wtorek, 15 grudnia 2009

Związkowcy w Warszawie


Tysiące członków „Solidarności” ciągnie na Warszawę. Kiedy czytam takie wiadomości, myślę o początkach prawdziwego, nie bankowego, kryzysu.
Jasne jest, że za kryzys odpowiada ten, kto wziął na siebie odpowiedzialność, komu powierzono w demokratycznych wyborach władzę w państwie.
Nie dziwię się więc, że związkowcy raz po raz wyruszają na Warszawę.

Związki pracownicze nie są zbędnym balastem postkomunistycznym, jak to nam próbują wmówić pracodawcy. To są teorie pod publikę i chwytają je zwykle młodzi ludzie, którym jeszcze wydaje się, że sami góry przenosić mogą, jeśli nauczą się spolegliwej pracy zespołowej, dobrze rozpoznają swoje miejsce w szeregu i będą dyspozycyjni. (Jest to mantra wbijana pracownikom na licznych korporacyjnych kursach).
Tymczasem za tymi mantrami  dla maluczkich i naiwnych  kryją się  potężne organizacje korporacyjne i związki pracodawców.

 Demokracja polega na równowadze sił. Zrzeszają się pracodawcy, muszą się zrzeszać pracownicy, bo sprzedają swoją pracę. A skoro już pogodziliśmy się, że praca jest towarem takim samym jak inne, to oczywistym staje się skuteczna walka o to, by sprzedać ją jak najdrożej, a do tego potrzebne są związki. W pojedynkę bowiem tylko pies i to bezskutecznie, na grzbiecie pchły łapie.
Potrzeba zrzeszania się jest stara jak nasza cywilizacja. A od kiedy zaczęliśmy budować cywilizację przemysłową, związki dla zdrowia jej organizacji są niezbędne. Problem w tym, że wraz ze zmianą warunków na rynku pracy, muszą się zmieniać również i związki pracownicze.

Po roku 1989 skutecznie Polaków zniechęcono do zrzeszania się. (To też jest temat na długie Polaków rozmowy).
Zamiast wykorzystać wolność i z takim trudem wywalczone prawo zrzeszania się, Polacy głównie zaczęli oszczędzać na związkowych składkach. Dlaczego?  A to jest pytanie do działaczy związkowych i samych Polaków. Nie mnie za wszystkich odpowiadać.
Nie ma co jednak udawać, że jest inaczej. - Ta sytuacja jest na rękę zarówno  władzom związkowym jak i pracodawcom. Jedni zrobią zadymę, drudzy tę zadymę wykorzystają w kampanii wyborczej dla swoich polityków. I tak to się od lat kręci.

Czy jest szansa, żeby  pracownicy  obudzili się? Zorganizowali się w silne związki, ustalili składki, uniezależnili się od pracodawców, wyszli  z miejsc pracy zakładając struktury prawdziwych central, a nie ich atrapy, zbudowali fundusz dla bezrobotnych i strajkujących, odkleili się od partii i polityków?
Tak mi się marzy dzień, w którym przeczytam, że na taczkach  wywieziono, razem z nieudolnymi dyrektorami i zarządami padających spółek, przewodniczących komisji zakładowych i prezesów kół związkowych, jakże często osobistych  przybocznych, ich  klakierów.

Do tego, by nie były to tylko życzenia, potrzebne są  nie tyle „skoki przez płot” ile rzetelne szkolenia związkowców oraz obecnych i przyszłych pracowników.  Może zamiast lekcji wychowania seksualnego  bardziej przydałyby się młodzieży  zajęcia ze skutecznej ochrony praw pracowniczych?

Może pora na prawdziwe podręczniki ekonomii i socjologii, zanim kolejny manifest napisze nowy Marks czy Engels?

PS. Zapraszam do dyskusji na czacie po jutrzejszej wieczornej audycji . www.radiopl.pl

wtorek, 8 grudnia 2009

„A pan nam raczył przebaczyć”



Czy czwarty odcinek w tvp „Gier wojennych” Dariusza Jabłońskiego nie pozostawi już miejsca na dowolność interpretacji odpowiedzialności Jaruzelskiego za wojnę przeciwko polskiemu narodowi?

Ci, którzy jeszcze rok temu osądzenie generała i członków „Wrony” uważali za niemożliwe, dziś tłustym drukiem cytują wypowiedzi wydające wyrok skazujący. Jest zdrajcą – krzyczy Wałęsa. Litościwie nie będę cytować wszystkich jego wypowiedzi sprzed lat na ten temat. Nie strzela się do przestrzelonej bramki. Szkoda energii.

Nie mogę jednak zapomnieć o tych wszystkich rocznicach 13 grudnia, kiedy to tylko samotni młodzi ludzie z uporem godnym najwyższego szacunku, zabierali generałowi poczucie dobrze spełnionego obowiązku pikietując pod jego domem.

Nie umiem też pogodzić się z faktem, że jedynym rozliczeniem tamtego okresu jest łaskawe ogłoszenie przez generała abolicji dla internowanych i więzionych. Co solidarnościowy bard skwitował ironicznym „A pan nam raczył przebaczyć”.
I wreszcie; nie umiem zrozumieć ustawy, która skazuje internowanych i więzionych na dochodzenie prawdy o represjach nierzadko przed tymi samymi sędziami, którzy wydawali wówczas na nich wyroki.


Tymczasem niektóre media nadal prześcigają się w relatywizowaniu przestępstwa, jakie popełnił Zwierzchnik Polskich Sił Zbrojnych wobec własnego narodu.

Oto żołnierze powołani do obrony ojczyzny nie tylko za sprawą zgody tego pana musieli przysięgać na wierność i posłuszeństwo wobec obcej armii, ale wyruszyć kolejny raz czołgami przeciwko swoim rodakom,  by strzelać do nich jak do wroga.
Nic to, sprowadzanie faktów do poziomu dyskusji i wolności do własnych poglądów przyniosły pożądane efekty.
Klikam do googli i z przerażeniem odnajduję pomysł z 2006 r .na referendum internauty z Przemyśla:

Czy generał Wojciech Jaruzelski powinien przyjąć na siebie polityczną i moralną odpowiedzialność za wprowadzenie stanu wojennego?
To dokładnie tak jakbyśmy we wrześniu ogłosili referendum:
Kto powinien wziąć moralną i polityczną odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej. Niemcy czy Polska? Argumenty za i przeciw.
 
Absurdalny i nieadekwatny przykład? Może jednak dla Przemka z Przemyśla wcale nie byłby to taki absurdalny temat do referendum, bo przecież II wojnę światową zna tylko z historii.
Bez emocji i na podstawie racji niemieckich, polskich dochodziłby zapewne do swoich wniosków i głosował tak, jak mu światopogląd dyktuje. Identycznie, jak w sprawie stanu wojennego i odpowiedzialności generałów.

Za sprawą dokumentu Dariusza Jabłońskiego i artykułu Antoniego Dudka znowu mamy szał dyskusji zamiast oceny faktów, z którymi przecież mądry a nade wszystko przyzwoity człowiek nie dyskutuje. Fakty po prostu trzeba przyjąć z pokorą i nie tylko ich wagę publicznie ocenić ale i sądowy wydać wyrok, gdy dotyczą przestępstwa.

Faktem jest, że Jaruzelski domagał się pomocy radzieckiej w pacyfikowaniu Polaków. Czy ten fakt znowu zostanie zrelatywizowany? Sprowadzony do referendum, jakie się Polakom funduje każdego grudnia?

Niestety, patrząc na to, jak szybko z internetowych niektórych gazet zniknęły poranne rewelacje o cytowanym, w filmie i artykule, fragmencie zeszytu generała Anoszkina, niewielką mam szansę dożyć takiego skutecznego procesu.

Póki co, zamiast o zdradzie junty generalskiej WRON kolejni Przemkowie nie tylko z Przemyśla będą zapewne na lekcjach historii odgrywać sąd nad Ryszardem Kuklińskim, a w Internecie ogłaszać referendum w sprawie jego odpowiedzialności moralnej za zdradę ojczyny.

Ponieważ obawiam się, że nie tylko nie doczekam za swego ziemskiego żywota sprawiedliwego wyroku i pozbawienia odznaczeń wojskowych oraz degradacji generałów, to śpieszę donieść, że kiedy myślę o roku 1980 i planach wkroczenia trzech armii Układu Warszawskiego do Polski oraz o 13 grudnia 1981, nieodmiennie dziękuję Bogu za odwagę i poświęcenie Ryszarda Kuklińskiego.

Niczego nie jestem tak pewna, jak tego, że to dzięki Opatrzności i Niemu żyję. Mogłam urodzić synów, wychować ich i dziś czekać na kolejne wspólne Święta Bożego Narodzenia.
Bywają wydarzenia, których bieg zależy nie od milionów, lecz decyzji i determinacji jednego człowieka.

PS.
Tytuł notki pochodzi z ballady Władysława Walca „Abolicja” dedykowanej jednemu z internowanych w Kwidzynie Władkowi Kałudzińskiemu z Olsztyna
Słuchaczy niepoprawnego radia odsyłam do notki zamieszczonej w blogu www.mamakatarzyna.blogspot.com
Można tam wejść również przez stronę Nieznudzeni Polską www.nieznudzeni.pl


Umieszczam pod nią linki do tematu. Może uzupełnimy je razem? Może jakiemuś „Przemkowi” rozjaśnią w głowie i wyprostują kręgosłup?
________________________________________
Film „Gry wojenne” Dariusza Jabłońskiego

Artykuł Antoniego Dudka IPN „Bez pomocy nie damy rady”

Wypowiedź L. Wałęsy:
roty przysiąg żołnierskich

Moja poprzednia notka na temat Jaruzelskiego:

Przykład typowej dyskusji młodych o Ryszardzie Kuklińskim:

Książka, którą warto przeczytać:
Benjamin Weiser, Ryszard Kukliński Życie ściśle tajne, Świat Książki, Warszawa 2009

piątek, 4 grudnia 2009

Wszystko ma swój koniec


Moje pisanie w salonie 24 również dobiegło końca .

Znikam z salonu i zapraszam tu: http://nieznudzeni.pl/
Stamtąd jest wejście do mego salonu :-)
http://mamakatarzyna.blogspot.com/
A wszystko dzięki pomocy tego "AGREGATA" :-)
http://markd.pl/?p=18
Marku, dziękuję Ci. :-)


Swoją opinię na temat tego, co się stało, już wyraziłam. Jak można było się domyśleć, nie byłam ani czerwona, ani zielona, tylko niebieska, więc nie zasługiwałam na odpowiedź.
Pozdrawiam wszystkich moich Gości. Dzięki dyskusji z Wami moje widzenie świata znad zmywaka znacznie się poszerzyło.
Nie zmieniło się tylko jedno;
WARTO BYĆ SOBĄ, WARTO CENIĆ SIĘ. NIE WARTO IŚĆ NA KOMPROMIS ZE ZŁEM.

ŚWIAT JEST ZBYT PIĘKNY, A ŻYCIE ZBYT KRÓTKIE, BY GODZIĆ SIĘ NA TO, ŻE INNYCH BIJĄ, BO JESZCZE NIE MNIE.
Staram się, by mój zmywak był czysty i przezroczysty.
Czy mi się to udało ? Nie do mnie ocena należy.
mama Katarzyna

wtorek, 1 grudnia 2009

Nie pójdę do wyborów, bo nie będę miała wyboru

Długo to trwało, ale dotarła do mnie wreszcie świadomość, że moje poglądy nikogo tak naprawdę nie obchodzą.
Mogę myśleć, co chcę, robić też w miarę wolno mi wszystko pod warunkiem, że nie będę czepiać się Żydów za budowanie osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu i nie będę chciała leczyć homoseksualizmu. Wolno mi też wierzyć i wielbić Boga pod warunkiem, że nie będę się domagać krzyży w miejscu pracy i w szkole.
Ujdzie mi na sucho kilka wykroczeń drogowych, nawet, kto wie, może i jakie oszustwo podatkowe, ale nie wybaczą mi nazywanie aborcji zabijaniem dzieci poczętych, a eutanazję pozbywaniem się problemu ludzi starych i chorych. Szukanie źródeł tego prawa w nazizmie i komunizmie wywoła ostry sprzeciw i kto wie czy nie odbierze moim potomkom możliwości kariery w instytucjach Europy.

Warunków, pod jakimi mogę czuć się wolna w Unii, jest jeszcze kilka. Zatrzymam się przy jednym, najważniejszym, na razie, dla konstruktorów nowego porządku w świecie, bo stwarzającym pozory demokratycznego ładu.

Będę wolnym i prawym obywatelem już nie tylko Polski, ale i całej UE, jeśli wezmę udział w wyborach.
Tu nie ma wyjątków, jeśli odważę się powiedzieć głośno, że zbojkotuję proponowaną mi farsę wyborczą, oberwie mi się z każdej strony; i z prawa, i z lewa.

Niech tam. Bijcie mnie już dziś prawym czy lewym sierpowym, mnie tam już wszystko jedno. Nie jest mi natomiast, tak jak za komuny, wszystko jedno, kto i dlaczego robi ze mnie tępe narzędzie do osiągania politycznych celów.

Zniosłam już wiele zawodów i upokorzeń. Mam kaca moralnego do dziś wobec ludzi, których przekonywałam do głosowania na Wałęsę czy AWS.

Nie zrobię już nic więcej, mało tego, innym głośno powiem, dlaczego nie idę do wyborów. Mówię o tym już dziś i zdania nie zmienię, chyba że stanie się cud i zmieni się stosunek polityków do mnie.

Jako wyborca czuję się oszukana i zmanipulowana przez partię, na którą dwukrotnie głosowałam. Czuję się oszukana, bo zrobił ze mnie wała również prezydent. Między kim a kim będę więc wybierać?! I jakie ma znaczenie mój wybór, skoro w ważnych nie tylko dla mnie ale i moich wnuków sprawach po prostu okłamano mnie?

Nie zamierzam już przypominać punkt po punkcie kłamstw i obiecanek dotyczących traktatu lizbońskiego zarówno prezesa PiS jak i prezydenta. (O kłamstwach marszałka i premiera z PO nie wspominam, bo na nich nigdy nie liczyłam i na nich nie głosowałam, w niczym mnie więc nie zawiedli).
Każdy, kogo ten temat interesował, zna na pamięć kolejne wersje; staniemy się województwem, umowa w Juracie, podpiszę jak będzie ustawa kompetencyjna, oddamy do TK, by orzekł w sprawie zgodności traktatu z polską konstytucją… część posłów PiS zamierza oddać traktat do TK, ale prezes nie… itp itd.
Niedobrze się robi nie tyle od tych kłamstw, ile od pogardy wobec wyborców, których cynicznie ma się za idiotów z ostatnim stadium Alzheimera.

Skoro szef kancelarii prezydenta – Władysław Stasiak 28 listopada 2009 roku po prostu jakby nigdy nic ocenia skierowanie Traktatu Lizbońskiego do Trybunału Konstytucyjnego jako dobry pomysł i jednocześnie ubolewa, że pomyślano o tym zbyt późno,
to mamie Katarzynie pozostaje przy zmywaku już tylko bierny opór wobec tego, z czym się nie zgadza, co uważa za zdradę ojczyzny i demokracji, ale na co nie ma już żadnego wpływu.

Zbyt dobrze pamiętam farsę wyborów w PRL, abym teraz mogła sobie pozwolić na powtórkę. Jeśli mnie jako wyborcę nie szanuje się, to ja przynajmniej muszę szanować i cenić swój głos. Nie będę więcej maszynką do głosowania, którą odstawia się na strych zaraz po wyborach.

Dlaczego więc nie pójdę do wyborów? To proste i jasne.


NIE PÓJDĘ DO WYBORÓW, BO NIE BĘDĘ MIAŁA WYBORU