środa, 9 października 2019

Warto odzyskać słuch

Ostatnie popisy Lecha Wałęsy nie zasługują na poważne komentarze. Analizę jego psychiki, zdeprawowanej przez współpracę z SB, cwaniactwo, pazerność i zwyczajną głupotę, zostawiam psychoanalitykom. Chcę jednak zwrócić uwagę na pewne zjawisko, którym manipulują z powodzeniem spin doktorzy przy każdych wyborach. Jest nim głuchota elektoratów na merytoryczne argumenty i okopywanie się przy swoim.

Wiele osób uważa, że, gdybyśmy wiedzieli o Wałęsie to, co dziś wiemy, nikt by na niego nie zagłosował w wyborach prezydenckich.
Czyżby?
Pomijam tu fakt, że wybieraliśmy w II turze między Wałęsą a Tymińskim, ale nie znaczy to, że nikt nie wiedział, kim jest Wałęsa. Wiedzieli, nawet mówili głośno i wielu z nas, zwykłych wyborców, wiedziało.
Zaufanie do wodza z ludu było jednak silniejsze. Wszystko to, co o nim szeptano, rozpuszczano pocztą pantoflową, przypisywaliśmy komunistom i agenturze, która chciała nam go obrzydzić.
Udało się jednak nas podzielić na zwolenników Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Wałęsę. I nie jest ważne, że wówczas frant franta był wart, choć tego wówczas nie dostrzegaliśmy, ale to, że pierwszy raz po stanie wojennym nastąpił w Solidarności tak głęboki rów nie do zakopania. To było jedno z najważniejszych zwycięstw Kiszczaka po magdalenkowej zdradzie.
SB już nie ma, PZPR przeszła mutacje w SLD i inne popłuczyny komuny, ale nie zaginęły metody działania.
Czy można wymyślić jeszcze większe absurdy niż program gospodarczy od wyborów do wyborów głoszony przez Janusza Korwina- Mikke? Stek wykluczających się haseł, z którymi żaden poważny ekonomista nie chce dyskutować.

Korwin poszedł jednak dalej, cynicznie prowokuje tekstami, które żaden polityk, nawet gdyby był święcie przekonany, że ma rację, nie wyjawiałby w obawie, że straci wyborców.
Zakłada stronę na rosyjskim propagandowym Sputniku, udziela też tam wywiadów. Mówi, że car Aleksander II był dla Polski dobrym królem i na jego cześć śpiewano pieśń, wywózki na Sybir nie były straszne, bo niewolnikom płacono za pracę.
Jego program polityczny to połączenie z Rosją, wystąpienie z NATO, UE, wypędzenie wojsk amerykańskich z Polski. Łaskawie dodaje, że rubla na razie nie będziemy musieli przyjmować.

Jest rubikon, za który nie można w Polsce wyjść nie tracąc twarzy, honoru i zwolenników. Taką granicą jest Rosja; ta dawna, z czasów zaborów i ta obecna.
A jednak cyniczny, spasiony, drań, śmieje się w nos. Mówi niemal wprost; ja wszystko mogę powiedzieć. Możecie mi naskoczyć, nazwać agentem, żaden z „konfederatów” mi nie podskoczy, bo to ja mam kasę. Chcecie subwencję, chcecie mieć pieniądze? To pokorniutko łykajcie moje bezczelne hasła, umieszczajcie na stronie „Sputnika” swoje twarze, wywiady, teksty, róbcie, co wam każę. Każdego, kto pokazuje wam, że głoszę bzdury ekonomiczne i program polityczny pisany w Moskwie, lżyjcie, wyzywajcie, nazywajcie durniami, nie podejmujcie politycznej, merytorycznej dyskusji. Bądźcie głusi na argumenty, a wygracie.
Zobaczcie! Umieszczam na listach wyborczych całą swoją rodzinę, głoszę program Targowicy, a i tak znajdą się chętni, by na mnie zagłosować. Polacy to durnie, skubać ich można do woli. Robię to przy każdych wyborach i z tego żyję.

Czy przypadkiem nie taką logiką kierował się Kiszczak posługując się Wałęsą?

Dla zwolenników Konfederacji nic nie znaczy, że Polakom żyje się lepiej, że odbudowywana jest poprzez inwestycje suwerenność kraju na wschodnich i zachodnich granicach, że odzyskaliśmy stocznie, uniezależniamy się od Rosji Przekopem Mierzei, że budujemy drogi z północy na południe, a nie tylko z zachodu na wschód, że odbudowujemy armię, tworzymy Wojskową Obronę Terytorialną. Dla nich to tylko pisowska propaganda.

Czy nie jest to ta sama głuchota, na którą zachorowaliśmy przy wyborze Wałęsy „Bolka” na prezydenta Polski i pozwoliliśmy, z malutkimi przerwami, rządzić postkomunie przez 30 lat? I czy nie te same służby, tym razem działające nielegalnie, prowadzą z Polakami grę wyborczą według utrwalonego schematu? Choroba korwinizmu to margines, choć mocno denerwuje i oburza. Trochę jednak wstyd, gdy młodzi ludzie ulegają cynicznej propagandzie pajaca z siekaczami pod muszką.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego kolejną partię, uformowaną jedynie na potrzeby wyborów, tak właśnie prowadzi wódz, by nie wygrać wyborów, pozostawiam kontrwywiadowi i służbom specjalnym. Nie mnie to rozstrzygać.
Odpowiedzi wymaga też i inne pytanie czy chodzi tylko o dezinformację, zamęt czy również liczenie przez GRU, gdzie szukać potencjalnych współpracowników?

Warto odzyskać słuch, by nie dać się zatrudnić wrogom Polski.

Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:https://fabrykamemow.pl/memy/81916

Zapraszam do słuchania
audycja 1086 (czwartkowa)

czwartek, 18 lipca 2019

Pamiętamy o skutkach, zapominamy o przyczynach

Kresowiakom uciekającym przed banderowcami z Wołynia, Podola i Małopolski Wschodniej do głowy chyba nigdy nie przyszło, że na stare lata będą słuchać o rzezi ich rodzin jako o „historii kontrowersyjnej” i będą tacy, również w Polsce, a nie tylko na Ukrainie, którzy zechcą im wmawiać, że Stefan Bandera nie miał nic wspólnego z rzezią na Wołyniu.

„Kontrowersja” to takie ulubione słowo polityczne i publicystyczne, by nie nazwać faktów po imieniu.
O ile politycy są zmuszani strategią działania do wypowiedzi bardziej zrównoważonych, o tyle samocenzura dziennikarzy i publicystów (nie śmiem posądzać o brak wiedzy) jest niewybaczalna.

Tak jest, między innymi, w przypadku rocznic ludobójstwa popełnionego przez OUN i UPA. Wieńce, kwiaty, okolicznościowe mowy, artykuły rozmowy w mediach, wywiady, wspomnienia, poruszające filmy i co? I nic. I nadal większość przekazywanych obrazów czy informacji dotyczy tylko ofiar, a nie wiedzy historycznej o OUN i UPA. Nadal ktoś, kto nie zgłębia tematu, nie wie, jak możliwa była taka zbrodnia, okrucieństwo, przy którym strzał z pistoletu wydawał się łaską. Nadal nie wie, kim byli mordercy.
Fakt ten skrzętnie wykorzystuje Rosja do szczucia na Ukraińców. Dlatego też trudno dziś o merytoryczną dyskusję o historii ludobójstwa na okupowanych przez Niemców Kresach II Rzeczypospolitej.

Zakłamanie i ideologiczne wypieranie faktów ma jednak swoje granice. Mogę zrozumieć nawet przyczyny odradzającego się nacjonalizmu odwołującego się do Stefana Bandery na Ukrainie Zachodniej, ale nie pojmę w żaden sposób prób wybielania odpowiedzialności tego zbrodniarza za ludobójstwo na ludności polskiej.
Pokolenie pamiętające tę straszną tragedię odchodzi, a my wciąż zatrzymujemy się tylko na ofiarach, a nie na całej historii tragicznego roku 1943.
Kolejne lata miną, kolejne kwiaty zostaną rzucone, przemówienia wygłoszone, a rodziny ofiar będą pomagać, by Ukraińcy w Polsce dobrze się czuli, bo przecież to już historia i trzeba wybaczyć.
Historia wybaczenia i pojednania z Niemcami właśnie przechodzi bolesną weryfikację i pokazuje, że nie można budować pojednania na kłamstwie czy politycznej poprawności. Warto wyciągnąć wnioski.

Ale nie chodzi tu wcale tylko o pamięć, a o zasadnicze pytania, na które władze ukraińskie powinny nam odpowiedzieć, by historia się nie powtórzyła w kolejnej odmianie. Adam Podhajecki w swojej książce Pod skrzydłami III Rzeszy wymienia powstałe na Ukrainie organizacje, które od lat 90. odwołują się do nacjonalistycznej doktryny.
Należą do nich: OUN Melnika oraz OUN Bandery pod nazwą „Kongres Ukraińskich Nacjonalistów” (KUN).
Nie licząc ich, na Ukrainie dzisiaj, według politologów z Moskwy, otwarcie działają radykalne transformacje rewolucyjnej OUN – „Ukraińska Republikańska Partia, OUN-UNSCO, „Ukraińska Konserwatywna Republikańska Partia” „Ukraińska Narodowa Asambleja (UNA), i jawnie faszystowska „Państwowa Niepodległość Ukrainy”(Dierżawna Samostijnis Ukrainy /DSU) oraz radykalna partia „Swobody” – pisze autor (str. 30)

Nie wiem, czy wiedza politologów Moskiewskich jest wiarygodna, czy wsadzanie ich wszystkich do jednego worka nacjonalizmu ukraińskiego jest zasadne, ale mamy prawo pytać i żądać odpowiedzi na pytanie:
Czy organizacje ukraińskie, które odwołują się do dziedzictwa OUN i UPA mają w swoim programie lub w działaniu i głoszonych hasłach odwołania do ideologii nacjonalizmu integralnego Doncowa?
Dla każdego, kto choć powierzchownie poznał tezy integralnego nacjonalizmu Dymytra Doncowa i jego program nie ma wątpliwości, że był to nazista.
Naczelne hasło zawarte w książce „Nacjonalizm” to:
„Naród (nacja) ponad wszystko”.
A to oznaczało według jego teorii: ponad Bogiem, ponad wszelkimi zasadami moralnymi. W imię tego hasła należało unicestwić inne nacje zamieszkujące Ukrainę i tych Ukraińców, którzy sprzeniewierzyli się walce o czystość rasową, zdradzili swój naród i nie podporządkowali się nowym przywódcom.
To na takich fundamentach Stefan Bandera budował program OUN i rozkazy dla UPA.
Sam fakt, że przy okazji kolejnych rocznic banderowskich zbrodni pomija się tę ideologię śmierci, powinien nas niepokoić i powinniśmy pytać, co z ideologii Doncowa jest na Ukrainie nadal aktualne, skoro politykom ukraińskim banderyzm nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, próbują z Bandery czynić bohatera.
Próba wybielania udziału w mordach rewolucyjnej frakcji OUN oraz UPA Stefana Bandery jest nadużyciem. Spór na ten temat jest usprawiedliwianiem pomników Bandery i próbą wymazywania z pamięci historycznej jego współpracy jako agenta z niemieckim okupantem.

To do nas, do polskich historyków, autorów podręczników do historii, nauczycieli w szkołach i na uczelniach należy podawanie faktów, a nie bawienie się w półprawdy, przemilczenia umacniające przekonanie mieszkających w Polsce Ukraińców, że rzeź na Wołyniu to była wojna domowa, a Polacy tam mieszkający byli okupantami.
Politycy im tego nie powiedzą, bo stracą wyborców, niełatwo bowiem przyjmuje się prawdę, ale ktoś to musi głośno mówić, przedstawiać fakty, opisywać nie tylko mordy, poruszać serca męczeńskimi obrazami bestialstwa rzeźników spod znaku Tryzuba, ale również ideologię, która do tego doprowadziła.

Czas przestać nadgorliwie używać terminu „kontrowersja” i zamiast tego pisać prawdę. Czas, by o tę prawdę pytać nie tylko Siemaszków ( przy całym chwalebnym dorobku ich pracy dokumentującej zbrodnie) ale sięgać do źródeł, do autorów dziwnie w Polsce przemilczanych, jak choćby do Wiktora Poliszczuka, którego książek nie zoczysz na półkach księgarskich. Dziś wygląda to tak, jakbyśmy odfajkowywali kolejne rocznice i zbywali je pod pomnikami. Na uroczystościach coraz mniej uczestników i żadna lekcja historii dla młodego pokolenia nie wynika. Mówimy o skutkach, ale nie chcemy pamiętać o przyczynach w imię polityki międzynarodowej. A za błędy się płaci.

Ps.

Prezydent Andrzej Duda po spotkaniu z prezydent Słowacji Zuzanną Czaputową powiedział:
Obydwoje mamy przekonanie, że trzeba wspierać Ukrainę zarówno w jej dążeniu do stabilności, do tego, aby zachować pełną suwerenność, pełną niepodległość, a więc do zakończenia także okupacji Donbasu, Ługańska i Krymu, ale przede wszystkim także, żeby były realizowane działania reformatorskie, działania proeuropejskie Ukrainy. To jest bardzo ważne, żeby Ukraina zbliżała się pod każdym względem do państw UE i wspólnoty euroatlantyckiej.

Tak sobie myślę, że czas też wreszcie otwarcie zapytać władze ukraińskie wprost:
Czy na pewno tego chcą skoro zachowują się wobec władz polskich i wszelkich prób przyjaznej współpracy wrogo?

Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja: Ideologia ukraińskiego nacjonalizmu

Zapraszam do słuchania
audycja 1062 (czwartkowa)

sobota, 8 czerwca 2019

Kto lepiej wierzy

W 2017 r. papież Franciszek ogłosił, że chciałby zmienić tekst modlitwy "Ojcze nasz". Chodziło o fragment "i nie wódź nas na pokuszenie". Zdaniem papieża, tekst opiera się na błędnym tłumaczeniu. - To nie Bóg popycha mnie ku pokusie, by patrzeć, jak upadam - mówił papież. - Ojciec tak nie postępuje, ojciec natychmiast pomaga wstać. To Szatan prowadzi nas na pokuszenie – dodał.
Nowa wersja tekstu modlitwy ma brzmieć "nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie".
- doniosła Rzeczpospolita
.
I zaczęło się; papież niszczy Kościół, papież zmienia modlitwę, którą podyktował sam Bóg.
Posypały się tytuły, które podgrzały emocje. Każdy, kto przeczytał treść komunikatu, musiał zauważyć różnice między tytułami:
Stało się! Papież zmienił tekst modlitwy „Ojcze nasz” – donosi Super Ekspres
Papież Franciszek zaakceptował zmiany w modlitwie Ojcze nasz - radio Zet
Czy papież ma prawo zmienić „Ojcze nasz”? – pyta Fronda i odpowiada stanowczo – NIE!

Właściwie to nie wiem, po co papieżowi Kongregacja Wiary, zespół biblistów, znawców Ojców Kościoła, Doktorów Kościoła, historii Kościoła? Czy nie byłoby lepiej, gdyby zamiast tego pytali się Frondy? I taniej, i szybciej byłyby podejmowane decyzje?

Aż dziw, że do tej pory Fronda nie wpisała do indeksu książek heretyckich Biblii Tysiąclecia, bo tam od dziesiątków lat modlitwa „Ojcze nasz” zawiera zwrot „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie i zachowaj nas od złego”. Podobnie jest w Biblii Jerozolimskiej.

Nie będę się spierać. Mam tylko pytanie:
Czy zgodnie z wiekową tradycją uznają dogmat nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności?
Na pocieszenie dodam, że Papież nie wykorzystał tego dogmatu, nie zmienił modlitwy, a jedynie zaakceptował zmianę w języku włoskim. Tę zmianę mogą, ale nie muszą wprowadzić kościoły w innych krajach w językach narodowych.

Wszystkim nam potrzeba trochę pokory, zanim wypowiemy się jak „Święte Oficjum”.
Nade wszystko potrzebna jest wiedza i przyznanie, że nie wszystko wiemy.
Peter Seewald, niemiecki dziennikarz i pisarz, biograf papieża Benedykta XVI, w wywiadzie - rzeka z ówczesnym prefektem Kongregacji Nauki Wiary, kardynałem Josephem Ratzingerem zadając pytanie, dzieli się spostrzeżeniem, które niestety wciąż jest aktualne.
Jak się zdaje, zaginęła również wiedza o tym, czym właściwie jest i czym winien być Kościół. Prawdziwe znaczenie znaków i słów tej wiary skryło się w gęstej mgle. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że bez jakiejkolwiek nauki i bez wysiłku można zrozumieć na przykład buddyzm zen.
Kardynał odpowiada:
Można by powiedzieć, że znów musi się pojawić zaciekawienie religią chrześcijańską, pragnienie jej rzeczywistego poznania. Musimy wyprowadzić wiernych poza to uczucie, że wszystko od dawna znają, że wszystko już zwietrzało, i obudzić zaciekawienie bogactwem, które kryje się w chrześcijaństwie i które należy traktować nie jako ciężar systemów, lecz jako życiodajny skarb, który opłaca się poznawać.

Pół biedy, kiedy brak wiedzy dotyczy historii obrazów wiszących w kościele parafialnym, gorzej, gdy wypowiadamy się autorytatywnie niczym członkowie Kongregacji Nauki Wiary.
Internet sprawił, że każdy z nas może się wypowiadać na dowolny temat bez względu na posiadaną wiedzę. Ulubionym tematem, budzącym emocje jest Kościół Katolicki. Nie wypowiadają się ani prawosławni, ani, np. luteranie, którzy wiernie służyli w Niemczech Hitlerowi, za to każda okazja jest dobra, by dołożyć Kościołowi Katolickiemu.
Nie dostrzegłam, np. na twitterze żadnej parafii protestanckiej, nie czują potrzeby roztrząsania publicznego swoich spraw prawosławni, ani grekokatolicy. Tylko nam, katolikom, dziką satysfakcję sprawia walenie patetycznymi z wrotami: kościół ginie!

Nie mam nic przeciwko krytyce, reagowaniu na niepokojące wiernych zjawiska; tak dotyczące wyznania wiary, dogmatów czy hierarchii. Nie przymykam oczu na to, co się dzieje.
Kto czynnie uczestniczy w życiu Kościoła w swojej parafii czy we wspólnocie charyzmatycznej, ten łatwo rozpozna fałszywych proroków i wrogów Kościoła.
Wrogowie zwykle liczą pieniądze rzucane na tacę, opłaty za chrzest, ślub czy pogrzeb. Tropią niepoprawnych politycznie księży, nagrywają kazania jak za dawnych ubeckich czasów, szukają skandali i wykorzystują do ataku księży. Któż w Internecie nie zna popisów ks. Lemańskiego, ks. Sowy czy tzw. nowoczesnego teologa o. Kramera?!

Wiernych zwyczajnie bolą ujawniane skandale, nieczyste ręce wznoszące Hostię w chwili najważniejszej, podczas Przeistoczenia.
Nie rozumieją, dlaczego posłanka, wojująca feministka, mogła dotrzeć do papieża z kimś, kto podawał się za ofiarę pedofilii, choć był zwykłym przestępcą, ośmieszyć autentyczne współczucie Franciszka całującego w geście pokory i przeproszenia jego dłoń?
Przecież ktoś tę posłankę rekomendował, udzielił poręczenia?

Czym innym jest jednak zgorszenie, którego jesteśmy czasem bezsilnymi świadkami, a czym innym zwyczajne nabieranie się na narracje rozbijające naszą jedność w Kościele.
Pół biedy jeśli ulegamy emocjom, a mimo to umiemy dyskutować merytorycznie. Niestety, im mniej niektórzy wiedzą, tym głośniej krzyczą.

Przeżyliśmy już niejedną medialną awanturę; a to o modlitwę za Żydów, a to o mszę trydencką i nadzwyczajną formę rytu rzymskiego, o Komunię św. na rękę i na stojąco, podważanie postanowień Soboru Watykańskiego Drugiego, komunii św, dla małżeństw niesakramentalnych. Czy coś tym zwojowaliśmy, coś naprawiliśmy, czemuś zapobiegliśmy?
Te gorące dyskusje z jednej strony wypływają z troski i obaw o to, by Kościół nie roztopił się w magmie synkretyzmu, z tęsknoty do Kościoła, który od nas wymaga, z drugiej z formalizmu, by nie powiedzieć faryzejskich dysput.
Bywa, że prześcigamy się w sporach, kto lepiej wierzy.
Nie ma w tym tylko jednego; troski o istotę naszej wiary.
A ona jest niezmienna. W centrum jej jest Jezus Chrystus. Nigdy dość przypominania, że w kruszynie chleba Bóg ukryty. Czy pamiętając o tym, sięgnę po Hostię rękoma, nie padnę przed Nim na kolana?
W dyskusjach teologicznych, sporach formalnych o tradycję Kościoła nigdy nie wolno zapominać o tym, co tak żarliwie przy każdej okazji podkreśla Joseph Ratzinger. W centrum Kościoła jest Bóg, który chce,
żebyśmy stali się ludźmi, którzy miłują - bo wtedy jesteśmy na Jego podobieństwo. Bóg jest bowiem, jak powiada św. Jan, miłością i chciałby, aby istniały istoty, które są doń podobne i które dzięki temu, wolne w swej miłości, stają się takie jak On, i łączą się z Nim, i krzewią Jego światłość.
Tylko w takiej perspektywie wolno nam roztrząsać czy trafniejsze jest tłumaczenie z wulgaty Ojcze nasz – „i nie wódź nas na pokuszenie”, czy też „ "nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie".
Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:Jerozolima, kościół Pater Noster, tablice ceramiczne z modlitwą Ojcze Nasz (m.in. w języku kaszubskim)

Zapraszam do słuchania
audycja 1051 (niedzielna)

piątek, 31 maja 2019

Powyborcze pytania

Mam kilka pytań, na które nie mam pewnych odpowiedzi.

Jeśli spotykam się z podejrzanymi typami, robią mi zdjęcia w kraju powszechnie uznawanym za wroga Polski, zakładam stronę na jego propagandowej tubie, wygłaszam teksty, które kwalifikują mnie jednoznacznie jako prowokatora nawołującego do puczu w wojsku, żądam postawienia prezesa partii rządzącej przed Trybunał Stanu za politykę wobec Rosji i startuję po raz enty w wyborach zakładając kolejną formację, która zwinie się zaraz po nich, to kim jestem i jaki cel chcę osiągnąć? Na pewno chcę wygrać wybory?


Pewną jest tylko jedna odpowiedź; nie liczę na wysoką wygraną. Dzięki temu nie muszę się tłumaczyć, skąd pieniądze na kampanię ani też ze sposobu realizacji haseł wyborczych.
Właściwą odpowiedź zapewne znają służby bezpieczeństwa państwa. Jeśli nie reagują jawnie na prowokacyjne wypowiedzi Korwina, to znaczy, że nie mamy czym się zbytnio przejmować.

Blogerowi jednak wolno snuć przypuszczenia.

Nikt, zdawałoby się logicznie myślący, nie może posądzać o agenturalne powiązania, skoro otwarcie ktoś przyznaje się do prorosyjskich sympatii, niechęci do Amerykanów i NATO. To przecież tylko poglądy polityczne i wynikający z nich program polityczny. Można oczywiście pytać czy nie kłócą się hasła wolnego rynku z ręcznie sterowaną i oligarchiczną strukturą Rosji, ale nikt takich pytań kandydatom Konfederacji nie zadawał i nie zadaje. Nikt nie pyta o logikę deklaracji. A sprzeczności i pustosłowia jest bez liku.

I o to chodzi. To jak z tym wojskiem rosyjskim w Donbasie. Jest, ale go nie ma i co nam zrobicie. A w całym tym socjotechnicznym chwycie chodzi o policzenie, ilu Polaków na tę narrację się nabierze. Ilu jest tęskniących za opieką Rosji? Czy możliwe jest założenie liczącej się w Polsce partii na wzór Frontu Narodowego obecnie Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen?

Odpowiedź padła w wyborach, była do przewidzenia. Po co więc tyle zachodu i wydanych na kampanię pieniędzy?

Mącenie zawsze w cenie. Odebrali głosy partii rządzącej, wsparli nimi w ten sposób Koalicję Europejską. Teraz zapewne nastąpi kolejna roszada i kolejna próba budowania partii prorosyjskiej w Polsce. O tym świadczy, po chwilowej zadyszce, aktywność w Internecie. Z tym, że prorosyjskie wypowiedzi znowu są przykrywane mantrą o wolnym rynku i atakowaniem „rozdawnictwa” Prawa i Sprawiedliwości”. Przy czym powtarza się na forach stały sposób argumentowania; obelgi.

Czy pomysł Konfederacji, która miała zebrać głosy z różnych środowisk powstał spontanicznie i tuż przed wyborami?

Najpierw warto przyjrzeć się środowiskom, jakie zostały uaktywnione.
Największe i budzące zaufanie wśród zwykłych moherów, jak zwykło się obrażać słuchaczy i widzów, to Radio Maryja i TV Trwam. Od lat stałym felietonistą jest tam Stanisław Michalkiewicz. Znany fan wolnego rynku i tropiący powiązania polskiego establishmentu z Żydami.Staje się aktywnym guru w Konfederacji.
Forma jego felietonów trafia do słuchaczy. Nikt nie pyta go o źródła informacji i wiarygodność ogłaszanych tez. Rzuca dowcipne pointy , które szybko wędrują w świat i urabiają opinię w stylu:
Tymczasem gdy my tu jesteśmy zajęci wprowadzaniem demokracji na Ukrainie i Białorusi, od tyłu zachodzą nas Judejczykowie, próbując wymusić na naszym rządzie zapłatę haraczu, zwanego dla niepoznaki rewindykacjami.
Dalej ciągną narodowcy. Walczą z komunizmem, twierdzą, że światem rządzą Żydzi, którzy chcą z Polski zrobić Polin i z torbami nas puszczą, bo chcą odszkodowań za mienie bezspadkowe.
Wierzących kochających Polskę, tropiących Żydów wspiera monarchista Grzegorz Braun. Nawrócił się, odmawia różaniec, wita się jak Wojciech Cejrowski – Szczęść Boże. I wszędzie widzi Żydów, szczerze ich nienawidząc.
Kiedyś na początku drogi politycznej Grzegorza Brauna w rozmowie w niepoprawnym radiu pl zapytałam, kogo widzą monarchiści na tronie Polski, kiedy już demokracja padnie. Nie było odpowiedzi. Sądząc po ostatnich jasnych deklaracjach o potrzebie zwrotu w kierunku Rosji, być może byłby to namiestnik Putina.

Oczywiście, w takim spektrum konserwatywnym nie może zabraknąć Kai Godek, która nagle z obrończyni życia walczącą z prawem do aborcji eugenicznej, przeistacza się w polityka.
Po kolei dołączają inni, jak choćby Marek Jakubiak, który mógłby przyciągnąć wojskowych emerytów i biznesmenów z kręgu browarów i Palikota.
Elektorat Kukiz15 miał zagospodarować nie tylko sam Marek Jakubiak, ale i jego towarzysz projektu Federacji dla Rzeczpospolitej - Liroy. Skończyło się na tym, że przegrali wybory; i Konfederacja, i Kukiz15.
I tak każdy, przyglądając się członkom i doradcom Konfederacji, może snuć przypuszczenia, o jaki elektorat chodzi.

Nie trzeba być wyjątkowo spostrzegawczym, by zauważyć, że obszar szukania elektoratu jest bardzo szeroki i ma na celu wyłapać niezdecydowanych i niezadowolonych z różnych powodów.

Odpowiedź na postawione pytanie czy projekt Konfederacji był spontaniczny musi być w tym kontekście negatywna. Nie tylko nie jest spontaniczny, ale jego konstrukcja została głęboko przemyślana. Czy wszyscy zaproszeni do tej zabawy uczestnicy zdawali sobie z tego sprawę?

Warto teraz przyjrzeć się jakimi metodami pozyskiwano owych potencjalnych zwolenników?
Naczelnym sposobem jest wrzucanie nośnych problemów. Nie jest to żadna nowość, tak robią wszystkie partie w mniejszym lub większym stopniu. Rzecz nie w tematach a w tym, komu podnoszenie ich i walenie nimi 24 godziny na dobę służyło i służy.
Zanim jeszcze powołano Konfederację przez miesiące grzany był temat banderowców, a potem emigracji ukraińskiej i emigracji zarobkowej z Azji, a skończyło się na Żydach.
Łatwo sprawdzić, jakie w tym czasie ważne wydarzenia w polityce międzynarodowej towarzyszyły tym narracjom. W każdym nagłaśnianym temacie brakowało konkretów, propozycji rozwiązania problemów.

Dla wyborcy nie to jest jednak najgroźniejsze.
Największym niebezpieczeństwem są półprawdy, przekłamania i dezinformacja z nich wynikająca.
Jestem za obroną życia, ale PiS nie procedował ustawy zakazującej aborcji eugenicznej, więc pójdę zagłosować na Kaję Godek.
Jestem za wolnym rynkiem i przeciwnikiem socjalu, zagłosuję na Sośnierza.
Jestem przeciwna emigrantom, bo obniżają płace polskim pracownikom, zagłosuję na narodowców.
Jestem przeciwna robieniu z nas współodpowiedzialnych za Holokaust i próbie wymuszania na nas rekompensat za mienie bezspadkowe, ufam doniesieniom Michalkiewicza i głosuję na Konfederację.
Jestem przeciwna cackaniu się z rządem ukraińskim, wspierającym ruchy nacjonalistyczne, zagłosuje na któregoś z „kresowiaków”... itd, itp.
Jeśli nie zapytam o prawdziwe intencje, jeśli nie rozpoznam półprawd i manipulowania informacjami prawdziwymi, wpadam w pułapkę dezinformacji, choć wydawać się będzie, że świadomie wybieram.
I tu wchodzimy już na poletko agentury wpływu Kremla, od której zaczęłam stawiać pytania.
Marek Jakubiak po przegranych wyborach rozżalony biadolił, że to Sakiewicz i Gazeta Polska wszystkiemu winna. Jedna z jego wypowiedzi może posłużyć studentom politologii jako klasyczny przykład manipulowania opinią. Można by ją zatytułować: Udowodnij mi, że nie mówię prawdy
Marek Jakubiak nie odpowiada na zrzuty, na fakty, od których aż huczało w Internecie. Buduje wypowiedź tak, jakby to było oczywiste, że Gazeta Polska zrobiła z Konfederacji ruskich szpiegów, a to nie jest prawdą.
W sytuacji takiej, kiedy Konfederacja startuje, a z dnia na dzień stajemy się ruskimi szpiegami, najgorszym, co może być, dywersantami, antyPolakami [...] to ja nie słyszałem o czymś podobnym.

Dzięki takiemu zabiegowi nie musi już odpowiadać za udzielanie wywiadów w Sputniku niektórych członków Konfederacji, nie musi udowadniać celów wyjazdów na Krym Liliji Moszeczkowej, jej sympatii do Samotnych Wilków czy obecności na listach Konfederacji Włodzimierza Osadczego i Andrzeja Zapałowskiego. Wszystko jest jasne. Konfederacja wygrałaby, gdyby nie Sakiewicz.

Winny jest, więc zabieramy się do pracy i wygramy wybory do Parlamentu.

Pozostaje już tylko ostatnie pytanie. Czy strona Janusza Korwina - Mikke w Sputniku zniknie, czy też Korwin szykuje nową formację, a Konfederaci będą uzdrawiać Polskę?
Czas pokaże, jak będzie, już jesienią.
Jednego jestem pewna, że z prób budowy partii prorosyjskiej w Polsce Kreml nie zrezygnuje. I gdzieś tam roi się już plan kolejnej jej odsłony.

Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:Konfederacja

Zapraszam do słuchania
audycja 1049 (niedzielna)

poniedziałek, 20 maja 2019

Zobaczyła żaba, że konia kują i sama nogę nadstawia

To znane przysłowie jak ulał pasuje do Konfederacji. Struktura, naprędce zmontowanej do europarlamentu grupy od Sasa do Lasa, to taka żaba, która usilnie chce podkuć sobie buty podkową na miarę Prawa i Sprawiedliwości.

Nie traktuję poważnie tego zlepka chętnych do diety europosłów, a poza tym, jeśli komuś może podkraść elektorat, to nie Prawu i Sprawiedliwości a Kukizom, bo ostatnio wydzierają sobie hasła i prześcigają się w porównywaniu partii rządzącej z Platformą Obywatelską. Skrzętnie omijają wszystko, co do tej pory partia zrealizowała, posługują się okrągłymi hasłami, a przyciśnięci w internetowych dyskusjach, oponenta obrzucają błotem. A gdy to nie pomaga, ogłaszają, że jest to Żyd, albo Żydówka i kończą rozmowę.

Wiem, że zaczadzonych nic nie jest w stanie przekonać. To jest choroba wieku młodzieńczego niczym trądzik. Jedni z tego wychodzą, inni lepią korektorem wżery po wyniku wyborczym w granicach kilku procent, by znowu ulec argumentom bojowników o „prawdziwą polską prawicę” przy następnej kampanii.
Zmieniają się tylko hasła. Raz to jest prywatyzacja państwa w imię wolnego rynku, innym razem likwidacja Unii Europejskiej.

W obecnej kampanii zaczęto od walki z „Ukrami” (tak zwykli nazywać Ukraińców pracujących w Polsce), emigrantami z Europy Zachodniej i Azji.
Teraz aktualnie wszędzie widzą Żydów i gotowi obalać na ulicy i w polskim parlamencie ustawy Kongresu Amerykańskiego. Tu, niestety, inicjatywę wydziera im Kukiz15.

Jak wreszcie te wybory wygrają i zaczną rządzić, to pokażą, że żaden Żyd w Polsce się nie ostoi. Ciupasem wyrzucą, jak onegdaj, Jaruzelski, do Izraela. Potem ustawią wszystkich mężczyzn w rządku i będą sprawdzać w rozporkach czy nie ukrył się jaki obrzezany.

Kpię sobie trochę, ale też próbuję posługującym się logiką wyjaśnić, że panu z muszką pod siekaczami nie chodzi ani o Polskę, ani o Żydów, a jedynie, by zabezpieczyć rodzinkę i przy okazji może kto z kręgu sponsorów Sputnika pochwali, jak jesienią zabierze znienawidzonemu "PiSowi" większość pozwalającą na samodzielne rządy. Dobrze bowiem wiedzą, że każdą bajkę można opowiadać zakładając coraz to nową partię.
Żaba też przechodzi mutacje, zanim zapragnie być koniem. Tylko wódz nie zmienia się od lat. Żaba nigdy nie podkuje swoich nóżek, co najwyżej zmieni nazwę. Za udawanie konia nikt jej nie ukarze.

Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:https://www.wiocha.pl/1579495,No-Korwin...-przebiles-nawet-Biedronia

Zapraszam do słuchania
audycja 1045 (niedzielna)