środa, 30 czerwca 2010

Same pytania, żadnej odpowiedzi


Szczęśliwy to kraj, w którym obywatele czują się syto i bezpiecznie do tego stopnia, że kandydatów na prezydenta traktują jak małpy w cyrku. Siadają przed telewizorem i oczekują emocjonującego show. Ciemny lud nawet nie wie, że ulega manipulacjom.

Z konieczności więc, dla ratowania swego wizerunku w lustrze nie powinnam  oglądać żadnej debaty. A jeśli już będę jednak tak ciekawska, zasłonię lustro i włączę telewizor, to nie powinnam się łudzić. Nic, co mówią kandydaci, nie jest warte. Cierpliwie mam obgryzać z emocji paznokcie i czekać końcówki, bo wyciągnięcie jakiegoś skandalu może zmienić moje patrzenie na kandydatów.

Podobno debaty to przemysł, a jak przemysł, to jest i zarobek.
Kto płaci? Tylko wyborca? Czy za takie pieniądze, jakie może ofiarować wyborca w Polsce, Rumunii czy na Ukrainie chciałby kreator PR czy spin doktor pracować? Kto więc naprawdę rządzi piarem wyborczym? Dlaczego usilnie wmawiają nam, że nastały nudne czasy postpolityki i tak naprawdę nie mamy wpływu na wybory, bo liczy się emocjonująca narracja a nie program? Szklanka wody czy umiejętne łamanie ustaleń miedzy sztabami robi z nas wała, a my nawet o tym nie wiemy?
Trudno na pozór nie zgodzić się, kiedy po ustaniu emocji analizuje się wyniki wyborów. Rzecz w tym, że analizują je ci sami, którzy sposób patrzenia na politykę i polityków wmawiają „ciemnemu ludowi”. Wyciągają z przeszłości przykłady, jak to debata zmieniła wyniki i wygrał ich ulubienic z odpowiednio dobranym krawatem.

Trudno ich opiniom zaprzeczyć, nie mamy innych jak tylko ich analizy, bo socjolodzy dawno przestali być naukowcami. Dziś „anatomię władzy” nie opisuje naukowiec, lecz klucznik sukcesu. Czy można od niego oczekiwać, że powie nam prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?
Zgoda więc; w wyborach liczy się narracja, wizerunek, język ciała i na końcu haki, których przeciwnik nie zdąży już zdementować.
Zastanawia mnie jednak inny problem. Dlaczego ten przemożny wpływ piarowców i spindoktorów nie można wykorzystać dla dobra kraju? Dlaczego w ten sposób nie można wcisnąć „ciemnemu ludowi” polityka MĄDREGO, MAJĄCEGO DOBRY PROGRAM DLA „CIEMNEGO LUDU” I OJCZYZNY?
Z jakiego to powodu muszą wygrywać wybory „Bolki”, „Alki” czy „sołtysi”, „podrabiani hrabiowie” i „gajowi? Kto woli zapłacić grube pieniądze, by na „ciemny lud” spadła wina, że głupio wybrał? Zamiast wyłączyć telewizor i włączyć rozum, siedzi bezmyślnie przed „szkłem kontaktowym” i marzy, że tym razem zrobią porządek z jego szefem. Będzie musiał mu płacić za 12 – godzinną dniówkę tak, by i on mógł z rodziną choć raz pojechać nad morze czy wczasy pod gruszą.

Bez obaw. Nie zamierzam snuć żadnej teorii. Po prostu nie wiem. Jedyne co wiem to to, że gajowi mimo wpadek, alarmujących informacji o niekorzystnych umowach, tajemnych wizytach zagranicznych i dziwnych odwiedzinach nie budzą odrazy u wyborców, przynajmniej nie wszystkich.
Mniejsza o ciemny lud, ten sobie w końcu jakoś radzi. Na wczasy nie ma, ale telewizor jest, piwko do telewizora też. Resztę da się jakoś załatwić. I tak naprawdę lubi ten mit o sobie. Tylko on wie, że woli „Bolka” czy „gajowego” często dla własnej wygody. Z nimi nie jest tak źle, zawsze coś skapnie pod stołem pańskim. A jak zacznie działać prawo i sprawiedliwość, to różnie może być. Jeśli do czegoś potrzebna mu debata, to tylko po to, by zracjonalizować swój strach przed przyszłością i wybór całkiem nieracjonalny.

Bardziej niż te wszystkie oczywistości dręczy mnie jeszcze coś innego.

Dlaczego Bronisław Komorowski nie boi się swoich wpadek kompromitujących go jako marszałka i bez obaw wyrzeka się programu PO. Dlaczego nie waha się w czasie kampanii odbyć tajemniczą podróż do Armenii? Dlaczego po jego wizycie zmienia się ambasador Rosji w Polsce? Dlaczego on sam odwiedza męża Barbary Blidy, choć mógłby to zrobić niezauważenie ktoś z jego sztabu? Dlaczego kampanię z uporem maniaka robi mu Rostowski kosztem siły polskiej złotówki?
I wreszcie, skąd ten brak lęku przed utratą elektoratu, kiedy mówi w debacie, że katastrofa pod Smoleńskiem wpisuje się w stosunki z Rosją?


Tyle gaf, tyle nieostrożności? Naprawdę aż  takim durniem jest?  Jak ma się do tego potęga Public Relations? Darmo piarowcy biorą pieniądze, a jedynie co im się udaje to przemysł debat?

Niełatwo być mamą przy zmywaku. Same pytania, żadnej odpowiedzi.





środa, 23 czerwca 2010

Największe osiągnięcia III RP


 Ani się obejrzeliśmy jak dzieci urodzone w 1989 uzyskały prawa wyborcze. Jedni dumnie maszerują z najbliższą rodziną do lokalu wyborczego, inni kontestują smutną rzeczywistość bezrobocia po szkole i zamiast zmieniać Polskę przeglądają Internet i mapę, konsultują z rówieśnikami, gdzie by tu wyjechać i zarobić na czesne czy stancję na tzw. darmowych studiach.  I ani im w głowie głosowanie. Na pytanie – Dlaczego? - zamiast konkretnej odpowiedzi, machają  niecierpliwie ręką; wszyscy są tacy sami, nie ufam nikomu.
  
I to zdanie jest  największym osiągnięciem III RP.
Tak zniechęcić do wyborów, by tylko zdecydowani wielbiciele nowego postpeerelowskiego ładu poszli głosować.
Raz po raz ktoś tam osiągnięcia spin doktorów psuje; a to rząd Olszewskiego, wygrana PiS z winy ciemnogrodu i moherów z Radia Maryja, a to wieś, a to Polonia, która wybiera nie wiedzieć czemu nam prezydenta   

Ale wszystko jest do nadrobienia.
Najważniejsze, by przekonać, że nie wszyscy mają prawo siedzieć w I klasie okrętu zwanego państwem, a wszystko, co wydaje się nam rozkradaniem majątku narodowego i demontażem państwa jest tylko wymysłem przywiązanych do ideologii socjalistycznej.
Coraz łatwiej jest ten kit wciskać młodzieży.

Pierwszy raz głosujący nie pamiętają tzw. reformy gospodarczej Balcerowicza, która polegała  głównie na otwarciu polskiego rynku na towary unijne z dnia na dzień. Nie mieliśmy szans. Zalały nas buble i świecidełka. Polska wraz z innymi państwami demoludów uratowała rynek zbytu starej Unii. Tania siła robocza, akcyza, płaca minimalna, kredyty, zadłużanie państwa bez kontroli społecznej, dzika prywatyzacja - to były główne atuty „osiągnięć” gospodarczych Polski. 

I tu kryje się  drugi sukces III RP. Skutecznie udało się wmówić, że prywatyzacja i własność prywatna to są synonimy.
Dlaczego nie uwłaszczono społeczeństwa? To proste; ono nie chciało tego. Pytaliśmy się w referendum. Ciekawe tylko, że nikt nie pytał o to czy to samo społeczeństwo chce wyprzedaży Polski pod eufemizmem – prywatyzacji.

I trwa to do dziś. Najpierw było:
Dlaczego sprzedano cementownie produkujące cement w oparciu o najwyższej jakości myśl technologiczną polskich naukowców za bezcen i dlaczego prawie natychmiast zostały zamknięte?
Teraz:
Dlaczego stocznie były nierentowne a Polską Żeglugę Morską stać teraz na zamówienia statków w Chinach?
Na te pytania są wciąż, mimo upływu lat, te same odpowiedzi:

Bo prywatne jest lepsze od państwowego, bo prywatnie lepiej zarządzane, bo nieważne, kto jest właścicielem; Polak czy Turek, Niemiec, czy Chińczyk bo…takie są prawa rynku. Cenę reguluje popyt. Zamknięto też ustawą o związkach zawodowych gęby związkowcom, przy okazji wmawiając ludziom, że związki zawodowe to tylko socjalistyczny przeżytek w drodze do postępu.
Jeśli gdzieś się tam buntowano, to wysokie odprawy i akcje, które natychmiast po przejedzeniu tych pierwszych, trzeba było odsprzedać, robiły swoje.

Nie mamie Katarzynie przy zmywaku analizować błędy, czy może celowe działania, gospodarcze pierwszych lat po  uwłaszczeniu nomenklatury rządu Rakowskiego.
Efekty jednak dotyczyły mnie i mojej rodziny i tak się dziwnie składa, że jak tylko zaczynało się co nieco poprawiać i wychodziliśmy z kredytów, natychmiast trzeba było chłodzić gospodarkę, albo ogłaszać kryzys finansowy . 

I znowu wszystko wróciło do normy. Bezrobotny rzuca się na wyprzedaż i promocję żywności w supermarketach.
Kocha małe sklepiki, ekologiczne jajka, bezpieczne lekarstwa, ale może tylko pomarzyć o zdrowej żywności i ekologicznym stylu życia.  Nie ma mowy o koszyku minimum socjalnego. I nie ma też mowy o szukaniu pracownika. Niebezpieczeństwo, które narodziło się za rządów PiS zostało zażegnane i to skutecznie. Pracownik znowu sam przychodzi do firmy i cieszy się płacą; na czynsz ma oficjalnie, na chleb pod stołem.

I tak się to plecie od 21 lat. Co się polepszy to się popieprzy. Argumenty są jednak wciąż te same, tylko oprawa ich zmienia się. O przyszłej emeryturze w związku z udawaniem, że wszystko jest w najlepszym porządku, nawet nie warto wspominać.

Przed przystąpieniem do UE wszelkie niepopularne decyzje tłumaczono koniecznością dostosowania prawa polskiego do unijnego, bo inaczej nas nie przyjmą. Tak bardzo baliśmy się powtórki z historii, że nawet eurosceptycy głosowali za przystąpieniem do Unii, byleby dalej od Rosji.
TEGO WYMAGA UNIA EUROPEJSKA. To mantra, którą nam powtarza się wciąż; ostatnio przy likwidacji stoczni. Taki klucz – wytrych do zamykania ust ośmielającym się logicznie oceniać pracę i osiągnięcia polityków. Już, już miała się okazać równie ważnym sukcesem III RP, ale „sie rypło” i owa mantra nieco straciła na wartości, kiedy okazało się przy powodzi, że nie wszystkie dyrektywy wykonywane są z równą gorliwością.

Nadal jednak trwa w całym rozkwicie III RP najważniejszy sukces. Udało się politykom już bez żadnej osłony włączyć wymiar sprawiedliwości do kampanii wyborczej. Wyroki w sprawie rzekomego pomówienia o skłonności prywatyzacyjne Komorowskiego są kpiną z polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie będę sobie nawet języka po próżnicy strzępić, by to uzasadniać, bo niedługo Europa będzie ostrzegać swoich obywateli przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

No cóż, teraz ja, jako ta z konieczności siedząca w tej samej klasie III RP, powtórzę zapamiętaną lekcję; nie wierzę wam, nie wierzę w ani jedno słowo zapewnień PO i Bronisława Komorowskiego. Nie ufam wam, wszyscy jesteście tacy sami.

Nie liczcie jednak, że nie pójdę do wyborów.  Nie dałam sobie odebrać dowodu. W przeciwieństwie do młodzieży, nie pamiętającej całego okresu „sukcesów” III RP, wiem też, dlaczego nie ufam.
Te 45 ustaw podpisanych przez Komorowskiego, w tym ta - dotycząca ingerencji w rodzinę, wbrew petycjom i apelom, to pośpieszne obsadzanie stanowisk pod kampanię wyborczą a nie dobro kraju,  to deprecjonowanie polskich nadziei związanych z gazem łupkowym, ta skandaliczna umowa z Gazpromem, dezinformacja i manipulacja  przy badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej, to mizdrzenie się do Jaruzelskiego jest dla mnie dowodem, że Bronisław Komorowski nie powinien być prezydentem Polski. A tandem; prezydent z PO i rząd PO jest w najwyższym stopniu zagrożeniem dla  jej niepodległości i bezpieczeństwa obywateli.  I nie chce ryzykować losu ojczyzny dla głowy Donalda Tuska. Dla mnie jest ona nic nie warta. Premiera można wymienić. Narażać ojczyznę dla partii kolesiów byłoby dla mnie pluciem sobie we własny życiorys i zdrowy rozsądek. 

czwartek, 17 czerwca 2010

Ojczyzna macocha


Rozprawa, o której pisałam ja i pisał MarkD w swoim blogu http://markd.pl/zwyciezca/ , nie nastraja mnie nadzieją. Nie dlatego nawet, że orzeczenie sądu było niekorzystne.

Przy odsłuchiwaniu nagrań z  procesu, zastanawiałam się czy kogoś w ogóle jeszcze ten temat interesuje, czy warto patrzącym w przyszłość cokolwiek jeszcze tłumaczyć, skoro oni tamten okres PRL uważają za zamknięty, a nas starych za zgorzkniałych kombatantów i nieudaczników?
Jak wytłumaczyć młodemu lemingowi, że ta kombatancka przeszłość wcale nie jest przeszłością, że ona wciąż trwa, choć w zmienionej formie? Na razie nie trzeba jej zmieniać na ulicach i w więzieniach. Wystarczy determinacja w dochodzeniu sprawiedliwości i ludzka solidarność. W pojedynkę nie zmienia się świata, nie buduje się Ojczyzny, nie zbuduje się własnego domu.

Poczułam się gorzko, ale po raz pierwszy nie umiałam w żaden sposób nazwać tego, co czuję, o czym myślę i jak widzę Ojczyznę i siebie.
Nie wiem, jaki będzie wynik wyborów. Nie wiem czy zmieni się coś w Polsce. Nie wiem, jak śpiewa bard: „gdzie już być sobą, a gdzie proponować złotych plik”.

I, niestety, w tym zagubieniu nie jestem sama.

Pod notką, o której wspominałam już „To boli” http://mamakatarzyna.blog.onet.pl/To-b-boli-b,2,ID248046933,n  otrzymałam komentarz Emigranta z Irlandii.

Można tę opinię zlekceważyć, można udać że się nie słyszy. To prawda, ale dzban przelewa się od kropelek wody. Czy koniecznie gorycz musi się przelać, czy koniecznie muszą być nieszczęścia potrzebne, by wybierać mądrze i wymagać od  swoich przedstawicieli odpowiedzialności za Ojczyznę i jej obywateli?
Jak widzi Emigrant Polskę?


„Ojczyzna, Polska a Państwo..... Państwo nas potrzebuje ... Ojczyzna, Polska a Państwo.....
Państwo nas potrzebuje byśmy w imię tzw. "Wspólnoty" płacili haracze.
To jest zrozumiale, tylko w jakiej skali, aby nie tylko WILK się nażarł, ale i  owcy jeszcze zostawić trochę sierści na grzbiecie!!!!!!!!!!!
I nie przeganiać jej z "pastwiska".
 
Kiedyś kilku mocniejszych i sprytniejszych zrobiło się wodzami plemienia - dziś te role odgrywają tzw. "Elity", które często okazują się być bandą cwaniaków wcale nie troszczących się o Polskę i Polaków, dla nich ważne jest by targać "Sukno Rzeczypospolitej".
Ktoś za to musi płacić - oczywistą jest rzeczą, że kiedyś to był chłop pańszczyźniany a dziś to jest zwykły zjadacz chleba - zwłaszcza tacy, co są na etatach nie wywiną się fiskusowi. Tacy jak Palikmiotki, Kulczyki mają zaś na tyle, by cwanie przenieść mająteczek  np. na Kajmany  i wywinąć się.
Robi to większość z prostej przyczyny -PANSTWO JEST PAZERNE i jednocześnie ROZRZUTNE. Po prostu nie ma porządnego GOSPODARZA w tym kraju nad Wisłą.
Państwo ustami władających będzie mówić, że "nieznajomością prawa nie można się tłumaczyć" - zgodnie ze stara rzymska regułką, ale to samo Państwo zapomina o innej ZELAZNEJ REGULE RZYMSKIEJ, ze nie wolno dwa razy karać za ten sam uczynek.
 
Tymczasem, co robi tzw. Państwo Polskie? ·Otóż każda zarobiona złotówka jest okładana kara WIELOKROTNIE tylko raz zwana jest podatkiem, drugi raz akcyza, trzeci raz podatkiem VAT i jeśli "szaraczek - Polaczek" cos wykona to fiskus tak obłoży kilkukrotnie te zarobiona złotówkę, ze temu szaraczkowi zostawi - no ile? ·Może 30%.
To jest dopiero cwany sposób OKRADANIA OBYWATELA, tymczasem mami się go "dbaniem o dobro".
Nawet bezrobotny żebrak jak dostanie jałmużnę to kupują sobie bułkę, mleko zapłaci Ok 13% podatku w sklepie.
NIKT, ALE TO ABSOLUTNIE NAJBIEDNIEJSZY NIE WYWINIE SIE FISKUSOWI, no chyba, że jest cwany, sprytny i...ma możliwości.
Jeśli :
- alkoholik wynosi i wyprzedaje dobytek z domu, to jest tzw. degeneratem
-jeśli zaś  w majestacie prawa od 20 lat robią tak kolejne nieRządy RP
działając w ramach "państwa i Polski" to to się nazywa "Prywatyzacja"

Juz nam tak rządzący "Rodacy -Polacy" zdegenerowali gospodarkę, ze jest 13 % bezrobocia, mimo iż, jak się szacuje, od wejścia Polski do EU wyjechało ok 2mln Polaków.
Wiec Ojczyzna jest Macocha dla wielu setek tysięcy ile nie milionów Polaków!!!!!!!!
Tego nie da się ukryć.To jest statystyka!!!
 
Inżynier Kwiatkowski zbudował Centralny Okręg Przemysłowy, Gdynię - miasto i Port a ktoś likwiduje stocznie..., zbrojeniówkę.
Czy my nie potrzebujemy juz karabinów i czołgów, bo na świecie zapanował odwieczny pokój???
Niemcy nam produkują auta, proszki do prania.
Angole i Szwajcarzy robią nam nawet zupki w torebkach.
Chińczyki robią nam rowery, ubrania, zabawki
a "polacy" nieRządzacy z tzw. "Państwa Polskiego"  eksportują "polskiego hydraulika"..........
Ojczyzna? Czy ktoś z tych politykierów był w wojsku, walczył za Ojczyznę? No chyba tylko Radek Sikorski w Afganistanie strzelał podobno do ruskich....
Ojczyzna? - Prezydent jedzie i pokazuje się nad grobami tych, którzy o Polskę, Ojczyznę realnie  właśnie walczyli i zginęli - nachlany i zataczający się, a potem tłumaczy to niedyspozycją goleni?
Takich sobie Polacy wybierają "reprezentantów”...... ·Zaś oni wola ja zaprzedać, wyprzedać, robić siuchty, afery twierdząc najczęściej, że robią to dla naszego dobra.
Pieniądze z tzw. "Prywatyzacji" są często przeżerane lub znikają w tworzonych agencjach, doradztwach, spółkach rodzinnych

Ja rozumiem, że jeśli jest gangrena to lekarz ucina palec lub stopę, ale "polacy -nieRzadnicy"  poucinają nam wszystkie palce, dwie stopy, obie nogi do kolan, a potem zamkną jeszcze szpitale.
Zostaniemy okrojonym kadłubem niezdolnym do działań i ruchu.
Oczywiście, przed zamknięciem szpitali najpierw je się wyremontuje za panstwowe=Podatnika pieniądze, następnie wykaże, ze jest nierentowne i przynosi straty ( tak było np. z hutnictwem, które wystawiono na światowy dumping), po czym się szpitale sprzeda za bezcen i hulaj dusza- społeczeństwo się starzeje -to raz a dwa każdy jak zachoruje to woli się lepczyc niż umrzeć wiec i tak ludzie przyniosą w końcu kasiore do szpitala i juz będzie załatwione spraw dochodów dla właścicieli NOWE SLUZBY ZDROWIA.

~Emigrant z IRL, 2010-06-16 16:54

Możemy też posłuchać.
www.radiopl.pl  już o godz. 19.00 nowe wydanie audycji. Program na stronie radia.

Powtórki aż do niedzieli do godz. 19.00 Potem dostępne w archiwum.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

PRL w sądach wolnej Polski


Tylko politykom łatwo przychodzi mówić o represjach w stanie wojennym. Chwalić się w spocie wyborczym kontaktem z pałą milicyjną.

Zresztą zwykle tłumów do słuchania wspomnień nie ma i łatwo stracić nawet najbliższych przyjaciół, gdy zbyt często wraca się do nich.

Czasem jaki historyk wspomni i odda przynajmniej ułamek prawdy niewesołych lat.
A czasem są  sytuacje, w których tak cię coś zaboli, że musisz z siebie wyrzucić.
Tak było w przypadku  mojej notki z 2007 r. „To boli” http://mamakatarzyna.blog.onet.pl/To-boli,2,ID248046933,n

Nie znaczy to jednak, że wszystko stało się przeszłością. Postanowiliśmy ją zamknąć  wyrokiem sądowym uchylającym tamten wojenny, który zaważył na całym naszym życiu.

Jak się wkrótce zdążyliśmy przekonać, był to ostatni moment, bo nasi świadkowie świadczą prawdę już przed Bożym Sądem.
Wspomniałam o tym w związku ze śmiercią olsztyńskiej działaczki ”Solidarności” i posłanki na Sejm – Grażyny Langowskiej.

Wtedy, gdy wracaliśmy z Warszawy, byliśmy pełni nadziei; roczna szarpanina miała się ku końcowi. Postanowienie   Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie uchyliło wyrok  skazujący za odmowę przyjęcia karty powołania do wojska i uznało go za represje stanu wojennego.

To właśnie po jego uprawomocnieniu mieliśmy się spotkać z Grażyną Langowską. Nie doszło do spotkania. Ją zabrała śmierć, a my stanęliśmy przed kolejnymi schodami jako żywo przypominającymi sądy PRL.

Długo by opowiadać i nie wiem czy wszystkich to interesuje. Dlatego rano w  komentarzach w blogu  yarroka http://www.blogpress.pl/node/4554#comments umieściłam off topic.

„...Nigdy nie przypuszczałam, że udowodnienie tamtych represji w wolnej Polsce będzie trwało 2 lata, a skutek niewiadomy mimo dowodów i zeznań świadków.
Jeśli kogoś z dziennikarzy interesuje, jak są traktowani w sądach dawni działacze "Solidarności" w III RP, to zapraszam jutro- 15 VI 2010, na godz. 10- tą do Sądu Najwyższego w W-wie. Sala b”. 




Myślę jednak, że winna jestem sobie i moim czytelnikom ów  off topic zamieścić w swoim blogu.
Młodym wydaje się, że wszystko, co piszemy o III RP, jest jedynie grą polityczną na użytek nie kończącej się w naszej Ojczyźnie kampanii wyborczej. Tymczasem trudno już, przynajmniej mnie, która doskonale pamięta PRL, oprzeć się wrażeniu, że  rzeka wraca do koryta. Z każdym rokiem zamiast stawać się historią wraca zmutowana i straszy już nie tylko w snach.

Można się przekonać samemu, np. sprawdzić, co dzieje się z sędziami czy esbekami, którzy w stanie wojennym wydawali wyroki, donosili, pisali raporty w naszych miastach? Czy rzeczywiście nikomu nie zaszkodzili?
Niejeden piewca III RP może przejrzy na oczy, gdy dowie się, że sędzia ten czy ów ma się całkiem dobrze, tak jak i cały układ koleżeńskich powiązań, a nawet awansował do Sądu Najwyższego, zaś domagający się rehabilitacji ciągani są po sądach i wkrótce będą w oczach nie znających politycznych realiów, takimi samymi oszołomami, jak  wydawała się im Ania Walentynowicz, Andrzej Gwiazda czy Krzysztof Wyszkowski.

Takich „oszołomów” mamy obok siebie, w swoich miejscowościach; często biedni, czasem topiący żal i rozgoryczenie w alkoholu. Zwykle jedni z nas, niepozornie borykający się z trudnościami dnia codziennego. Oni więcej mogą powiedzieć niż niejedno opracowanie historyczne. Problem w tym , że ich opowieści nie bardzo nas interesują. Jakże często słyszą nawet od najbliższych; a pocoś pchał się do polityki.

Może warto jednak popytać i zainteresować się, może warto pójść na taki proces jak ten jutro w Sądzie Najwyższym? Jest wtedy szansa, że nauczymy się na cudzych błędach a nie swoich.


środa, 9 czerwca 2010

Półprawdy posła Arłukowicza


Najważniejsze jest zwycięstwo. Nie liczy się nic; ani honor, ani dobre imię. Skuteczny piar to ten, który daje zwycięstwo i siłę opartą o strach pokonanego przeciwnika. Zdaje się wskazywać Eryk Mistewicz  w dialogu z Michałem Karnowskim o  „Anatomii władzy”.

Zastanawiam się. Czy osiąga się je  tylko manipulując wyborcami  ciekawą hagadą? Nie trzeba czytać książki, by widzieć, jak w polityce króluje dezinformacja,  kłamstwo i insynuacja. Fachowo  chyba nazywa się to taktyką spin doktorów.

Przykład? Niedaleko sięgam pamięcią. Nie można kontrkandydata bez groźby narażenia się środowisku gejów nazwać homoseksualistą, ale można zasugerować, że ma dziwne skłonności, bo nie ma rodziny. Biada jeśli zainteresowany zacząłby zaprzeczać.

A kiedy ta narracja nie chwyta, bo Polacy nie dają się już podpuszczać, jest jeszcze inny stereotyp pod ręką.  Można rodakom, którzy podobno  „antysemityzm wyssali z mlekiem matki”, umiejętnie zasugerować niewinnym pytaniem szefa sztabu wyborczego, że kandydat  wrogiej partii jest Żydem. Niestety, kandydat nie dał się sprowokować, znowu nie chwyciło, a temat nie nadaje się do podgrzewania, bo w konkurencji; kto jest Żydem w polskiej polityce, PO nie ma sobie równych.

Minął też okres, kiedy Polacy bali się ostracyzmu wskutek  nadania przez GW etykietki antysemity. Doskonale odróżniają Żyda od organizacji syjonistycznych i Kongresu Żydów Amerykańskich.
Nagminne, moim zdaniem, i to nie tylko  w kampanii wyborczej, jest żonglowanie półprawdami.
Młodzi odbiorcy przekazu medialnego mogą mieć niejaki problem z odkryciem, co w wypowiedzi polityka jest najważniejsze. Wychowani na „Trybunie Ludu” i  „Dzienniku” TVP w PRL nie mają z tym żadnych trudności.
Przykład najnowszy. Oto posłowi Arłukowiczowi  nie podoba się Komorowski; robi wrażenie nieprzygotowanego do pełnienia funkcji prezydenta, unika debaty, nie znamy jego poglądów.

Już chciałam ucieszyć się, że pediatrę stać na obiektywizm. Przełknęłam gładko krytykę Jarosława Kaczyńskiego, którą znam już na pamięć. Każde dziecko przecież wie, że Jarosław Kaczyński nie zmieni się i basta. Nikt nie próbuje nawet wyjaśniać, dlaczego miałby się zmieniać, skoro ten „wredny kaczor”, to wirtualna bajka wymyślona  dla usprawiedliwienia wyborczego oszustwa PO, która mamiła wyborców koalicją z PiS, a potem dla usprawiedliwienia torpedowania pracy rządu i straszenia państwem policyjnym, tropiącym i prześladującym bohaterów – agentów WSI  i TW.

Jeśli ktoś myśli, że w wypowiedzi posła te dwa akapity były najważniejsze, to się grubo myli. Istotą piaru   Napieralskiego jest powrót do retoryki, na której zwycięsko do koryta doszła PO zmiatając niechcący prawie całkowicie SLD z polityki. Co wprawiło międzynarodówkę europejską w niemałe osłupienie i przerażenie. PO błąd naprawiła  i to już kilka razy nawet  w Sejmie, a Komorowski dług ostatecznie spłacił chwaląc Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego.
Nie może więc poseł Arłukowicz wypowiadać się merytorycznie, nie może być niewdzięcznikiem za tyle okazanego dobra. O swojego kandydata musi jednak dbać. PO wybaczy mu, że powtarza nic nie warte wyborcze hasełka, skoro nie pyta o rzeczy wstydliwe, np.; Kim jest Komorowski? Kogo reprezentuje, gdy mówi językiem Gazpromu i niweczy zabiegi polskiej dyplomacji uniezależnienia Polski od rosyjskiego gazu?
Chciałoby się w tym miejscu Eryka Mistewicza, znanego miłośnika narracji politycznej, zapytać; Czy wypowiedź Komorowskiego wzmocniona przez Mężydło o konieczności ratowania rosyjskiej gospodarki poprzez wieloletni kontrakt gazowy, to też tylko polityczna hagada i perskie oko do Rosji? A po wyborach wszystko się odkręci?

Ale poseł  Arłukowicz jest litościwy też dla Jarosława Kaczyńskiego. Powtarza wyświechtaną bajkę, nie pyta jednak o niepokojącą  polską prawicę wypowiedź dotyczącą powołania armii europejskiej. Poseł Arłukowicz jest pediatrą, na wojsku się nie zna, na armiach też. A jak będzie trzeba to w Sejmie inni zadecydują, a on tylko podporządkuje się dyscyplinie partyjnej. Przeciwnika nie można atakować za to, o czym od dawna marzy własna partia.
Co więc jest w tej rozmowie Arłukowicza w Polskim Radiu tak intrygującego, że młócę tę wyborczą słomę?
Nic. Poza jednym zdaniem:
„On mówi (JK p.mój) dokładnie jakiej Polski chce, chce budować IV RP, którą budował ze swoimi kolegami Giertychem i Lepperem”.

Jeśli tego nauczył się z książki  „Anatomia władzy”, a chwalił się znajomością jej kilka razy na twitterze, to konsultant polityczny E. Mistewicz może sobie pogratulować. Choć, domyślam się, że szkolenie piarowskie posła Arłukowicza, nie było celem interesującego dialogu  prowadzonego w książce.

Narracja polityczna  jest kierowana głównie do takich jak ja, zwykłych zjadaczy chleba, czasem pozwalających sobie na luksus myślenia przy zmywaku, ale mających swoje zasady. Nikt nie chce mnie zmieniać, ani mnie oświecać, chce tylko, abym rzuciła głos po jego myśli.   Zdradzę więc ciężko pracującym w sztabie wyborczym Napieralskiego, co myślę o takim wywiadzie. Co tam, ułatwię im pracę.
 Poseł Bartosz Arłukowicz posługuje się półprawdą, by dokopać  najważniejszemu przeciwnikowi, jakim jest w wyborach Jarosław Kaczyński. Marzy mu się, by jego kandydat załapał się do drugiej tury. Można by wtedy potargować. Oj można z marszałkiem niejedno głosowanie uzgodnić. Lobbyści po obu stronach tracą cierpliwość, czas ucieka.
A że wszystko razem przypomina  walkę między mafijnymi gangami? Zaczyna się od pocałunku, a kończy na strzelaninie? Nie szkodzi, tak ma być.

Do jakich emocji najlepiej się odwołać? Oczywiście, do Leppera i Giertycha.

Zastanawiam się jednak czy wszystko przewidzieli w sztabie wyborczym Napieralskiego. Co będzie, jak młodzi ludzie poszperają w Internecie, zechcą sprawdzić czyim kolegą był Lepper i dowiedzą się, że Samoobrona to tzw. „piąta kolumna SLD”? Co będzie jak  rodzice zażyczą sobie prawdziwej polskiej historii w szkołach, kształcenia na właściwym poziomie, mundurków, skutecznego zwalczania przemocy i narkotyków? Radzę porozmawiać z nauczycielami zanim użyje się słów „koledzy Jarosława Kaczyńskiego” również  w przypadku Giertycha, bo może się okazać,  że będzie to policzone PiS na plus w kampanii wyborczej? Wielu rodziców i nauczycieli dziś tęskni za ministrem edukacji Giertychem. Wiem to na pewno.
Może więc nie warto sączyć kłamstwa i półprawdy a przypomnieć sobie koalicje swojej  partii w Sejmie, radach samorządowych i sejmikach?



Ps.
Polecam komentarz Rzepki pod  notką:
http://www.blogpress.pl/node/4517#comments
 oraz 
http://www.pardon.pl/artykul/11719

sobota, 5 czerwca 2010

POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA!


Unikam już rejestracji w kolejnych miejscach internetowych. Nie ma mnie na Naszej klasie  i nie ma na Facebooku.
I chyba nie będzie, bo nie odpowiada mi sposób rejestracji. Nie, żebym miała coś do ukrycia. Każdy, kto chciał, już dawno mnie zdekonspirował. Nie lubię jednak, jak mnie ktoś do czegoś przymusza, np. do podania imienia i nazwiska oraz wieku.
Dlaczego o tym piszę? Bo mimo niechęci do stadnej rejestracji :-) zaglądam do tego portalu.
Są tam też ludzie młodzi, którym zależy na przekazaniu innym, w co wierzą, z czym się utożsamiają i co jest dla nich ważne.
Z ogromną radością przyjmuję zawsze informacje o inicjatywach budujących wspólnoty w imię wartości wyższych niż sprzedaż kremu przeciw zmarszczkom czy iPada.

Dzięki twitterowi  http://twitter.com/mamakatarzyna dotarłam do takiej inicjatywy.

Wiem, że zaraz usłyszę, iż jest to akcja typowo wyborcza i zniknie wraz z końcem kampanii.
Czy tak będzie? W dużej mierze zależy od naszej wiedzy i stosunku do Polski.
Czy jest ona dla nas najważniejsza? Na to pytanie każdy sam musi sobie odpowiedzieć.

Młodzi ludzie zamieścili tu informacje o trzech akcjach.

Jedną z nich staram się zrozumieć, choć z pewnością nie jest to moja bajka. Z muzyki, jaką tworzy i wykonuje, między innymi, szwedzki zespół „Sabaton”, nie miałam szans wyrosnąć, bo była za czasów mojej młodości niedostępna jako przejaw burżuazyjnego zepsucia.  Ale i do mnie, muzycznego dinozaura, dotarły wieści o zainteresowaniu jego członków historią Polski i to takimi jej wydarzeniami, które nawet sami Polacy nie bardzo znają.

Mogę się założyć, że obrona polskich Termopil w rejonie Wizny przed niemiecką armią 
w 1939 r., została przywrócona pamięci narodowej nie za sprawą lekcji historii w szkołach , lecz właśnie dzięki pasjonatom  i zespołowi „Sabaton”.  
Zdaję sobie sprawę, że muzyka heavy metal, podobnie jak nazwa zespołu, niejednego odstraszyć może. Miałabym przechlapane ze strachu kilka dni, gdyby moi synowie uparli się, by uczestniczyć w takim koncercie. W przeciwieństwie do niefrasobliwej młodości wierzę nie tylko w Boga, ale jestem pewna istnienia Złego.  Moje doświadczenie pedagogiczne niejednym też przykładem może służyć, jak niewinne glany  do czarnego ubioru oraz słuchawki w uchu z „metaliką” mogą zaprowadzić na manowce satanizmu. Wiem też, jak trudno się potem z tego bagna wydostać.
Tym bardziej pewnym szokiem dla mnie byłą inicjatywa http://www.pljestnaj.pl/
Czytam:
Chcemy, aby „Sabaton” napisał piosenkę o ks. Jerzym i jego heroizmie. Zaapelujmy o to razem do „Sabatonu”!
6 czerwca jest beatyfikacja ks. Jerzego. Tego samego dnia wystąpi w Polsce szwedzki zespół „Sabaton”, który zasłynął piosenkami o Powstaniu Warszawskim, polskich bohaterach walczących pod Wizną w 1939 i pod Monte Cassino.

Akcję popiera już całkiem spora grupa. Nie wiem czy popierałby ją ks. Jerzy. Nie wiem czy „Sabaton” zgodzi się, ale wiem jedno, że świat się zmienia i każde pokolenie ma inne sposoby na popularyzację swoich  ideałów.
Nie ukrywam, że ucieszyłam się, iż w  ogóle młodzież chce znać wartości, którymi kierował się ks. Jerzy Popiełuszko i za które oddał życie.
Całkiem niedawno pisałam w swoim blogu, że testament ks. Jerzego, kapelana „Solidarności” wciąż czeka na wykonanie. By go zrealizować, trzeba go najpierw poznać. Jeśli temu przysłuży się muzyka „Sabatonu” to jestem – ZA. :-)
Podobnie jak jestem za  samym hasłem – POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA, które powinno nas łączyć i odróżniać od  tych, którzy jej nienawidzą i gorszą się, jak ostatnio Mazowiecki, polonocentryzmem Polaków.
Moje wyznanie patriotyzmu jest całkiem pragmatyczne. Owszem, łezka mi się w oku kręci, gdy słyszę Mazurka Dąbrowskiego. Gdy czytam w Niepoprawnym Radiu „Dzieje Polski” Michała Bobrzyńskiego, czuję się cząstką tego dziedzictwa i żaden  putinofil nie uzyska mojego głosu w wyborach, choćby nie wiem co mi obiecywał.  

Nie to jest jednak najważniejsze.
Jestem z pokolenia, którego rodzice przećwiczyli, co znaczy nasze położenie geograficzne i  dlatego właśnie jestem patriotką.
Któż bowiem będzie liczył się ze słabym i chorym, jeśli on sam nie będzie się szanował?

 A taką w tej chwili jest Polska. Potrzebuje naszej determinacji, naszego rozumu i serca, na przekór patrzącym w przyszłość, załatwiającym sobie desant w Brukseli i na dyplomatycznych placówkach. Wiem, że mają nas w nosie. Ich dzieci nie muszą pracować w chłodniach londyńskich przy sortowaniu warzyw i owoców. Dla nich powódź to jedynie marketing wyborczy, bo konta  w Szwajcarii dobrze zabezpieczają ich przyszłość i powódź im nie grozi.

Dlatego tak bardzo cieszę się, że są młodzi ludzie, którzy  informują siebie nie o akcji zabrania dowodu babci, lecz  o mszy  beatyfikacyjnej ks. Jerzego  na Placu Piłsudskiego w Warszawie. http://www.facebook.com/pages/PL-jest-NAJ/126596504036140 czy promującej symbolikę narodową „Polska jest biało czerwona

Zastanawiam się, co działoby się, gdybyśmy wszyscy nie tyko w Internecie, ale i pod rosyjską ambasadą czy Sejmem z determinacją poparli

Mieliby nas w nosie? Może i tak. Spróbować jednak zawsze warto, bo

POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA!

czwartek, 3 czerwca 2010

O historii uroczystości Bożego Ciała



Nasza czwartkowa audycja Niepoprawnego radia przypadła na ważne dla wszystkich katolików święto Ciała i Krwi Pańskiej. Wielu z nas dziś razem z rodzinami uczestniczyło w procesjach, a teraz być może odpoczywając słucha radia.
Pomyślałam sobie, że warto przypomnieć nam wszystkim historię Bożego Ciała. Wielkie święto Eucharystii w Kościele Katolickim, celebrowane jest w pierwszy czwartek po pierwszej niedzieli (jedenastego dnia) po Zesłaniu Ducha Świętego - Zielonych Świątkach, między 21 maja a 23czerwca, ...


Jeśli chcesz posłuchać historii sięgającego XIV wieku święta, skąd się wzięło, kiedy zaczęto obchodzić je w Polsce, jak ważne było ono dla polskich rodzin za czasów PRL, włącz

o godz. 19:21 Blog: Katarzyna - Historia święta Bożego Ciała
Na stronie http://radiopl.pl/  znajdziesz też cały program dzisiejszej - 116 audycji.
Pamiętaj, że audycja powtarzana jest (bez przerwy) aż do kolejnej premiery do niedzieli do godz.19:00
Audycje wcześniejsze są w archiwum. Wystarczy kliknąć.
W audycji muzyka bardów: Kołakowskiego, Sikory, Kalinowskiego, Gintrowskiego, Kaczmarskiego, Łapińskiego, Czajkowskiego, Kelusa, Stachury, Walca, Wodyka a także Wysockiego, Kryla, Nohawicy i Okudżawy. Z przyjemnością informuję że do muzyków, których nadajemy, dołączyli ostatnio Lech Makowiecki z zespołem Zayazd oraz Waldemar Bajak
ZAPRASZAM!