13 czerwca br. Sejm przyjął nowelizację Ustawy Kodeks pracy oraz ustawy o związkach zawodowych. 3 lipca miał zająć się nią Senat. I jak na zawołanie pojawiła się też informacja o tym, że rząd pracuje nad wprowadzeniem ruchomego czasu pracy dla urzędników mianowanych. (Elastyczny czas pracy także dla urzędników)
Pisano o tym i mówiono w mediach.Oto jak głosowały poszczególne kluby parlamentarne:
Za przyjęciem nowelizacji, czyli wprowadzeniem ruchomego czasu pracy głosowało PO, PSL i RP. Przeciwny był klub PiS, SLD i SP, a także część niezależnych. Jak widać z wyników, nie było więc euforii zwycięstwa totalnego koalicji. Zastanawiać jednak może spora liczba, bo aż 14., posłów nie głosujących w tak ważnej sprawie z PiS, które od początku deklarowało swój sprzeciw. Warto też przyjrzeć się liście imiennej głosujących posłów.(Wyniki indywidualne)
Swój sprzeciw wobec ustawy ogłosiły wszystkie centrale związkowe.
Gorzkie przypuszczenia co do prawdziwych intencji budzi nikła kampania informująca społeczeństwo o skutkach wprowadzenia ruchomego czasu pracy i rocznego rozliczenia godzin nadliczbowych. Jest ona żenująco słaba i właściwie słyszalny medialnie wrzask podniósł się dopiero po przyjęciu ustawy przez Sejm.Tymczasem projekt rządowy wpłynął do Sejmu już 6 lutego 2013 r.
Nagłego przyspieszenia prace nad nim nabrały dopiero w czerwcu.
Cały proces legislacyjny możemy prześledzić i przeanalizować na stronie sejmowej. (Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks pracy oraz ustawy o związkach zawodowych)
A jest o czym myśleć.
Gdybyśmy częściej polegali na źródłach
informacji a nie doniesieniach dziennikarskich, z pewnością mielibyśmy
pełniejszy i rozsądniejszy obraz polskiej sceny politycznej.
W całej grze pozorów, nie tylko w tym wypadku, politycy chętnie
pomijają kontekst unijnych dyrektyw. Tymczasem wielu z nich zdaje
sobie sprawę, że mały jest już polski margines samodzielności prawnej,
co jednak nie szkodzi wygrywać buńczuczne akordy demagogicznego
sprzeciwu na koszt wyborcy.
Bywa też odwrotnie. Rzuca się informacje o prawie w innych krajach UE
po to, by pokazać, że jesteśmy zapóźnieni, bo inni już dawno nowe
prawo zastosowali.
I tylko uparcie grzebiąc w Internecie możemy
dowiedzieć się, że, owszem, niektóre kraje je wprowadziły, ale marnie
na nim wyszły, inne nie zamierzają dostosowywać się do pomysłów
unijnych komisarzy i czynią uniki legislacyjne.
Chętnie też w dyskusjach o prawach pracowników najemnych rzuca się
ideologiczne wtręty; ten to liberał i dlatego jest za, a ten to
socjalista i komuch.
Nie zamierzam jednak podejmować z nimi dyskusji. Szkoda czasu na
walkę z etykietkami bez treści.
Każda ze stron zdążyła już przedstawić swoje racje.
Rząd pieje peany na cześć swojej troski o obywateli, którym dzięki nowelizacji zapewni więcej miejsc pracy, choć związki nie mogą się doprosić do tej pory obiecanego wyliczenia korzyści pracowniczych.
Prezydent już wdzięczy się, do narodu puszczając oko, że wprawdzie będzie wam gorzej, ale ja poproszę pracodawców, by was i wasze rodziny za bardzo nie krzywdzili.
Nikt trzeźwo myślący nie próbuje nawet bronić tez rządowych, bo nie wytrzymują krytyki. Argumenty związkowe nie da się zbyć demagogią, że „Solidarność” chodzi na pasku PiS, zwłaszcza, że milczeniem trzeba pokryć niewygodny sprzeciw przyszłego koalicjanta - SLD i związanego z nim OPZZ, a także Forum ZZ.Prawdę powiedziawszy związki bez względu na sympatie polityczne musiałyby być samobójcami, by godzić się, choćby bez udawanego oporu, na zmiany w czasie pracy, wywalczonym przez II Międzynarodówkę pod koniec XIX w.
Faktem jest, że wraz z upadkiem polskiego przemysłu, rola związków
zawodowych mocno się skurczyła i jeśli mają przestać być
przechowalnią dla związkowych etatystów, muszą się na nowo
przeorganizować.
Niemniej związkowa krytyka tej ustawy jest
druzgocąca i co najważniejsze jak najbardziej rzeczowa.
To jest ustawa cofająca pracownika najemnego do roli przedmiotu, niewolnika z łaski opłacanego.
Dotąd, stymulowane różnymi unijnymi
dyrektywami i kryzysem finansowym banków, bezrobocie wymusiło pracę za
głodowe pensje i śmieciowe umowy, a 4, 5 młodych Polaków do emigracji
zarobkowej.
Teraz przyszła kolej na kredytowanie niewolniczą pracą właścicieli
przedsiębiorstw.
Najkrócej; będziesz pracował i otrzymywał zapłatę,
kiedy my będziemy chcieli.
Zapomnij o wakacjach z rodziną, urlopie na
remont, kredycie na książki dla dzieci do szkoły.
Kiedy nie dasz rady
i bank zlicytuje twoje mieszkanie, a dzieci odbierze ci sąd, bo
będziesz bezdomnym chorym żebrakiem, zawsze jeszcze pozostanie ci
szczaw i mirabelki, które posieje Niesiołowski na gruzowisku twego
wymarzonego domu.
I nie łudź się, że, obiecane przez opozycję i
związki zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy, zablokuje ją.
Akurat w tym wypadku jest to czysty chwyt erystyczny. Ta ustawa nie
łamie Konstytucji RP ani unijnej dyrektywy. A nawet gdyby, to wszyscy
znamy jak szybko pracuje TK, choćby na przykładzie zaskarżonej
nowelizacji ustawy emerytalnej.
Oczywiście, pracodawca nie jest aż takim jełopem, by pozbawiać swoją firmę młodych i wykształconych fachowców, ale czy oni akurat muszą mieszkać i zakładać rodziny w Polsce? Czy zwiększenie popytu na ich towary musi akurat oznaczać dobrobyt Polaków?
Ten cynizm, pozbawionych korzeni narodowych i związku emocjonalnego pracodawców z Polską, akurat mogę jakoś wytłumaczyć, wystarczy, że przypomnę sobie, kim jest Henryka Bochniarz i Lewiatan, ale w żaden sposób nie potrafię zrozumieć wprowadzania świadomego chaosu w funkcjonowanie i ograniczanie rozwoju gospodarki państwa polskiego przez rząd i parlament, podobno polski.
Nie trzeba być socjologiem, wystarczy mieszkać w Polsce, a nie tylko w Warszawie, by zrozumieć, co przyniesie ustawa o tzw. elastycznym czasie pracy i rocznym rozliczeniu zapłaty za godziny nadliczbowe.
Nie da się zmieniać prawa wybiórczo. To system naczyń połączonych.
Wprowadzając indywidualny czas pracy w poszczególnych
przedsiębiorstwach, nie tylko nie przybędzie nowych miejsc pracy, ale
wprost przeciwnie, zwiększy się drastycznie liczba bezrobotnych,
zwłaszcza w małych miastach i wsiach, a co za tym idzie pogłębi się
kryzys gospodarczy.
Do takiego funkcjonowania przedsiębiorstw trzeba
dostosować pracę szkół, przedszkoli, żłobków, urzędów, ośrodków
zdrowia i co najważniejsze możliwości komunikacji nie tylko miejskiej,
ale również z terenów wiejskich.
Już dziś wielu bezrobotnych mogłoby
podjąć pracę, gdyby miało czym dojechać do miasta czy najbliższego w
okolicy zakładu pracy, a koszty uzysku nie przekraczały nędznego,
wypłacanego na raty zarobku.
To nie przypadek, że w PRL funkcjonowała Państwowa Komunikacja Samochodowa (popularne pekaesy), a pociągi zatrzymywały się na każdej małej stacyjce. Komunikacja była dostosowana do pracy dużych zakładów produkcyjnych, po których nie ma już śladu w wielu prowincjonalnych miejscowościach.
Nie przypadkiem przy fabrykach funkcjonowały stołówki dla pracowników i rodzin pracowniczych. Wszystko to zostało zlikwidowane, nawet w szpitalach chorzy otrzymują odgrzewane w plastikowych pojemnikach posiłki, które co bardziej zadbanemu psu pysk by wykręciły z odrazą.
Do wszelkich zmian organizacyjnych życia społecznego społeczeństwo nie tylko musi dorosnąć psychicznie, ale przede wszystkim żyć na odpowiednim poziomie ekonomicznym. Nie da się z dziada zrobić pana, a takim dziś społeczeństwem jesteśmy. Choć podobno, to nasza wina, bo „są ludzie, którzy w taki sposób przyjęli styl swojego życia, że chodzą i grzebią po śmietnikach” - jak nam oznajmiła posłanka Platformy Obywatelskiej Kidawa - Błońska.
Upór, z jakim PO i jej etatowy przydupas - PSL, forsują ustawę zabijającą życie społeczne, kulturalne, rodzinne i możliwości wydobywania się z kryzysu poprzez zwiększanie popytu Polaków na wytwarzane w Polsce dobra, wytłumaczyć można tylko jednym;Platforma Obywatelska spłaca Lewiatanowi dług zaciągnięty w 2007 r. w czasie kampanii wyborczej, o czym pisano zaraz po wyborach, ale jakoś wyleciało nam to z głowy. Pora sobie przypomnieć i powtórzyć pytania, które wówczas zadał bloger Rewizor analizując Raport Kampanii Zmień Kraj Idź Na Wybory Jak zmanipulowano wybory 2007 roku
Tymczasem polskiej opozycji ( PiS, SLD, SP i związkom zawodowym) warto zadać inne pytania, na które czas sensownej odpowiedzi staje się coraz krótszy:
Czy na pewno jesteście przeciwni wprowadzonym 13 czerwca zmianom w Kodeksie pracy?I co naprawdę zamierzacie zrobić w przypadku ostatecznego jego wprowadzenia w życie wbrew polskiej racji stanu?
______________________________
Czas pracy – czas konfliktu______________________________________
W wersji audio możesz słuchać:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz