czwartek, 26 lipca 2018

Coraz bardziej wirtualny

Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektualistów. Dlatego też charakterystycznym dla nich gestem jest patrzenie na świat rozszerzonymi ze zdziwienia źrenicami.

Jose Ortega Gasset „Bunt mas”

Nie trzeba być intelektualistą, wystarczy mieć oczy dziecka, by patrzeć na świat ze zdziwieniem i pragnieniem poznania tego, co za horyzontem.
Dziś powszechna jest opinia, że świat się skurczył. Podobno staliśmy się globalną wioską. Możemy oblecieć, opłynąć przejechać, okrążyć Ziemię wzdłuż, wszerz i wzwyż, jak kto woli; samolotem, pociągiem, motocyklem, kajakiem, żaglowcem, rowerem czy na piechotę.
Ci, którzy nie mogą lub nie chcą, mają możliwość zajrzeć w każdy prawie zakątek ziemskiego padołu dzięki filmom, telewizji czy internetowi.
Nic tylko cieszyć się. Usiąść wygodnie z pilotem lub myszką i serfować po świecie, rozmawiać, dyskutować. Cenzura nie straszy już, co najwyżej poprawność polityczna, więc można oglądać i czytać do woli.

Moje dzieciństwo i młodość przypadła na sowiecki barak. Mało kto już pamięta, że na wszystko trzeba było mieć pozwolenie; na powielacz, maszynę do pisania, na wyjazd zagranicę. Książki i filmy tylko z imprimatur wszechobecnej cenzury. O komputerach, laptopach wiedzieli głównie dziennikarze stykający się z kolegami po fachu na różnych międzynarodowych imprezach czy uroczystościach.
Podróżowałam więc głównie palcem po mapie marząc o podróżach, np. do Japonii, Hiszpanii czy Włoch. Niestety musiał mi wystarczyć Berlin po stronie DDR, Żylina, Bratysława czy Praga. Paszport był tylko na demoludy. Gdzieś go nawet mam jako znak tamtych czasów.
Wyobrażenie Zachodu, zamkniętego w baraku zwykłego zjadacza chleba, rysowało świat wolny, w którym dzieci kwiatów łamały wszelkie tabu.

Tęsknota za normalnością wyładowywała się w marzeniach i snach po krótkim eliksirze wolności w 1981.
Pamiętam, że marzyłam o wycieczce z Orbisu i pozostaniu obojętnie w jakiej mieścinie, byleby z dala od PRL, by nie widzieć kolejek za papierem toaletowym, pieluszkami z tery dla dzieci czy mlekiem w proszku, by nie musieć załatwiać kupna dolarów na puszkę oliwy z oliwek do leczenia w szpitalu nauczycielskiego gardła, nie słyszeć w telefonie – rozmowa kontrolowana.
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych znalazłam się służbowo w Offenburgu, śmiałam się z tych marzeń. Z trudem bowiem wytrzymałam w ekskluzywnym hotelu wśród nienagannie utrzymanej roślinności. Nie mogłam się doczekać powrotu.
Przestałam marzyć o podróżach?
Z marzeniami jak w tej piosence Trubadurów. „Marzenia jak ptaki szybują po niebie”, a rzeczywistość skrzeczy.
W PRL nie mogłam podróżować, a w III RP nie miałam za co.
I tak oknem na świat stał się Internet.
Czy jestem zdziwiona? Od pewnego czasu nawet bardzo.
Czy dziwię się niczym intelektualista czy jak dziecko? I co ja właściwie widzę tymi szeroko otwartymi oczami? I czy ja w ogóle coś widzę, czy to widzą na pewno moje oczy?
Jedno jest pewne; coraz bardziej tęsknię za światem rzeczywistym. Chciałabym na własne oczy przekonać się, jak naprawdę wygląda świat, który opisują mi pisarze, dziennikarze, reżyserzy, politycy czy zwykli internauci.
Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja:https://demotywatory.pl/3262758/Zanurzajac-sie-w-wirtualny-swiat

Zapraszam do słuchania
audycja 963 (czwartkowa)

środa, 11 lipca 2018

Fakty skrywane pod kwiatami

Pamięć jest ulotna i dlatego, między innymi, zmieniają się nasze poglądy, ale nie zmieniają się fakty, one tylko giną w mroku niepamięci, by wrócić ze zdwojoną siłą.
I tak jest z ludobójstwem na Kresach. O jednych zdarzeniach się pamięta, inne pokrywa milczeniem, a jeszcze inne otrzymują nową interpretację w zależności od tego, kto rządzi, a kto w opozycji. I tak będzie dopóki choć jeden uratowany od śmierci pamięta, jak było naprawdę, a i on może swoje doświadczenie podporządkuje środowisku politycznemu, do którego należy.

Mam nieodparte wrażenie, że spin doktorzy skrupulatnie przeglądają daty historyczne i kombinują jakby je wykorzystać do kampanii wyborczej. A ponieważ następuje trzyletni wysyp wyborów, to kwiaciarnie mogą spodziewać się sporego utargu na kwiatach i wieńcach.
Maszerować pod pomniki będziemy od rocznicy do rocznicy, a politycy będą wygłaszać przemówienia; ostre, wyciskające łzy lub łagodne zawierające mniej rażące słownictwo, np. zamiast ludobójstwa, czystka etniczna.
Już sobie wyobrażam, jakie burze mózgów przeszły przez kancelarie; Sejmu, Senatu, Prezydenta, Premiera i biura partyjne przed rocznicą 11 lipca rzezi wołyńskiej, krwawej niedzieli, która jest tylko symboliczną datą trwającego od września 1939 r. polowania na Polaków na Kresach, o czym pisze w portalu Polonia Chrystiana 24.pl Tomasz Kolanek Ludobójstwo na Kresach to nie tylko Rzeź Wołyńska!

Ta burza mózgów w instytucjach państwowych, oczywiście, dotyczyła nas, nie polityki. To dla nas Prezydent Rzeczypospolitej modlił się w Łucku, złożył wieniec w ruinach spalonego kościoła i złożył kwiaty na polu, gdzie kiedyś była wioska.
Prawdziwa polityka została ustalona w zaciszu gabinetów Petra Poroszenki i Andrzeja Dudy.
Czy wglądało to tak? Ty pojedziesz na Ukrainę a ja do Polski. Ty będziesz mówić do Polaków to, co chcą usłyszeć, a ja to, co chcą usłyszeć moi.
Oczywiście trywializuję ustalenia dyplomacji, ale czy to ma jakiś znaczenie dla faktów? Co tak naprawdę ustalono? Dlaczego Poroszenko chce się spotkać z Andrzejem Dudą podczas szczytu NATO? O czym będą rozmawiać? Tego Polacy się nie dowiedzą, przynajmniej nie teraz.
A ja za każdym razem, gdy oglądam takie teatrum przypominam sobie rok 2006 i uroczystości „pojednania” w Pawłokomie.
Prasa, zwłaszcza lewicowa, szeroko rozpisywała się o tym, że Prezydent Lech Kaczyński przeprosił Ukraińców za popełnione przez Polaków zbrodnie, przebaczył nam Juszczenko i nikt się nie martwił w tym momencie o prawdę historyczną. Obaj wznieśli wieczorem toasty na cześć pojednania polsko – ukraińskiego.
A w lipcu odbywał się festiwal Kultury Ukraińskiej w Sopocie, właśnie w rocznicę rzezi wołyńskiej i Misiu Kamiński, ówczesny rzecznik prasowy Lecha Kaczyńskiego, w soroczce wywijał na scenie przytupasy.
Oburzenie Polaków było tak wielkie, że prezydent Lech Kaczyński zdał sobie sprawę, iż nie można „jednać” się ponad głowami żyjących ofiar i w samolocie przyznał, że zbrodnie OUN UPA to ludobójstwo.
Warto jednak przypomnieć słowa z przemówienia Prezydenta w Pawłokomie, które do dziś skutkują fałszowaniem historii i próbą zrównania zbrodni ukraińskich rzeźników z akcją „Wisła”.
Wiele jest jeszcze tragicznych miejsc, wiele mogił, często bezimiennych, po obu stronach granicy. Sprawiedliwe i godne jest, aby na każdym z tych bezimiennych, dotąd nieupamiętnionych grobów, bliscy ofiar – od kilkudziesięciu lat pozbawieni możliwości oddania im szacunku – mogli postawić krzyż i odmówić modlitwę. Musimy mówić o bolesnej, trudnej przeszłości otwarcie, krok za krokiem, wypracowując jedną, sprawiedliwą ocenę wszystkich ówczesnych, wojennych tragedii – i tych polskich, i tych ukraińskich. Wszystkie tragiczne wydarzenia w Pawłokomie, na Chełmszczyźnie, na Wołyniu, we Wschodniej Galicji, towarzyszące akcji „Wisła”, powinny znaleźć rzetelne wyjaśnienie w dialogu polityków, historyków i zwyczajnych ludzi. Mocne i trwałe pojednanie można zbudować bowiem tylko w oparciu o prawdę. Nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy sprawić, by nie determinowała przyszłości.
Jak trwałe to było pojednanie dziś widać. Prezydent Andrzej Duda prosi o pozwolenie na ekshumowanie i godne pochowanie zamordowanych Polaków. A Poroszenko w tym samym czasie na polskiej ziemi przebywa z ukraińskim wojskiem w otoczeniu duchownych i Ukraińców w Sahryniu. Prezydent Andrzej Duda składa kwiaty w polu, Poroszenko w Polsce pod pomnikiem ofiar ukraińskich.
Coś ktoś z tego rozumie?
Komu powinno zależeć na dobrych stosunkach z Polską; Ukrainie czy nam?
Długo tak polityka wyłuskiwania Ukrainy z łap Moskwy będzie kosztem honoru Polski? Może dość, skoro nie widać efektów?

Tymczasem my łapiemy polityków za słówka, oburzamy się, gdy prawią komunały, które znamy na pamięć. Naiwny jest jednak ten, kto patrzy, słucha i oczekuje twardych ocen, szczegółów, potępienia i zdecydowanych żądań zamiast próśb.
Zapomniał naiwny o polskich Ukraińcach? To dla nich ta delikatna mowa polityków i pojednawcze wypowiedzi niektórych dziennikarzy, relatywizowanie wydarzeń. Na pewno nikt z ich głosów nie zrezygnuje, a już na pewno nie PSL czy PO.

Zbyt dobrze pamiętam awanturę Mirona Sycza, posła PO, który zmusił wojewodę olsztyńskiego, z nadania PSL, do wycofania swego poparcia dla sympozjum w 65 rocznicę Rzezi na Wołyniu, abym mogła uwierzyć, że już zawsze będziemy wspominać i czcić ofiary banderowskich rezunów, a Prezydent Ukrainy przeprosi Polaków nie tylko za zbrodnie swoich rodaków, ale i za fałszowanie historii.

Kampania wyborcza kampanią, ale historia uczy też, że dla żadnych celów politycznych czy doraźnych, wyborczych, nie uda się jej zakłamać. Można przemilczać niewygodne fakty, urządzać uroczystości, ale nie da się wmówić Polakom, że była to wojna domowa, a tego przecież oczekuje strona ukraińska .Każdy polityk poniesie w tym zderzeniu klęskę.

Na koniec zapytam Ukraińców, którzy wierzą, iż była to wojna domowa, bo Polacy byli źli wobec nich i tak samo mordowali, a żołnierze OUN i UPA chcieli wolnej Ukrainy i o nią walczyli.
Czy zgodzą się, przy całym szacunku do nieporównywalnej skali ofiar, by Wielki Głód potraktować jako uzasadnioną względami politycznymi domową wojnę Stalina z Ukraińcami, by umocnić Związek Sowiecki?
Czy nie jest to pytanie retoryczne?
Zapraszam do słuchania

_______________________________________________

Ilustracja: http://www.bibula.com/?p=102635

Zapraszam do słuchania
audycja 959 (czwartkowa)

czwartek, 5 lipca 2018

O knowaniach barbarzyńców i postawie Polaków w pięknej i mądrej książce

Książki z półki mamy Katarzyny

Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

Tymi słowami 5 maja 1939 roku kończy swoje przemówienie w Sejmie Józef Beck minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej. Była to odpowiedź na żądania Niemców korytarza przez Pomorze do Prus Wschodnich i Gdańska. Tak zdecydowana odmowa wobec III Rzeszy spotkała się z entuzjastyczną owacją na stojąco, bo była oczekiwana przez Polaków i wszystkie ówczesne siły polityczne.
W PRL słowa te stały się powodem do kpin zarówno z ministra jak i rządu polskiego, a także wojska, które z szabelką wybrało się na niemieckie czołgi, a potem zwiało przez Zaleszczyki z ogarniętego wojną kraju.

Ta głęboko kłamliwa i niesprawiedliwa propaganda przez dziesiątki lat wtłaczana polskim uczniom w szkołach do dziś powtarzana jest przez wielu dyskutujących o klęsce wrześniowej, cytujących przy okazji słowa o „płaszczu i guziku” z wcześniejszego przemówienia nie Józefa Becka, jak się niektórym wydaje, a generała Edwarda Rydza-Śmigłego, wygłoszonego podczas XII Zjazdu Związku Legionistów Polskich w 1935 roku.
O ile w PRL propaganda ta służyła deprecjonowaniu sanacyjnej Polski i była ochotnie powtarzana przez chwalców nowej władzy, o tyle zupełnie niezrozumiałym staje się jej powtarzanie w dzisiejszej wolnej Polsce, między innymi, przez tzw. „prawicowych rewizjonistów” polskiej historii powołujących się na polityków i publicystów II Rzeczpospolitej przeciwnych polityce ministra Józefa Becka.
Wszelka krytyka takich postaw spotyka się z oburzeniem zwiedzionych demagogią rewizjonistów.
Rozprawia się z nimi w mistrzowski sposób dziennikarz, publicysta i historyk Piotr Gursztyn w swej najnowszej publikacji „Ribbentrop – Beck – CZY PAKT POLSKA – NIEMCY BYŁ MOŻLIWY?
Książkę tę czytałam, a właściwie studiowałam kartka po kartce, rozdział po rozdziale przez kilka tygodni. W międzyczasie odbywały się promocyjne spotkania z autorem i powstało kilka ważnych recenzji. Nie natknęłam się na żadną, która by kwestionowała jej wartość merytoryczną czy literacką.
Cóż ja mogłabym dodać do takich opinii jak choćby te, które znajdują się na okładce książki?
To celne wyczerpujące podsumowanie dyskusji o tym czy Polska mogła uniknąć swojego losu podczas drugiej wojny światowej. Świetna historyczna publicystyka – pisze Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Piotr Semka - Autor chwycił rewizjonistycznego byka za rogi. Pokazał, że flirt z Hitlerem byłby wasalizacją Polski. Książka napisana ze swadą i znajomością epoki.

To tylko dwie entuzjastyczne opinie z wielu.
Jeśli chodzi o mnie, zwykłego czytelnika szperającego w książkach historycznych, to zachwyca mnie właściwie wszystko; bogactwo erudycyjne, przemyślana kompozycja pracy, prowadząca czytelnika przez meandry polskiej i międzynarodowej dyplomacji, decyzji świata, który zmierzał nieuchronnie do zagłady wszystkiego, co do tej pory było kanonem życia społecznego i politycznego, warsztat historyka uzasadniającego swoje wnioski w źródłach, a nie w modnej dziś postawie wbrew oczywistym faktom: Ja tak uważam, to moje zdanie. Mam do tego prawo.

Piotr Gursztyn mówi jasno - dyskusja o decyzji Becka to spór o podmiotowość Polaków, jakie mamy prawa we wspólnocie międzynarodowej i bez wahania broni decyzji ministra.
Polacy mieli prawo odmówić, a Hitler nie miał prawa napadać w odwecie ani tym bardziej „karać” nas masową eksterminacją. Kwestionowanie prawa do odmowy jest jednoczesnym opowiedzeniem się po stronie Hitlera.

To ta część końcowa, publicystyczna, książki mówi o tym i można by się z nią spierać, gdyby nie szeroka panorama wcześniej opisanej sytuacji Polski na tle innych europejskich krajów i polityki dwóch barbarzyńców; Hitlera i Stalina, która nie zostawia żadnych złudzeń.
Ustępstwa wobec Hitlera pokazały, że barbarzyńcy nie liczyli się z nikim i z niczym. Realizowali swój plan podziału i podboju Europy jednych skazując na upokarzający wasalizm innych na zagładę jako podludzi.
Sojusze również kończyły się dla narodów tragicznie, jak w przypadku Rumunii, która do dziś ponosi tego skutki w otwarciu się na komunizm i totalne wyzbycie się kraju z kultury, zabytków i postaw patriotycznych.
Książki o wrześniu 1939 roku i II wojnie światowej zwykle skupiają się na polityce mocarstw. Tymczasem Piotr Gursztyn nie szczędzi czasu na pokazanie sytuacji innych krajów środkowo–wschodniej i zachodniej Europy. I w morzu faktów nie da się obronić teza, że real – polityka zmniejszyłaby ogrom zniszczeń i tragedii polskiej. Nie udało się wydłużyć czasu na przygotowanie kraju do obrony - pisze autor - Mieliśmy swoją Ojczyznę zaledwie 19 lat, potrzeba było przynajmniej jeszcze 10, by uzbroić polską armię. Ale na pewno wart był twardej postawy Polski fakt, że nie wyszedł Hitlerowi blitzkrieg, a wojna z Polską stała się wojną światową, a nie lokalną, nad którą świat przeszedłby do porządku tak jak w przypadku Austrii czy Czech.

Nie chcę opowiadać treści książki, bo każdy musi przeczytać ją sam. Choćby tylko po to, by wyleczyć się z historycznej polityki wstydu, którą uprawiano po 1989 roku, odzyskać poczucie godności i wartości polskiej historii tradycji insurekcyjnej.
Historyk stwierdza-

Aktywizm – a konkretnie odmowa Becka, wojna obronna 1939 roku, działania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Państwo Podziemne, walka Armii Krajowej ze szczególną rolą Powstania Warszawskiego – uchronił nas przed losem dużo gorszym, niż Polska zaznała.
I daje odpowiedzi, które opierają się o fakty nie przemilczając argumentów zwolenników polityki rozsądku tradycji „realistycznej” i obala je.
Nie zostawia też suchej nitki na koncepcjach „historycznych” wymyślonych na potrzeby szokowania czytelnika i zarabiania na braku wiedzy i szukaniu sensacji.

Jedno jeszcze muszę koniecznie dopowiedzieć.
Książka pisana jest językiem publicysty, nie stroni, od mowy potocznej, czytelnik nie musi czytać jej ze Słownikiem wyrazów obcych. Każdy rozdział, a jest ich 12, to konsekwentne pokazywanie wydarzeń, odwoływanie się do opinii świadków historii i dokumentów, o istnieniu których wiedzą przede wszystkim historycy i ciekawscy pasjonaci historii.
I tu też dodam kończąc moją opowieść o pięknej i mądrej książce, że każdy znajdzie w niej starannie przygotowany wykaz literatury i aneks nazwisk. Dzięki temu może już sam kontynuować swoją podróż po historii drugiej wojny światowej.

_______________________________________________

Ilustracja: moje zdjęcie

Zapraszam do słuchania
audycja 957 (czwartkowa)