czwartek, 28 kwietnia 2011

Jan Paweł II w polskim parlamencie


Im bliżej beatyfikacji Jana Pawła II tym śmieszniej w mediach.Jedni wpadają w uroczysty ton patetyczno-religijny żądając odpolitycznienia tej uroczystości. Inni pragną choć na moment zaistnieć w mediach bulwersującymi wypowiedziami.
A gdzieś tam ginie w szumie medialnym istota wielkości nauczania Jana Pawła II i fakt, że za Jego sprawą wielu na świecie dowiedziało się, gdzie leży Polska, a co dociekliwsi pragnęli poznać choć pobieżnie historię „dalekiego kraju”. Wielu rodaków za oceanem zaczynało szukać swoich korzeni i poznawać kraj przodków.

Niestety, zmarnowaliśmy czas przygotowań do beatyfikacji. Otwartym pozostawiam pytanie, na ile było to zaniedbaniem, a na ile celowym rozmyciem przesłania nauczania Jana Pawła II.

Nie sposób dziś nadrobić ten czas stracony dla narodowych rekolekcji. Przypomnijmy sobie choć jeden dzień, a zobaczymy, jak wiele jako naród tracimy zapominając, co do nas i o nas mówił nam i światu.


11 czerwca –  7 dzień pielgrzymki. To był długi, bardzo pracowity i niezwykle wyczerpujący dzień dla  Jana Pawła II, kolejny  w najdłuższej pielgrzymce Ojca  Świętego do ojczystego kraju.

Sprawozdanie jest w sieci i każdy może je przeczytać:

http://mateusz.pl/jp99/pd/0611/


Jak w soczewce program tego pamiętnego dnia  skupia wszystko, co było ważne w posłudze  Ojca Świętego.
Polska za Jego sprawą  żyła w przekazie medialnym całego świata. Mógł nie mówić wiele, wystarczyłoby, żeby kamery, dziennikarze i reporterzy podążali za Nim, a  Polska wskrzeszona po latach zniewolenia istniała piękna i dumna. Któż wtedy nie chciał się przyznać, że jest Polakiem?


Ale Jan Paweł II nie tylko był wtedy z nami, ale mówił. A jego słowa do dziś niczym niezrealizowany testament.

Patrząc na to, co dzieje się w polskim parlamencie, jak bez wahania przegłosowuje się ustawy i  ratyfikuje dokumenty ograniczające suwerenność państwa, jak  niczym maszynka do głosowania godzi się na ograniczanie praw rodziny, dewastację polskiej szkoły, służby zdrowia,jak wielu posłów nawet nie czyta przyjmowanych ustaw, nie można nie myśleć o historycznym dniu 11 czerwca 1999 r.

Pamiętamy?

„Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, których w tamtych trudnych dniach jednoczyła ta sama troska o prawa człowieka, ta sama świadomość, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim. Jednoczyło ich głębokie przekonanie o godności każdej osoby ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga i odkupionej przez Chrystusa. Dzisiaj zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej”.

Zastanawiam się, co dziś znaczy; zdanie wypowiedziane przez Ojca Świętego:

„Od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja”.

Czy to stwierdzenie papieża nie wymaga gruntownej, merytorycznej, a nie tylko politycznej i piarowskiej dyskusji?
Nikogo nie ciekawi, wiedza przeciętnego Polaka o demokracji? Co dla niego znaczy to słowo? Jak je rozumie polski maturzysta, student?


Ze wzruszeniem słucham mowy powitalnej śp.  Marszałka Macieja Płażyńskiego
  http://www.youtube.com/watch?v=11--bI4SSkQ&feature=related

Migają w oku kamery twarze posłów, którzy zginęli w Smoleńsku. Warto też przyjrzeć się niektórym słuchaczom historycznego przemówienia Jana Pawła II, np.  posłowi Niesiołowskiemu. Może dzięki temu  łatwiej będzie nam zrozumieć jego obecne wypowiedzi i zachowania?


A Ojciec Święty mówił:
„Trudno w tej chwili nie wspomnieć o długiej, sięgającej XV wieku historii polskiego Sejmu czy o chlubnym świadectwie ustawodawczej mądrości naszych przodków, jakim była Konstytucja 3 Maja z 1791 roku. Dziś, w tym miejscu, w sposób szczególny uświadamiamy sobie zasadniczą rolę, jaką w demokratycznym państwie spełnia sprawiedliwy porządek prawny, którego fundamentem zawsze i wszędzie winien być człowiek i pełna prawda o człowieku, jego niezbywalne prawa i prawa całej wspólnoty, której na imię naród. [Zdaję sobie z tego sprawę], że po długich latach braku pełnej suwerenności państwa i autentycznego życia publicznego, nie jest rzeczą łatwą tworzenie nowego, demokratycznego ładu i porządku instytucjonalnego”.

Co dziś powiedziałby papież w polskim  parlamencie o tych trudnościach w tworzeniu nowego, demokratycznego ładu i porządku?

A wtedy wskazywał i przypominał:
„Miejsce, w którym się znajdujemy, skłania do głębokiej refleksji nad odpowiedzialnym korzystaniem w życiu publicznym z daru odzyskanej wolności oraz nad potrzebą współpracy na rzecz dobra wspólnego.

Niech nam w tej refleksji pomoże przywołanie na pamięć jakże licznych w ciągu ostatnich dwu stuleci heroicznych świadectw polskiego dążenia ku własnemu suwerennemu państwu, które dla wielu pokoleń naszych Rodaków istniało jedynie w marzeniach, w przekazach rodzinnych, w modlitwie. Mam tu na myśli przede wszystkim czasy rozbiorów i związaną z nimi walkę o odzyskanie utraconej Polski, wykreślonej z mapy Europy. Brak tej podstawowej struktury politycznej kształtującej rzeczywistość społeczną był zwłaszcza podczas ostatniej wojny światowej tak dotkliwy, że w warunkach śmiertelnego zagrożenia samego biologicznego istnienia narodu, doprowadził do powstania Polskiego Państwa Podziemnego, które nie miało analogii w całej okupowanej Europie. [Zanim tu przyszedłem -
mówił Ojciec Święty - poświęciłem pomnik. Pomnik upamiętniający to Państwo Podziemne oraz Armię Krajową. Było to dla mnie okazją do głębokiego wzruszenia].

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to dzisiejsze spotkanie w Parlamencie byłoby niemożliwe bez zdecydowanego sprzeciwu polskich robotników na Wybrzeżu w pamiętnym Sierpniu 1980 roku. Nie byłoby możliwe bez Solidarności, która wybrała drogę pokojowej walki o prawa człowieka i całego narodu. Wybrała także zasadę, jakże powszechnie wtedy akceptowaną, że nie ma wolności bez solidarności: solidarności z drugim człowiekiem, solidarności przekraczającej różnego rodzaju bariery klasowe, światopoglądowe, kulturowe, a nawet geograficzne, czego świadectwem była pamięć o losie naszych wschodnich sąsiadów”


Ciekawe jest to, że te słowa  nagrodziła oklaskami tylko prawa strona polskiego parlamentu. Ciekawe też mogłoby być wyznanie lewej strony; co wtedy myślała i dlaczego słowa Jana Pawła II nie spodobały się jej. Co myśleli wówczas ci, którzy dziś z taką ochotą pchają się do samolotu, by reprezentować władze polskie  na Placu Świętego Piotra w dniu beatyfikacji największego z rodu Polaków?

Czy mają odwagę stanąć nad grobem Jana Pawła II i powiedzieć: Ojcze Święty pozwoliliśmy nie tylko na oszukanie polskich robotników, ale  również na likwidację historycznych stoczni, na zamknięcie wielu polskich zakładów, na zmarnotrawienie narodowego dorobku. Dziś normą jest masowa emigracja młodych Polaków za chlebem. Nie ma solidarności, pozostał szyld .
 

A  Jan Paweł II mówił wtedy:
„Konsekwencją wyboru takich właśnie pokojowych metod walki o społeczeństwo wolnych obywateli i o demokratyczne państwo, były – mimo cierpień, ofiar i upokorzeń stanu wojennego i lat następnych – wydarzenia roku 1989, które zapoczątkowały wielkie zmiany polityczne i społeczne w Polsce i Europie. /…/O tych wydarzeniach nie wolno nam zapomnieć. Przyniosły one nie tylko upragnioną wolność, ale w sposób decydujący przyczyniły się do upadku murów, które przez niemal półwiecze oddzielały od wolnego świata społeczeństwa i narody naszej części kontynentu”.

Wbrew temu, co wszyscy dziś czujemy i co wiemy i jak oceniamy, wtedy czuliśmy się wolni i pełni zapału do porządków we własnej Ojczyźnie.
Wiemy też dziś więcej, wiemy na pewno, że nie stało się tak, jak mówił Jan Paweł II:
„Pamięć o moralnych przesłaniach Solidarności, a także o naszych, jakże często tragicznych doświadczeniach historycznych, winna dziś oddziaływać w większym stopniu na jakość polskiego życia zbiorowego, na styl uprawiania polityki czy jakiejkolwiek działalności publicznej, zwłaszcza takiej, która jest sprawowana na mocy społecznego wyboru i zaufania.
Służba narodowi musi być zawsze ukierunkowana na dobro wspólne, które zabezpiecza dobro każdego obywatela”.



Przed nami ogrom walki i pracy takiej właśnie, o jakiej mówił Jan Paweł II.
Pod jednym wszak warunkiem, że przestaniemy być petentami a zaczniemy wymagać od tych, których wybieramy.


„Jest oczywiste – mówił dalej papież -  że troska o dobro wspólne winna być realizowana przez wszystkich obywateli i winna przejawiać się we wszystkich sektorach życia społecznego. W szczególny jednak sposób ta troska o dobro wspólne jest wymagana w dziedzinie polityki. /…/Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych, czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu”.


Czy słowa te nie brzmią dziś jak cierpka ironia kontestująca rzeczywistość? Przecież polityka to jedynie zdobycie władzy. I nie ma ceny, nie ma świństwa, które nie zrobi dziś każdy, kto chce ją utrzymać.
 
Dotyczy to również polityków nazywających się wierzącymi. A nierzadko wspierani są oni przez niektórych hierarchów Kościoła polskiego, choć i jedni i drudzy słyszeli wówczas:

„Takiej postawy, przenikniętej duchem służby wspólnemu dobru, Kościół oczekuje przede wszystkim od katolików świeckich. Nie mogą oni rezygnować z udziału „w polityce”, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra (Christifideles laici, 42). Wraz ze wszystkimi ludźmi mają przepajać duchem Ewangelii rzeczywistości ludzkie, wnosząc w ten sposób swój specyficzny wkład w pomnażanie dobra wspólnego. Jest to ich obowiązek sumienia wynikający z chrześcijańskiego powołania”.

Czy nam się to podoba, czy nie, porządkowanie polskiego domu musimy zacząć jeszcze raz  i nie wolno nam przemilczać tego, o czym mówił do nas Jan Paweł II . Inaczej kolejny zryw polskich patriotów wykorzystają ci, którzy wówczas z trudem wytrzymali na poselskich krzesłach, gdy On mówił do nich z nadzieją, że nie zmarnują dziejowej szansy. 

Można też posłuchać: http://radiopl.pl/
19:10 Blog:Katarzyna - Jan Paweł II w polskim parlamencie http://mamakatarzyna.blogspot.com/

środa, 20 kwietnia 2011

A Jan Paweł II tak mówił


Człowiek podąża ku Zmartwychwstaniu - każdy swoją drogą. Dla wielu z nas krzyżuje się ona z innymi w Wielkim Tygodniu przy adoracji Najświętszego Sakramentu w ciemnicy, we wspólnocie adorującej Krzyż i przy Grobie Pańskim, by na końcu razem z bijącymi dzwonami ogłosić światu: Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Alleluja!

Nie jest łatwo podzielić się z innymi, o czym się myśli w takie dni. Gdyby nie Zmartwychwstanie, trud życia, cierpienie i śmierć nie miałyby sensu. Jakże o tym mówić, jak się dzielić tym, co tak bardzo osobiste?
Nie bardzo umiem. Kołaczą wspomnienia zapachy i dźwięki z rodzinnego domu. Ale te ma każdy z nas. I dla każdego są one jedyne i niepowtarzalne. Wystarczy zamknąć oczy…
Któż wobec tego może być naszym nauczycielem? Kto lepiej i mądrzej może nas obdarować, by Wielkanoc nie zatraciła się w „wesołym jajku” i „zajączku”?

--------------------------------------

Wielki Czwartek – Wieczernik. Apostołowie wokół Mistrza. Dziwnie do nich mówi. Jeszcze nie rozumieją wagi słów i znaczenia gestów.
I dziś wielu dziwi się i nie rozumie. A bywa, że z Wieczernika biorą tylko Agapę zapominając, że bez wiary i kapłana jest ona tylko zwykłą ucztą na pamiątkę tej pierwszej, tej jedynej, wciąż na nowo przez pokolenia powtarzanej, odkrywanej.

A Jan Paweł II tak mówił wielokrotnie do kapłanów:
„Kapłan zawsze i niezmiennie znajduje źródło swej tożsamości w Chrystusie- Kapłanie. To nie świat potwierdza jego status wedle swych potrzeb i roli, jaką on odgrywa w społeczeństwie. Kapłan jest naznaczony pieczęcią Kapłaństwa Chrystusowego, by uczestniczyć w Jego charakterze jedynego Pośrednika i Odkupiciela”.

Czy pamiętają o tym ci, którzy usilnie wmawiają nam, że kapłaństwo to zawód?
Wysoko postawiona tu poprzeczka dla zwykłego śmiertelnika. Jak może temu sprostać? Zwłaszcza, gdy tak wiele od niego Chrystus i każdy z nas wymaga; każde źdźbło czy okruszek w oku swego proboszcza zauważymy. Doprawdy, bez kolan i adoracji nie da rady.

--------------------------------------

Nasze kolana zginają się przed krzyżem w Wielki Piątek. Ogołocony ołtarz, odarty z czci, poniżony, bezbronny Jezus.

A Jan Paweł II tak w ostatniej stacji Drogi Krzyżowej mówił:

«Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» (Łk 24, 26). - Te słowa Jezusa, skierowane do dwóch uczniów idących do Emaus, rozbrzmiewają w naszych sercach dzisiejszego wieczoru na zakończenie Drogi Krzyżowej w Koloseum. /…/ «Myśmy się spodziewali»... Uczniowie są zniechęceni i przygnębieni. Nam również trudno zrozumieć, dlaczego droga zbawienia musi prowadzić przez cierpienie i śmierć. /…/
Drodzy bracia i siostry! – mówił dalej Ojciec Święty- Człowiek współczesny bardzo potrzebuje spotkania z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym!
Kto, jeśli nie Boski Skazaniec, może pojąć w pełni cierpienie tego, kto spotyka się z niesprawiedliwymi oskarżeniami?
Kto, jeśli nie Król wyszydzony i upokorzony, może zaspokoić oczekiwania tylu mężczyzn i kobiet pozbawionych nadziei i godności?
Kto, jeśli nie Syn Boży ukrzyżowany, może zrozumieć ból i samotność tylu ludzi, których życie zostało złamane i pozbawione perspektyw na przyszłość?


A my kiwamy głowami na potwierdzenie prawdziwości tych słów i śpiewamy:
W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie. Kto krzyż odgadnie ten nie upadnie.

Nikt tak dobrze i tak namacalnie nie czuje sensu słów papieża i wielkopostnej pieśni jak człowiek stary, chory, pozbawiony nadziei na pracę, odrzucony i sponiewierany, samotnie zdążający, nawet bez chusty Weroniki i pomocy Cyrenejczyka.

Ale bywa, że wtedy zdarza się cud:
«Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go» (Łk 24, 31). Po tych słowach w sercach dwóch przygnębionych wędrowców zapanowały pokój i radość. Rozpoznali swojego Mistrza, gdy łamał chleb.

--------------------------------------

Biją dzwony, długo, radośnie dźwięczą w rękach ministrantów. Kołatki znowu czekać będą rok w zachrystii.

A Jan Paweł II tak mówił do młodych pielgrzymów przy grobach Apostołów:
W perspektywie trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa - narodzin Chrystusa - które przybliża się, wam młodym Chrystus zawierza szczególne zadanie apostolskie. Chrystus posyła każdego z was i każdą z was z osobna i wszystkich razem jako apostołów, najczęściej jako apostołów świeckich, abyście głosili Jego ewangelię słowem i życiem wszędzie tam, gdzie jesteście, uczycie się czy pracujecie. Bardzo ważne jest to "posłanie razem". /…/Dzisiaj, kiedy wielu chce zredukować religię wyłącznie do sfery życia prywatnego, szczególnej wagi nabiera budzenie świadomości społecznego wymiaru wiary, jej przeżywania oraz zaangażowania apostolskiego.Wyraża się w tym społeczna natura człowieka

Takie tam gadanie - powie ktoś. Dziś młodzież żyje zupełnie czym innym. Czy aby na pewno wszyscy mają dobre informacje? Rozejrzyjmy się dokoła dokładnie. I kiedy tak będziemy się rozglądać, może zadziwimy się, jak wielu młodych ludzi żyje inaczej, niż chcieliby tego współcześni moderatorzy ich sumień.
Uśmiechają się czasem zagadkowo, a po głowie myśli krążą - Boże, jak trudno i jak niewdzięcznie, i jak czasem niebezpiecznie. Bez Ciebie Boże nie mielibyśmy szans.

Ich i wszystkich, którzy zajrzą do mego blogu, posłyszą, może przypadkiem, mamę Katarzynę w Niepoprawnym RadiuPL , pozdrawiam tak jak mnie przed laty nauczyli rodzice: Chrystus Zmartwychwstał!
Im i każdemu z nas, życzę, by w poranek Zmartwychwstania przydarzył nam się cud przejrzenia na oczy; taki sam jak uczniom podążającym do Emaus.


--------------------------------------

Tak bardzo chciałabym, by moje życzenie spełniło się, ale to nie ja miałam tu mówić.
To Jan Paweł II ma wciąż do nas mówić. A mówił tak, gdy się z nami żegnał na lotnisku w Balicach:

Ojczyzno moja, ukochana ziemio, bądź błogosławiona!

Pamiętamy?
http://bit.ly/emu7Bb

środa, 13 kwietnia 2011

„Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”


Zobaczcie sobie dzisiaj, jak zebrani w niedzielę na Krakowskim Przedmieściu śpiewali: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie. Nie uważacie Państwo tego za skandal?
Przecież, to jest "plucie w twarz" tym, którzy rzeczywiście żyli w niewoli w czasie okupacji. Notabene wielu z tych ludzi w PRL śpiewało "pobłogosław"
- zapytał internauta: http://twitter.com/#!/gibon102

Odpowiedziałam:
Owszem, ja od tej chwili też będę śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”.

Mało tego (dodam teraz), nie czuję, abym pluła w twarz bohaterom walczącym o wolność, wprost przeciwnie, jestem im to winna, abym takiej Polski nie nazywała wolną.
Uzasadnienie moje takie same jak za PRL, a jeszcze trochę i nie będzie potrzeby uzasadniać, bo nie będzie Polski.

Owszem, dla wielu Polaków po kazamatach NKWD, gułagach, terrorze okupacyjnym, nożach i siekierach banderowców, więzieniach gestapo wydawała się PRL oazą wolności na miarę pogodzenia się z czerwoną koniecznością.
Wystarczyło tylko dobrze urządzić się w tym baraku, wymościć słomę w swoim kącie, zapomnieć o rodzinie na emigracji, nauczyć się modlić po cichu, mieć w rodzinie właściciela czerwonej legitymacji, a można było przeżyć.

Nazwanie żołnierzy walczących z sowieckim okupantem i władzą instalowaną przez Stalina, bandytami znacznie koiło wyrzuty sumienia. Można było nie myśleć o rozstrzelanych kilku tysiącach działaczy ludowych, żołnierzy AK, NSZ i WiN, o wyrokach śmierci i strzałach do dziewcząt i chłopców, których rodzice opacznie nauczyli, co to Bóg Honor i Ojczyzna. Można było zapomnieć Fieldorfie, Pileckim czy Łupaszce, a potem nawet wzruszyć się wiadomością o śmierci Bieruta czy Stalina. Można było też udawać, że nie wie się o Katyniu, masakrze Grudnia 1970, Poznańskim Czerwcu czy ofiarach w Lubinie, Radomiu i o górnikach z kopalni „Wujek”, o skrytobójstwach stanu wojennego.

Poeta nie bez powodu napisał:
„Takie widzisz świata koło, jakie tępymi zakreślasz oczy”. A choć słowa dotyczyły czasów rozbioru, niosą wciąż aktualną po dziś dzień definicję niewolnika, któremu dobrze w kajdanach.

Pozwolono Polakom nawet na urządzenie tego baraku; fabryki, stocznie, huty, kopalnie; „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio”. A rzesza kapusi, i armia rozdzielających ochłapy z pańskiego stołu, dbała o ułudę wolności i od czasu do czasu smarowała szyje, gdy łańcuchy wżerały się w karki. Niepokornych zwalniano z pracy, dzieci ich wyrzucano z uczelni, bito zomolskimi pałami , strzelano i rozjeżdżano czołgami.

Jeśli mieliśmy jeszcze gdzie śpiewać: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, to dzięki mądrości Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego a potem Ojca Świętego – Jana Pawła II , kilku biskupów, bo nie wszystkich i pięknych sercem polskich zwykłych kapłanów.

I jeśli mimo rzeczywistości niewolniczego baraku jeszcze marzyliśmy o wolności, to dlatego, że czasem udawało się niektórym przekroczyć granicę i zobaczyć jak żyją wolni ludzie. Dla wielu była to wolność do wypełnionej w zachodnich supermarketach miski, ale byli i tacy, którzy szukali tam wolności słowa i sumienia.
Zwykle nawet od najbliższych słyszeli wtedy: Źle ci?! Władza ludowa dała ci wykształcenie, mieszkanie, pracę. Nie mieszaj się do polityki.

I prawdę powiedziawszy, nie ma sensu dalej brnąć w szczegóły, bo nikt lepiej tego baraku jak George Orwell nie opisał.

Problem w tym, że dziś, kto pamięta tamten czas i ma odwagę do niezależnej oceny, nie może nie dostrzec, że tak naprawdę to tylko zmieniło się hasło na zwierzęcym folwarku i metody zniewalania.

Nie odcięto się prawnie od komuny, nie uwłaszczono i nie upodmiotowiono społeczeństwa.
Zdrajców i i oprawców polskich patriotów po dziś dzień chroni prawo.


Abp Gądecki w Archikatedrze Warszawskiej na uroczystej mszy w obecności najwyższych władz powiedział:

„Wszyscy oni zginęli pragnąc uczcić ofiary katyńskie i zwrócić uwagę na zbrodnię ludobójstwa, jakiego – z woli Stalina – dokonano na polskich oficerach w Rosji w roku 1940. Ponad 21 tysięcy polskich jeńców z obozów i więzień NKWD zostało zamordowanych nie tylko w lasach Katynia, ale i w Twerze, Charkowie oraz w innych, znanych i jeszcze nieznanych miejscach straceń. W tym samym czasie rodziny pomordowanych i tysiące mieszkańców przedwojennych Kresów były zsyłane w głąb Związku Sowieckiego, gdzie ich niewypowiedziane cierpienia znaczyły drogę polskiej Golgoty Wschodu. Ziemia przykryła ślady zbrodni, a kłamstwo miało ją wymazać z ludzkiej pamięci. Ciągle jednak znajdowali się ludzie, którzy pamiętali. Do nich należała też owa polska delegacja na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Katastrofa pod Smoleńskiem – największa z polskich tragedii w okresie pokoju – dowiodła, że pamięć może kosztować. Zwłaszcza, kiedy na jedną śmierć nakłada się druga. Ale właśnie dzięki owej wiernej pamięci kłamstwo katyńskie stało się jawne opinii publicznej na całym świecie.
Już choćby z tego tytułu – my, Polacy – jesteśmy dłużnikami ofiar tej katastrofy. W pierwszą rocznicę tego wydarzenia pragniemy oddać im hołd”

.
http://duchowy.pl/2011/04/10/homilia-abp-gadeckiego-podczas-mszy-w-archikatedrze-warszawskiej/

Czy dlatego dziś usłyszeliśmy od doradcy prezydenta, że Katyń nie był zbrodnią ludobójstwa lecz zbrodnią wojenną? Doradca Kuźniar nie zna uchwał Sejmu i nie wie, że Polska nie była w stanie wojny z Rosją sowiecką czy udaje, że nie wie?

Nie narzekajmy jednak, cieszmy się wolnością, bo abp Gądecki ma szczęście, Kuźniar tylko sprostował jego niedyplomatyczną wypowiedź. A przecież abp mógł podzielić los ks. płk Żarskiego. Mógł prezydent podobno wolnej Polski wstać, zbesztać publicznie i spowodować wakat w metropolii poznańskiej a nawet odwołanie z funkcji wiceprzewodniczącego Episkopatu Polski.


Jaka jest ta nasza wolność, najlepiej świadczy los ks. płk Sławomira Żarskiego.
Został publicznie upokorzony przez Komorowskiego i przeniesiony do rezerwy tylko za to, że powiedział w homilii:
„ostatnimi laty patriotyzm, jako wartość życia indywidualnego i wspólnotowego, przestał być uważany za konieczny dla egzystencji”, a wartością stała się „zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb i gromadzenia dóbr osobistych, nawet za cenę zniszczenia dobra wspólnego”.

Tego błędu nie popełnił już abp Gądecki. Długie jego kazanie w Archikatedrze Warszawskiej rozmyło się na koniec w naiwnych apelach o pojednanie i dialog. Tak się tym przejęły władze, że natychmiast po znaku pokoju i biskupim błogosławieństwie zrobiły porządek z tzw. nielegalnym namiotem na Krakowskim Przedmieściu. A wszystko w imię wolności, dialogu i pojednania.


Przed kilkoma dniami dowiedzieliśmy się, że pada ostatnia polska stocznia marynarki wojennej, bo rząd zalega z zapłatą.

Dowiadujemy się też, że Donald Tusk prowadzi rozmowy ponad głowami Polaków z Miedwiediewem na temat przejęcia przez rosyjskie spółki LOTOS.
http://gospodarka.dziennik.pl/artykuly/329250,tusk-rozmawial-z-miedwiediewem-o-sprzedazy-lotosu.html

a Sikorski nie widzi żadnej sprawy w rosyjskiej prowokacji w przeddzień 1 rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Czy trzeba dodawać do tego jeszcze, że w wolnej Polsce nie do pomyślenia byłoby, by polski prezydent walczył z krzyżem harcerzy upamiętniającym tragedię smoleńską, a z wrogiem Polski składał wieniec pod rosyjską brzozą, choć wokół krzyże wetknięte w smoleńską ziemię przez rodziny opłakujące swoich bliskich?

Czy w wolnej Polsce możliwe byłoby odmówienie rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej statusu pokrzywdzonego? Czytam:
„…prokuratorzy, którzy od zeszłego tygodnia prowadzą wydzielony z głównego śledztwa cywilny wątek organizacji lotów, uważają, że obecnie "nie można mówić o bezpośrednim przełożeniu działań organizacyjnych na zaistnienie katastrofy".

http://www.rp.pl/artykul/2,641764.html

Jeśli filmy ukazujące bicie ludzi w czasie legalnej manifestacji dla uczenia pamięci tych, którzy zginęli służąc ojczyźnie,świadczą o wolności, to ja nie chcę takiej wolności. To jest wolność Tuska i Komorowskiego, nie moja.

http://niezalezna.pl/8996-nie-bialorus-polska-tuska

Polska została ograbiona, zdemolowana, upokorzona, a to, co pozostało, zawłaszczyła postkomuna. Zamiast prawa są dyrektywy, zamiast wolności cenzura. Resztkami rządzi WSI i Ostachowicze szczujący nas na siebie jak niegdyś w starożytnym Rzymie gladiatorów.

Nie ma sprawnie funkcjonujących instytucji, które broniłyby zwykłego obywatela. Parlament polski jest bezwolną maszynką do głosowania. Wolni w tym kraju są jeszcze tylko geje i lesbijki. Za poturbowanie posła nie grozi nic, za żart o pedałach można wylecieć z partii.

Wolno Tarasom sikać na krzyż i „zielonym” za rosyjskie ruble protestować na polskiej ziemi, decydować o wykorzystaniu polskich bogactw naturalnych, Polak natomiast nie ma prawa stać na chodniku, zapalić znicz, zamanifestować swoje przekonania.

Polskojęzyczne media cyngli natychmiast usłużnie nazywają ich kibolami. Choć w roli kiboli akurat wystąpiła tu władza nasyłając „zomoli”.
I tak jak za PRL znowu policja nie chroni mnie i moich rodaków, tylko władzę, która odgradza się od nas barierkami. I tak jak za PRL każe mi się szanować prawo, które depcze moją wolność, rani uczucia i spycha na margines.

Może i Polska jest wolna, ale nie dla mnie, nie dla bezrobotnych i bezdomnych. Jeśli jest wolna, to dla Jaruzelskiego, Kiszczaka i jego kumpli dla tych, którzy ukradli pierwszy milion.
Dlatego znowu będę w kościele śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” i prosić, błagać, aby dał mi szansę ujrzeć ją prawdziwie wolną bez agentów, zomoli, cyngli i pożytecznych idiotów, bez biskupów nazywających obrońców krzyża sektą i bez posłów, którzy jak bezwolne cielęta podnoszą swoje racice w partyjnych kajdankach , by w stadnym głosowaniu podwyższyć emerytury oprawcom, a sprzedać honor i suwerenność Polski.

sobota, 2 kwietnia 2011

A śmierć jest mostem między życiem a wiecznością

Jest o czym myśleć. Czekaliśmy na tę chwilę, myśleliśmy o niej z dumą i radością. Tymczasem los zrządził inaczej. Beatyfikację poprzedza nie tylko rocznica śmierci Jana Pawła II, ale pierwsza rocznica tragicznej katastrofy smoleńskiej.
I jedna i druga to wielkie zobowiązanie dla Polaków. Testament i dziedzictwo Jana Pawła II zobowiązuje do wierności, do powrotu do tamtych chwil, by wskrzesić w sobie wszystko, co dobre i szlachetne. Ale również po to, aby ocalić od zapomnienia, manipulacji, kłamstwa i oszczerstw ofiary 10 kwietnia. To każdy Polak rozumie, wróg próbuje ośmieszyć, a świat nie może się nadziwić.
Z Bożą pomocą, prosząc o wstawiennictwo Jana Pawła II, który nazywał Ojczyznę swoją matką i ten zakręt historii Polski sforsujemy.

Właśnie mija szósta rocznica śmierci Jana Pawła II.

Szczególna rocznica, bo za kilka tygodni Wielki Papież, ogłoszony już podczas pogrzebu wolą wiernych santo subito, teraz rozpoczyna drogę do kanonizacji.
Uroczystość wyniesienia Jana Pawła II na ołtarze odbędzie się w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, święto ustanowione przez papieża Polaka. Zmarł on 2 kwietnia 2005 roku, w wigilię tej uroczystości, przypadającej tydzień po Wielkanocy.Na zawsze Miłosierdzie Boże głoszone z taką gorliwością przez polską zakonnicę św. Faustynę zostało związane z papieżem w bieli z polskiej ziemi.

Wiele już na ten temat napisano, wiele też wielkich słów padnie. Zostawiam je możnym tego świata, którzy nierzadko bez rachunku sumienia i refleksji już ćwiczą do lustra pozy i miny do zdjęcia na Placu Świętego Piotra.

Moje myśli zatrzymują się na dniach cierpienia i odchodzenia jedynego mojego ziemskiego bezwarunkowego Autorytetu.

Kiedy wracam do tego tygodnia narodowych rekolekcji wraz z umierającym Ojcem Świętym, sięgam do pewnego listu. Im starsza jestem tym lepiej go rozumiem.
Napisał go Jan Paweł II w 1999 r. a skierował do ludzi w podeszłym wieku.
Każdy z wiekiem może sprawdzać na sobie wiarygodność Jego słów.

„Drodzy Bracia i Siostry, jest naturalne w naszym wieku, że powracamy do przeszłości, aby dokonać swoistego bilansu. Takie spojrzenie wstecz pozwala na spokojniejszą i bardziej obiektywną ocenę ludzi i sytuacji, z jakimi zetknęliśmy się w życiu. Mijający czas zaciera kontury wydarzeń i łagodzi ich bolesne aspekty”.

I dalej pisze człowiek, który wie, co to ból i cierpienie; towarzyszy mu ono każdego dnia.

„Niezależnie od indywidualnych doświadczeń nasza refleksja skupia się przede wszystkim na problemie czasu, który nieubłaganie upływa. /…/ Człowiek poddany jest czasowi: rodzi się i przemija w czasie. Dzień narodzin staje się pierwszą datą jego życia, a dzień śmierci ostatnią: alfa i omega, początek i koniec jego ziemskiego bytowania, jak podkreśla chrześcijańska tradycja, umieszczając te litery greckiego alfabetu na kamieniach nagrobnych”.

Chrześcijańska perspektywa nie zostawia człowieka wobec ograniczeń czasu bezbronnym. W starości „dopełnia się miara ludzkiego życia; zgodnie z Bożym zamysłem wobec każdego człowieka jest to okres, w którym wszystko współdziała ku temu, aby mógł on jak najlepiej pojąć sens życia i zdobyć «mądrość serca»”.

A śmierć jest mostem między życiem ziemskim, a życiem w wieczności.

Jaki jest sens starości? Papież tłumaczy:

„Konieczne jest, abyśmy znów spojrzeli na życie jako całość z właściwej perspektywy. Właściwą perspektywę stanowi wieczność, każdy zaś etap życia jest ważkim przygotowaniem do niej. Także starość ma swoją rolę do odegrania w tym procesie stopniowego dojrzewania człowieka zmierzającego ku wieczności. Z tego dojrzewania czerpie oczywiste korzyści również środowisko społeczne, do którego należy człowiek sędziwy”.

Czy dziś ktokolwiek z młodych postrzega tak starość? Jakie korzyści mogą płynąć z obowiązków wobec starej matki czy ojca? Jaki sens jest ich życia? Wiecznie narzekają, coś ich wciąż boli, trzeba uważać, by nie zrobili sobie krzywdy, zapewnić opiekę…

Kiedyś w salonie24 wybuchła ożywiona dyskusja na temat starości. Ktoś wtedy napisał, że nienawidzi starego ciała, jego zapachu, koloru, budzi w nim obrzydzenie. Zrozumiałe jest więc, że wielu ludzi świadomie chce zakończyć życie dopóki są zdrowi i sprawni.

Jan Paweł II znał te poglądy i argumenty. Napisał w liście:

„Jeśli spróbujemy przyjrzeć się obecnej sytuacji, przekonamy się, że w niektórych społeczeństwach starość jest ceniona i poważana, w innych zaś cieszy się znacznie mniejszym szacunkiem, ponieważ panująca tam mentalność stawia na pierwszym miejscu doraźną przydatność i wydajność człowieka. Pod wpływem tej postawy tak zwany trzeci lub czwarty wiek jest często lekceważony, a sami ludzie starsi muszą zadawać sobie pytanie, czy ich życie jest jeszcze użyteczne.
Dochodzi nawet do tego, że z coraz większą natarczywością proponuje się eutanazję jako rozwiązanie w trudnych sytuacjach. Niestety w ostatnich latach sama idea eutanazji przestała budzić w wielu ludziach owo uczucie zgrozy, jakie jest naturalną reakcją umysłów wrażliwych na wartość życia”.


I dalej:

„Trzeba sobie uświadomić, że cechą cywilizacji prawdziwie ludzkiej jest szacunek i miłość do ludzi starych, dzięki którym mogą oni czuć się — mimo słabnących sił — żywą częścią społeczeństwa”.

Cóż znaczyłyby te słowa, jaką wagę miałyby, gdyby wypowiadał je człowiek młody i zdrowy?

Wracam do okna i Placu Świętego Piotra. Za oknem umierał człowiek stary, schorowany i cierpiący, który dobrze wiedział, czym jest lęk przed śmiercią:

„Jest naturalne, że z upływem lat oswajamy się z myślą o «zmierzchu». /…/Granica życia i śmierci przesuwa się przez nasze wspólnoty i stale przybliża się do każdego z nas. Jeśli życie jest pielgrzymką do niebieskiej ojczyzny, to starość jest czasem, gdy jesteśmy najbardziej skłonni myśleć o wieczności. Mimo to także my, ludzie starzy, z trudem godzimy się z perspektywą odejścia. Jawi się ona bowiem jako mroczny aspekt naszej ludzkiej kondycji naznaczonej przez grzech i stąd budzi nieunikniony smutek i lęk. Czyż zresztą mogłoby być inaczej? Człowiek został stworzony dla życia,…”


Na placu zgromadzili się ludzie, którzy towarzyszyli Mu myślą, modlitwą i sercem w ostatniej drodze.

A ja już wtedy wiedziałam, że Jan Paweł II będzie patronem mojej śmierci. To Jego będę prosić o modlitwę, by śmierć moja była wypełnieniem życia, miała sens i była godna.

Zaświadczył bowiem, że to, czego nauczał, co głosił jest prawdą. Zaświadczył to swoim życiem i śmiercią. Jego odchodzenie było świadectwem zadającym kłam fałszywie litującym się nad starością teoriom i frazesom o ulżeniu w cierpieniu poprzez zabicie starca.

Jego odchodzenie to lekcja szacunku i miłości do człowieka starego. Nie uporczywej terapii lub kroplówki niosącej śmierć, potrzeba mu, lecz własnego łóżka, ulżenia w bólu i kochających osób wokół niego. Tak mało i tak wiele jednocześnie.

Wciąż patrzę we wspomnieniach w to okno rozjaśnione światłem i słyszę modlitwę , a w niej zamkniętą prawdę o ludzkiej egzystencji:

„…Chleba powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen”.
I nie ma to znaczenia czy jesteś wielki, czy malutki niczym pyłek topolowego puchu. W oczach Boga jesteś Jego dzieckiem i potrzebny. A w oczach ludzi?


http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/do_starszych_01101999.html