czwartek, 30 czerwca 2011

Wakacyjne surfowanie mamy Katarzyny

Gdzie tam mamie Katarzynie, wiecznie krzątającej się po domu, do rozumienia wielkiej polityki. Między niekończącą się nigdy pracą domową; ogródkiem, zakupami, praniem sprzątaniem i zmywaniem, zagląda sobie taka emerytka do Internetu i próbuje dociec, co dzieje się w wielkim świecie, bo w Polsce to już każde dziecko wie, jakie informacje są najważniejsze.


Oto czai się znowu największy wróg Polski - Antoni Macierewicz, który, o zgrozo, nie przyjmuje do wiadomości, że przyczyny katastrofy smoleńskiej to nie jego sprawa, tylko uzgodnień Putina z Tuskiem, a „Biała Księga” katastrofy smoleńskiej grozi … no właśnie, czym grozi i komu?
W żaden sposób nie mogę pojąć, dlaczego tak władza boi się tej księgi, że wszystkie swoje kundle, pokroju pewnego sędziego i marszałka N. wypuściła. (Nazwisk nie wymieniam, bo się boję, że skończę jak ten 19 – latek w trzyletnich zawiasach za bazgroły na murze.)

Gryzą, szarpią, ośmieszają, upokarzają, a tu nic. Uśmiechnięty Jarosław Kaczyński śmie prezentować program partii, do którego tym razem nie bardzo można się nawet przyczepić, bo nic nie napisał o RAŚ. A komisja Macierewicza Księgę wystawiła i już. Nie przejmuje się, że w niej, jak określił Edmund Klich, "fakty prawdziwe, ale zmanipulowane". Tym sposobem na zabitej dechami wsi emerytka poszerza swe horyzonty i już wie, dzięki pułkownikowi, że fakty mogą być nieprawdziwe.

Ale to jeszcze nie koniec nieszczęść polskich. Niejaki redemptorysta o. Tadeusz Rydzyk domaga się równego traktowania przez władze polskie w przyznawaniu unijnych środków na badania geotermiczne.
Na szczęście na straży godności i suwerenności Polski stoi dzielny Sikorski. Nawet Buzek zaangażował się mimo nawału pracy i dodatkowych kursów języka angielskiego, aby skutecznie móc wyrzucać Nigela Farage, gdy będzie pouczał Sarko http://www.youtube.com/watch?v=URZ0zHwPnY4&NR=1
czy czepiał się znowu brukselskiej biurokracji ponad demokracją i obrażał baronessę Ashton
http://www.youtube.com/watch?v=etP3f-mNkD4

Lubię sobie czasem wrócić do tych relacji z Europarlamentu. Budzą mój optymizm.


Ale lubię też posurfować w wirtualny świat tam, gdzie nie mają czasu zajrzeć dziennikarze, o publicystach czy ekspertach nie wspomnę, zwłaszcza, że podobno surfowanie w Internecie stymuluje mózg i zmniejsza ryzyko demencji.

Niestety, mam widać jakieś problemy z wyszukiwaniem wiadomości, albo szukam nie tych, co trzeba. Najłatwiej mi znaleźć informacje o zdradach małżeńskich, potem o kosmetykach i odchudzaniu. Nic mnie z tych tematów nie interesuje. Wprost przeciwnie; w przypadku zdrady nie należy wywoływać wilka z lasu, jeśli chodzi o kosmetyki, to ostatnio musiałam bronić się przed depresją, bo co wzięłam jakiś kosmetyk do ręki, to okazywało się, że zawiera rakotwórczą chemię, a masłem przecież trudno się smarować, maślanka odpada, bo też zawiera szkodliwe konserwanty. Trudno, umrę brzydka. Odchudzać też nie zamierzam się, bo przy tej inflacji moja emerytura niepokojąco traci na wartości i na pewno nie będzie mnie stać na wymianę ciuchów. Jedyne pocieszenie to, że moja skromna emerytura dzięki drożyźnie poratowała deficyt budżetu państwa. Zawszeć to lepiej myśleć, że to nie zamrożenie czy obcięcie emerytury, tylko inflacja. I wreszcie na coś się ona przydała.Co prawda dzięki temu wzrósł dług w Banku Światowym, ale trudno. Ciekawe czy ta inflacja za Rakowskiego też była ratowaniem budżetu, czy był to tylko wypadek przy pracy złodziei szabrujących majątek narodowy?


Pogodzona z losem szukałam bardziej ambitnych tematów, np., dlaczego tak bez zapowiedzi, prawie w tajemnicy, bez szumu medialnego na wzór wizyty Obamy, wpadła do Polski wielka kanclerz wielkiego polskiego przyjaciela zaraz po Związku Radzieckim. Tfu, ta peerelowska podświadomość, oczywiście, Rosję po pierestrojce miałam na myśli.

No więc jak to jest. Przyjeżdża kanclerz najważniejszego kraju (przepraszam Francuzów) w Unii Europejskiej. A my dowiadujemy się o tym w ostatniej chwili. Żadnych przygotowań, zamykania na kilka dni ulic, wielogodzinnej transmisji telewizyjnej. Nic z tych rzeczy. Po prostu przyjechała, poprowadziła obrady rządu polskiego, poszeptała z Tuskiem i już. Nikt nie docieka, nikt nie analizuje, nie zastanawia się, nie protestuje, nie cytuje na pierwszych stronach gazet.

Niestety, dogłębnych analiz politycznych tego wydarzenia nie znalazłam. Widać temat nie nadaje się do propagandy sukcesu polskiego rządu, skoro premier nie bardzo chce się tym chwalić i woli roztrząsać straszliwe, obrazoburcze przestępstwo o. Tadeusza Rydzyka.

Ba, żeby tylko to nasze szanowne media mainstreamowe chciały zlekceważyć, ale gdzie tam. Gdyby nie Aleksander Ścios ze swoim artykułem poświęconym strategicznym planom Rosji, (można go też wysłuchać w 227 audycji Niepoprawnego Radia PL http://niepoprawneradio.pl/audycja-227-niedzielna-2/ ) w wykonaniu polskiej prezydencji zupełnie nie zauważyłabym krótkiej informacji Gazety Prawnej potwierdzającej doniesienia blogera, na czym polegać ma polska strategia.


Warszawa przygotowuje strategiczny dokument dotyczący dalszego rozwoju stosunków Unii Europejskiej z Moskwą - informuje we wtorek "Niezawisimaja Gazieta", zapowiadając rozpoczynające się 1 lipca półroczne przewodnictwo Polski w UE.
http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/526752,na_prezydencje_polska_przygotowuje_strategiczny_dokument_dot_relacji_ue_rosja.html

Szukam; czy kogoś ze znanych publicystów temat ten zainteresował? Hm, nie znalazłam.
W przodujących „mediodajniach” nie znalazłam też najważniejszej informacji. W zakamarkach Internetu przez przypadek trafiłam na niezwykle ciekawą informację:
Podczas spotkania premierów Ukrainy i Rosji, 7 czerwca 2011 roku, Władimir Putin powiedział, że Moskwa chce zrezygnować z przesyłu gazu przez kraje tranzytowe (m.in. Ukrainę) i zamierza przekierować dostawy surowca do Europy na podwodne gazociągi Nord Stream oraz South Stream.
Nikogo w Polsce to nie interesuje, premiera i wicepremiera też nie?

Surfowanie po Internecie surfowaniem, ale w zdobywaniu wiadomości naprawdę ważnych nic nie zastąpi pogaduszek u fryzjera.
Nie będę chytra i podzielę się nimi z internautami.
Minister Hall zabrała rzemieślnikom dopłaty za naukę zawodu uczniów zawodówek. To w ramach reformy szkolnictwa zawodowego, prawda, pani minister?
I drugi news z salonu fryzjerskiego; rząd ogołocił z pieniędzy PFRON i zabrał zakładom pracy chronionej zwolnienie z podatku od nieruchomości. To też chyba w ramach wspierania rozwoju przedsiębiorczości i osób niepełnosprawnych?

Jeśli do tego dołożymy jeszcze wiadomość o sięgnięciu rządu do kasy funduszu demograficznego, to nie wiem, co ten rząd jeszcze w Polsce robi. Na co my czekamy, aż sprzedadzą nas za długi tak jak Greków?
http://www.pb.pl/2/a/2011/06/28/Mamy_tluste_lata_a_siegamy_po_rezerwe

środa, 22 czerwca 2011

Jak się szyje polityczny lincz

Do pierwszego linczu Tusk był doskonale przygotowany. Nieważna okazała się merytoryczna debata. Ważne było jedno zdanie:
- Ciebie zabić, to jak splunąć, tak Pan powiedział do mnie kiedyś w windzie, wyjmując broń - rzucił niespodziewanie Tusk.
Jarosław Kaczyński, przez mgnienie oka zaskoczony, po chwili stwierdził, że nie było takiego wydarzenia.
A potem sprawę skwitował Bronisław Komorowski
Ja rozumiem, że cała sytuacja nie była aż tak strasznie dla pana premiera jakoś obciążająca, bo rewolwer ma prawo nosić każdy, kto ma uprawnienia odpowiednie. Donald Tusk nie traktuje tego przecież jak pogróżki. Gdyby się czuł zagrożony przez pana premiera, to pewnie sprawa byłaby w prokuraturze, a nie w anegdocie: Ja w tej windzie nie byłem.


Dlaczego do tego wracam? Bo dzisiejsza sytuacja jest z tego samego arsenału, nie wiem tylko czy na pewno jest to jedynie arsenał polityczny, czy może wynika z panicznego strachu, że już nic nie uchroni przed odpowiedzialnością, kiedy straci się stołek.

Zastanawiam się też czy, z pozoru błahe, pewne zdarzenie, o którym nie dyskutowało się z wypiekami na twarzy i nie parzyło się palców na rozgrzanej klawiaturze komputerów, nie było przypadkiem aktem przygotowawczym naszej ułomnej, tłumnej psychiki do najważniejszej marketingowej sensacji dnia.

Zapytam bardziej obeznanych w dziennikarskiej i redakcyjnej technice. Ale po kolei.


W porannych newsach „Rzepy” ukazała się wiadomość, że Roman Koszowski z Gościa Niedzielnego otrzymał nagrodę w konkursie PressFoto, organizowanym przez Bank Zachodni WBK Spółka Akcyjna z siedzibą we Wrocławiu za zdjęcie - „Osamotnienie”. Nie to jest jednak najciekawsze, a komentarz do zdjęcia autora (?)


Między szpalerami wiernych przesuwających się do komunii św. mignęła mi twarz Jarosława Kaczyńskiego. Rysował się na niej nastrój smutku i przygnębienia. Po uroczystości opuścił Piekary w milczeniu i mimo kampanii prezydenckiej nie udzielił żadnego wywiadu. Wtedy to zdjęcie nie poszło, ale po miesiącach, kiedy wybrałem je na konkurs, nieoczekiwanie nabrało nowego znaczenia. Od prezesa grono jego współpracowników odchodziło do PJN.

Hm, dlaczego wtedy nie poszło, a teraz nawet nagrodzono?

I co ma smutek po stracie bliskich do odejścia współpracowników do PJN. Przecież oni nie odchodzili, to prezes Jarosław Kaczyński podziękował im za krecią pracę w partii wyrzucając, jak najbardziej słusznie, na zbity pysk. Miało być inaczej; to prezes miał abdykować. Misternie tkana nić niespodziewanie pękła.


Nie wyszło i dlatego ślad cierpienia na twarzy byłego premiera nabrał nowego, symbolicznego znaczenia?


Tak to jest jak się lata po Internecie, zamiast zmywać i przygotowywać obiad.
Same pytania, żadnej odpowiedzi. No bo jak tu sobie odpowiedzieć, skoro nie wiem, która informacja jest prawdziwsza?

Czytam na stronie Gościa Niedzielnego w portalu wiara.pl:

Fotografia Romana Koszowskiego otrzymała nagrodę specjalną Rzeczpospolitej. Ukazuje Jarosława Kaczyńskiego podczas pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich, dwa miesiące po tym, jak stracił brata w katastrofie smoleńskiej. Osamotniona postać polityka jest widoczna między dwoma rzędami ludzi idących w przeciwnych kierunkach. - Robiłem to ujęcie przez ponad dwie minuty. Zrobiłem kilkanaście zdjęć, zanim trafiłem w ten moment - opowiada fotoreporter.


Strasznie gadatliwy ten fotoreporter, a ja wciąż nie wiem czy dostał nagrodę specjalną "Rzepy" za zdjęcie, którego nikt przedtem nie chciał opublikować, czy za symboliczne skojarzenie smutku ze zdradą tzw. przyjaciół? A może w tym wszystkim najważniejszy był „symboliczny” tytuł zdjęcia – „Osamotnienie”?

I znowu mam dylemat, bo wpatruję się w to zdjęcie i nijak nie mogę pojąć, co ono ma wspólnego z osamotnieniem? Zwyczajne zdjęcie, których można setki zrobić podczas pielgrzymkowej mszy świętej. Jedni idą jeszcze do komunii, drudzy wracają, inni mają czas na rozmyślanie i modlitwę. Tak odbieram uchwyconego na zdjęciu Jarosława Kaczyńskiego. Przecież na pielgrzymce nie szuka się towarzystwa a obecności Boga. To z Nim się rozmawia i zadaje trudne pytania, gdy traci się bliskich. Nie każdy jedzie do Łagiewnik, by pochwalić się tym przed katolickim elektoratem, czasem jedzie się do Piekar, by za sobą zostawić politykę, bo są sprawy ważniejsze od niej. Nie każdy myśli tylko o jednym, jak korzystnie wypaść na zdjęciu fotoreportera.

Czy trzeba przypominać, jak nabożnie premier Kaziu przystępował do komunii świętej? Jak wszyscy podziwiali jego modlitewne skupienie. Czy wtedy zdjęcia te też tytułowano „Osamotnienie”?


A może w tym wszystkim chodziło o to, by czytelnika wprowadzić w nastrój zrozumienia trudnej decyzji Sądu o psychiatrycznym przebadaniu byłego premiera?

Czy w końcu nie po to była pamiętna debata, by z prezesa zrobić bandziora wymachującego bronią? Może i ta nagroda, panie paparazzi, była tylko po to, by z prezesa prędzej i wiarygodniej zrobić wariata?

Gówno, jakim w tej chwili wymiar sprawiedliwości się smaruje, by przypodobać się politykom, nie tylko w tej sprawie, nie zmyje się nawet armatką wodną. Zdumiewa mnie tylko, że ktoś poświęca młodość na wkuwanie przez wiele lat nudnych paragrafów, wydaje pieniądze na aplikacje i egzaminy, a potem jak wierny poddany kłania się nisko i pozwala wykorzystać swoją wiedzę przez degeneratów do zdobycia władzy.

Jestem spokojna o los prezesa PiS. Kto ma sobie poradzić z tak bezpardonową próbą linczu politycznego jak nie doktor nauk prawnych.

Myślę w tej chwili o zupełnie innym, znacznie poważniejszym w skutkach problemie, który natychmiast powinien być nagłośniony przez lekarzy i media. A tu cisza, nikogo on nie interesuje i nikt nie drąży tematu.


Wszyscy pamiętają reakcję mediów i polityków, na oskarżenie przez ministra Zbigniewa Ziobrę doktora G. Podniósł się wrzask, choć była to wierutna bzdura, że to przez niego ginie polska transplantacja, ludzie umierają, a bezużyteczne narządy nieboszczyków jedzą w grobach robaki.


Dlaczego dziś nikt nie krzyczy ze zgrozą, że to, co się wokół Jarosława Kaczyńskiego za sprawą Sądu i mediów dzieje, odstraszy chorych, potrzebujących pomocy, od psychologów i psychiatrów?


Tylko nieświadomy skutków młody człowiek pojawi się w gabinecie psychiatry i weźmie od niego receptę na leki uspakajające, gdy organizm nie wytrzyma życia pod górkę.

Nigdy bowiem nie wiadomo czy w przyszłości nie zostanie wizyta ta wykorzystana do pozbawienia go, np. prawa do decydowania o własnym majątku. Czy nie wykorzysta jej szef, który będzie chciał uzasadnić przyczyny zwolnienia z pracy.


Zwyczajna sądowa procedura wyjaśniająca czy oskarżony jest w pełni władz umysłowych, zapobiegająca unieważnieniu wyroku, stała się bronią polityczną, groźną w skutkach bardziej niż nam się może to wydawać. Czy temat jest jednak w stanie zainteresować jakiegokolwiek dziennikarza, lekarza, prawnika?


Szkoda, że jesteśmy tacy krótkowzroczni i nie dostrzegamy, że nie tylko zdrowie psychiczne Jarosława Kaczyńskiego można badać publicznie, ale również nasze i naszych dzieci, bo tak się składa, że politycznym linczom podlegają również ci, którzy się godzą, by innych linczowali.

czwartek, 16 czerwca 2011

Antoni Macierewicz o książce Anatolija Golicyna

Po katastrofie smoleńskiej weszliśmy w szczególny zakręt historii Polski. Miotamy się między jednym doniesieniem a drugim. Rano dowiadujemy się, że ktoś ukrył w rządzie polskim zdjęcia amerykańskie z katastrofy, wieczorem, że prokuratura niezwłocznie je otrzymała.
Wielu z nas zaczyna już rozumieć, że nie są to informacje, lecz dezinformacje. Stara się z nich odkryć ziarenko prawdy i przede wszystkim cel bombardowania opinii społecznej wykluczającymi się informacjami, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności.
Jak to możliwe, by służby specjalne tak opanowały przekaz medialny. Gdzie kończy się wykorzystywanie dezinformacji dla celów wyborczych, a gdzie zaczyna się zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa polskiego?

Zrozumienie mechanizmów, którymi kieruje się polityka sięgając po narzędzie dezinformacji, pozwala oswoić emocje i w ich miejsce wprowadzić rozum. To pierwszy krok do czytania między wierszami w doniesieniach i tym samym ograniczenie skutków potężnej broni, jaką jest dezinformacja.

W 2007r, kiedy wydawało się, że wreszcie jest szansa na oczyszczenie z wpływów GRU i budowę polskich służb specjalnych, wydano szczególny podręcznik: Anatolij Golicyn Nowe kłamstwa w miejsce starych.
Bez trudu możemy odszukać w Internecie życiorys Anatolija Golicyna, dlatego pomijamy go w audiobooku.
Lekturę zacznijmy jednak od Przedmowy polskiego wydawcy, bo pozwoli nam lepiej zrozumieć, dlaczego dziś książka jest wciąż aktualna.
W przedmowie do wydania Antoni Macierewicz ówczesny Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego
napisał
:

Nie ma zapewne ważniejszej książki dla naszej wiedzy o celach i metodach działania służb sowieckich i rosyjskich jak praca Anatolija Golicyna „Nowe kłamstwa w miejsce starych”. Ukazała się wpierw w niewielkim nakładzie w 1984 r. ale od tamtego czasu jej tezy dzielą społeczność służb specjalnych na całym świecie.
Większość odrzuca tezy Golicyna, mniejszość podzielając je
wskazuje na to, że jak mało które zostały one zweryfikowane przez bieg wydarzeń.

Golicyn pisał swoją książkę przez kilkanaście lat i kiedy wydał ją w 1984 r. skoncentrował się wokół kilku tez: po pierwsze wskazywał na fakt, iż niezmiennym celem „systemu sowieckiego” jest panowanie nad światem i temu podporządkowane są wszystkie działania. Po drugie przypominał, że najważniejszym sowieckim
i rosyjskim narzędziem oddziaływania na Zachód jest systematyczna dezinformacja, której celem jest wprowadzenie w błąd społeczeństw i rządów zachodnich tak by zrealizować cel strategiczny.
Po trzecie podkreślał, iż Zachód nie rozumie natury „systemu
sowieckiego” i zamiast analizować jego rzeczywiste działania
komentuje podrzucane treści dezinformacyjne.

Zachód bowiem wierzy w ewolucję, przemiany itd. „systemu
sowieckiego” podczas gdy ten bez względu na oficjalną nazwę
państwa i tytuły sprawujących władzę od czasu rewolucji sowieckiej nie ulega zasadniczym zmianom a jedynie doskonali swoje metody podboju świata. Do takich metod należało wykreowanie w latach 50-tych opinii o konflikcie chińsko-sowieckim a także stworzenie całego systemu ruchów dysydenckich. O ile operacja pierwsza służyć miała dezinformacji geopolitycznej i zmierzała do zmiany koncentracji sił strategicznych Zachodu to operacja
druga, nie mniej groźna – miała na celu przygotowanie teatru
do zasadniczego uderzenia.

Tezy te w roku 1984, gdy książka ta się ukazała, mogły zdumiewać i prowokować do kpin. Dziś nawet najbardziej zagorzali zwolennicy pierestrojki itp. muszą przyznać, że to Golicyn miał rację. Tak głęboko analizowany i warunkujący światową geopolitykę konflikt chińsko-sowiecki został zastąpiony oczywistym już sojuszem strategicznym, który poszerzony o Iran tworzy dziś najbardziej niebezpieczny sojusz ofensywny świata. Podobnie stało się z pierestrojką na obszarze europejskich państw dawnego imperium sowieckiego. Wyzwolone spod bezpośredniej okupacji
sowieckiej, przyjęte do NATO i UE wciąż pozostają pod
dominującym wpływem dawnego okupanta. Nie ma też wątpliwości,
że stało się tak właśnie dlatego, że Rosji sowieckiej udało
się w latach 60-tych i później zastąpić autentyczną opozycję niepodległościową ruchami dysydenckimi, których celem była nie niepodległość lecz socjalizm z ludzką twarzą.

Oczywiście procesy, które sprawiły, iż niepodległość państw
okupowanych niegdyś przez Rosję sowiecką jest wciąż kwestionowana w praktycznym działaniu polityki rosyjskiej, są o wiele bardziej skomplikowane. Ale ich istotą jest wciąż olbrzymi wpływ elit ukształtowanych i kontrolowanych przez system sowiecki. Łatwo to zauważyć przyglądając się trudnościom z odrzuceniem sowieckiego bagażu, dekomunizacją i lustracją, odbudową prawdziwych narodowych i niepodległościowych elit przywódczych.
Przykład polskich służb specjalnych a zwłaszcza WSI, które
do 2006 r. kierowane były przez kadry ukształtowane przez GRU, mówi sam za siebie. A przecież Polska to kraj o najsilniejszych dążeniach niepodległościowych na tym obszarze! Jak trudna więc jest sytuacja gdzie indziej.

Golicyn w 1984 r. dzięki precyzyjnej analizie przewidział powstanie rządu grubej kreski Tadeusza Mazowieckiego, porozumienie rosyjsko-niemieckie, powrót sojuszu chińsko-rosyjskoirańskiego.
Już chociażby z tego powodu książka ta powinna stać
się obowiązkowym podręcznikiem polskich służb specjalnych.
Stworzenie nowych służb wojskowych a zwłaszcza SKW, po likwidacji WSI, otwarło drogę do nowego systemu kształtowania
kadr uniezależnionych wreszcie od wpływów sowieckich. Dla
nich przygotowano to pierwsze polskie wydanie książki Anatolija Golicyna. Jej studiowanie pomoże lepiej rozumieć zagrożenia jakie stoją przed Polską, a które służba kontrwywiadu ma obowiązek zwalczać
.

Sam Anatolij Golicyn we wstępie do swojej książki napisał, między innymi:

Ta książka to efekt niemal dwudziestu lat mojego życia. Prezentuje moje przekonanie, że przez cały ten okres Zachód nie rozumiał natury zmian w świecie komunistycznym i że został zwiedziony i wymanewrowany przez komunistyczną przebiegłość.
Moje badania nie tylko wzmocniły to odczucie, ale także
doprowadziły mnie do wypracowania nowej metodologii analizy
działań komunistów. Metodologia ta bierze pod uwagę dialektyczny charakter strategicznego myślenia komunistów. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie wykorzystywana przez badaczy komunizmu z całego zachodniego świata
.
------------------------------------------------

Zapraszamy słuchaczy Niepoprawnego Radia PL do słuchania kolejnych odcinków książki Anatolija Glicyna. Odcinek pierwszy w 224 audycji - jej premiera dziś (16 czerwca 2011 r.)

19:43 Blog:Katarzyna - Antoni Macierewicz o książce Anatolija Golicyna
19:54 Książka:Anatolij Golicyn (czyta Katarzyna) - Nowe kłamstwa w miejsce starych

środa, 8 czerwca 2011

Komercyjnego strachu ciąg dalszy?

11 września 2001 r. zamach na World Trade Center. Zaraz potem pojawił się wąglik rozsyłany pocztą.
Ale to nie koniec. W 2005 roku świat ogarnia panika; grozi pandemia ptasiej grypy.
Powinniśmy natychmiast zacząć gromadzić zapasy szczepionki przeciw ptasiej grypie. Gdy zacznie się pandemia, nie będzie na to czasu - alarmuje Światowa Organizacja Zdrowia
http://wyborcza.pl/1,75476,2585508.html

I tu pojawia się pierwszy zgrzyt.

Prawda to czy nie? O ile w przypadku wąglika poczuliśmy się zagrożeni, nikt nie wątpił w prawdziwość doniesień, a Internet dostarczał mrożącej krew w żyłach wiedzy na temat bioterroryzmu, o tyle walka z zagrożeniem ptasią grypą nie dała się już podciągnąć pod terroryzm. Na ptasią grypę choruje większość ptaków, a wirus ginie w temp. 70 stopni. Wystarczy myć ręce, dbać o higienę lodówek, nie spać w kurniku, nie jeść tatara z kurzych piersi, nie zaprzyjaźniać się z ptakami pod okapem czy na balkonie, najlepiej wypowiedzieć im kwaterunek i po kłopocie. A jednak sztucznie wywoływana panika osiągnęła cel. Biedne łabędzie poszły na rzeź, a „Kaziom” nie tylko w Polsce słupki sondażowe rosły. Koncerny farmaceutyczne zarobiły krocie na szczepionkach. Nie tylko zresztą na nich.
W doniesieniach prasowych (najbardziej reprezentatywny przykład: Jak nie można się zakazić ptasią grypą http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,3186849.html ) pojawia się nazwa dwu leków: tamiflu i relenza

Wkrótce okazało się, że bardziej groźne od ptasiej grypy stały się owe leki. Lekarze i koncern produkujący lekarstwa musiały uspakajać – tamiflu i relenza są bezpieczne http://abcgrypa.pl/brytyjscy-lekarze-tamiflu-i-relenza-bezpieczne

Kiedy dłużej już nie można było bawić się w nakręcanie paniki pandemią ptasiej grypy, sprawa przycichła, ale nie na długo. Ni stąd ni zowąd pojawiła się świńska grypa. Koncerny wymusiły zakup szczepionek, nie wszyscy Europejczycy chcieli się jednak bać i szczepić. Media cytowały hiszpańskiego przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Lluís Maria de Puig. Miliony ludzi szczepiło się nieprzetestowanymi szczepionkami, narażając się na nieznane skutki uboczne. Poza tym doszło do ogromnego marnotrawstwa środków publicznych - grzmiał przewodniczący i na tym się skończyło.
http://www.pardon.pl/artykul/10556/rada_europy_swinska_grypa_to_najwiekszy_przekret_w_historii/1

Unia Europejska, a w tym rządy, które zakupiły szczepionki nie zdecydowały się na wyjaśnienie roli koncernów farmaceutycznych w napędzaniu strachu obywatelom. Może nie było co wyjaśniać, bo wszystko było jasne już od początku?

Dziś mamy kolejny problem śmiertelnego zagrożenia pałeczką okrężnicy EHEC.

Od wielu dni nie można ustalić źródła zagrożenia. Winne były hiszpańskie ogórki, kiełki, restauracja w Lubece. W końcu rośliny zostały uniewinnione. A media wciąż donoszą o epidemii w Niemczech, śmiertelnych zakażeniach. Unijny komisarz wścieka się, rolnicy domagają się odszkodowań. Rano internautów na jednym z polskich portali przywitał tytuł: Czas zacząć się bać
W południe wesoło się robi wokół doniesień z Niemiec. Epidemia i chaos, a politycy tylko „ogórkują – krytykuje tamtejsza prasa. Faktycznie, tylko tytuł jest wesoły, bo reszta nie do śmiechu. W szpitalach jest coraz więcej chorych i przybywa śmiertelnych przypadków.
Podniosły ton polskich doniesień wzmacnia nasz niepokój: Już 2 osoby zachorowały w Polsce!

Ale prawdziwy hit czeka nas po południu.
Jak powiedział na konferencji prasowej niemiecki minister zdrowia Daniel Bahr, doświadczenia wcześniejszych epidemii EHEC na świecie pokazują, że w większości przypadków nie udaje się wykryć źródła zakażeń.

Ciekawe, bo mogłabym się założyć, że jeszcze kilka dni temu wszyscy naukowcy i politycy, a prasa za nimi, zgodnie twierdzili, że jest to nowy szczep bakterii, do tej pory nieznany.
Kto nie wierzy, niech zajrzy: http://losyziemi.pl/ehec-to-nowy-i-nieznany-dotad-szczep-bakterii-zabija-ludzi-juz-18-ofiar
W portalu losyziemi.pl czytam 2 czerwca.
Światowa Organizacja Zdrowia poinformowała, że za zachorowania odpowiada nowy nieznany dotąd szczep bakterii EHEC.
Polecam również następną informację z tego portalu:
http://losyziemi.pl/niebezpieczna-bakteria-produkujaca-enzym-ndm-1-odporny-na-antybiotyki/
4 czerwca ukazała się tam wiadomość o wykryciu u 86 – letniego Kanadyjczyka, który od 10 lat nigdzie nie podróżował, super-bakterii produkującej enzym NDM-1 odporny na antybiotyki.

Przez tydzień w Niemczech i innych krajach szukano źródła zakażeń, ale dziś dzięki niemieckiemu ministrowi już wiemy, że go nie znajdziemy.

Mam swoje trzy teorie spiskowe na wyjaśnienie tego, co się wokół owej bakterii dzieje.
Pierwsza jest banalna. Nadmiar warzyw płynący nieprzerwanym strumieniem z Hiszpanii zagroził rolnikom niemieckim i holenderskim. Dzięki tajemniczej super-bakterii strumień ten mógłby być powstrzymany. Teoria ta miałaby szansę uwiarygodnić się, gdyby nie to, że Hiszpanie nie dali się nabrać.

Druga moja teoria jest ciut poważniejsza i ma tę zaletę, że nie da się sprawdzić, można ją rozwijać w dowolnym kierunku. Komuś coś wpadło do wody w pewnym laboratorium. A wskazanie tego miejsca jest albo niewskazane, albo miejsce jest nieznane. Korzyść z takiej teorii podwójna, bo zawsze można wrócić do przykładu tajemniczego wąglika rozsyłanego pocztą i przekonać, że to Al-Kaida tym razem rozsyła zarazę przez wodociągi.

Trzecia teoria spiskowa dotyczy marketingu za pomocą strachu. Świetnie ją onegdaj unaocznił Alfred Hitchcock w filmie, na projekcji którego strach było spojrzeć w ekran. Myślę tu o „Ptakach”, które długo jeszcze potem wywoływały niepokój u ludzi widzących gromadzące się mewy czy gawrony.
Strach Hitchcocka wykorzystał reżyser „Dubla” – Johan Grimonprez. Poszukiwanie sobowtóra Hitchcocka do projektu „Looking for Alfred” zakończyło się filmem pokazującym stopień obezwładnienia strachem w latach zimnowojennych społeczeństwa amerykańskiego i sowieckiego. Poddane obróbce rządowych manipulacji i propagandzie boją się o własne bezpieczeństwo. Ameryce grożą rakiety zainstalowane na Kubie, Związkowi Radzieckiemu zbrojenia amerykańskie.
http://www.mojeopinie.pl/dubel__johana_grimonpreza,3,1267020125

Mija zimna wojna, pojawia się zagrożenie terroryzmem, a strach ulega komercjalizacji. Przydaje się na różne okazje, a już na pewno nieocenionym staje się dziś w marketingu farmaceutycznym. Boimy się o siebie i bliskich, gotowi jesteśmy zastawić dorobek życia, by uratować zdrowie bliskiej nam osoby czy swoje. Nie będziemy na sobie sprawdzać czy strach ten jest uzasadniony.

Czy na tym strachu oparta jest dziś panika wokół zakażeń pałeczkami okrężnicy?

Przekonamy się wkrótce. Jeśli tak jest, to za kilka dni, a może i wcześniej, powinien ukazać się radosny news. Odkryto skuteczny lek na super-bakterię. Koncern X podjął się przyspieszonych badań klinicznych. Należy się spodziewać, że w najbliższym czasie tajemnicza epidemia zostanie zażegnana.

Czy będzie się ktoś jeszcze wtedy pytał o źródła zakażenia, skoro jest skuteczny lek?
A powinien pytać każdy. Bo co będzie, jak każda z tych teorii i im podobnych okaże się nieprawdziwa, a atak biologiczny stanie się faktem?

PS.
Na świńskiej grypie koncerny zarobiły krocie, między innymi, na Ukrainie. Zastanawiam się czy obecne doniesienia o zarejestrowanych tam przypadkach cholery to ten sam numer co z świńską grypą? A może jednak cholera we wschodniej Ukrainie zgaśnie równie szybko, jak się pojawiła, bo super–bakteria EHEC z tajemniczym enzymem NDM-1 przyniesie więcej szmalu?
Nie da się jednak wykluczyć, że doniesienia o przypadkach cholery we wschodniej Ukrainie i epidemii EHEC mają ze sobą coś wspólnego. Podobno enzym NDM-1 odkryty w 2008 roku w Nowym Delhi w Indiach jest szczególnie niebezpieczny nie tylko w bakterii e-coli ale również cholery, jeśli, oczywiście, to ten sam enzym, który dziś straszy Niemców i resztę świata. Ale to tylko taka moja kolejna teoria spiskowa.
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/cholera;na;ukrainie;przybywa;chorych,210,0,845010.html

środa, 1 czerwca 2011

"Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce"


Niewątpliwie 30 rocznica śmierci Kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasa Polski to duży problem zarówno dla polskiego Kościoła jak i dla polityków czy związkowców odwołujących się do tradycji chrześcijańskich związków zawodowych.

28 maja 1981 roku, w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, w kilkanaście dni po zamachu na Jana Pawła II,  Prymas Tysiąclecia, Kardynał Stefan Wyszyński odszedł do Pana w wieku  80 lat, 57 z nich przeżył w kapłaństwie, 35 lat jako biskup, 32 lata był arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim oraz Prymasem Polski,  przez 28 lat członkiem Kolegium Kardynalskiego.
Wielki Polak i Książę Kościoła Polskiego.
Łatwo jest prześliznąć się po datach, liczbach, po okrągłych cytatach, ze wzruszeniem przypomnieć królewski pogrzeb Prymasa, już nieco trudniej jest przypominać walkę z krzyżem z kwiatów i zniczy na Placu Zwycięstwa, gdzie stała trumna  w czasie uroczystości pogrzebowych. Za mocno budzi niepoprawne politycznie skojarzenia.

A już zupełnie niemożliwe  staje się mówienie o żelaznej dłoni Kardynała chroniącej polski Kościół, episkopat i duchowieństwo przed rozbiciem i marginalizacją wiary w Ojczyźnie.
Owszem dużo mówiło  się w mediach o aresztowaniu i więzieniu. Z łatwością przytacza się słowa:

Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył – nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas działa przeciwko narodowi i własnej Ojczyźnie – nie wierzcie. Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej.


Ale, kiedy one padają, prawie zawsze ktoś przypomni, że Prymas podpisał już w 1950 roku "Porozumienie" z komunistycznym okupantem. Trwały walki, ginęli żołnierze AK, NSZ, trwał terror, a kard. Stefan Wyszyński podpisał porozumienie.
Sam Kardynał  powie otwarcie o tym fakcie:

Dlaczego prowadziłem do "Porozumienia"? Byłem od początku i nadal jestem tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju Narodu i Kościoła, do życia zwyczajnego....
A komunistyczna władza nie omieszka oskarżać go na każdym kroku o niedotrzymywanie porozumienia, choć to ona od początku nie miała zamiaru ich dotrzymywać.

O kulisach gry politycznej wobec Kościoła katolickiego sowieckiej Rosji i władz komunistycznych przypomina nam ostatnio Niepoprawne Radio PL emitując audiobook  Józefa Mackiewicza „W cieniu krzyża” http://www.4shared.com/dir/FpM7CZo2/W_cieniu_krzyza-_Jozef_Mackiew.html

A ja sięgam do swojej biblioteczki. Jest w niej, oprócz „Dzieł zebranych” Prymasa Tysiąclecia, jeszcze jedna ważna książka, którą powinna znać młodzież zanim rozgrzeszy brak lustracji w III RP i zakrzyknie ochoczo – Zlikwidować IPN! – „Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski w dokumentach aparatu bezpieczeństwa PRL (1953 – 1956)” .

Szkoda, że tylko do 1956, bo tak sobie myślę, że równie ciekawą mogłaby okazać się lektura notatek i dokumentów z lat późniejszych, aż do śmierci Prymasa. Może nie byłoby dziś tak kompromitujących polski Kościół zachowań niektórych hierarchów jak choćby ten:Biskup Pieronek ostro o Kościele
Nieocenionym w tej publikacji jest wstęp do niej autora opracowania dokumentów – Bogdana Pieca. Przedstawia w nim w zarysie najważniejsze fakty polityki władz PRL wobec Kościoła i sposobów jego nadzorowania po zerwaniu konkordatu z 10 lutego 1925 r. Omawia strategię komunistów, „polegającą na stopniowym opanowywaniu i przekształcaniu  systemu społecznego według ideologicznych założeń (tzw. taktyka salami – odcinania po plasterku)”.

Jednym z takich plasterków była próba rozbicia Kościoła od wewnątrz. Do tego zadania wyszukiwano księży skłóconych z biskupami, nierzadko stosując szantaż. Zwerbowani w ten sposób księża utworzyli przy ZBoWiD Komisję Księży, która w zamysłach władzy dawała początek kościoła państwowego, oderwanego od Watykanu i  w opozycji do Episkopatu.

Jak zachowanie kard. Stefana Wyszyńskiego tajne służby wówczas oceniały?
Okazuje się, że nikt tak dobrze nie pisze nam życiorysu jak nasi wrogowie.

W dokumentach zgromadzonych na potrzeby procesu przeciwko Prymasowi wyczytać można ubolewanie nad apatriotyczną postawą Kardynała. Oto jeden z porażających dowodów wrogiej działalności:
Zał.Nr13List Prymasa z dnia 12. I. 1953 r. do bardzo aktywnego członka Prezydium Głównej Komisji Księży, ks. S. Owczarka. Prymas ostrzega księdza Owczarka , że jego postępowanie (ks. Owczarka)  jest w konflikcie z prawem kanonicznym i jest zagrożone ekskomuniką kościelną. (prymas grozi tu represjami, ponieważ ks. Owczarek bardzo aktywnie zachęcał duchowieństwo do wstępowania w szeregi księży postępowych)

Nie mniejszym dowodem oskarżycielskim miała być „instrukcja księży biskupów” z  9.II. 53 r. Szczególnie nie spodobał się rozdział 7 z potępieniem między wierszami  „księży społeczno – postępowych” w zdaniu, które znamy dziś na pamięć w zupełnie innym kontekście. Dziś ono władzy bardzo się podoba i jest bardzo pożądane, oczywiście nie w przypadku abp Życińskiego, którego kazania uwielbiała GW i obecnie - biskupa Pieronka.
A brzmiało ono wtedy tak:

„Społeczeństwo katolickie ma dobre wyczucie tego, co przystoi kapłanom; nie lubi ono polityków w sutannie, wywodów politycznych na ambonie , nie lubi księży (…) w sprawach politycznych”

Problem w tym, że dziś wszystko jest polityką; dewiacje seksualne, aborcja, eutanazja, niesprawiedliwość społeczna, świętowanie niedzieli, majątek kościelny, teczki TW, konfesjonał i nawet treść modlitwy. Dziś nawet ekskomunika za zabicie poczętego dziecka jest mieszaniem się do polityki.

Za PRL nie było inaczej, walka z Kościołem miała ten sam cel, tylko metody stosowane wówczas były brutalnymi represjami, a dziś ideologiczną propagandą i wykluczeniem społecznym. Ale Kościół wówczas przemawiał jednym głosem, a wielkość Kardynała Stefana Wyszyńskiego polegała na tym, że wiedział, jak ma chronić Kościół przed rozbiciem a naród przed relatywizmem moralnym, wynarodowieniem i wyniszczeniem. Wybór należał do owieczek.

Kiedy władza coraz więcej odcinała owych „plasterków”, Episkopat Polski pod przewodnictwem Prymasa Polski skierował do duchowieństwa i wiernych list. (25.III.1949 r.)
Gorliwy urzędnik wynotowuje z niego zdania, jego zdaniem, wrogie Polsce Ludowej.Doskonale orientuje się, co jest ich istotą, jaką mają spełnić rolę. A list ten to informacja do wszystkich wiernych : wiemy, co się dzieje i wiemy, jak powinniśmy się zachować. List jest drogowskazem dla duchownych i wierzących świeckich.
Do księży, zakonnic i zakonników: Krzywdy, cierpienie przyjmujcie spokojnie, gotowi do przebaczenia.

Nie oznacza to rezygnacji i poddania się represjom.
Ubek przygotowujący dokumenty do aktu oskarżenia Prymasa odnotowuje:

Episkopat zaleca wiernym mężną postawę w obronie wiary świętej, odważne, otwarte wyznawanie wiary świętej w rodzinie, w fabryce, w szkole, w życiu prywatnym itd. I pisze dosłownie: „Brońcie krzyża świętego; katolik nie zdejmuje krzyżów ze ścian, nie bierze udziału w bluźnierczych wiecach, nie przykłada ręki do usuwania religii ze szkół, zamykania szkół katolickich”.
Urzędnik nie omieszka w dokumencie zacytować zdań skierowanych do młodzieży:
Młodzieży katolicka! Nie bierz udziału w zebraniach bezbożniczych, nie chodź między bluźnierców ani nie zasiadaj w ich radzie. Nie bierz do ręki pism wrogich Bogu. Nie śpiewaj bluźnierczych, budzących nienawiść, obcych duchowi chrześcijańskiemu i Ojczyźnie hymnów i pieśni. Gwałt zadany twemu sumieniu przez młodocianych bezbożników, przez pisma i związki bezbożne wytrzymaj mężnie i godnie

Jaka dziś byłaby reakcja na taki list Episkopatu i Prymasa Kowalczyka?
Nie ma obaw. Takiej instrukcji polscy katolicy już nie dostaną. Dziś Episkopat zbiera się, co najwyżej, w obronie czci „filozofów”.

Na moment puśćmy wodze wyobraźni.Stefan kardynał Wyszyński zostaje dziś Prymasem Polski.
Jak jest traktowany przez Konferencję Episkopatu Polski? Co sądzi o lustracji duchowieństwa polskiego? Jak reaguje na przyśpieszoną interwencję minister Kopacz, by umożliwić nieletniej „Agacie” aborcję? Jak zachowałby się wobec znieważania krzyża na Krakowskim Przedmieściu? Czy zabroniłby księżom udziału w modlitwach? Czy obrońcy krzyża byliby w Jego oczach sektą czy dziećmi Bożymi, jak zwykł zwracać się do wiernych.? Co powiedziałby nam o „paradach równości”, legalizacji marihuany? Co, wreszcie, powiedziałby przywódcom związku zawodowego „Solidarność”?

To tylko niektóre z pytań, dopiero uczciwa odpowiedź na nie może przybliżyć nam wielkość Prymasa Tysiąclecia i skrócić odległość, jaka  od Jego nauczania nas dzieli.