wtorek, 10 listopada 2020

Ślepa wiara w sukces kompromisu

„Wiceprzewodniczący Trybunału Stanu zwrócił się do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego o zbadanie czy protesty po orzeczeniu TK ws. aborcji inspirowane są z zagranicy – podaje Nasz Dziennik”, a zanim TVP info, onet, wp.

Sędzia Piotr Łukasz Andrzejewski w swoim wniosku zwraca uwagę na naruszanie przez protestujących prawa karnego, cywilnego i administracyjnego, narażanie kraju na szerzenie się epidemii.
Za szczególnie groźne uznaje podważanie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego jako uderzenia w fundamenty prawne państwa.

Jak podaje Nasz Dziennik, w piśmie swoim stwierdza, między innymi: charakter tych działań wskazuje na zaplanowane ich wcześniejsze przygotowanie organizacyjne, strukturalne o wymiarze terenowym i ogólnokrajowym, a zakres treści materiałów przygotowanych w tym celu oraz sprzętu wymagało struktur nie tylko w Polsce ale i zagranicą.

Tę informację powtórzyły media publiczne i niektóre portale, nie wzbudziła jednak większego zainteresowania w komentarzach na Twitterze. Prawdę powiedziawszy, nie dziwię się, bo nie trzeba wielkiej przenikliwości, by zauważyć reżyserię podobną do tej w innych krajach i kosztowne wydatki związane z realizacją protestów.

Zdziwienie budzi, że dopiero teraz taki wniosek sędziego TS pada. Można tylko mieć nadzieje, że i bez tego listu były i są prowadzone działania kontrwywiadowcze i rozpoznawani są prawdziwi mocodawcy protestów w Polsce i zagranicą.
Wszystkich nas zdumiewała bierność policji i negatywna reakcja ze strony Episkopatu, opozycji jak i przemilczenia rządu, na wezwanie wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego do obrony kościołów. Zapewnienie min. Mariusza Kamińskiego o zdecydowanych działaniach wobec protestujących nie potwierdziły się.

Ulice wielkich miast i małych miasteczek opanowała wulgarna wrzeszcząca dzicz spod znaku runa sig (Siegrune) przypominając najczarniejszy czas rozwścieczonych bojówek Hitlerjugend w III Rzeszy.
I ten właśnie znak wywołał we mnie skojarzenia z niemieckimi działaniami dywersyjnymi na Śląsku i w Gdańsku przed wybuchem II wojny światowej. Dywersanci przerzucali i organizowali magazyny broni, klamer do wykolejania pociągów, tzw. wybuchowych konserw „Pudliszek”, odbiorników radiowych, które miały przekazać rozkaz Hitlera o rozpoczęciu napadu na Polskę itp.
Władze polskie tropiły i aresztowały dywersantów, a niektórych przyłapanych później z bronią w ręku, rozstrzelano. I tu podnosił się wrzask na cały świat w prasie niemieckiej, jak to nieludzko Polska traktuje niemiecką mniejszość.
Niestety, nasi sojusznicy z naciskiem interweniują, by nie drażnić Niemców. Na rozkaz Becka wypuszcza się z więzień aresztowanych dywersantów. Z tysiąca pięciuset wolno było zatrzymać tylko pięćdziesięciu.

Kiedy nastąpiło w sierpniu odprężenie i ludzie wrócili do swoich zajęć wierząc, że nie wybuchnie wojna, piekło zaczęło się w Gdańsku. Melchior Wańkowicz w książce Wrzesień żagwiejący tak opisuje:
"Ulice Gdańska zaroiły się mundurami, ludność niemiecka została powołana pod broń. Ludność polska poddana terrorowi”, między innym, przez rozszalałe puszczone ze smyczy bojówki Hitlerjugend.
Tak, z takimi samymi znakami, jakie mają maseczki protestujących kobiet dziś w Polsce.
Dlaczego po przeczytaniu artykułu Scenariusz napisany zagranicą? skojarzył mi się on z przygotowywaniem pretekstu do napaści na Polskę we wrześniu 1939 r?
Wiem, że historia nie powtarza się dosłownie, ale mechanizmy działań w polityce są takie same i cel też. Podporządkowanie sobie krajów Środkowej Europy.
Każdy kto obserwuje to, co dzieje się w kraju i w Brukseli w Komisji Europejskiej za prezydencji niemieckiej nie może mieć wątpliwości, o co w tym wszystkim chodzi.

Hitler zakładał przejmowanie państw rozsadzając je wewnętrznie poprzez dywersję, chaos, poczucie zagrożenia i wysyłanie fałszywych obrazów sytuacji w świat. Niemcy byli ofiarami i bronili swoich obywateli, mieli według strategii Hitlera prawo do interwencji. Tak o zrozumienie prosił führer ambasadora Francji.
Żaden kraj, mający poczucie honoru, nie mógłby tolerować polskich prowokacji. Francja, będąc na miejscu Niemiec, już dawno wypowiedziałaby wojnę.

Dziś nie o napaść zbrojną na Polskę chodzi, a o podporządkowanie sobie jej nękaniem, oskarżaniem o łamanie wartości europejskich, obalenie polskich instytucji, w tym TK, wywoływanie chaosu, załamania gospodarki i zmęczenia Polaków.

Wiceprzewodniczący TS zwraca uwagę, że scenariusz jest taki sam jak przy protestach Black Liwes Matter, atakuje się świętości, tradycję i wartości.

Przed 71 laty Polska po interwencji sojuszników odwołała mobilizację, a kiedy ją powtórzyła, było za późno. Dziś ślepa wiara, że trzeba rozmawiać i negocjować, bo wszystko da się ustalić na zasadzie kompromisu, może nas drogo kosztować.
Nie łudźmy się, agentury mamy w Polsce w bród i to nie tylko z Niemiec. Celem protestów nie jest prawo do zabijania na życzenie. Ten cel zostanie osiągnięty, gdy uda się obalić legalnie wybrany rząd. Reszta samo już przyjdzie.
Zapraszam do słuchania
audycja 1197 (czwartkowa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz