wtorek, 23 lutego 2010

„By Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej”


Rząd pragnie, by wszystkie dzieci na wsi miały boiska. Rząd zadbał o place zabaw dla maluchów przy szkołach. Teraz rząd zatroszczy się o świetlice.

Kurcze, gdyby nie to, że za komuny  Internetu w Polsce nie było, pomyślałabym, że ktoś przekopiował wiadomości z „Trybuny Ludu” zmieniając jedynie słowo, „partia” na „rząd”. Jak jeszcze przed wyborami będą rozdawać niczym  1 Maja kiełbaski z ciężarówek, to poczuję się jak za dawnych dobrych lat; pensje na chleb i wódkę, a o resztę dbał  I sekretarz.
Potem już nawet  pensja stawała się zbędna, bo kwitł handel kartkami, bonami, a nawet wymienny; ty pół litra, a ja ci masło, ty mi buty, a ja ci pieluchy, ty mi talon na malucha a ja miejsce w kolejce po pralkę. I tak to żyło się szczęśliwie i dostatnio, ale krótko, bo octu już wymieniać nikt nie chciał.
Teraz też, wygląda na to, mamy okres nie tylko cudów, ale i dostatniej szczęśliwości na sielskiej, anielskiej wsi. Czy równie krótko będzie trwał jak za  Gierka?
Niestety, wszystko wskazuje na to, że jedynie do czasu kolejnych wyborów. Nie musimy jednak martwić się zbytnio, bo czego jak czego, ale wyborów to my mamy pod dostatkiem, tego nam nie żałują, udając demokrację za nasze pieniądze.

Gorzej, że za nasze pieniądze decydują o tym, co nie należy do ich obowiązków. Nadgorliwcy znaleźli się, psia krew. Tylko dlaczego z państwowej a nie partyjnej kasy?

Do tej pory sądziłam, że takie pomysły przedwyborcze ma tylko mój wójt. Trzecią kadencję ciągnie chodnik przez moją wieś. Wygląda na to, że będzie i czwarta, piąta... bo doszedł tylko do połowy wioski.
Odkąd miłościwie nam panuje PO z PSL jest szansa, że na chodnik poczekamy, ale będziemy mieli : boisko, plac zabaw i świetlicę. A ja tylko tak mimochodem zapytam, bo czy warto zniechęcać do dawania prezentów?

Czemu rząd wyręcza mój  samorząd i decyduje, co powinno się w gminie budować?

Jeśli już koniecznie chce na siłę uszczęśliwiać, to może dokończyłby chodnik w mojej wsi?
Nie wiem też czy wypada, ale zadam i inne pytanie.

Skąd rząd bierze pieniądze na takie inwestycje? Czy one nie powinny znaleźć się w budżecie gminy? Jeśli nie, to po co nam samorządy?

 Ja rozumiem intencje i nawet się cieszę. Wreszcie ktoś dba o wieś i nie tylko likwidując olimpiady (koła zainteresowań dawno już uznano za zbędny luksus) wyrównuje szanse między miastowymi a wieśniakami, ale myśli o cywilizacyjnym postępie  między strzechami. Co tam obiecany Internet na wsi, dzieciskom  znudził się i chętnie pokopaliby piłkę, pozjeżdżali z rynny do piaskownicy czy pograli w tysiąca w wiejskiej świetlicy. A i dorośli będą mogli sobie wpisać do wyborczych ulotek osiągnięcia na miarę XXI wieku....jeśli, oczywiście, głośno (i po cichu też) zachęcą do wdzięczności w głosowaniu.

Jak jeszcze z okazji otwarcia takiego obiektu radni będą się kłócić, kogo zaprosić; premiera czy prezydenta, a miejscowe media poinformują, że połowice skłóconych wodzów zniszczyły sobie trzewiczki na świeżo pomalowanej trawie podczas przecinania wstążek w kolorach PO i  PSL, to naprawdę poczuję się o przeszło 20 lat młodsza.
Wtedy też brakowało w szkołach pieniędzy na papier toaletowy czy kredę. O pomocach dydaktycznych poza tablicą anatomiczną tasiemca mowy być nie mogło nie tylko ze względów ideologicznych, ale jak Warszawa miała  do gminy zjechać, obowiązkowo był chleb, sól, kiełbaski dla ludu (piwo we własnym zakresie) i na zielono pomalowana trawa. Krawężniki z pewnością też byłyby pięknie na biało malowane, ale, niestety, na wsiach takich fanaberii jak chodniki nie przewidywano.

Martwię się tylko, że wkrótce zabraknie pomysłów na  przedwyborcze obietnice. Bo co może jeszcze rząd obiecać na wsi? Skocznię narciarską, górę na miarę Gubałówki, sztuczne lodowisko i kryty basen?
Prawdę powiedziawszy wcale bym się tymi obietnicami nie zdziwiła, jeśli nawet naród ich nie kupi, to zawsze mój wójt będzie mógł poszukać winnych w rządzie za niezrealizowane inwestycje. Przecież on jak za komuny poza  obowiązkiem zabezpieczenia chleba, soli i malowanej trawy o niczym nie będzie już decydował i za nic odpowiadał.

Nie wykluczone też, że z przedwyborczych obietnic zostanie zrealizowana jedynie  karczma z Jankielem, ale akurat ona ze względu na gorące spory polityczne i agitację partyjnych emisariuszy zawsze będzie dochodowa. Czy uda się zorganizować zajazdy na wrogą partię? A to już zależy czy znajdzie się w okolicy Gerwazy i  Horeszko.

I tylko jednego nie potrafię sobie wytłumaczyć. Jak to jest z tym polskim budżetem; niby kryzys, nie ma na inwestycje, drogi, szpitale. Nie ma na rozładowanie tłoku w klasach, koła zainteresowań, olimpiady, sale gimnastyczne tak, by rzeczywiście mogły odbywać się wszystkie lekcje wychowania fizycznego,  prysznice po fizycznym wysiłku, dożywianie itp itd, a rząd ma pieniądze na coś, co z powodzeniem może  wykonać samorząd, gdyby zgodnie z kompetencjami dzielony był budżet?!

I właściwie tu powinnam postawić kropkę, bo o czym tu jeszcze można myśleć?

Przecież nikt mi nie odpowie na najprostsze pod słońcem w praworządnym kraju pytanie:

Czy ktoś w mojej Ojczyźnie kontroluje wydatki rządu? Czy  sprawdza, które z nich powinny być wliczone do kosztów kampanii wyborczej i potrącone z kasy partyjnej?

Nie mam nic przeciwko boiskom, placom zabaw czy świetlicom ale mam chyba prawo jako podatnik i mieszkaniec wsi do współdecydowania z mieszkańcami, a nie rządem, na co powinniśmy wydać pieniądze.  No chyba że to jest taka inteligentna gra, pod wpływem której w końcu PO I PSL przekona mnie do wyboru między anarchistami a   Unią Polityki Realnej, bo po co mi takie państwo, które nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, a wp...a się w moje kompetencje?

Ps.
To do samorządów, w których są już place zabaw, świetlice i boiska.
I po co było się tak śpieszyć?! Nie warto było poczekać do wyborów? Tusk by wam wybudował... i jeszcze przyjechał, odwiedził... ludzki z niego człowiek... tak za darmo.

wtorek, 16 lutego 2010

Co powiemy ks. Jerzemu 6 czerwca?


Przez całe moje życie kazano mi wierzyć, tak – wierzyć, a nie poznawać, w nieomylne prawdy historyczne, społeczne, polityczne. Kiedy się buntowałam, mówiono mi, że „wolność jest zrozumieniem konieczności”.

Konieczna była cenzura, białe plamy w historii Polski i świata, konieczne były wyroki na kułakach i wrogach ludu, konieczny był mur w Berlinie i paszport tylko na demoludy, konieczna była Armia Czerwona w Polsce. Wszystko było koniecznością taką samą jak kuchnie bez okien, szare, ponure blokowiska, tajniacy na każdej imprezie, uroczystości kościelnej,  wycieczce, wczasach, konieczne były czołgi i śmierć „chuliganów” na ulicach Poznania, Gdańska.... Wszystko było konieczne.
Konieczne było milczenie o równaniu granicy na północy i wschodzie kraju, konieczne było zawłaszczenie przez Stalina Lwowa. Same konieczności. Kto ich nie pojął, miał nie tylko problemy on, ale i jego rodzina.

A jeśli mimo to szukał prawdy, a krąg szukających dzięki niemu powiększał się, mógł okazać się wrogiem konieczności do tego stopnia, że tracił życie.
A potem byli tacy, którzy kwitowali to jednym zdaniem, w którym zamykała się wszelka konieczność; A po co pchał się głupi do polityki!

Dziś jest inaczej, dziś nikt mi już nie mówi, że coś jest koniecznością. Dziś wszystko jest demokracją, wolnością i mam wybór. Jaki ten wybór jest? Wciąż ten sam; między PRAWDĄ a POLITYKĄ.

Myślę tak o tym i nie mogę się nadziwić, że nie tylko nie zdelegalizowano PZPR, nie zabroniono komunistom zrzeszania się pod inną pokrywką z wciąż tą samą zupą w garnku, ale dziwię się przede wszystkim temu, że dziś wolno im domagać się ukarania winnych emisji filmu o Jaruzelskim.
Nie mogę się nadziwić i pytam; Za co ginęły dzieci Lwowa, Warszawy, polscy oficerowie w Katyniu, za co zginął generał Emil Fieldorf,  Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna, ppor. St.  Kuchcewicz,  żołnierze AK, Armii Andersa, Dywizji generała Maczka, Narodowych Sił Zbrojnych?
Dlaczego oddało swe życie  tysiące wywiezionych na Syberię i do Kazachstanu, pracujących w gułagach, zamęczonych w obozach koncentracyjnych, rozstrzelanych w enkawudowskich, gestapowskich i peerelowskich więzieniach, pomordowanych siekierami i spalonych na Kresach przez ukraińskich nazistów?
Jaki sens miała ich ofiara, skoro nad grobem w Katyniu stanie potomek ich morderców, a Bandera został bohaterem narodowym zaprzyjaźnionego państwa?
Jaki sens miała męczeńska śmierć ks. Jerzego, jeśli dziś zdrajcę ojczyzny broni prawo, a dla wielu ojczyna nie ma nawet dachu nad głową?
Jaki sens miały nasze solidarnościowe hasła, modlitwy za Ojczyznę, łzy i uniesienia przy każdej wizycie Jana Pawła II, kiedy polski Parlament, prezydent i rząd nie troszczą się o suwerenność Ojczyzny, nie dbają o jej obywateli, pozwalają na to, byśmy wciąż byli jedynie rynkiem zbytu dla zachodniej tandety?
Jaki sens miała nasza walka o godność człowieka pracującego, skoro  związki nie bronią godziwej zapłaty, kiedy nie ma na lekarstwa i szkoły?

Zastanawiam się; z czym my pójdziemy na Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego 6 czerwca, co my powiemy ks. Jerzemu?
Wzruszymy się, zaśpiewamy „ Ojczyzno ma...” i wrócimy do swojej beznadziei, kłamstw i życia na kredyt?

wtorek, 9 lutego 2010

Jak długo nad Auschwitz - Birkenau zamiast modlitwy będzie unosić się propaganda?


Właściwie to już wszystko zrobiono; zrehabilitowano, odznaczono, uczczono. Nawet okolicznościowy album IPN wydał. I wszystko byłoby po Bożemu. Nikt nie zarzuci, że Witold Pilecki nie został zauważony, niedoceniony, nieuhonorowany. Nawet wojnę  o Bulwar Jego imieniem we Wrocławiu stoczono. Ale żeby zaraz monetę wybijać?! A jak się ona przypadkiem znajdzie w ręku młodej osoby z Izraela, gdy będzie chciała kupić sobie w Auschwitz jakąś pamiątkę, to co? Jak opowiedzieć jej, kim był  Pilecki?

Ot, zgryzota. I ja ją nawet rozumiem i współczuję ;((
Tyle pracy na darmo? Wszystkim było już wiadomo, że II wojna światowa wybuchła tylko po to, by rozwiązać problem żydowski. Czasem tylko w III Rzeszy urzędnikom myliły się naszywki i niektórym Żydom, zwłaszcza na początku organizowania „wolnej przestrzeni życiowej dla Niemców” przylepiano literkę „P”. Szybko jednak błąd naprawiono i ... wszyscy już wiedzą, że jeśli ginęli na ten przykład Polacy czy Cyganie to oni też byli Żydami. (Nie wierzycie? Przeczytajcie sobie komentarze w onecie pod artykułami dotyczącymi obchodów rocznicowych w Auschwitz).
Ech, tyle pieniędzy na tę edukację wydano, tyle zachodu, by utrzymać padające czasopisma, bo ludziska mają dość propagandy na temat antysemityzmu wyssanego z mlekiem matki i nikt już nie chce je kupować, nawet jeśli mają w stopce przymiotnik „katolicki”.

A tu patrzcie! Wyskoczył jakiś tam Michał Tyrpa ze swoją Fundacją „Paradis Judaeorum”.
Od dwóch lat z uporem maniaka nie pozwala zamknąć wstydliwego dla syjonistów żydowskich i bandziorów z UB  pod przewodnictwem NKWD i  PZPR (Czy odwrotnie? Sama już nie wiem) tematu.
Nie dość, że prowokuje samą nazwą Fundacji, bo niby co? Niby Polska to raj dla Żydów.? Bezczelne antysemickie kłamstwa!
Wszystkich dokumentów    historii Polski nie da się co prawda  zamknąć w sejfie, a żal, ale z tym rajem to już naprawdę przesada.  
Z  św. Maksymiliana Kolbego nie bardzo dało się zrobić antysemitę, bo uparł się i oddał życie dobrowolnie w Auschwitz, choć nie był Żydem.  Edyta Stein -  św. Teresa Benedykta od Krzyża też   poszła razem ze swoją siostrą  i innymi katolikami pochodzenia żydowskiego do gazu, by „cierpieć za swój lud” naśladując we wszystkim Chrystusa. Nie pomogły protesty i szukanie dziury w całym. Niby taki przyjacielski ten Jan Paweł II wobec Żydów, a nie ustąpił i  z Żydówki świętą zrobił. Z tym też już sobie poradziliśmy. Wydajemy pisma Edyty Stein i zapominamy dodać św. przed jej imieniem. Maleńka korekta a cieszy. A 8 sierpnia, rocznica  śmierci św. Edyty Stein, jako dzień modlitw za ofiary Holokaustu wciąż wypada nam z pamięci.

Najłatwiej to nam poszło z enkawudzistami żydowskimi, nikogo przepraszać nie musieliśmy jeszcze nas  przeproszono. Gorzej  wyszło z książką Grossa. Histerii antysemickiej nie udało się już na nowo rozpętać i trochę pieniędzy na chybioną kampanię zmarnowało się. A wszystko przez tego wrednego o. Tadeusza Rydzyka i profesora Jerzego Roberta  Nowaka.  Jednemu nawet  kontrole Urzędu Skarbowego nie zamknęły ust. Drugiemu sale zamykaliśmy, wykłady odwoływaliśmy, a on nic tylko swoje; Gross kłamie i już.

Jakoś te kłopoty same wciąż się mnożą  i trudno z ich rozwiązywaniem nadążyć. Bo na ten przykład, co zrobić w internecie z „Raportem”  Witolda Pileckiego i to, jakby tego mało było, również w wersji angielskiej? Jakieś wystawy urządzają w Europarlamencie i sesje naukowe! Ledwo dało się odwrócić uwagę  od pomysłu Fundacji ustanowienia,  by polski bohater, rotmistrz Witold Pilecki został patronem Międzynarodowego Dnia Bohaterów Walki z Totalitaryzmem.

Co to to nie! Wystarczy, że wygłupił się nieodpowiedzialnie prof. R.D. Foot i zaliczył Witolda Pileckiego do sześciu najodważniejszych ludzi II wojny światowej.

W samą porę przyszły wybory i parlamentarzystom Rotmistrz przestał być potrzebny,

Bieda jednak tylko przycupnęła, maluczko znowu się obudzi, bo wybory prezydenckie za pasem i z pewnością akcja we Wrocławiu nie pójdzie na marne.

A do tego jeszcze,  wredny Michał Tyrpa. Nie tylko już od grudnia trąbił na wszystkie strony świata, że NBP zamierza wydać okolicznościową monetę upamiętniającą wyzwolenie Auschwitz – Birkenau z podobizną rotmistrza Witolda Pileckiego, ale jeszcze przekablował  do ministra kultury i dziedzictwa narodowego na   Piotra Cywińskiego żądając jego dymisji ze stanowiska dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau za sprzeciw wobec projektu Narodowego Banku Polskiego i nieudolne wypełnianie obowiązków.

To jeszcze nic, ale ten Prezes Fundacji to ma chyba jakieś wejścia do agencji informacyjnych, których my, o zgrozo, zlokalizować nie umiemy i wiadomość ta przedostała się do gazet.

Jak się jednak zaangażuje właściwe siły to i taki kłopot może być rozwiązany.

Nie wierzycie?  Sami sprawdźcie. Wczoraj było tak w Dzienniku Zachodnim:

Oświęcim: Dymisja za rotmistrza Pileckiego?


 A dziś jest tak:

Oświęcim: Broniąc rotmistrza, atakują dyrektora


Nie wiadomo jeszcze tylko, jak przekonać do likwidacji tych  nieodpowiedzialnych komentarzy, ale i to się da zrobić, w końcu komuś się pisanie głupich tekstów znudzi, no nie?
________________________________
Ps
Co do pointy notki jestem   przekonana, że na pewno da się zrobić, skoro  redaktor musiał zmienić tytuł, to i admin gazety internetowej też będzie musiał.
Dlatego,  tak na wszelki wypadek, nie tylko skopiowałam obie wiadomości i służę nimi, gdyby linki nagle przestały działać, bo admin musiał, ale i zamieszczam tu swój komentarz, który pod obiema wersjami umieściłam. Też na wszelki wypadek ;))

Oto on, dla wygody czytania sformatowany już tu w blogu:

09.02.10, 13:03:10
Pozostaje mi wkleić komentarz, który napisałam tu:


Z niepokojem obserwuję zawłaszczanie historii przez polityków. Pół biedy jeśli to dotyczy zwycięstwa np. pod Wiedniem, ale jeśli związane jest z tragedią, której uczestnicy jeszcze żyją?
Tak dzieje się w przypadku Auschwitz- Birkenau.
Skandaliczne izolowanie zwiedzającej młodzieży z Izraela od współczesnej Polski. Prowokacja związana z kradzieżą napisu nad bramą obozu. Organizowanie obchodów wyzwolenia więźniów obozu jako rocznicy tylko żydowskiej. Skandaliczne publikacje w gazetach izraelskich na temat Polaków, którzy byli podobno gorsi w Auschwitz niż Niemcy itd, itp.

Europa z  syndromem winy poradziła sobie. Lista oficjalnych gości na obchodach wyraźnie na to wskazuje. Współczucie się wyczerpało, jak powiedział onegdaj Żyd światowej sławy skrzypek Menuhin.
I tylko w Polsce są gorliwcy, którzy gotowi są służyć zakłamywaniu historii nawet wbrew oczywistym faktom. Dlatego nie wierzę ani jednemu słowu Jarosława Mensfelta.

Jeśli to jednak nieprawda, to kaliber postawionych zarzutów przez Fundację Paradis Judaeorum jest tak duży, że wymaga nie tylko odezwania się rzecznika, ale złożenia wyjaśnień przez samego dyrektora i reakcji ministerstwa

Tego skandalu nie da się wyrzucić za bramę obozu. Rozumiem, że Witold Pilecki i Jego raport może denerwować tych, którzy zawłaszczają sobie dla polityki, opartej o Holokaust, historii, ale sprzeciwianie się monecie, która ma upamiętnić bohaterstwo Rotmistrza jest już zbrodnią na Jego pamięci i na pamięci wszystkich pomordowanych:

„Łącznie nie zarejestrowanych i zarejestrowanych zginęło w przybliżeniu - 960 000 Żydów (...), około 70-75 000 ( 74 000) Polaków (...), 21 000 Cyganów (...), 15 000 radzieckich jeńców wojennych (...), 10-15 000 (12 000) zarejestrowanych więźniów innych narodowości (m.in. obywateli radzieckich - Białorusinów, Rosjan, Ukraińców, nadto Czechów, Jugosłowian, Francuzów, Niemców, Austriaków) ".
I nie są to dane z antyżydowskiej strony. To są liczby z


Nie w tym rzecz jednak, to nie licytacja. W obozie Niemcy zabijali ludzi. Czy tylko Żydzi są ludźmi?

Raport W. Pileckiego ujawnia niewygodną prawdę, że świat wiedział o obozie i nie zrobił nic, by skrócić cierpienie więźniów do końca wojny. Mało tego, ta wiedza o obozie była w zasięgu wywiadów zachodnich. Można ją było zdobyć i udowodnił to Rotmistrz.

Jak długo jeszcze nad Auschwitz - Birkenau zamiast modlitwy będzie unosić się propaganda? Czy temu ma służyć praca Muzeum i nieodpowiedzialne zachowanie dyrektora tego Muzeum?
Wciąż łudzę się, że Pan Michał Tyrpa i Jego Fundacja, Więźniowie oraz my wszyscy, zbulwersowani i dotknięci tą wiadomością otrzymamy przekonywujące wyjaśnienie nie tylko rzecznika Muzeum, ale również samego jej dyrektora.

niedziela, 7 lutego 2010

Kto popełnił błąd? – III część odcinka specjalnego; powstanie styczniowe


Jak niezniszczalny bumerang wciąż powraca pytanie czy powstanie styczniowe miało sens? Czy było tylko wojenną zawieruchą, nic nie znaczącą dla historii Europy, a wykrwawiającą i wyniszczającą bez potrzeby naród polski?

Michał Bobrzyński jako polityk, konserwatysta nie należał do entuzjastów zrywów zbrojnych Polaków wobec zaborców.
Tym bardziej jego ocena powstania styczniowego jako historyka jest warta uwagi i zatrzymania się na chwilę przed wydaniem ostatecznej odpowiedzi na to wciąż dzielące  Polaków pytanie.
Dziś trzeci i ostatni odcinek specjalny poświęcony powstaniu dotyczy błędów polityki międzynarodowej Anglii, Francji i Austrii, której konsekwencją była mocarstwowa polityka Bismarcka, potęga Prus i I wojna światowa.

Ofiarą tej polityki stał się naród polski. „Dziwić się nie można, że widząc trzy wielkie mocarstwa ujmujące się za jego sprawą, im zaufał, że zaufał poparciu, jakiego powstaniu użyczyła Austria, że zaufał głośnym oświadczeniom ministrów angielskich /.../ Napoleonowi, który stał u szczytu swej potęgi”. – pisze Michał Bobrzyński.

A jednak, mimo tej krytycznej opinii wobec błędów politycznej interwencji mocarstw,  pisarz nie pozostawia nas bez odpowiedzi na pytanie o sens powstania styczniowego i powstań w ogóle.Nie pomija też opisu tego, co działo się po upadku powstania styczniowego na ziemiach polskich w poszczególnych zaborach, a zwłaszcza rosyjskim oraz  na emigracji.

O tym jednak już w kolejnych odcinakach „Dziejów Polski”, w następną niedzielę, bowiem, wracamy  do historycznej opowieści, którą na chwilę przerwaliśmy przeskakując w czasie w związku z styczniową rocznicą.

 Do powstania styczniowego i oceny walki zbrojnej narodu polskiego o odrodzenie Ojczyzny wrócimy więc  jeszcze raz.
Niecierpliwych odsyłam do książki, jeśli będą mieli, podobne jak ja, szczęście i uda im się dotrzeć do wydania w II Rzeczpospolitej trzech tomów „Dziejów Polski’ Michała Bobrzyńskiego.

Nie odważę się tu zacytować w całości opinii Bobrzyńskiego, bo mogę stracić co gorętszych słuchaczy, a szkoda by było. :-)
Początek jednak mogę, czemu nie, może zachęcę tym do czytania?

W III tomie na stronie 270 czytam:
„... że chociaż powstania się nie powiodły i ciężkie sprowadziły na naród cierpienia, to jednak bez nich naród....”
I dalej: „Uwierzyć w tę apologię powstań mógł tylko ten, kto...”

Więcej nie napiszę. :-) Nie ma rady, albo cierpliwie czekać na kolejne odcinki i słuchać, słuchać  www.radiopl.pl albo trzeba sięgnąć do książki i samemu pokłócić się z Michałem Bobrzyńskim.

Ale ja polecam zdecydowanie lekturę przy komputerowych głośnikach i bardzo liczę, że słuchacze Niepoprawnego Radia również.
Już teraz pozdrawiam wszystkich serdecznie. Do usłyszenia wieczorem.

Ps.
Dodam, że cały program niedzielnej audycji będzie, jak zawsze na stronie  www.radiopl.pl
Gorąco polecam wszystkie audycje a nie tylko „Dzieje Polski”

poniedziałek, 1 lutego 2010

Bandera weźmie udział w „Euro 2012”


Pierwsza tura wyborów na Ukrainie jasno pokazała, że  ukraińscy nacjonaliści spod znaku OUN - UPA i Stepana Bandery są w mniejszości. Budowanie samoistnu Ukrainu na upiorach rezunów nie chwyciło. I nie mogło chwycić, bo Ukraińcy też byli w wielu wypadkach ofiarami noży, siekier i ognia banderowców.

Problem jednak nie skończył się, a właściwie dopiero się zaczął. Pokłosie wschodniej koncepcji politycznej, co do której zgoda panowała między L. Kaczyńskim, D.Tuskiem i R. Sikorskim, a entuzjastycznie wspierała ją „Gazeta Wyborcza”, będzie teraz  drapać po bezrozumnych mózgownicach, ku wielkiej radości Moskwy, jeszcze bardzo długo. W euforii z tego powodu są też  naszego chowu komuniści z SLD.
Bez prowokacji, bez wojny, będzie Rosja miała Ukrainę dla swoich celów. Nasi „mistrzowie” od polityki wschodniej podali ją na tacy.  Pełne uznanie dla ich szachowych umiejętności.;((

O prawdziwych problemach Ukrainy dowiadywali się tylko dociekliwi z czasopism, do których ani przeciętny Polak, ani Ukrainiec nie zagląda. Nam zafundowano spektakl na grobach pomordowanych.
Szkoda, że odbywa się on kosztem pojednania zwykłych obywateli; Polaków i Ukraińców.

Bo nam cynicznego teatru nie trzeba było,  brakowało tylko  paru istotnych działań i gestów, bez których  nie da się niczego zbudować. Miało być pojednanie; wspólna praca historyków, potępienie sprawców, słowo - przepraszam.  A mistrzostwa w piłce nożnej, tak jak pomarańczowa rewolucja, miały nas połączyć.
Zamiast tego będziemy mieli protesty i  dopóki nowy prezydent w imię sprawiedliwości dziejowej aktu Juszczenki nie uchyli, będą się nasilały. Jeśli tego  nie zrobi, to na pewno z premedytacją wykorzysta go do swojej kampanii wyborczej, a polaryzację opinii samych Ukraińców skrzętnie będzie podgrzewał niejeden raz. W Polsce będzie działo się to samo. Moskwa na pewno już się o to postara.

Nie trzeba być politologiem, by wiedzieć, że taka polityka była prezentem dla Putina. Rosja doskonale wiedziała, jak bolesnym problemem jest nierozliczenie rzezi na  Kresach II Rzeczpospolitej. Trzeba być kompletnym …. (nie ma tu odpowiedniego słowa), by budować relacje z Ukrainą na  przemilczaniu i akceptowaniu  odradzającego się rewizjonizmu ukraińskich nacjonalistów, których czepił się desperacko Juszczenko jak niegdyś Chmielnicki zaporoskich kozaków. Jak można było Ukraińcom proponować haniebną historię jako wzór dla budowy narodowej tożsamości?! Komu w ogóle ten pomysł zaświtał w głowie?

Jeśli do tego dodamy,  brak jednoznacznej reakcji na odznaczenie Romana Szuchewycza w 2007 r. tytułem Bohatera Ukrainy, cyniczne wykorzystanie 65 rocznicy  rzezi na Wołyniu do kampanii wyborczej do Europarlamentu przez PSL i akcję rozpędzania spotkań, sympozjów za przyzwoleniem, między innymi, Schetyny i poparciem ukraińskich posłów, milczenie prezydenta, premiera i MSZ wobec podpisania aktu odznaczenia  Bandery, nieodpowiedzialne wypowiedzi niektórych hierarchów kościelnych, honoris causa KUL dla Juszczenki, to nie prędko temat i problem zniknie. Jeszcze tylko brakuje nam beatyfikacji biskupa Szeptyckiego i rowy między Polską a Ukrainą będą nie do zakopania.

Dziś Kresowiaków postawiono pod ścianą.
Nie pozostawiono im żadnego wyboru. Jeśli nie zaprotestują, jeśli nie pokażą światu, że nie godzą się na to, by mordercy ogłaszani byli bohaterami narodowymi, to już nigdy  nikt nie dowie się o polskiej, ormiańskiej i żydowskiej tragedii. Zginęło 260 tys. obywateli polskich, zniszczono polską kulturę, jej zabytki, a kolejny bandyta  staje się bohaterem Ukrainy za przyzwoleniem Polaków?!
Europa musi się o tym wreszcie dowiedzieć dla dobra jej obywateli, którzy chyba nie bardzo  zdają sobie sprawę, że Bandery, OUN, UPA nie da się oddzielić od faszyzmu i nazizmu europejskiego. Oprócz  Mussoliniego i Hitlera był Dymytr Doncow, Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Galizien –SS i wykonawcy bestialskich, sadystycznych mordów, przy których gazowanie wydaje się litościwą śmiercią, jeśli w ogóle o litości może tu być mowa. Banderowcy prześcignęli swoich   niemieckich nauczycieli. Ostatnio pojawiła się nawet nikła szansa, że Europa wreszcie dowie się,  bo na odznaczenie Bandery zaprotestowali wreszcie Żydzi.
Lepszej okazji do protestu, który zostanie usłyszany, jak losowanie  grup eliminacyjnych  „Euro 2012” nie będzie. Problem w tym, że protesty te są również na rękę Janukowyczowi  oraz Rosji i wpisują się w kampanię wyborczą na Ukrainie.
Juszczenko  aktem nadania odznaczenia Bohatera Ukrainy St. Banderze faktycznie poparł w drugiej turze wyborów Janukowycza, budząc lęk przed nacjonalistami we wschodniej Ukrainie. Nienawiść do Tymoszenko odebrała mu instynkt samozachowawczy, czy też ktoś mu tę nieobliczalną w skutkach głupotę podsunął?
Nie ma to najmniejszego już znaczenia. Wzajemnych animozji, konfliktów i protestów nie da się uniknąć. 
Czy to wina  Kresowian, czy braku kompletnej odpowiedzialności polityków? Jeśli Kresowianie są wykorzystywani do wielkoruskiej polityki, to na pewno nie ich wina. Im nie pozostawiono wyboru.  

Jest na to jakaś rada? Oczywiście, że jest.
Gdyby to ode mnie zależało, zabroniłabym udziału w tych protestach jakimkolwiek politykom.
Pora by przestali wykorzystywać ludzkie tragedie, wojny i ludobójstwo do marketingu politycznego. Może lepiej niech zajmą się drogami, budową stadionów, likwidacją skutków srogiej zimy, służbą zdrowia? Tyle jest  pracy, nie ma potrzeby, by pojawiali się na demonstracjach. Do demonstrowania swoich opinii mają cały Parlament. Tam ich miejsce.

Pogoniwszy polityków, zaprosiłabym do wspólnych protestów Ukraińców. Zwykłych obywateli, mieszkańców Warmii, Mazur, Ziemi Lubuskiej, Pomorza, Dolnego Śląska … zapytała czy mają odwagę wspólnie zaprotestować przeciwko narzucaniu im bohaterów, którzy dokonują nowego podziału miedzy ludźmi, nie pozwalają ranom zabliźnić się, uczcić krzyżem swoich bliskich na grobach w ziemi ojców  i cieszyć się pokojem.

Życie jest zbyt krótkie i zbyt trudne, by budować je na nienawiści. Przyjaźni nie da się jednak w żaden sposób  pogodzić z ideologią  Dymitra Doncowa. Można ją tylko potępić, odrzucić i prosić Boga, by nigdy już nikt nie zdołał wychować żadnego Bandery ani dziś, ani jutro. Czy możliwe jest by była to wspólna modlitwa; Polaków i Ukraińców ponad głowami polityków polskich, ukraińskich  i Rosji?

Nie jestem naiwna, wiele widziałam i słyszałam, wychowałam się i żyję przecież wśród Ukraińców, ale mimo to, a może właśnie dlatego jestem przekonana, że jest ona możliwa.
Zanim to nastąpi, pozbierajmy wszystkie okruchy mrówczej pracy ludzi dobrej woli na rzecz pojednania i zabliźnienia ran.
Jeśli chodzi o mnie nazbierałam ich sporo  i zamierzam o nich mówić bardzo często, na przekór krótkowzrocznym politykom.

_____________________________________

Moje notki o problemie odradzającego się ukraińskiego nacjonalizmu: