piątek, 29 czerwca 2018

Krajobraz po „niby – bitwach”

Osoby śledzące wydarzenia polityczne od roku zadają sobie pytanie, co dalej z realizacją programu Prawa i Sprawiedliwości? Mnożą się „konstytucje”, konferencje, wywiady, przemówienia jak jest dobrze, ale kluczowe reformy, zwłaszcza służby zdrowia, repolonizacji mediów, chyba przerosły możliwości i wciąż są w sferze dyskusji programowej.

Radość ma swoją cenę

Za to jak z rękawa posypały się kolejne obietnice socjalne dla następnych grup społecznych. Wiadomo wybory. Niektórzy modlą się, by były one jak najczęściej, bo wtedy od dołu do góry biega św. Mikołaj.
Tym, którzy je wymuszają protestami i strajkami, warto przypomnieć, czym to się kończy na przykładzie genezy zabierania dzieci od rodziców przez Jugendamty w Niemczech, Bavernet w Norwegii, makabryczne wyroki sądów w sprawie ich życia i śmierci w Kanadzie czy Wielkiej Brytanii.
Państwa przejęły kontrolę nad rodziną poprzez socjal; coś za coś. Ostrożnie cieszmy się z pomocy państwa, bo przy ponownym dojściu do władzy liberalnych oszołomów skończy się to dla wielu dzieci tragicznie. Temat na oddzielną dyskusję.

Polityka dialogu z silniejszymi

Bezsensowne veto prezydenta zatrzymało reformę wymiaru sprawiedliwości. Wobec buty i arogancji sędziów z namaszczenia Okrągłego Stołu władza, wydaje się, jest bezsilna.
Koncepcja dialogu z Komisją Europejską w tej sprawie właśnie ponosi klęskę. Eksperyment ze zmianą szefa MSZ nie powiódł się.
Nie można bezkarnie zapraszać do domu gościa, by się przed nim tłumaczyć z ustawienia mebli i dziwić się, że umeblowanie mu się nie podoba. Są granice dialogowania, zwłaszcza z przeciwnikiem, który tylko udaje, że prowadzi dialog, a robi sobie kampanię wyborczą.

Trąbienie o sukcesach w przypadku relokacji emigrantów wywołuje ironiczny uśmiech, bo jest to bajka dla ciemnego luda i wielu z nas się na to nabrało. Wystarczy spojrzeć na polskie ulice w dużych miastach. Wszelkie pytania kierowane do rządu zbywane są milczeniem.

Wazelina w cenie

Wspieranie PiS przez media publiczne to kompletne fiasko. Polega ono na bezwzględnym chwaleniu wszystkich decyzji i pokazywaniu, że więcej nic zrobić nie można, bo szaleje opozycja totalna w kraju i zagranicą. Faktem jest, że szaleje, bo ma powody, traci kasę i grożą więzienia, ale to nie może być główny temat przekazu medialnego.
Programy publicystyczne niczym się nie różnią od debat przedwyborczych. Nie przekonują nikogo,co najwyżej gruntują podziały. Rzadko są merytoryczne i uczciwe i chyba nie taki ich cel. Nie po to przychodzą politycy do studia, by głosić prawdę. Leje się strumieniem propaganda.
Media społecznościowe również przyjęły taką opcję i dzielą się ze względu na sympatie polityczne. Każdy, kto ma inne zdanie, widzi problem inaczej, jeśli nie zostanie nazwany agentem FSB lub Mossadu, to na koniec otrzyma sakramentalne pytanie: A widzisz jakąś alternatywę dla PiS? I to zamyka dyskusję niczym prawo Godwina.
Jednym słowem, głosujemy na PiS, bo nie mamy wyboru? Kiepska to laurka dla partii rządzącej i nie najlepiej świadczy o wyborcach.
PiS też kiedyś nie miał szans, a zdobył mandat do rządzenia, a efemerydy noszą nawet teki ministerialne.
Czy nie tak lekceważono opozycję AfD w Niemczech i Ruch Pięciu Gwiazd we Włoszech?

Ale nie w tym problem, a w sposobie komunikowania się ze społeczeństwem i swoimi wyborcami.
Pierwszy szok
przeżyliśmy przy zmianie rządu. Jednego dnia kwiaty i gratulacje, owacje na stojąco po odrzuceniu wniosku opozycji o odwołanie premier rządu, akcja na fb i twitterze – Murem za Panią Premier, a drugiego uzasadnianie potrzeby zmiany rządu.
Ówczesna bezradność narracji mści się do dziś. Premier Morawiecki, moim zdaniem, nigdy nie zdobędzie takiego poparcia społecznego jak Beata Szydło. Zawsze będzie się kojarzył z liberałami, choćby nie wiem jak głośno przekonywał, że chce Polski solidarnej. I nie ma to znaczenia, że tak krawiec kraje, jak mu materiału staje, bo o trudnościach nie mówi się, poza zrzucaniem winy na totalną opozycję.
Leje się propaganda sukcesu, a nie jest to najlepszy sposób na dłuższą metę.

Dziś przeżywamy drugi szok.

Wykorzystując Mundial, pogodę i wakacje PiS przeprowadza akcję pojednania z Izraelem. Nowelizuje ustawę IPN uchylając zapisy o penalizacji kłamstw dotyczących współwiny Polaków za zbrodnie niemieckie. Robi to w skandaliczny sposób, łamiąc procedury stanowienia prawa, co natychmiast wykorzystuje opozycja w Parlamencie Europejskim.

Trudno zorientować się w przyczynach takiego zachowania.

1) Szantaż? Czyj i wobec kogo?
2) Pretekst do załagodzenia konfliktu z Izraelem i Kongresem Żydów Amerykańskich?
3) Szukanie obrony przed konsekwencjami amerykańskiej ustawy #447 o zwrocie bezspadkowego majątku żydowskiego?
4) Warunek wizyty Prezydenta RP w USA?
Pytań może być więcej.
Odpowiedzi znają tylko ci, którzy za tę bezprecedensową akcję odpowiadają. A historycy w przyszłości będą pisać na ten temat rozprawy tak, jak dziś po kilkudziesięciu latach niektórzy rewidują decyzję o braku zgody rządu polskiego na przystąpienie Polski do Antykomiternu przed II wojną światową. Takie jest prawo badań historyków.
Zadanie polityka jest inne. Podejmuje decyzje niepopularne, ale jeśli nie chce stracić władzy, musi je przekonywująco uzasadniać.
Nie można przez pięć miesięcy grzmieć, że nikt nam prawa nie będzie pisać i nikt nie będzie cenzurować nam ustaw, a potem robić woltę, po której oczy dostają zeza z wrażenia.

Przyjrzyjmy się argumentom

PiS - Nowelizacja i tak była martwa nie do zastosowania poza granicami Polski.
Przeciwnicy - To po co było ją uchwalać? Skoro martwa, to dlaczego tak ważna dla Izraela i USA?
PiS - Osiągnęliśmy wielki sukces normalizacji stosunków z Izraelem.
Przeciwnicy - Bzdura. Deklaracja nic istotnego nie wnosi. Już są jej przeciwnicy po obu stronach. A nowelizacja nadal grozi sądami historykom i publicystom. Tym ostatnim argumentem posłużył się nasz dzielny obrońca praw obywatelskich jednej opcji, Adam Bodnar.
Mało kto jednak dziwi się, że o tym, kto był ofiarą zbrodni II wojny światowej decyduje Izrael. Są jednak i tacy, którzy dostrzegają nie bez słuszności, że to koniec naszej suwerenności. Teraz każde ustawy będą musiały mieć kolaudację w Izraelu, zanim zostaną uchwalone. Nawet jak jest to tylko czysta złośliwość, to w pewnych sytuacjach całkiem realna. Czy tak będzie, przekonamy się przy procedowaniu ( jeśli do tego dojdzie) ustawy reprywatyzacyjnej. Czy to będzie nasz następny szok zafundowany przez PiS?
Są jeszcze dwa, najbardziej groźne argumenty, które zostały podane na tacy totalnej opozycji i wrogom Polski.
Sposób procedowania sam w sobie był niebezpiecznym precedensem i zemści się czy prędzej, czy później. Słusznie prof. Andrzej Nowak nazwał to niezrozumiałą rejteradą, która złamała wszystkie reguły stanowienia prawa.
Przy okazji uważnym obserwatorom może przyjść do głowy, kiedy porówna awanturę w dyskusji przed głosowaniem z wynikami głosowania, że teatr odpowiada wszystkim stronom, a wrzaski, okupacje mównicy są grą pozorów.
Zjednoczona prawica może usprawiedliwiać swoje trudności, a opozycja chwalić się, że nie porzuca broni. Jednym słowem „niby – bitwy”, po których wszyscy są zadowoleni. Czy nie jest to przypadkiem zarządzanie emocjami wyborców?
Drugi argument dotyczy Ukrainy. Banderowocy na tę nowelizację i deklarację będą się powoływać i domagać się podobnego traktowania jak Żydów.

Podsumowanie:

Na wyniki polityczne akcji „Pojednanie z Izraelem” będziemy czekać i przyjdzie nam jeszcze niejedno gorzkie przebudzenie ze snów o potędze.
O tandetnej dziennikarskiej apologetyce nie warto wspominać, bo to samo się kompromituje.
Nie mogę jednak przemilczeć wypowiedzi Prezesa Jarosława Kaczyńskiego w dzisiejszym (29 VI) wywiadzie. Wynikało z niej, że osiągnęliśmy wielki sukces. Izrael pozwolił nam mówić o tym, że jesteśmy ofiarami a nie współodpowiedzialnymi za Holokaust. Możemy już śmiało o tym mówić i walczyć o dobre imię.
Mam nadzieję, że to tylko brak doboru słów, a sukces leży gdzie indziej, bo jeśli nie, to znaczy, że jest gorzej niż myślimy i niewiele już możemy zrobić.
Mimo wszystko nie wolno krytykującym działanie rządu i partii zamykać ust argumentem - bo opozycja to wykorzysta. Żydzi w Polsce muszą wiedzieć, że nie kupiliśmy ich narracji, że polityka ich wobec Polski będzie miała fatalne skutki w nastrojach antyżydowskich. Jesteśmy jedynym w Europie krajem, gdzie synagogi i szkoły żydowskie nie muszą być chronione przez policję. Oczekujemy nie tylko deklaracji, ale przeprosin za haniebny atak prezydenta i premiera Izraela i zaprzestania wtrącania się w polskie ustawodawstwo szantażem.
Tego nie powie żaden polityk, ale my możemy. Politycy też muszą wiedzieć, co naprawdę myślimy. Alienacja władzy zawsze jest groźna.
Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu kiedyś wydało się, że do pojednania polsko - ukraińskiego wystarczy uroczystość w Pawłokomie. Co wyszło, z tego pojednania, dziś już wiemy.
Oby nie było tak z pojednaniem polsko – żydowskim.
Krajobraz po staczanych „niby – bitwach” nie jest wesoły, ale czy to pierwszy raz Polacy muszą walczyć o swoje? Walczmy jednak z wrogami a nie ze sobą. Są sprawy, na których nie należy robić kampanii wyborczej.

_________________________

Zapraszam do słuchania
audycja 956 (niedzielna)