wtorek, 16 marca 2010

„Biedny, smutny kraj, który busolę stracił...”


Zwykle zanim zaczynam czytać w Internecie to, co mnie interesuje, przebiegam po tytułach głównych dzienników.
I każdego ranka niezmiennie  stwierdzam; szczęśliwy to kraj, w którym dziennikarze spierają się jedynie o to, kto kogo straszy i nikt nie ma wątpliwości, że wszelkie informacje o deficycie budżetowym, letargu gospodarczym czy rosnącym bezrobociu to tylko piarowskie straszenie wyborców.
Sądząc po doniesieniach z pierwszych stron,  cały kraj ma w nosie dziurę budżetową, nakaz zwrotu do budżetu unijnego 92 mln euro, uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu, wyrolowanie Polski z wpływu na politykę zagraniczną UE, przegrane procesy w Strasburgu, ingerujące w polskie prawo itp. bzdety.

Czym Polska żyje? Może rosnącymi wydatkami na wojskowe misje, a może entym planem uzdrowienia przez dzielną Ewę Kopacz służby zdrowia? Może ktokolwiek analizuje teraz przyczyny śmierci z wychłodzenia  ponad 300 Polaków, niekoniecznie tylko bezdomnych?  Może RPO wytoczy proces urzędnikom opieki społecznej?

Co to,  to nie ! Polska to szczęśliwy i wolny kraj, a demokracja kwitnie i wszyscy wiedzą, że najważniejsze są teraz prawybory w PO.
No może przesadzam. Równie ważne jest, że polski MSZ zapewnia Polaków, iż na pewno wyśle do Moskwy zawiadomienie o udziale Prezydenta Najjaśniejszej w uroczystościach na grobach pomordowanych w Katyniu. Oby zdążył, bo z pocztą różnie bywa...

Może nie powinnam być  małostkowa  i w tak ważnej dla Polski i Polaków chwili wyborczych debat,  pastwić się nad „Rzeczpospolitą”, która od kilku dni na swojej stronie próbuje nas przekonać, że za Katyń nie odpowiadają Rosjanie, więc ich prezydent czy premier nie musi przepraszać.  Idąc tym tokiem rozumowania, teraz Kwaśniewski powinien nas przeprosić za to, że przepraszał w Jedwabnem w imieniu narodu. Proponuję też, by było sprawiedliwie, wykreślić z wszystkich podręczników, słowników, encyklopedii słowo „Niemcy” i przeprosić ich, że obarczamy ten naród zbrodniami II wojny światowej. Tym sposobem okaże się też, że kanclerz Willy Brandt wcale nie musiał klękać przed Pomnikiem Ofiar Getta Warszawskiego.
Mogłabym jeszcze tak długo, ale po co, kiedy znamy to już na pamięć; historia nie jest od faktów, historia ma służyć politykom.

Wróćmy więc do najważniejszego tematu. A jest czym się martwić. Radek Sikorski nie będzie debatował, jeśli nie będzie TV u jego boku. I słusznie! Popieram. Po co sobie język po próżnicy tępić?
Póki co, jest i inny ważny problem. Polacy muszą rozstrzygnąć w najbliższych dniach czy Donald Tusk znał pielęgniarkę Ewę, czy też kłamał, bo, że Jarosław Kaczyński kłamał, to nie podlega dyskusji. Tak przynajmniej jasno wynika z filmu Sekielskiego.

Mówicie, że to żadne zmartwienia, że najgorsze nas czeka i obudzimy się z palcem w nocniku?
Ależ my już uczestniczymy w mieszaniu politycznych fekaliów!

Degrengolada, głupota i cynizm na nasze życzenie? A czy ktoś pyta przeciętnego Polaka, jakie ma życzenia? Najważniejsze są przecież emocjonujące opowieści.

Bo to się, kochani moi, odbywa jak w dramacie Romana Brandstaettera  „Król i aktor”.

Dwóch cwaniaków golibrodów z Francji robi karierę w Polsce  za króla Stasia. Jeden zostaje starostą piaseczyńskim, bywa na królewskim dworze i próbuje wcielać w życie szczytne patriotyczne hasła budując Teatr Narodowy, do którego nikt nie chce chodzić. Drugi – z paryskiego  golibrody przedzierzga się w antreprenera Teatru Narodowego. Widząc rychłe bankructwo próbuje wymknąć się chyłkiem z Polski z gażami aktorów. Niestety, nie docenia starosty, ten też chce zarobić. Zatrzymuje Bizestiego i podstępem wymusza na nim podział łupu.

Taka oświeceniowa afera, tyle że nie hazardowa a teatralna i to pod nosem króla.
Dlaczego o niej opowiadam?
Literatura piękna kryje wiele znaczeń, a czasem bywa nieśmiertelna.
Nie będę się tłumaczyć z brzydkich skojarzeń, ale też nie będę udawać, że ich nie mam i że niżej przytoczonego fragmentu nie uważam za najtrafniejszy komentarz do obecnej sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej Polski. I pomyśleć, że napisał go w 1951 r. nie politolog czy  ekonomista, ale poeta. Widać nic się nie zmieniło od tamtego czasu poza głównymi aktorami, którzy dziś z balwierzy przekształcili się w biznesmenów, menadżerów, bankowców i najważniejsze; tzw. POLITYKÓW.

A oto ten intrygujący mnie dialog:
” RYX Bałeś się więzienia? Co?
BIZESTI Nie. Grałem. Mości starosto. Wiedziałem przecież, że chodzi tylko o wysokość sumy. (spogląda w lustro i przygładza żabot) Którędy mam wyjść?
RYX (wskazuje ręką na drzwi) Prosto przed siebie. Głównymi drzwiami. Tak jak przyszedłeś.
BIZESTI (niespokojnie) Przecież tam aktorzy czekają.
RYX Grałem mości antreprenerze. Tam nie ma nikogo.
BIZESTI (szeptem)Toście mnie podeszli?
RYX (ujmuje Bizestiego pod ramię) Nie smuć się. Takie jest życie. My ich, ty mnie, a na końcu ja ciebie. Chodź. (prowadzi go do okna) Spójrz. Krakowskie Przedmieście: Tam Nowy Świat. A tam Zamek Królewski i ich kolumna. Bobkowe liście ich dawnej sławy. Słyszysz  łoskot karoc i kariolek, pędzących po bruku? Jadą na Zamek, na bal do króla. Widzisz to szare, popielate niebo nad Warszawą? Biedny, smutny kraj, który busolę stracił. Idzie nieuchronnie na dno, na zatracenie, w otchłań. Nic go nie uratuje. Więc strzyżemy – strzyżemy – strzyżemy.
BIZESTI A gdy czupryn do strzyżenia nie starczy?
RYX Tu czupryn już dawno nie ma , mój zacny Bizesti.
BIZESTI Więc co wy strzyżecie, starosto?
RYX (smutnie) Już tylko peruki, mój drogi. Już tylko peruki”


Cytat: Roman Brandstaetter, Powrót syna marnotrawnego i inne dramaty, Poznań 1979

2 komentarze:

  1. Bobkowe liście..

    Czy to nie one nadają smak goryczy sałatce z celulozy, blichtru, waty, plastiku i...rzepy, którą co dzień jesteśmy karmieni?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda. Zamawiamy taką sałatkę trochę dla świętego spokoju, a trochę z lenistwa, ale i chyba ze strachu. Wolimy wierzyć w bajki, bo rzeczywistość niecała dana mniej groźna wydaje się.

    OdpowiedzUsuń