czwartek, 13 października 2016

Trwającym w wierności ojczyźnie...

„Miłym Ziomkom znad Berezyny trwającym w wierności ojczyźnie,
ten opis krzywd doznanych od władz i pobratymców,
opis triumfów i bolesnych rozczarowań, co nas spotkały w okresie zmagań o umiłowanie nasze
– poświęcam i pozdrawiam Was gdziekolwiek jesteście.
Autor”

Taką dedykację zamieścił w roku 1942 w swojej powieści, pięknej i szerokiej jak ziemia nad Berezyną, Florian Czarnyszewicz.

Pisarz – emigrant, uczestnik wojny polsko - bolszewickiej w 1920, szlachcic zagrodowy, którego przodkowie od wieków żyli na ziemiach pomiędzy Berezyną a Dnieprem, zwanych w czasie zaborów ziemiami zabranymi, a po traktacie ryskim utraconych na zawsze.

Kiedy nadzieja na powrót do Polski zabranych przez Rosję ziem ojczystych umarła, Florian Czarnyszewicz wyemigrował do Argentyny i tam pozostał do końca życia.
Z tęskonoty i wspomnień narodziła się w 1942 epopeja
„Nadberezyńcy”, nazwana przez Michała Kryspina Pawlikowskiego „Wojną i pokojem” naszych polskich kresów.
Polski pisarz emigracyjny, wychowany w majątku Pućków za Berezyną pod Bobrujskiem onegdaj napisał:
Jak »Cichy Don« jest eposem kozactwa w okresie pokoju i wojny, tak »Nadberezyńcy« są eposem szlachty zagrodowej, której mnogie setki tysięcy rozsiane były jeszcze przed 30 laty – w zaściankach, zagrodach, futorach i »okolicach« – w dorzeczach Berezyny, Ptyczy, Druci i Dniepru. Nie zawaham się użyć jeszcze mocniejszego porównania: »Nadberezyńcy« – to »Wojna i Pokój« naszych polskich kresów....

Długo z powodu wojny, a potem komunistycznej, sowieckiej cenzury w PRL, Polacy czekali na nią w Polsce. Przemilczana żyła w kręgu nielicznych, którzy ją czytali i pokochali.
Dziś za sprawą wydawnictwa „Arcanów”, któremu prawo do tej powieści oddała rodzina pisarza, żyje i zachwyca wielu Polaków.

Kto będąc z dala od rodzinnych stron nie marzył choćby przez chwilę o powrocie i odszukaniu okruszyn utraconego czasu. A kiedy szczęśliwym trafem uda się wyprawa w rodzinne strony, okazuje się, że nie ma już tam naszych znajomych i przyjaciół, zmienił się krajobraz, zniknęły nasze miejsca zabaw, spotkań...
Kiedy nie odnajdujesz już swojej małej ojczyzny w twarzach najbliższych i krajobrazie, wtedy jak do skarbonki sięgasz do wspomnień, a gdy one nie wystarczą, zawsze możesz mieć pod ręką „Nadberezyńców”.
Bez mała rok temu otrzymałam w moim blogu Rozmyślania mamy Katarzyny prośbę emigranta z Tornto:
Napisał on 20 grudnia 2015 r.:

Pani Cecylio Droga, jeżeli można "bezczelnie" zasugerować następny audiobook to proponuję "Berezyńców". Sam nosiłem się z tym zamiarem, ale słysząc Panią czytającą Gillera nie wyobrażam sobie inaczej... życząc Zdrowych i Spokojnych Świąt pozdrawiam serdecznie z Toronto - Adam Laskowski

Nie muszę mówić, że wzruszył mnie Pan Adam tą prośbą. Sama jestem z rodziny kresowej i wiem, co dyktuje takie prośby.
Dziś możemy wreszcie z ogromną tremą ale i radością zaprosić Pana Adama z Toronto i wszystkich słuchaczy Niepoprawnego Radia PL do słuchania naszego nowego audiobooka.

Przed nami „Nadberezyńcy”. Zamknijmy oczy, przenieśmy się do Rogów, Bobrujska i Smolarni nad Berezyną, ziemi utraconej kresowych rodaków.

____________________________________________

Ilustracje:Czarnyszewicza obraz Polski pięknej

„Jedna z najważniejszych i najpiękniejszych powieści polskich XX wieku”. Oraz o autorze, którego nazwisko nic nie mówi nawet absolwentom polonistyki

Zapraszam do słuchania
audycja 779 (czwartkowa)

czwartek, 6 października 2016

I co dalej?

Sejm głosami PiS odrzucił obywatelski projekt obrony nienarodzonych,ginących po wyroku lekarzy, odtrącanych przez rodziny. Nie ma dla tego faktu żadnego wytłumaczenia, bo nie chodzi o to, by nie mordowali swoje dzieci ci, którzy szanują życie, ale chodziło o to, by nie mogli robić to ci, którzy chcą zabijać i zarabiają na tym procederze.

Wersji typu, bo przez to PiS przegrałoby wybory, a ustawa zostałaby zmieniona, nie przyjmuję. Gdyby o to chodziło, partia nie rozegrałaby pracy nad projektem w tak głupi sposób.

Warto też zapytać Ordo Iuris, w czym tak naprawdę wzięli udział? Nagle chcieli poprawiać projekt? Przecież od miesięcy był krytykowany za radykalizm. Z uporem maniaka trwali przy swoim i nagle zmiana?

A PiS tak się zakiwało, że za jednym zamachem załatwiło najwierniejszy ideowy elektorat. Być może jest nas mniejszość i dlatego można nasze głosy wyrzucić do kosza. Nie umiem bowiem wytłumaczyć sobie, dlaczego pozwolono na taką kampanię i dlaczego podtrzymywano kłamstwa o projekcie.
Wczoraj myślałam, że mnie szlag trafi, kiedy ideowy Pan Antoni bez zmrużenia oka powtórzył bajkę o przyczynach odrzucenia projektu w komisji bez jego procedowania i pochwalił tę decyzję.
Takich bajek dla grzecznych dzieci przeczytałam dziś wiele, tylko kto się na nie nabierze?

To prawda, PiS nie mogło już zgodzić się na wniesienie poprawki, bo wiedziało, że na komisji będzie działo się to co wczoraj. A przed sejmem będzie wrzeszcząca hałastra. Ale pytanie pozostaje, dlaczego właśnie tak nieudolnie rozegrano batalię o obronę życia?

Premier Beata Szydło deklaruje rządowe rozwiązania w sprawie ochrony życia. A gdzie była Pani, gdy powstawały projekty, w tym Ordo Iuris? Przecież deklarowała Pani słuchanie głosu obywateli, tysiąc razy to słyszałam z Pani ust.
Zagoniła was opozycja do kąta i odtąd będziecie już za każdym razem zaganiani, nie jesteście już drużyną, bo daliście się zakiwać na śmierć.
Następny protest to w obronie niezawisłości sędziów, potem w obronie gimnazjów, potem w obronie NFZ. Właściwie to już możecie ogłosić przyspieszone wybory, bo niczego już nie zreformujecie, ani nikogo nie rozliczycie za machloje.

Te gorzkie słowa oczywiście wielcy taktycy polityki mają gdzieś, ale mimo to zapytam - Ile razy można ludzi nabierać na prawo i sprawiedliwość?
Na szczęście jestem na tyle stara, że nie zdąży żadna partia wprowadzić eutanazji. ;-)
A Polskę niech sobie urządzają biskupi(jak im opozycja wybaczy popieranie PiS), którzy najpierw podpuścili, a potem wycofali się gadaniem o spowiedzi. Tylko co powiedzą młodzieży biorącej udział w ŚDM, święcie przekonanej, że warto bronić życia za wszelką cenę.
Będą im wciskać w płomiennych kazaniach, że o karanie kobiet chodziło?

O święta naiwności, zapytajcie, drodzy pasterze, lepiej kościół prawosławny i luterański, dlaczego milczał.
Dziś zmanipulowana młodzież, odpowiednio pokierowana przez nauczycieli i wykładowców z radością pobiegnie na następne protesty, a niektórzy z ochotą wezmą udział w profanacji świętości. Ci, którzy nie dadzą się złamać, będą wyszydzani; Ale was do wiatru wystawili, naiwniacy! - To skutki stania okrakiem, bo jak nie, to przegrają wybory, a tu tyle długów w związku z ŚDM i nie tylko.

Rozegraliście to jak gówniarze, to stańcie teraz przed młodzieżą opluwaną obrzucaną ogryzkami i podpaskami przez Sorosowe kobietony, opłacane przez providerów aborcji. Opozycja załatwiła was, ale dlaczego przy okazji Polskę? I co dalej? ____________________________________________

Ilustracja: http://i.iplsc.com/jaroslaw-kaczynski-w-sejmie/0005ZKOAPSRG2VBV-C122-F4.jpg

Zapraszam do słuchania
audycja 778 (niedzielna)

środa, 5 października 2016

Prezesa taktyka kiwania

Kiedy partię rządzącą krytykuje opozycja, można się tylko cieszyć, bo to wzmacnia elektorat, ale kiedy w obronie polityków brakuje argumentów zwolennikom, to zaczyna być nieciekawie. A tak dzieje się w trzech sprawach; ujawnienia zbioru zastrzeżonego IPN, odpowiedzialności karnej za przestępstwa w czasie rządów PO/PSL i ostatniej, tj, zachowania się PiS wobec projektu obywatelskiego o zmianie ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży oraz ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r.

Wiem, że już zbyt dużo na ten ostatni temat powiedziano, ale ja tylko kilka zdań tytułem życzliwego ostrzeżenia.Myślę, że czytelnicy i słuchacze niepoprawnego radia pl mi wybaczą.

Właściwie to jestem wdzięczna kobietonom z „czarnego protestu”. Dzięki ich wściekłości, chamstwu, obrażaniu uczuć religijnych katolików (jakby tylko Kościół katolicki był przeciwny aborcji), profanacji krzyża, Polacy mieli okazję zobaczyć prawdziwą twarz komunistów, a także cwaniaków z PO i Nowoczesnej, którzy z dzieci i kobiet zrobili sobie kampanię przeciwko PiS.
Tylko tępy i ślepy może nam wmawiać, że każdy ma prawo do protestów w takim wydaniu i że należy mu się szacunek. Wiemy już, kto kim jest u do czego może się posunąć.

Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego publicystyka pro -life była tak źle przygotowana. Większość Polaków nadal nie wie, czego dotyczy projekt Ordo Iuris, jak brzmią paragrafy.
Owszem, każdy może znaleźć link do projektu i każdy może przeczytać zaledwie dwie strony ( nie licząc uzasadnienia proponowanych zmian).
PROJEKT
Może też zapoznać się tam z opiniami prawnymi, teksty naprawdę nie są trudne. Wiadomo jednak, że siła mediów jest tak wielka, iż zwykle dyskutujemy zgodnie z podrzuconą narracją a nie faktami.
Zupełnie bezkarnie z mediów lały się kłamstwa, manipulacje i demagogia polityków, którzy zagłuszali wrzaskiem i monologiem głosy rozsądku i informacji o projekcie. Bezsilni wydawali się dziennikarze prowadzący rozmowy w TVP.

Ale najbardziej zdumiona jestem „indolencją” PiS. Cytowana wypowiedź prezesa Jarosława Kaczyńskiego świadczy, że i on nie zapoznał się z projektem i kupił „nawalankę” narracji opozycji.
A może jednak była mu ona na rękę?

Oto jego opinia, którą przytacza portal Polonia Chrystiana:

Na pewno trzeba zatrzymać proceder uśmiercania dzieci, które mają różne wady rozwojowe. To jest coś nieludzkiego i z tą eugeniką trzeba w Polsce skończyć. - Niektóre wypowiedzi wzywające do wyłączenia także przypadków, gdy chodzi o ratowanie życia kobiety lub ciążę z gwałtu, sprawiają w mojej opinii wrażenie nakręcające drugą stronę – mówi Kaczyński.
Read more: Polonia Chrystiana

Chciałoby się powiedzieć, Panie prezesie; aż tak Pan jest naiwny czy wciąż pod wpływem śp. bratowej? A może jest tak, że dał się Pan wpędzić do narożnika opozycji?
Nie chce mi się w to jednak wierzyć. Prawnik przecież wie, że zostawianie furtki kończy się tak jak życie „Wiktorka” na stole aborcyjnym. Wszystko przecież odbyło się zgodnie z procedurami, nikt nie został za bestialstwo ukarany.
Gdyby nie fakt uśmiercania dzieci pod pozorem podejrzenia niepełnosprawności, gdyby nie śmierć tego dziecka, które przez godzinę w męczarniach umierało, gdyby nie wyciszenie sprawy przez ministra Radziwiłła, być może nigdy już nie powstałby projekt zakazujący zabijania dzieci poczętych, choć konstytucja, wykładnia orzeczenia TK i prawo międzynarodowe je chroni.
Dokładnie taką samą furtką dla aborcyjnych providerów będzie klauzula zawierająca zgodę na aborcję dziecka poczętego w wyniku gwałtu czy orzekania, że ciąża zagraża życiu.
Zapytam jednak pana prezesa, gdzie w projekcie jest zmuszanie kobiety do porodu choć zagraża to jej życiu?

Co do gwałtu, to śmieszny i naiwny argument wobec faktu, że minister Konstanty Radziwiłł nie zakazał sprzedaży tabletek „po” w polskich aptekach, a gro aborcji nie wynika z gwałtu a z orzekania o podejrzeniu wady dziecka.
Rację ma autor newsa:
Prezes PiS mniej lub bardziej świadomie powtarza też niezgodne z prawdą opinie o społecznym projekcie:- Są zresztą pewne granice działania państwa. Państwo nie może nakazać umrzeć kobiecie, która chce ratować swoje życie.
Ale zostawmy prezesa i jego poglądy, które niczym nie odbiegają od faryzejskich monologów przeciwników zakazu aborcji. Jest mi tylko przykro i smutno, że partia tak jednoznacznie nazywająca się konserwatywną, a na dowód wierności chrześcijańskim zasadom w gabinetach jej posłowie wieszają krzyże, dopuściła do hucpy i histerii zmanipulowanych kobiet tylko po to, by wybrnąć z odrzucenia projektu, pod którym podpisało się ponad 450 tys. Polaków.

Czarny protest nie był bowiem wybuchem spontanicznym, został wcześniej ogłoszony, trwała kampania agitacyjna, wiadomo było już z dyskusji w Sejmie, że uderzy nie w Ordo Iuris a w PiS, a jednak głos rzecznika Klubu PiS zabrzmiał dopiero po fakcie, po proteście. Wnioski niech każdy sobie sam wyciąga.

Po tym, co obserwuję w medialnym szumie, coraz bardziej jestem przekonana, że odrzucenie projektu liberalizującego prawo aborcyjne było nie wbrew prezesowi a zgodnie z taktyką prezesa. Niestety, nie tylko ja się nabrałam na „taktykę partyjną”.

Obawiam się jednak, że nic już nie będzie tak jak do tej pory, zaufanie zostało mocno nadwyrężone, można je tylko naprawić uczciwym procedowaniem bez względu na wrzaski opozycji. Do tego akurat zbędny jest projekt PiS, bo tylko udowodni, gdzie posłowie mają projekty obywatelskie, a to byłoby fatalne dla słupków, o które tak wszyscy martwią się dziś po proteście czarownic i zmanipulowanych dzieciaków.

Panie prezesie, zanim Pan się wypowie i zarządzi, radzę czytać projekty, zwłaszcza obywatelskie, bo nawet w najlepszej taktyce można się zakiwać na śmierć.
____________________________________________

Ilustracja: Czarny protest

Zapraszam do słuchania
audycja 777 (czwartkowa)

wtorek, 13 września 2016

„Potrzeba nam nowego Mojżesza”

Wyobraźmy sobie; wybory w całej Europie wygrywają partie prawicowe, każda z nich odwołuje się do chrześcijańskich wartości Europy, a parlamenty kodyfikują je.
Wprowadzają obronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci, unieważniają prawo o przekształceniu małżeństwa w umowę cywilno-prawną, którego początkiem był Kodeks Napoleona, znoszą prawo do rozwodów, związków jednopłciowych, delegalizują wszystkie partie i organizacje, walczące z chrześcijaństwem, w tym masonerię i LGBT. Muzułmanie i inni wyznawcy religii muszą podporządkować się wyznawanym przez chrześcijan wartościom. Władzę przejmuje „nowy Mojżesz” i przewraca złotego cielca, przypominając ludowi, na czym opierało się Przymierze z Bogiem.

Już słyszę okrzyk oburzenia; byłyby to państwa wyznaniowe, a nie oparte o wartości, z których wyrosła Europa!

A jednak kusi mnie, by nieustannie pytać tych, co piszą i mówią o chrześcijańskich korzeniach Europy, o konkrety. Jak sobie wyobrażają ten powrót? Czy jest on w ogóle możliwy? A jeśli tak, to jak wyglądałby? Czy oznaczałby powszechną spowiedź (confiteor) i wyznanie wiary (credo) czy tylko odwołanie się do tradycji? Do jakiej tradycji odwołaliby się, np. Niemcy czy Szwedzi a do jakiej Polacy?
Na jakich wartościach i na jakim prawie działałyby międzynarodowe korporacje? O jaką ideologię oparliby się politycy?

Problem w tym, że Mojżeszowi było przed wiekami łatwiej przywołać do porządku swój lud wyprowadzony z niewoli egipskiej. Był jeden złoty cielec i wystarczyło go rozbić, przypomnieć komu zawdzięczają swoją wolność i gdzie podążają.

Dziś cielców bez liku, wielu służy jakiemuś bożkowi.

Wydaje się, że wszystkie siły zogniskowały się wokół szukania za wszelką cenę dróg do rozbicia starych resztek fundamentów chrześcijańskiej Europy. Nie ma już żadnych hamulców.
Ostatnia akcja przesyłania znaku pokoju Kościołowi przez gejów, której patronuje, między innymi, katolicki ”Tygodnik Powszechny”, świadczy najdobitniej o próbie nowego odczytania Ewangelii tak, by służyła usprawiedliwianiu każdego zła.
Skoro nie można wpędzić do katakumb chrześcijan, może uda się przerobić ich na wyznawców chrześcijaństwa na miarę ludzką. Doskonale do tego nadaje się nauczanie Kościoła o Bożym Miłosierdziu. Niektórym bowiem już dawno pomyliło się miłosierdzie wobec człowieka grzesznego z akceptacją grzechu. Mogę niczym syn marnotrawny roztrwonić wszystkie Boże dary, a miłosierny Ojciec i tak mi przebaczy.

Na naszych oczach, za naszego życia ginie chrześcijaństwo. Wydaje się, że jest to apokalipsa, której już zapobiec nie można.
Na pytanie Petera Seewalda w Ostatniej rozmowie z Benedyktem:
– A jak należy postrzegać przyszłość chrześcijaństwa?
Joseph Ratzinger odpowiada:
- To, że nie przystajemy już do współczesnej kultury, a chrześcijańskie wzorce przestały być decydującym wskazaniem, to oczywiste. Obecnie żyjemy w ramach pozytywistycznej i agnostycznej obyczajowości , która staje się coraz bardziej nietolerancyjna wobec chrześcijaństwa. Stąd też społeczeństwo Zachodu, w każdym razie Europa, po prostu nie będzie chrześcijańskie.

Czy wobec tej diagnozy papieża - emeryta prawdą jest, że największym zagrożeniem dla Europy jest Islam? A może muzułmanie tylko wypełniają europejską pustynię, a zagrożeniem dla niej jest ona sama?
Czy wystarczy zamknąć granice, by uratować Europę?

Na niedzielnej Eucharystii usłyszałam w małym wiejskim kościółku wołanie mojego proboszcza:

- Potrzeba nam nowego Mojżesza, który poprzewraca złote cielce i przywróci czystą wiarę.

Przyznam, że zaskoczyła mnie ta pointa homilii i wciąż nie wiem, co o niej myśleć.
____________________________________________

Ilustracja: Adoracja złotego cielca autorstwa Nicolasa Poussina

Cytat: Peter Seewald,Benedykt XVI, Ostanie rozmowy, Dom Wydawniczy Rafael 2016

Zapraszam do słuchania
audycja 771 (czwartkowa)

czwartek, 28 lipca 2016

Zagadki dla dociekliwych

W związku z ostatnimi aktami terroryzmu tzw. lewica rozporkowa i partie o jedynie słusznym programie obalenia Kaczystowskiego reżimu, szaleją na temat uchodźców. W zakłamaniu rzeczywistości powielają prasę zachodnią, zwłaszcza niemiecką, która, jak określił redaktor Cezary Gmyz, sięga już do sprawdzonych wzorców propagandy Goebbelsa.

Jako dobrą monetę wciskają Polakom reakcje władz Francji, Niemiec czy Belgii, które nie robią nic, poza pustymi gestami i frazesami, by eskalacji terroru strachu zapobiec.
Akurat temu się specjalnie nie dziwię, bo cóż znaczy jeden 86 - letni kapłan, zamordowany przy ołtarzu, wobec setek tysięcy wypędzanych, krzyżowanych i bestialsko mordowanych, gwałconych, sprzedawanych chrześcijan nie tylko na Bliskim Wschodzie. To mieści się logice walki z chrześcijaństwem.
Pamiętam początki dyskusji internetowych na ten temat. Otrzymałam kiedyś „pokrzepiającą” zapowiedź – Nie spoczniemy, póki choć jeden z was (dotyczyło chrześcijan) będzie na tej ziemi.
Okazuje się teraz, że to była całkiem realna groźba. A strach, jaki zapanował w krajach zachodnich, wpisano w realizację tego zadania.
Powtarzające się apele o nawrócenie i powrót do Europy Schumanna budzą chyba jednak obawy, że eksperyment budowy nowego porządku może się nie udać nawet na głęboko zlaicyzowanym Zachodzie.
Stąd, być może, ogólny obraz propagandowy jest mimo wszystko optymistyczny; kochani wszystko pod kontrolą, z szaleńcami sobie poradzimy, nie zrezygnujemy z wartości demokratycznych i tolerancji.

Z Brukseli nie płyną żadne alarmistyczne wieści o zwołaniu pilnych narad i podejmowaniu niezwłocznych działań, jak to miało miejsce do tej pory.
Półgębkiem wspomina się o problemie kolejnej nawałnicy uchodźców, których może nam przysłać w pakiecie niezrealizowanych zobowiązań UE wobec Turcji, Erdogan.
Zresztą Komisja Europejska ma znacznie poważniejszy problem; co zrobić „z tą Polską”? Oto młodzież Zachodu, karmiona propagandą o faszystowskim reżimie PiS, przekonuje się na własne oczy, że Polska to piękny, gościnny i tolerancyjny kraj, w którym nikt nie zamyka za głośne wyznawanie wiary, nie kastruje gejów i nie pakuje opozycji do więzień.
W rozpaczliwym geście odwrócenia uwagi od sielankowego obrazu Polski, jaki przywiozą pielgrzymi ŚDM do swoich krajów, komunistyczni eurokraci postanowili wrócić do tematu Trybunału Konstytucyjnego, choć już nawet wróble na polskich dachach śmieją się z tego, o Polakach nie wspomnę.

Czy to znaczy, że możemy dziękować Bogu za mądry wybór prezydenta, oddanie rządów PiS i spać spokojnie?

Nie jestem pesymistką, nie boję się gróźb agentury wpływu o rychłym ataku na Polskę, a tym bardziej groteskowych tematów obrad Komisji Europejskiej. Są jednak pytania, na które, ja, szary obywatel, mama Katarzyna stojąca przy kuchennym zmywaku, chciałabym znać odpowiedzi, po to by lepiej zrozumieć, co naprawdę dzieje się w Europie i na świecie.

Ot, choćby na takie:

Jak to się dzieje, że zamachowcy atakują w pociągu, na ulicy, w kościele, a parada gejów w Berlinie mogła odbyć się bez problemu?
Czy propaganda prasy zachodniej to wynik odpowiedzialności za powstrzymanie wojny domowej, czy też cyniczne ratowanie obecnej władzy?
Czy za progiem czekają partie Putina? A może to jest tylko straszenie, by opozycja w poszczególnych krajach nie doszła do władzy?

A może będzie tak, jak zasugerował na Twitterze pytaniem MaciejG:

A kto Putinowi zabroni ogłosić się w przyszłości Patryjarchą Wszechrusi i poprowadzić krucjatę w celu ratowania Europy?
A może nie tylko o walkę wyborczą chodzi, a o osiągnięcie celu zwerbalizowanego przez Sorosa?

Wiem, zadaję pytania naiwne i w ogóle wiedza ta jest mi zbędna, bo i tak nie mam wpływu na to, co się stanie.
W takim razie czemu jestem bombardowana setką mądrych, głupich, uczonych i propagandowych analiz w mediach i w Internecie? Czemu karmi się społeczeństwa propagandą, skoro na nic nie mają wpływu?

Wracam na polskie podwórko, bo od tego zaczęłam.

Nie wiem czy jeszcze ktoś pamięta dyskusje na temat końca historii i królowania narracji, która zdominowała kampanię wyborczą. Nie liczą się programy, nie ma żadnych moralnych granic, kto lepszą bajkę wymyśli, ten zdobędzie władzę.
Dzięki takiej taktyce PO mogło rządzić przez 8 lat nie informując wyborców o prawdziwym programie wygaszania Polski w ramach wielkiego projektu superpaństwa.
I nagle wygrywa partia z programem, który konsekwentnie realizuje. Wydawać by się mogło, że opozycja powinna wymyślić inną, lepszą narrację, tymczasem każde odezwanie się, każda sesja Sejmu odsłania pustkę i wręcz głupotę tych, co Polską rządzili.
Wielu ludzi pyta, jak ta głupota mogła dostać się do Sejmu?

To faktycznie kolejna zagadka dla dociekliwych, ale ja mam inną, której nie potrafię rozwiązać.
Wszelkie badania pokazują, że Polacy nie chcą uchodźców, że siła rządów PiS wynika, między innymi, z zapewnień, że Polska nie zgadza się na imigrantów, a jednak z uporem maniaka opozycyjni „gawędziarze” wciąż apelują o otwarcie granic dla muzułmanów.
Ilość bzdur wygadywanych na ten temat przekracza wszelkie polityczne standardy, a jednak narracja wciąż trwa.
Dlaczego opozycja dokonuje samozagłady? Na co liczy? Kto jej to podpowiada, a może od niej wymaga? Jak się ta narracja zakończy?

Źródło:Rozmyślania przy zmywaku mamy Katarzyny ;-)

Ilustracja

Zapraszam do słuchania
audycja 757 (czwartkowa)

czwartek, 21 lipca 2016

Człecza przypadłość tocząca z ust pianę


„Człecza przypadłość tocząca z ust pianę,
gdy to, co ma ktoś, nie jemu jest dane”.


No dobra, zrobię wyłom i zacznę od opowiadania, a potem, wyjaśnię, komu je dedykuję i dlaczego.
Zaczynam:
To było w okresie niezłomnej wiary w pogłoski, że komuna upadła, a dobiją ją samorządy oraz zwycięstwo Komitetów Obywatelskich, które jak grzyby po deszczu powstawały w czasie pierwszych, historycznych wyborów samorządowych w 1991 r.
Mała podmiejska gmina z rozrzuconymi wioskami, w których brakowało wszystkiego; dobrze wyposażonych szkół, sklepów, boisk, świetlic, dróg i połączeń nie tylko z miastem, ale i z gminą.

Dom stał się tymczasową siedzibą GKO, gdzie odbywały się zebrania, stukano na zdezelowanej maszynie do pisania biuletyny, wypracowywano program działania samorządu. Wszystko w ramach kosztów własnych. Na fali entuzjazmu przewodniczący komitetu objeżdżał gminę na ruskim rowerze i sporządzał raport niezbędny do opracowania programu.
Wybory wygraliśmy w cuglach i tu zaczął się nasz osobisty problem, bo dzieci małe, trzeba odebrać z gminnej szkoły, dojechać na wiejskie zebrania, w domu też nikt za nas niczego nie zrobił. Nie było komu pomóc. Bez samochodu dłużej nie dało się funkcjonować. Ba! Ale skąd go wziąć? Na ulicach wciąż królowały maluchy, duże fiaty i polonezy. O czymś takim jak leasing jeszcze nie słyszeliśmy.
Kolega miał w Niemczech rodzinę, kupił nowy samochód i pozbywał się 10-letniego dużego fiata. Chciał za niego niewiele, ale nawet na to stać nas nie było, owszem mogliśmy pieniądze zarobić w Radzie Nadzorczej Banku Spółdzielczego, nawet zaproponowano nam to, ale uważaliśmy, że byłoby to wykorzystywaniem pozycji, a my przecież gwarantowaliśmy uczciwość swoim wyborcom. Poszliśmy więc do banku nie po udziały a kredyt. Nie pamiętam sumy, bo to było przed wymianą pieniędzy. Natomiast pamiętam procent, w który chyba dziś nie bardzo może ktoś uwierzyć – całe 63 procent (sic!). Spłacaliśmy go dłużej niż jeździł kupiony samochód.
I to był początek końca naszego entuzjazmu i wiary, że świat peerelowskiej gminy można zmienić.
Kłody gminnej nomenklatury pominę, bo kiedyś już o tym pisałam. Wyleczyli nas z zaangażowania politycznego ostatecznie sami wyborcy. Kto mieszka na wsi wie, jak to się odbywa. Powiem w skrócie:
- Pani, patrzy pani, jak to się szybko do żłobu dorwali, ruskimi rowerami zapie... a teraz już paniusia samochodem jeździ. Szybko do koryta się dorwali, oj, szybko.

I tak skończyła się nasza polityczna kariera. Nawet gdyby mi obiecali dietę 100 razy wyższą od mojej emerytury, nigdy nie wystartowałabym już w żadnych wyborach.

A teraz pointa krótka, bo po co darmo sobie język strzępić.
 
Marzenia o naprawie Rzeczypospolitej mogą zniweczyć ci, którzy jeszcze niedawno tak byli szczęśliwi, że wygrał Andrzej Duda, że ma taką piękną i mądrą żonę, że tak godnie nas oboje reprezentują. Ci sami, którzy tak podziwiali Beatę Szydło dziś czują nieodpartą potrzebę nieustannego strofowania, doradzania i martwienia się, że opozycja wykorzysta... itd, itp.

Nie, nie uważam, że nie należy krytykować, gdy nasi popełniają błędy, wprost przeciwnie, ale to co działo się przez dwa dni na Twitterze, nie miało wiele wspólnego z troską. To był zmasowany atak w stylu właśnie takim, jak kiedyś zaatakowano moją rodzinę. Oczywiście przyznaję, że merytoryczne uwagi też były i chwała ich autorom. Niestety, tzw. hejt zdecydowanie przeważał.

Nie chcę tu roztrząsać, dlaczego tak się stało, skąd nagle pojawił się taki bubel prawny, dlaczego projekt nie został poprzedzony dobrze przygotowanym pijarem.
Faktem jest, że jak każdy projekt mógł być skrytykowany i poprawiony. Dlaczego więc podniósł się taki tumult?
Nie chcę ani analizować projektu ustawy o wynagrodzeniu osób na stanowiskach kierowniczych, bo się na tym nie znam, ani szukać przyczyn, dla których PiS postanowił zaproponować ten waśnie projekt do procedowania. 
Reakcja opozycji też mnie nie zdziwiła, no może chamstwo, z jakim zaatakował memami premier Beatę Szydło Kukiz15, długo będę pamiętać i nie wiem czy kiedykolwiek zapomnę. 
Natomiast podgrzewanie tematu, rozdzieranie szat niczym Rejtan, jakby groził Polsce kataklizm, elektoratu Prawa i Sprawiedliwości jeśli nie jest zawiścią, to na pewno głupotą.
I nie ma co cieszyć się, że projekt został wycofany pod wpływem krytyki, bo od tej pory tym narzędziem będzie na forach posługiwać się opozycja. Już TK nie będzie potrzebny, sami wierni fani rządu pomogą w zniszczeniu każdego, choćby najmądrzejszego projektu. 
Nie będzie to specjalnie trudne, bo większość krytykujących ma wstręt do aktów prawnych i wypowiada się zwykle w oparciu o doniesienia medialne.

Faktem też jest , że były i są trudności z pozyskaniem na stanowiska kierownicze fachowców. Wiem, że jedną z metod brużdżenia PiS w terenie było zniechęcanie to przyjmowania stanowisk w administracji poprzez proponowanie intratniejszych posad i niektórzy po miesiącu pracy rezygnowali z państwowej posady.
Wiemy też chyba wszyscy, jak z tym problemem radziła sobie koalicja PO/PSL omijając kontraktami i niebotycznymi odprawami ustawę kominową.
Kto chciał, ten wiedział, jak w praktyce wyglądało zamrożenie płac w administracji. I każdy, kto choć trochę myśli powinien też wiedzieć, że jeśli ma być uczciwie, to prawo musi zamknąć furtki, które na ten proceder pozwalały. 
Nie wiem jak to zrobić, ale mam zaufanie do PiS, do Jarosława Kaczyńskiego, do Beaty Szydło, że zrobią to tak, aby byli fachowcy dobrze opłacani i by było uczciwie, oczywiście jeśli ortodoksyjni wyborcy na to pozwolą. To im te rozmyślania przy zmywaku mamy Katarzyny dedykuję razem z przysłowiem:
Człecza przypadłość tocząca z ust pianę, gdy to, co ma ktoś, nie jemu jest dane”.
____________________________________________________
Źródło:Rozmyślania przy zmywaku mamy Katarzyny ;-)
Ilustracja
Zapraszam do słuchania
audycja 755 (czwartkowa)






środa, 13 lipca 2016

Tego oczekujemy?

Po smutnych doświadczeniach obchodów 65 rocznicy rzezi na Wołyniu obiecałam sobie, że więcej na ten temat nie odezwę się, bowiem instrumentalne traktowanie narodowych tragedii dla podreperowania słupków uważam za wyjątkowo obrzydliwe.
Tą drogą dziś poszli posłowie Kukiz15, ale chyba i oni opamiętali się, gdy spojrzeli w kalendarz i zobaczyli, że równie emocjonalnie i prawnie należałoby uczcić rocznicę obławy augustowskiej, a potem rocznicę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Rosję z rozkazu Jeżowa. Nie mam jednak do nich pretensji o wywołanie do tablicy Prawa i Sprawiedliwości w Sejmie. Do uzasadnienia Sekretarza Stanu w MKiDN, Jarosława Sellina przyczyn opóźnienia upamiętnienia ofiar zbrodni wołyńskiej zapewne będziemy wracać. Ci, którzy nie słyszeli, mogą to nadrobić. Warto, jeśli chce się na ten temat dyskutować.
06.07.2016 Wystąpienie ministra J. Sellina podczas XXII posiedzenia Sejmu RP Nieco złośliwie tylko powiem, że ministrowi z trudem przychodzi nazywanie zbrodni ludobójstwem, ale to już inna sprawa.

 Nie będę też wnikać, co takiego naprawdę stało się, że Senat rzutem na taśmę, wprowadzając zmianę w porządku obrad, przyjął Uchwałę w sprawie oddania hołdu ofiarom ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II Rzeczypospolitej w latach 1939–1945 .
Treść jej nie bawi się już w żadną dyplomację. Nazywa rzeczy po imieniu i apeluje do Prezydenta Rzeczypospolitej o odznaczenie Ukraińców, którzy narażając własne życie pomagali Polakom uciec przed kulami, granatami, nożami, siekierami i ogniem rezunów, wyznawców ideologii Dmytro Doncowa spod znaku OUN i UPA, wnioskuje też o ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na obywatelach II Rzeczypospolitej Uzasadnienie równie jasno, bez niedomówień przedstawił senator Jan Żaryn, chwała mu za to.
Pytania kierowane do Profesora przez opozycję, przeciwną przyjęciu uchwały, ujawniły przyczyny, dla których do tej pory III RP nie przyjęła takiego jednoznacznego stanowiska. Dla mnie z całej tej piany, bitej, między innymi, przez senatora Rulewskiego, przebija się ten sam prawdziwy motyw sprzeciwu – lęk przed utratą poparcia wpływowych nacjonalistycznych środowisk ukraińskich w Polsce i na Zachodzie, głównie w Kanadzie. Warto posłuchać raz jeszcze dyskusji, bo może dzięki temu, komuś otworzą się oczy, jak moje w 2008 roku co do prawdziwych intencji PSL. 22. posiedzenie Senatu RP IX kadencji - 07.07.2016 r. - cz. 4
Uchwałę tej samej treści zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Kolejni posłowie w telewizyjnych rozmowach nie mieli oporu, by rzeź na Wołyniu nazywać ludobójstwem, skąd więc zwłoka w podjęciu uchwały?
Tłumaczyć ją można polityką prezydenta i rządu wobec współczesnych wydarzeń na Ukrainie i przeciwstawieniem się nieustannemu wykorzystywaniu przez Rosję nacjonalistów ukraińskich do izolacji Ukrainy. Doskonale do tego nadają się, jak mniemają, również Polacy. I w wielu wypadkach nie mylą się.
Przyczyn zapewne jest więcej. Na pewno nie jest to działanie, które przynosi profity wyborcze, a raczej może stać się, jak wieszczą niektórzy, przyczyną utraty zaufania środowisk kresowych. Szwankowało jednak w moim przekonaniu uczciwe postawienie sprawy, co skrzętnie wykorzystała agentura wpływu.
I właśnie dlatego złamałam dane sobie słowo, że już więcej tematu tego w swoim blogu nie podejmę.
Obserwuję komentarze na Twitterze i łapię się za głowę, czasem klnę, bo jak tu nie kląć, kiedy całkiem porządni ludzie kupują narrację rosyjską podrzucaną również Ukraińcom. Można ją w skrócie podać w dwu punktach:
1) To nie było ludobójstwo, a wojna domowa.
2) Polacy też mordowali, więc poprawnie brzmi zwrot : „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Co bardziej gorliwi Polacy dorzucają punkt:
3) Tak kiedyś zrobili polscy biskupi wobec Niemców.
Mogę zrozumieć prezydenta i rząd, który w interesie polskiej racji stanu stara się, aby upór Ukrainy w relatywizowaniu własnej okrutnej zbrodni poprzez promowanie Bandery i innych przywódców OUN i UPA jako bohaterów, nie miał wpływu na relacje polsko – ukraińskie, ale za żadne skarby nie zrozumiem pożytecznych idiotów kupujących fałszowanie historii w imię poprawności politycznej.
Czy potrafi sobie ktoś wyobrazić usprawiedliwienie Holokaustu ekspansją gospodarczą i polityczną Żydów?
Czy doszłoby do wybaczenia winy zbrodni ludobójstwa w Rwandzie, gdyby zaczęto relatywizować przyczyny i szukać winy również po stronie plemienia Tutsi?Szukanie przyczyn, dla których człowiek zdolny jest zabić sąsiada, wbić jego dziecko na sztachety płotu, rąbać członki siekierami poświęconymi w cerkwiach, to nie to samo co usprawiedliwiać popełnione zbrodnie. A niektórym to wyraźnie się myli.
Dlaczego Ukraińcy o tym nie mówią głośno,dlaczego milczą, gdy ich dzieciom wpaja się tę samą obłąkańczą ideologię? Dlaczego nie prostują kłamstw IPN ukraińskiego?
Tego nie wiem na pewno, ale myślę, że nie jest to tylko wypychanie ze świadomości okrutnych faktów, ale i strach. Ten sam strach, który przetrwał w rodzinach z czasów rzezi, jest podsycany przez potomków rezunów.
Wystarczy prześledzić działalność Mirona Sycza, byłego dyrektora Liceum Ukraińskiego w Górowie Iławeckim, byłego posła PO, by to zrozumieć. A takich Syczów mamy wielu.
Ot, choćby Michał Kamiński, który 11 lipca 2008 roku jako rzecznik prezydenta Lecha Kaczyńskiego paradował w soroczce, wywijał hołubce na festiwalu kultury ukraińskiej w Sopocie, bo przecież w ramach pojednania i wspólnego przebaczenia win gościł w Polsce prezydent Wiktor Juszczenko.Nie znam przypadku, by nawet po wielu latach udało się pojednać z sobą narody za pomocą poprawności politycznej.
To do historyków i zwykłych obywateli należy mówienie prawdy i przypominanie, że z faktami się nie dyskutuje.
Zarówno Polacy jak i Ukraińcy, szczególnie starsze pokolenie, wie, jak naprawdę było i żadne zaklinanie rzeczywistości tu nie pomoże. Żadne kolejne, udawane pojednania pawłokomskie, apele Episkopatu, deklaracje, oświadczenia, czy gładkie uchwały z potworkiem językowym typu „zbrodnia o charakterze ludobójczym”, nie spowodują zagojenia ran, wprost przeciwnie, rozdrapują je.
I dlatego jeśli Sejm uprze się, by rozmyć tragedię Wołynia i ustali Dzień Narodowej Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Kresach II Rzeczypospolitej na 17 września, nie tylko niczego nie osiągnie, bo rozgrzeszy rezunów rozmywając odpowiedzialność, ale sprawi, że każdego roku wybuchać będą kolejne gorszące spory podsycane skrzętnie przez agenturę Rosji. Tego chcemy? Tego oczekujemy?
__________________________________________________________
Źródło:Rozmyślania przy zmywaku mamy Katarzyny ;-)
Ilustracja
Zapraszam do słuchania
audycja 753 (czwartkowa)

wtorek, 17 maja 2016

Nowe imperium czy Polska?

Nie byłoby [...] w ogóle walk wyznaniowych o podkładzie niby to 'ideowym', gdyby nie było dzikiej teorii, że pewna część mieszkańców danego państwa lub kraju ma prawo uważać się za jego 'gospodarzy', a inna może sobie rościć pretensje co najwyżej do roli gości 'tolerowanych'.
Jan Niecisław Baudouin de Courtenay

Cytat ten, który stał się moim mottem do kilku pytań o przyszłość Polski, zaczerpnęłam z książki prof. Andrzeja Nowaka Historia i polityka. Jest to wybór artykułów, felietonów i esjów pisanych na przestrzeni 29 lat (1987 – 2016). Łączy ich, jak sam tytuł wskazuje, związek historii z polityką.
Niedawno w niepoprawnym radiu pl mieliśmy możliwość rozmowy z Profesorem o tej niezwykłej lekturze.(Audycja 733) Niezwykłej, bo nie da się jej ani streścić, ani zamknąć w jednej choćby najdłuższej rozmowie. Każdy tekst to możliwość niekończącej się dyskusji o tym komu i do czego potrzebna wiedza historyczna, jak ją upowszechnia władza, jak ją wykorzystuje i manipuluje faktami, by rządzącym służyła.
Czytelnik ma możliwość pogłębienia wiedzy o fakty, interpretację wydarzeń, ale i skonfrontowania swoich przemyśleń na temat, między innymi, tożsamości wspólnoty narodowej kształtowanej w wirze dawnych i współczesnych decyzji politycznych, odszukania na mapie sporów politycznych swego miejsca w Ojczyźnie czy określenia swojego stosunku do wspólnoty narodowej, tradycji,kultury, religii i historii Polski.
W związku z tym pozostał niedosyt rozmowy. Wiele pytań, których nie udało się z braku czasu zadać, trzeba odłożyć na inną okazję lub samemu szukać odpowiedzi w gąszczu gorących dziś opinii i politycznych sporów, posługując się wskazówkami autora.
A spór toczy się o niebagatelną sprawę; już nie tylko o poprawę bytu większości społeczeństwa, sprawiedliwości i bezpieczeństwa, ale o istnienie Polski jako państwa suwerennego złączonego unią z pozostałymi 27 krajami europejskimi czy też Polski wtopionej w peryferie superpaństwa europejskiego z Centrum imperium w Brukseli.

A jeśli suwerenna to jaka? Jakiej Polski chcą Polacy?

Wyniki wyborów minionego roku pokazały, że na pewno większość tych, którzy głosowali na PiS, chciała przede wszystkim poprawy swego bytu, chciała wyjść z wykluczenia i poczuć się obywatelami we własnym kraju.
Można już jednak mieć wątpliwości czy wszystkim zależało na obronie polskiej tożsamości wyrastającej z kultury, religii i przeszłości. Czy przypadkiem to nie strach przed imigrantami, fatalne decyzje rządzącej koalicji w Brukseli i zagrożenie rosyjską imperialną polityką, a nie poczucie przynależności do Narodu i pragnienie silnej Ojczyzny, kierował wyborem.

Zwycięstwo Platformy Obywatelskiej w 2007 obnażyło postawę Polaków; większość wybrała święty spokój łudząc się, że wszystko będzie po staremu i jakoś da się żyć. (Od Polski do post-polityki)
Problem w tym, że władza po wygranych wyborach zapomniała o naczelnej zasadzie post – polityki, którą przed wiekami zaproponował chiński mistrz Laozi, a którą przywołuje Andrzej Nowak:
Władca sprawując rządy, opróżnia serca, a napełnia brzuchy, osłabia wolę, a wzmacnia kości. Zabiega stale, aby lud niczego nie wiedział i niczego nie pożądał; ci natomiast, co wiedzą, aby nie śmieli działać. Kiedy uprawia się niedziałanie – wówczas są dobre rządy. (Od Polski do post polityki Str. 92)
Wbrew kardynalnej zasadzie niedziałania zamiast napełniać, opróżniano Polakom skutecznie kieszenie, spychając na margines większość peryferii kraju. Okazało się, że nie da się już tak dalej żyć.
Z powodzeniem jednak udawało się opróżniać serca Polaków realizacją programu zapomnienia, która miała z nas uczynić mrówki, niepamiętające o polskiej historii, zwłaszcza tej, którą należało się, zdaniem władzy, wstydzić; ciągłej walki prowadzącej do kolejnych klęsk. Syty Polak miał zapewnić wtopienie się w krajobraz multikulturowej Europy. Niestety nie, nie stał się sytym, ale za to coraz bardziej wykorzeniony z polskości.

Służyła temu polityka wstydu. Andrzej Nowak pisze:

Nieustannie jestem zawstydzany. Przez ostatnich kilkanaście lat wciąż czytałem, jakim to wstydem jest bycie Polakiem: zacofany naród, ciemny i okrutny dla innych. […] historycznie zajmowaliśmy się gnębieniem mniejszości, a w czasie II wojny przede wszystkim zabijaniem naszych SĄSIADÓW. (Wstyd i jego kapłani str. 61)
Polityka wstydu wydała owoce, czy wszystkich zatruły? Czy dla sytości wszyscy gotowi jesteśmy wyrzec się swej tożsamości? Na to pytanie najpełniej mogą nam odpowiedzieć badania socjologiczne. Lektura Historii i polityki z pewnością pomoże spojrzeć szerzej na wyniki badań.
Ostatnie patriotyczne uroczystości świadczą jednak, że nachalna propagandowa polityka wstydu importowana również z zagranicy, np. Rosji, Niemiec czy USA, budzi już sprzeciw.
Tysiące, zwłaszcza młodych ludzi, wzięło udział w pogrzebie majora Zygmunta Edwarda Szendzielarza „Łupaszki”. Na nic zdał się jazgot polskojęzycznych mediów, oburzonych na powrót do bohaterskiej przeszłości Polski. To był pogrzeb i jednocześnie duma, satysfakcja i radość. Historia nasza w tym momencie napisała najpiękniejsze epitafium Niezłomnym, Wyklętym sponiewieranym w dołach zapomnienia.

Pytanie jednak pozostaje; jaki to jest powrót i jakie będą tego owoce?

W eseju

Horodło z perspektywy XX i XXI wieku: pamięć modernizacji, pamięć republiki, pamięć imperium

(str. 253) czytelnik spotka się z istotnymi, dla poznania zachodzących nie tylko w Polsce, analizami Franka Ankersmita i Paula Connertona przyczyn i konsekwencji procesów zapominania w pamięci historycznej.

O czym, kiedy i dlaczego zapominamy?

1. Zapominamy o tym, co jest bez znaczenia dla naszej tożsamości.
2. Znika z pamięci historycznej to, czego znaczenia dla naszej tożsamości nie jesteśmy świadomi.
3. Wypieramy z pamięci to, co jest szczególnie bolesne, o czym nie chcemy pamiętać.
4. Zapominamy, bo wyrzekamy się swojej tożsamości wybierając nową.
Bywa, że zapominanie jest wymuszane przez zwycięzców, bądź zalecane jako korzystne dla wszystkich (gruba kreska). Zapomnienie staje się fundamentem nowej tożsamości, po starej pozostają w historii wspólnoty głębokie blizny.
Tu warto zapytać – Nowa tożsamość? A za jaką cenę? Jaką odpowiedź dadzą sobie i innym młode pokolenia Polaków i ich dzieci, taka będzie historia naszej tożsamości.

A jaka powinna ta tożsamość być?

I tu przywołam jakże ważny komentarz prof. Andrzeja Nowaka, bo on pozwala na refleksję i ocenę tego, co się dziś w Polsce dzieje w związku z powrotem wypartych z pamięci historii zdarzeń, twórców i realizatorów ważnych decyzji politycznych i ich bohaterów.
...niekiedy odkrywamy takie blizny na zbiorowej świadomości na nowo, jako dolegliwe, uwierające – po latach, albo nawet po wiekach. Nowa tożsamość jest dla nas jakby przejrzysta, nie widzimy jej konturów, nie umiemy jej relatywizować – bo jesteśmy w niej całkowicie zanurzeni, nie mamy dystansu. Poprzednia, zakwestionowana i odrzucona tożsamość staje się mitem, którego inni mogą wciąż bronić albo który można odnaleźć po latach czy wiekach właśnie na śmietniku historii. Można ją wtedy przemienić w pomnik (str. 265)

Dla Litwinów Unia Horodelska stała się pomnikiem zdrady tożsamości narodowej, dla Polaków pięknym przykładem budowania Rzeczypospolitej wolnych obywateli, równych wobec prawa.
Na tezie, iż Unia Horodelska budowała „panteon polskości na mogile Litwy” politycy uczynili z Polaków odpowiedzialnymi za zatrzymanie budowania litewskiej kultury narodowej.
Myśl ta tak dalece zawładnęła ideologią nacjonalistów litewskich, że znaleźli się obrońcy okrutnych represji wobec powstańców styczniowych, które „czyściły” Litwę z żywiołu polskiego.
Andrzej Nowak przytacza tu opinię księdza Kazimierza Propolanisa w 500. rocznicę Unii Horodelskiej:

Po 479 latach polskiej hegemonii w Litwie, Murawjow pierwszy jął się kruszeniem na 'mogile litewskiej' wspaniałego Panteonu polskości, w którym nie zostawiono miejsca Litwinom.

Wyrazem sprzeciwu wobec rosnących tragicznych konfliktów narodowościowych na Kresach II Rzeczypospolitej był głos polskiego językoznawcy, naukowca i publicysty - Jana Niecisława Baudouina de Courtenay – którego zacytowałam we wstępie.
Czy diagnoza profesora z przełomu XIX i XX wieku była słuszna, czy wszyscy zgodzilibyśmy się dziś na budowanie państwa wielonarodowego w imię zażegnania waśni narodowych i spokoju?
A może lepiej byłoby dla nas tak jak chcą narodowcy, zwłaszcza radykalni; uniezależnić się od UE i USA, wprowadzić rządy narodowo-chrześcijańskie. Szczelnie zamknąć granice.
A może w imię nowej europejskiej tożsamości wyrzeknijmy się, wyrzućmy na śmietnik historii naszą przeszłość, która jest kulą u nogi w pościgu za zachodnim dobrobytem? (Czy Polska jest szubieniczną pętlą?)

Kto szuka odpowiedzi lub tylko argumentów na potwierdzenie swoich odpowiedzi na pytania - Czy jeszcze Polska? A jeśli tak, to jaka i jak przywracać Polakom pamięć historyczną? - koniecznie musi sięgnąć do tej niezwykłej lektury.

Andrzej Nowak, Historia i polityka, Biały Kruk, Kraków 2016

Ps.

Szczególne podziękowanie należy się Wydawnictwu Biały Kruk za pietyzm przy opracowaniu tej książki. To prawdziwy Biały Kruk :-)

__________________________________________________________

Źródło:Rozmyślania przy zmywaku mamy Katarzyny ;-)

Zapraszam do słuchania

audycja 737 (czwartkowa)