nie denerwować, Panie Aleksandrze

Bloger Aleksander Ścios mocno się zdenerwował i nie wytrzymał, zablokował Twitter niepopranego radia pl, bo ośmieliłam się tam skrytykować niewybredny atak na Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ ten podziękował duchownym, którzy przez 5 lat wspierają wszelkie inicjatywy ruchu pamięci ofiar katastrofy (m.in. miesięcznice i rocznice). Jak on mógł to zrobić, przecież biskupi od lat wspierają Putina! Skoro jestem zablokowana ze wszystkich stron, bo i mój Twitter też zablokował wcześniej, to nie mam wyjścia, nie mogę inaczej odpowiedzieć jak w swoim blogu.

Do tej pory uważałam (dziś już nie wiem czym kieruje się znany bloger), że krytyczne uwagi pod adresem opozycji, Jarosława Kaczyńskiego czy hierarchów Kościoła wypływają ze szczerych intencji naprawy tego, co funkcjonuje źle, a czasem ociera się o zdradę interesów narodowych, jak w przypadku sławetnego dokumentu pojednania z patriarchą moskiewskim z inicjatywy abpa Michalika.
Kalendarium wydarzeń romansu niektórych członków Polskiego Episkopatu z Putinowską Rosją i moskiewską cerkwią właśnie Aleksander Ścios jako jedyny przedstawił skrupulatnie PATRON POJEDNANIA ZRODZONEGO Z KRWI .

Były i mniejszego kalibru kompromitacje Episkopatu, jak choćby wycofanie się niektórych hierarchów z honorowego komitetu poparcia protestu przeciwko fałszowaniu wyborów.
To prawda, są w Episkopacie Polski tacy biskupi, którzy do tej pory nie odważyli się potępić agresji Rosji na Ukrainę, są tacy, którzy do dziś nie odważyli się wesprzeć publicznie rodzin zamordowanych w katastrofie Smoleńskiej, oburzyć się na mataczenia i bezpodstawne oskarżenia, na oddanie śledztwa w ręce MAK.
Nie mam wystarczającej wiedzy, by umieć odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie tkwi źródło takich zachowań i działań. Ale wiem, że są i tacy kapłani, którzy mają odwagę mówić. To im właśnie dziękował Jarosław Kaczyński, dziękował 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu tysiącom kapłanów, dzięki którym nie udało się władzy zakopać na metr pod ziemią prawdy o przyczynach katastrofy.
Nie wiem też czy nie była to niedźwiedzia przysługa, ale nie wątpię, że potrzebna.

Czas też najwyższy było powiedzieć redemptorystom, o. Tadeuszowi Rydzykowi, milionom słuchaczy Radia Maryja, widzom TV Trwam – dziękuję.
Nie wyobrażam sobie dziś funkcjonowania informacji w Polsce czy publicystyki bez tych, między innymi, mediów.
Dzięki nim matrix III RP jeszcze się nie domknął, jeszcze mamy szansę na przedziurawienie mafijno – agenturalnej kopuły nad polskim niebem. Nikt za nas tego nie zrobi.
Jeśli Jarosław Kaczyński podjął decyzję, aby publicznie podziękować duchownym, to wiedział, co robi.

Zamiast rzucać gromy i zionąć świętym oburzeniem czy nie lepiej, Panie Aleksandrze, pomóc w analizie, komu nie podziękował i dlaczego?

Dlaczego, np. nie podziękował metropolicie warszawskiemu, kard. Kazimierzowi Nyczowi?
Czy kard. Nycz zdecydował się na odprawienie mszy św. za poległych w Smoleńsku tylko po to, by wygasić nastroje zniecierpliwionego ludu polskiego, a mediodajnie mogły odmieniać przez wszystkie przypadki „potrzebę dystansu do sprawy smoleńskiej”?
Czy dlatego sięgnął po kazanie rezurekcyjne, choć wierni zgromadzeni w katedrze i wokół niej oczekiwali wsparcia w walce o prawdę?
Jeśli taki był zamiar kardynała, by przywołać niesforny lud do kruchty i posłuszeństwa, to srodze się zawiódł. Niesforny lud zażądał prawdy, a głos z pewnością dotarł do tych, co liczyli na dyplomatyczne zdolności kardynała.

Ilekroć zastanawiam się nad kunktatorstwem kardynała Nycza, tyle razy myślę o pewnym wydarzeniu historycznym u progu II Rzeczpospolitej.

Michał Bobrzyński opisuje to tak:
Autorytet jego (Piłsudskiego (p. m.) rósł, a Rada Regencyjna straciła grunt pod nogami. Demonstracja na ulicach Warszawy z okrzykiem „precz z Radą Regencyjną!” i petarda rzucona na podwórze pałacu arcybiskupa warszawskiego i regenta Kakowskiego dokonały reszty. Rada Regencyjna 14 listopada rozwiązała się i obowiązki swoje, i odpowiedzialność względem narodu polskiego złożyła w ręce Piłsudskiego... .

Śpieszę więc uspokoić naszego blogera, Aleksandra Ściosa, że ludu nie trzeba pouczać ani denerwować się polityką tego, któremu lud zaufał.
Nie są to bezwolne, lecz ideowe szeregi, które odróżniają Eucharystię celebrowaną przez arcybiskupa, kardynała od jego romansów z władzą i nie dadzą się nabrać.
Wczoraj było gromkie „Chcemy prawdy!” i różaniec odmawiany w pochodzie biało-czerwonych flag, jutro może być petarda. Czy tego na pewno chce kardynał Nycz?

_______________________________________

DEMOT

Zapraszam do słuchania:

audycja 622 (niedzielna)