czwartek, 8 marca 2012

Wciąż mamy wybór. Co wybierzemy?


„Badania laboratoryjne wykazały, że sól techniczna nie jest groźna” – ogłosiły media. Te same, które jeszcze kilka dni temu informowały:

„Toksykolog Justyna Klimkiewicz, objaśniając w TVN24 objawy i skutki spożywania soli przemysłowej zamiast spożywczej, zwróciła uwagę przede wszystkim na to, że jest ona zanieczyszczona, np. dioksynami. Dlatego sól przemysłowa może być groźna dla zdrowia i powodować częstsze powstawanie nowotworów.
Pani toksykolog Klimkiewicz wyjaśniła, że dioksyny nie wywołują ostrego zatrucia, ale po kilku, kilkunastu latach "może dochodzić do częstszego powstawania nowotworów". Zastrzegła, że substancje te są bardzo szkodliwe dla kobiet w ciąży, a konkretnie dla płodu. Mogą powodować poronienia i wady wrodzone dziecka”.

Które wobec tego doniesienia medialne są prawdziwe?
  Nasuwa się też  kolejne pytanie. Oczyszczano sól przemysłową i dlatego badania wypadły pomyślnie czy tylko próbki soli przekazane do laboratorium?


Nie znam metod badań, ale tak sobie myślę, że może i rzeczywiście sól nie jest groźna, za to na pewno groźne  dla naszego zdrowia i bezpieczeństwa są instytucje, które powinny każdego dnia stać na jego straży.
Groźne są takie laboratoria, które badają skład soli dopiero jak wybucha afera, groźny jest SANEPID, który przez dziesięć  lat  nie potrafił sprawdzić składu wędlin i przetworów z niejadalną solą.

Wygląda na to, że w Polsce nie trzeba szaleńca, który jak w USA wtargnie do szkoły czy innej instytucji z bronią w ręku. Szaleniec spokojnie może założyć biznes i pod bokiem organizacji konsumenckich i kontrolnych molochów żyjących z naszych podatków może nas truć chlorkiem sodu czy inną, działającą szybciej lub przez całe lata, ale równie skutecznie, trującą, rakotwórczą substancją. Nikt bowiem nie sprawdza, w jakim kotle ostatecznie odpady produkcyjne się znajdą.

Chory i groźny, w swej bezsilności, skorumpowanej przez układy gospodarcze i powiązania biznesu z polityką, jest system nadzoru ochrony środowiska.
Przez lata pod moim domem dymił komin tartaku, w którym dawno  nie przeciera się desek, a produkuje płyty pilśniowe. Skrawki wędrowały do okolicznych pieców, czasem, gdy nie było  chętnych, spalał  je właściciel tartaku. Toksyczny smród osiadał na grządkach i trawnikach, przenikał do mieszkań. Wojny z właścicielem nie było końca.
Zastanawiam się, jak rozliczane są odpady tego i innych tartaków, że mimo kontroli wciąż zdarzają się dni, gdy nie można otworzyć okna, bo toksyczny dym wali z komina? Kto i jak to kontroluje? Czy ci sami, co będą nam teraz, zgodnie z przepisami walić do drzwi o 6 rano, by sprawdzić czy w naszym piecu nie spala się śmieci? A jak okaże się, że na ściankach pieca będą toksyny z kleju używanego do płyt, to ukarany zostanie tylko gospodarz czy też ich producent?


Nasze dzieci uczą się w szkole, jak segregować śmieci, ale nikt nie uczy ich, że margaryna jest szkodliwa dla zdrowia, a zabójstwem jest przepalony tłuszcz. Czy dlatego, że koncerny zarabiające na chipsach i produkcji margaryny zbankrutowałyby?

Kapiący z dziurawego przewodu płyn hamulcowy czy benzyna to przestępstwo, bo zatruwa środowisko. To prawda, ale dlaczego przestępstwem nie jest już sypanie na jezdnie toksycznej soli? Czy z tego samego powodu, że zbankrutowałyby firmy, które oszczędzają na naszym zdrowiu i zamiast utylizować odpady, sprzedają je drogowcom? A to tylko wierzchołek góry.

Prawo na papierze. Plany i sprawozdania, bo tego wymaga od nas Unia. Tylko że to prawo jest martwe. Jest tak, jak napisał w swym felietonie prof. Zbigniew Hałat. http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=29733
Nie są w praktyce wypracowane i stosowane zabezpieczenia, które powinny nas chronić przed truciznami z powietrza, ziemi, wody, przemysłu  i  żywności. O większości zagrożeń statystyczny Polak niewiele wie. Dowie się dopiero, jak jego bliscy i on sam zacznie śmiertelnie chorować.
Tym akurat truciciele się nie przejmują. Znikły z Internetu dywagacje nad możliwościami żądania odszkodowań za zatrutą toksyczną solą żywność. Mają prawników, którzy  obrzydzą nam dochodzenie do sprawiedliwości i pozyskania pieniędzy na leczenie.

Ale chore  też , jeśli nie skorumpowane,  są media, które jednego dnia ogłaszają, że sól przemysłowa tysiącami ton  kupowana przez pośredników i zużywana do produkcji żywności, jest trująca, a drugiego - jakby nigdy nic, bez cienia wątpliwości, ogłaszają, że sól ta nie jest szkodliwa dla zdrowia.

Czy jest na to rada?
Oczywiście, że jest. Pora, by obywatele poczuli się gospodarzami we własnym kraju i zaczęli się skutecznie organizować w konkretnych sprawach. Sami z toksycznym dymem z tartaku nie damy sobie rady. Razem możemy zmusić do przestrzegania prawa.

Czy można być skutecznym w takich działaniach?
Nie mam żadnych co do tego wątpliwości. I wiem to z doświadczenia.
Na początku lat dziewięćdziesiątych zakłady gospodarki komunalnej w miastach szukały naiwnych mieszkańców okolicznych gmin, by przyjmowały na swój teren osady z oczyszczalni ścieków i śmieci, które nie mieściły się na starych wysypiskach.
Tak było i w mojej gminie. Osady miały być bezpieczne, a wysypiska szczelne, by trucizny nie przedostawały się do gruntu. Na składowiska doskonale nadawały się poeskaerowskie grunty. Wójtowi aż się oczy świeciły na myśl, ile to wpłynie do gminnej i chyba nie tylko gminnej, kasy za użyczenie terenu. Bankrutujący masowo rolnicy też skrycie marzyli o takim zarobku. Na szczęście  nie wszyscy ogłupieli.
Próbki osadów poszły do badania w laboratorium niezależnym od Sanepidu. Czego tam nie było! Cała tablica Mendelejewa. Po okazaniu radnym wyników badań  nie było chętnych na spór prawny z mieszkańcami. Pola sąsiadujące z torfakami zostały uratowane.
Warto czasem wyłączyć telewizor, spotkać się z mądrymi ludźmi i bronić siebie i swoje środowisko przed szaleńcami, którzy dla zysku gotowi nas rozcieńczonym arszenikiem poić.

To da się zrobić, pod warunkiem, że zaczniemy myśleć samodzielnie. Wystarczy zastanowić się, co będzie z firmami, które handlowały przemysłową solą, gdy zmusimy władze do podania ich adresów? Zbankrutują. I dobrze. Z dziadowskimi torbami pod most mieszkać powinni pójść ich właściciele.
Problem tylko w tym, że my boimy się utraty pracy, gdy je zlikwidują. Dlatego milczymy i milczą urzędnicy, politycy. Im też widmo utraty stołka czy miejsca na liście wyborczej spędza sen z powiek.
  Na tym właśnie polega machina korupcyjna; dla jednych stołek i łapówka, dla innych mandat, a dla nas zatruta żywność i środowisko, i praca za cenę utraty zdrowia, przedwczesnej śmierci w cierpieniu. Wciąż jednak mamy wybór. Co wybierzemy?

Adres ilustracji:
http://cdn29.se.smcloud.net/t/photos/thumbnails/153963/zabojcza_sol_640x0_rozmiar-niestandardowy.jpg

6 komentarzy:

  1. Jestem chemikiem i w swej naiwności byłem przekonany, że Sanepid trzepie losowo i z zaskoczenia producentów żywności, a tu okazuje się, że proceder z sola trwa 10 lat... i nic. I bałagan w stylu "tutaj kończą się kompetencje Sanepidu, a zaczynają Inspekcji Weterynaryjnej czy innej..." Odpowiednika amerykańskiego FDA to się pewnie nigdy nie doczekamy, bo dla kolesi i łapówek łatwiej mieć setkę instytucji bez kompetencji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślałam, ale od kiedy zamiast kapusty kiszonej mogę kupić jedynie "kwaszoną" octem i zaprawianą witaminą C, od kiedy "zawodowa niania" reklamuje dzieciom margarynę, przestałam w to wierzyć, chodzę do sklepu z lupą w torebce i czytam skład.
    Niestety, mogę jedynie zapewnić, że bezpieczna jest u nas jedynie sprzedawana maca. Pod warunkiem oczywiście, że nie dodano do nie soli przemysłowej ;-). Gorzki to żart, ale Sanepid czy inne instytucje służą albo do piaru rządzącym, jak w przypadku dopalaczy, albo do straszenia niepokornych. To najbardziej niewiarygodne i albo skorumpowane, albo zastraszone instytucje.
    Co do soli, to wiedzę zachowywano aż przydała się mafiozom. Nie o nasze bezpieczeństwo to chodzi. Tak przynajmniej sądzę. Jak aferę wykrywa radio RMF FM albo TVN , to na pewno nie chodzi o konsumentów. My dostajemy tak przy okazji ;-)
    O swoje musimy zacząć dbać sami.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kapuste kiszoną kupuje w "znajomym" sklepie i mam taką, że nos urywa ;-) ,a glupiutka niania nie ma wpływu na moje zakupy (a może ma, bo nie kupuje reklamowanej margaryny), no i przekaziorów (TVN, RFM) nie słucham, a jak coś wpadnie do ucha to z rezerwą ogromną podchodze... Ale faktem jest, że trzeba mieć oczy otwrte i głowę we właściwym miejscu, zeby się nie dać oszwabić, bo instytucje do tego stworzone same krecą duże lody...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja kapustę kiszę sama:-)Margaryny w ogóle nie używam a to może dlatego, że nawet za komuny była zakazana w stołówkach placówek oświatowych. Miałam okazję czytać dawne raporty pokontrolne. A tak w ogóle to pamiętam peerelowskie przysłowie: "Margaryna i ceres podnosi interes". Widać dziś ten interes podnosi sól. ;-)

      Usuń
  4. Kilka dni temu usłyszałem o "suszu jajecznym" skażonym bakteriami, czy wręcz rakotwórczym... Pewnie by się znowu nie wydał gdyby nie to, że "producent" postanowił zrobic jeszcze przekrety z leasingien i płatnosciami, a to wyszło przy okazji i zajmuje sie tym policja. To możemy już rozpedzić Sanepidy i Inspekcje Inne Liczne, gorzej nie bedzie, bo już byc nie może... Bo Sanepid tylko mąci "no sól techniczna", ale "nie jest szkodliwa", "jaja zgniłe" ale "nie są złe" ich zdaniem. Ręce opadają, a żyła na skroni wielka i pulsująca! (a w moim wieku zaczyna to byc niebezpieczne ;-) )
    PS Pamietam rok, czy dwa temu Inspekcja Handlowa po kontrolach odkryła liczne nieprawidłowości w "spożywce", ale nie mogła ujawnić u kogo i w jakich produktach (sic!), by kupujący mógł spokojnie "zagłosować portfelem" i odesłac "uczciwych" producentów do urzedów pracy jesli nie do pierdla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ogarnia przerażenie, bo to oznacza, że można wobec nas bez problemu zastosować nawet broń biologiczną.

      Ale to mogłoby się zmienić, gdyby działały poprawnie organizacje konsumenckie. Kiedyś wcisnął mi optyk zamiast soczewki szklane, plastikowe, które po pół roku rozwarstwiły się. Próbowano mi wcisnąć, że się na plastik zgodziłam.Chociaż zastrzegałam, że do czytania ściągam okulary, więc nigdy nie kupuję plastików, bo łatwo zniszczyć.
      Wystarczyła interwencja rzecznika Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, by w ciągu kilku dni szkła zostały zmienione z przeprosinami.

      Takie molochy jak Sanepid czy PIP to niewydolne biurokracje, które siedzą w kieszeniach właścicieli sklepów, restauracji czy zakładów pracy. I tylko są chłopcami do bicia nieposłusznych. Gdybyśmy mieli niezależną prasę, dawno już korupcja w tych instytucjach zostałaby uniemożliwiona. Pozostaje nam społeczne wymuszanie, ale na to potrzeba dojrzałości obywateli. Na razie jesteśmy pokornymi petentami.
      Budzimy zgorszenie nawet u sprzedawczyń, kiedy zwracamy spleśniały jogurt. Nadal np. maczkiem pisany jest skład produktu, podczas, gdy na oryginalnych opakowaniach np. niemieckich, mamy dużą czcionkę. W supermarketach mamy jajka tego samego producenta każdej numeracji. ;-) Chyba tylko naiwny uwierzy, że hodowca ma kury w klatkach, biegające po kurniku i na wolnym wybiegu.
      Szkoda słów. Wszystko oparte o korupcję i naszą niewiedzę.

      Usuń