środa, 25 lutego 2015

In hoc signo vinces

In hoc signo vinces – Pod tym znakiem zwyciężysz. Ta pełna ufności Bogu inskrypcja, wpisana w krzyż Koptów, dziś na oczach świata, który mieni się być chrześcijańskim, poddawana jest próbie krwi i ognia.

Jeszcze nie minęła zgroza morderstwa na 21 Koptach, gdy bojówki Państwa Islamskiego spaliły żywcem 50 irackich cywilów. Świat milczy, nie ma marszy z prezydentem UE, Angelą Merkel i Holandem. Nie ma transparentów: Je suis Copte! Je suis chrétien!
Tymczasem Internet pełen makabrycznych obrazów egzekucji. Wiemy, że są rozjeżdżani transporterami, krzyżowani, cięci na kawałki, zakopywani żywcem. Patrzymy bezsilni i wracamy do swoich spraw.
Nie wszyscy, oczywiście. Organizowana jest pomoc, trwają przy nich misjonarze, przyjmowani są uciekinierzy, ale to kropla tego, co naprawdę trzeba uczynić.
To prawda, że nie odpowiemy im tym samym, tacy jesteśmy, tego nauczył nas Chrystus, ale ofiary islamskiego bestialstwa potrzebują naszej modlitwy i obrony.
Czy dopominamy się o to od organizacji światowych, czy organizujemy się w masowych protestach?
Owszem, media podają informacje, ale za nimi nie kryje się ani masowe oburzenie, ani skuteczna obrona. Dziwnie opieszale wygląda wojna z islamskimi mordercami.

Egipscy Koptowie przed śmiercią krzyczeli: „Jezu! Jezu! Jesteśmy Twoi!”

Nikt z nas, wylegujący się w niedzielny ranek i odkładający czasem udział w mszy św. nie wie, jakby się zachował w chwili śmierci.
Jedno jest tylko pewne, możemy już dziś modlić się do nich prosząc o wyjednanie wiary żywej, wiary, która nie ucieka w faryzeuszowskie dyskusje. Wiary, która obroni nie tylko sakramentalną jedność małżeństwa i sacrum liturgii. Wiary, która decyduje o naszych wyborach i wierności Bogu.
Tylko czy wszyscy jej pragną? Pytanie retoryczne. Nie musimy za bardzo rozglądać się, by dojrzeć, jak bardzo jesteśmy podzieleni w przyjmowaniu Bożych przykazań i życia według Ewangelii. Jak bardzo, zamiast Boga na pierwszym miejscu, stawiamy siebie i swoje oczekiwania, racjonalizujemy swój grzech i głośno domagamy się, by inni zrobili to samo. Nie trzeba sokolego wzroku, by dojrzeć, że modlimy się o swoje a nie Boże prawdy w nas.
Zastanawiam się; co by było, gdyby tak u nas przy I komunii świętej wprowadzono rytuał tatuażu krzyża na ręce, by przypominał, że należymy do Jezusa?
Już słyszę ten krzyk oburzenia. Nie warto jednak zastanawiać się nad nim, raczej zapytajmy, co dla nas ów tatuaż znaczyłby; pamiątkę z dzieciństwa, dawno zakurzone sumienie, a może kłopotliwe znamię, które trzeba usunąć?
Dla Koptów wytatuowany na ręce krzyż to wierność Chrystusowi aż do śmierci.
Myślę o tym, kiedy czytam ot, choćby takie tytuły w poświęconych portalach: „Diabeł nienawidzi mszy trydenckiej”.
Rozważań na temat wyższości rytu mszy trydenckiej namnożyło się bez liku. Mówiąc o tym niektórzy czują się lepsi, bardziej wierzący, nobilitowani, nie to co to pospólstwo, które nie umie nawet przeżegnać się po łacinie.
To prawda, że uniwersalny język liturgii łączył katolików. Prawdą jest też, że w seminariach duchownych z nauką łaciny wielu alumnów jest na bakier, ale gdy ksiądz twierdzi, że diabeł nienawidzi mszy trydenckiej, to trudno zachować powagę. W każdym razie na mój posoborowy nos, nie tyle nienawidzi kusy mszy trydenckiej, ile Słowa Bożego wyrytego w sercach niczym niezmywalny tatuaż Koptów.
Boi się bezkrwawej Ofiary składanej na ołtarzu bez względu na język, jakim włada kapłan. Boi się, kurczy i zwija ze złości, gdy Ciało Chrystusa przyjmuje lud Boży. I właśnie dlatego podsuwa nam nieustannie dyskusje nie o tajemnicach wiary, a o wyższości jednego rytu mszy świętej nad drugim, o sposobie przyjmowania komunii świętej.
A odpowiedz jest tylko jedna – Jeśli wierzysz, że w tej kruszynie chleba kryje się twój Zbawca, będziesz wiedział, jak Go powitać. Nikt nie będzie musiał cię strofować. Sam padniesz na kolana i nie będziesz się rozglądał czy równie nabożnie przyjął Eucharystię twój sąsiad.
Owszem, zgadzam się z wieloma opiniami na temat desakralizacji zarówno mszy jak i braku należytego szacunku dla Najświętszego Sakramentu. Przykładów takiego lekceważenia Instrukcji Liturgii Kościoła każdy może podać wiele, zwłaszcza ci, którzy wyjeżdżają za chlebem na emigrację. One niepokoją i bolą, ranią nas.
Nie tu jednak jest problem, a w tym, czym dla mnie jest moja wiara, Krzyż, kim jest dla mnie Jezus i msza święta.

Długo unikałam zdjęć makabrycznych zbrodni popełnianych na chrześcijanach i wyznawcach innych religii, one są ponad ludzką miarę, a oglądanie ich wymaga silnego charakteru. To nie thriller , a rzeczywistość, wobec której musimy opowiedzieć się i podjąć trud oceny i zmiany własnego życia.
Po ludzku krzyże wpisane na dłonie zabijanych Koptów nie przyniosły zwycięstwa, lecz śmierć. Diabeł cieszy się – Pod tym znakiem to ja zwyciężyłem! Wreszcie pokonałem znienawidzony krzyż i co mi zrobicie!
A jednak nie przewidział, że obraz Ich męczeńskiej śmierci dotrze do nas, a dla wielu będzie dowodem, że nie ma innego znaku, jak Chrystusowy krzyż, pod którym można zwyciężyć. In hoc signo vinces.

Zapraszam do słuchania:

audycja 609 (czwartkowa)

niedziela, 15 lutego 2015

Minister Kluzik - Rostkowska pisze list

Sprawę listu MEN, jego treść oraz przyczynę rozesłania go do szkół opisały media. Do większości z nas zapewne już dotarło ujadanie w TOK FM i Gazecie Wyborczej. Nie będę się więc powtarzać ani zbierać informacji w jedno miejsce, bo wszystko można sobie wyszukać w internecie. Teraz tylko w telegraficznym skrócie dla leniwych.

Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu zorganizowała warsztaty dla młodzieży licealnej „Zrozumieć Media”. Zimowe warsztaty dziennikarskie w WSKSiM
Rozwścieczyło to ogromnie dotychczasowych monopolistów wychowywania dzieci i młodzieży na światłych obywateli świata. Podobno skarga zawędrowała aż na Aleje Szucha, a pani minister natychmiast ostro dyrektorów szkół upomniała.

Przyznam, że raz po raz dopada mnie wytrzeszcz oczu ze zdziwienia, gdy minister nie zna swoich kompetencji, a interpretację prawa podporządkowuje ideologii wyznawanej przez tuby propagandowe.
Choć w przypadku ministrów edukacji z nadania PO nic mnie już nie powinno dziwić, to jednak wciąż się dziwię i dziwię. Zapewne, jeśli znowu przerżniemy wybory, taka zdziwiona stanę przed św. Piotrem.

Ale do rzeczy.
Minister Kluzik - Rostkowska grozi dyrektorom palcem i przypomina im o obowiązku niewpuszczania do szkół wrogiej propagandy, oczywiście wrogiej zdaniem Czerskiej i okolic. Bo czy może być coś złego w uczeniu poznawania i rozumienia mechanizmów funkcjonowania świata mediów?

Owszem, od tego jest nadzór pedagogiczny, by sprawdzał czy zajęcia nadobowiązkowe odbywają się zgodnie z prawem, tzn. wpisane są do planu wychowawczego szkoły, zatwierdzone przez radę szkoły, a rodzice są zapoznani z ich treścią i wrażają na nie zgodę.
Nie jest natomiast prawdą, że nie mogą odbyć się w godzinach lekcyjnych.
Wszystko zależy od organizacji pracy szkoły. Gdyby tak nie było, żadna wycieczka nie mogłaby się odbyć, wyjścia do teatru czy do kina również nie miałyby prawa zaistnieć, podobnie jak „Zielone szkoły” czy „Dzień sportu”.
A wizyty europosłanki Pitery w szkole, apele uroczyste z okazji wizyty Donalda Tuska również byłyby nielegalne.
Zastanawiam się czy ktoś pytał rodziców o zgodę na wizytę Ewy Kopacz w przedszkolu razem z ochroną i kamerami telewizyjnymi?
Bzdurności argumentów, którymi szermują mediodajnie jedynie słusznego przekazu nie trzeba dalej udowadniać, bo każdy z nas chodził do szkoły i wie, że pod koniec roku szkolnego wymyślaliśmy setki powodów, by opuścić szkołę razem z nauczycielem matematyki czy nudnej chemii. Gotowi byliśmy obiecać, że w domu rozwiążemy wszystkie zadania, a w pracowni wymyjemy wszystkie kolby na błysk. Moje pokolenie pamięta uroczyste akademie rewolucyjne. Przykładów zarywania lekcji każdy może podać bez liku.

Minister Edukacji Kluzik – Rostkowska nie tylko w tym zakresie nie zna przepisów oświatowych. Jest gorzej.Ta pani nie zna swoich kompetencji jako ministra. Nawet jeśli wpłynęły skargi do MEN, w co wątpię, to raczej usłużne pismaki wydumały aferę, to jedynie co mogła zrobić minister w czerwonym kabacie, to przesłać je według właściwości bezpośrednio do kuratorium, na terenie którego znajdowały się szkoły, w której realizowane były warsztaty.

Wysyłanie listów z napomnieniami do dyrektorów szkół z pominięciem kuratorów i samorządów prowadzących szkoły jest zwyczajnie dowodem absolutnej niekompetencji Kluzik - Rostkowskiej, nie mówiąc już o tym że jest to pisanie na Berdyczów, bo dla żadnego dyrektora ta pani nie jest przełożoną.

Jest jednak w tym śmiesznym liście coś, o czym nie wolno nigdy zapomnieć, co wydrukowałabym i wywiesiła w każdej szkole, w każdym pokoju nauczycielskim i przesłała do każdego rodzica. W ferworze bicia piany na temat treści listu nie odczytano, albo nie chciano odczytać, właściwie pewnego akapitu, który, jak mi się zdaje, minister do końca nie przemyślała.
Nie tak dawno niejaki „Ponton” wkraczał do szkół z rekwizytami ze sklepów erotycznych i uczył dzieci zakładać prezerwatywy.
Edukatorzy seksualni zostali powstrzymani dzięki obowiązującym przepisom oświatowym.
To właśnie wtedy rodzice na nowo odzyskali świadomość istnienia zapodzianego w stosach przepisów prawa gwarantującego im postawienia tamy deprawacji dzieci.
Wówczas od MEN rodzice nie otrzymali żadnej wskazówki, z jakiego prawa mogą skorzystać, gdy szkoła wychowuje niezgodnie z wartościami wyznawanymi przez nich.
Nie pouczono też dyrektorów o obowiązku przestrzegania Ustawy o systemie oświaty. Szerzej cytuje kuriozalną wówczas odpowiedź ministra oświaty portal wpolityce.pl.Szefowa MEN wściekła na warsztaty zorganizowane przez szkołę Ojca Rydzyka, ale edukatorzy seksualni jej nie przeszkadzają

Dziś, kiedy, o zgrozo, do szkoły wchodzą z świetnym programem edukacyjnym nie namaszczeni przez władzę, pani minister nagle odzyskuje pamięć i pisze:

Dyrektor szkoły w wykonaniu swoich zadań zobowiązany jest do współpracy z rodzicami, radą szkoły i radą pedagogiczną. Oznacza to konieczność konsultowania z wymienionymi organami szkoły wszystkich ważnych spraw dotyczących funkcjonowania szkoły, w tym  możliwości wstępu na teren szkoły przedstawicieli stowarzyszeń.

Nauczmy się tego na pamięć i sprawdzajmy, gdy nasze dzieci, wnuki pójdą do szkoły, czy przypadkiem nie wyrzucono z przepisów oświatowych praw rodziców do wychowywania własnych dzieci.
Róbmy to starannie i brońmy ich jak niepodległości, bo to klucz do obrony przed LGBT, gdy prezydent słusznej partii podpisze konwencję o tzw. przemocy, a MEN listami, groźbami i zmianami w prawie będzie próbowało wprowadzać ją do edukacji szkolnej.
Jeśli dziś damy wejść sobie na głowę i wystraszymy się listów ministra, jutro zabiorą nam dzieci, bo uznają, że wychowujemy je niezgodnie z zaleceniami władzy wyłączając telewizor, gdy lecą reklamy „pigułki po”.

Zapraszam do słuchania:

audycja 606 (niedzielna)

foto: http://www.se.pl/joanna-kluzik-rostkowska,3810/