piątek, 21 lutego 2014

To nie pogrzeb Ukrainy, a my nie na stypie

Warto zapamiętać ten moment. Nie wiemy, co ustalono i za jaką cenę, ale już Radę Majdanu wielu gotowych uznać za zdrajców. Nie wiemy, kim oni są, może niektórzy z nich to rosyjscy prowokatorzy? A może jest tak, że scenariusz załamał się Putinowi? Nie będzie wykupienia w obligacjach Ukrainy, nie będzie wojny domowej? Nie będzie rozbioru? Nie wiemy też, jak Ukraińcy przyjmą zakończenie protestu. Co się jeszcze wydarzy?

Za kilka, kilkanaście lat niektórzy będą budować mit zdrady narodowej, winić Ukraińców i na tym micie będą chcieli zdobyć władzę.
Mamy nad grobami synów wciąż będą wyrzucać im – I po co ci to, synku, było?! Dlaczego nie posłuchałeś matki?
A może nad grobem Ołeha Uśniewicza stanie kiedyś dorosły syn i powie – Dziękuję, tato. Wciąż brakuje mi ciebie, ale nie zginąłeś na darmo.
Któż dziś może powiedzieć z całą pewnością, że słowa matek są bardziej prawdopodobne?

 A może to nie zdrada tylko taktyka, roztropność, odpowiedzialność, może więcej nie można było? Przecież trzeba pracować, zarobić na chleb, zapłacić czynsz, pochować syna, ojca...

 A jeśli zdrada, to kogo znowu wysłać na śmierć?
Myślę o tym, bo znam smak przegranej i obrzucania się wzajemnymi oskarżeniami. I wiem też,
że poczucia wolności, ludzkiej solidarności, nie zatrą żadne uczone rozważania; co by było, gdyby było. Pokazali Ukraińcy, kim są jako naród, pokazali, jak można miesiącami na mrozie, w dymie palonych opon, trwać. Teraz czas na dopilnowanie porozumienia, by nie trzeba było znów ginąć na ulicy. Czas troski o pozbawionych pracy, aresztowanych, gnębionych za walkę o wolną Ukrainę.
Bez tej solidarności nie da się dalej niczego zbudować. Pozostanie jedynie gorycz i rozpacz topiona w beznadziei.
Polacy to już wiedzą, bo popełnili ten kardynalny błąd w 1989 r. Każdy zabrał swoje zabawki i każdy mościł swoje legowisko, pozostawiając innych na pastwę uwłaszczonej komuny.

Nie znam się na wielkiej polityce. W Tarnopolu, gdzie od wieków żyli moi przodkowie, nie ma już ich grobów. Jedni, wywiezieni w bydlęcych wagonach zaginęli w śniegach Syberii, drudzy padli ofiarą banderowskich noży, inni zbudowali mój dom na Ziemiach Odzyskanych. I tak jak kiedyś żują gorycz poświęcenia ich tragedii dla wielkiej polityki. W Tarnopolu króluje portret rzeźnika Polaków, w moim nowym polskim domu nacjonaliści ukraińscy przeszkadzali mi czcić pamięć pomordowanych i w rocznicę ich śmierci urządzali nacjonalistyczne festiwale.
 Sowieccy oprawcy śmiali się w nos Rodzinom Katyńskim w Strasburgu.
Moją miłość do Ojczyzny politycy żyjący z mojej pracy nazywają faszyzmem, a sowieccy agenci pobierają emerytury, o jakich nawet śnić bym nie śmiała.
Żołnierzy walczących z czerwoną zarazą z trudem wydobywa się z dołów śmierci, a mordercy leżą w alejach zasłużonych.
Polski minister finansuje z podatków naigrywającą się z mojej wiary wystawę, ale odmawia dotacji na Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Wciąż nie możemy się doczekać Muzeum Kresów. A wszystko w imię wielkiej polityki.

Mimo to, ze ściśniętym sercem, ale i z nadzieją, śledzę wydarzenia na Ukrainie. Są dla mnie ważną lekcją.
W wydarzeniach EUROMAJDANU jak w krzywym zwierciadle zobaczyłam historię walki „Solidarności” z komuną. Zobaczyłam współczesną sytuację mojego narodu.
Są wydarzenia, które mówią każdemu – Sprawdzam cię.
Egzaminu nie zdali narodowcy. Zaprzepaścili kapitał poparcia zdobyty w Marszach Niepodległości. Milczenie i brak działania prezydenta każe się dziś pytać, kim właściwie jest i kogo reprezentuje. Bezradność rządu wobec kilkumiesięcznych protestów aż nadto widoczna.
Za ostatni popis ministra MSZ można tylko się wstydzić. Groźba – Albo podpiszecie, albo zginiecie wszyscy! – odsłania aż nadto dobrze, od kogo takim językiem zaraził się.
Teraz przyszedł czas na kolejny sprawdzian, kolejny egzamin dla polityków.
Co pozostanie z deklaracji pomocy Ukraińcom? Czy będą ich adwokatami w UE?

A co z nami? Zwykłymi ludźmi, Polakami i Ukraińcami?
Chciałoby się krzyknąć; zacznijmy wszystko od nowa. Nie pozwólmy politykom, mafiozom i oligarchom tańczyć na grobach naszych bliskich. Nie pozwólmy Rosji szczuć się na siebie.
Ba, ale jak rozrobić? Myślę, że wiele będą mieli nam do powiedzenia polscy dziennikarze, którzy razem z Ukraińcami przeżywali dni chwały i grozy. Dokumentowali i rozmawiali z protestującymi. Zanim wyciągniemy pochopne wnioski, posłuchajmy świadków najnowszej historii Ukrainy.

I może jeszcze jedna rada dla niezadowolonych z porozumienia, które, miejmy nadzieję, kończą walki w Kijowie.
Dziennikarz Stanisław Janecki napisał na Twitterze: „Aha, krytykując porozumienie, jakkolwiek złe czy dobre by ono nie było, nie szafujmy krwią Ukraińców, bo już dość jej przelano”.

Dodam do tej pointy.
Ukraina to nie nieboszczyk, a my nie zostaliśmy zaproszeni na stypę po jej pogrzebie. Ona żyje i walczy o swoje miejsce wśród innych narodów jako suwerenne państwo.