środa, 25 listopada 2009

My - Oni, a bohaterowie niemodni

Wystarczy podzielić i wszystko gra. Podział stary jak świat. Moje pokolenie na tym budowało swój patriotyczny kręgosłup. Każdy, kto mienił się opozycjonistą, słusznie czy nie, był „MY”. Każdy, kto wspierał służbą, działalnością polityczną, przynależnością do partii, ORMO, TPPR itd., komunistów, PRL, był „ONI”
My - patrioci, polska prawica, antykomuniści, monarchiści, tradycjonaliści, narodowcy.
Oni – komuchy, TW, esbecy, ubecy, sądowi mordercy, partyjne sprzedawczyki.
Oni – Żydzi, Niemcy, Ruscy.
My – Polacy
Oni – świat, który nie rozumie polskiej duszy, zdradził, oszukał
My – wiecznie między wrogami, biedni i cierpiący

Zakłócę społeczny mir, gdy stwierdzę, że podziały wcale nie są takie proste i jednoznaczne?

Mogłabym wiele przykładów dać ze swego otoczenia i swego życiorysu. Może jednak nie warto swojej miarki wielkości zmywaka przykładać do historii? :)

Historia naszego MY – ONI skupia się jak w soczewce w losach Emila Fieldorfa, Witolda Pileckiego czy Ryszarda Kuklińskiego.

Każda z tych postaci to złamany stereotyp podziału na MY –ONI. Każdy z nich był patriotą, ale żaden z nich nie doczekał się uznania całego narodu, ani też wszystkich jego przedstawicieli w wolnej, suwerennej podobno Polsce.
Gesty raczej wymuszone i teatralne, takie trochę czasem na odczepnego.
Warto natomiast przypomnieć, jaki naprawdę jest stosunek do polskich patriotów na przykładach z ostatnich miesięcy, a nawet dni.

Generał „Nil” – brak osądzenia katów. Nieważne, że zamordowano polskiego generała służącego Ojczyźnie w walce z okupantem. Istotne jest to, że trzeba by było w procesie ujawnić, iż oprawcami byli Żydzi - komuniści. Tak jakby Polacy o tym nie wiedzieli. :-)
„Przeważnie to byli sędziowie i prokuratorzy pochodzenia żydowskiego. Więc właściwie ja twierdzę, że gdyby mój ojciec był Żydem i Polacy by go tak skazali, to Polacy byliby już dawno osądzeni. A ponieważ jest odwrotnie, to niestety mamy to, co mamy”.
– powie córka Maria Fieldorf – Czerska w filmie „On wierzył w Polskę”.
Słowa te zmanipulował Ryszard Bugajski czyniąc z Pani Marii antysemitkę i musiał przeprosić.
http://wyborcza.pl/1,76842,6532430,Ryszard_Bugajski_do_Marii_Fieldorf_Czarskiej.html


Rotmistrz Witold Pilecki – Owszem, zrehabilitowany, odznaczony pośmiertnie, IPN wydał album z listą tych, którzy wydali na niego wyrok. W ostatnich dniach do zainteresowanych czytelników trafiła też książka Wiesława Jana Wysockiego „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948”. Nadal jednak budzi niepokój i nie jest osobą, z której wszyscy Polacy są dumni. Czego symbolicznym dowodem niech będzie brak odpowiedzi większości europosłów na petycję Fundacji Paradis Judeorum
http://mementomori.salon24.pl/128730,numery-z-auschwitz-prosza-o-twoj-gest

oraz wrocławskiego skandalu. Dlaczego Wrocław nie chce Pileckiego? http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,78999,7277591,Rotmistrz_Pilecki_a_wroclawski_patriotyzm___polemika.html

Ryszard Kukliński – ta postać wydawałoby się nie powinna budzić żadnych emocji. Wprost przeciwnie. Można było oczekiwać od „Gazety Wyborczej” i całego salonu poprawnego politycznie entuzjastycznych artykułów na temat patriotyzmu w Ludowym Wojsku Polskim. Tam też walczono z komunizmem i o suwerenną Polskę.
Śledząc losy Ryszarda Kuklińskiego nie można temu zaprzeczyć.
A jednak. Z trudem wymuszony na polskich władzach proces rehabilitacyjny. Naciskom Brzezińskiego, ambasadora USA w Warszawie, głośnemu apelowi Zbigniewa Herberta nie oparł się jednak ani Miller, ani Kwaśniewski, choć to można by było jakoś jeszcze wytłumaczyć, ale nie kto inny tylko legenda, wódz, ten który podobno obalił komunizm -prezydent Lech Wałęsa.
A wielki „opozycjonista”, Adam Michnik pisze w czasie pierwszej wizyty Ryszarda Kuklińskiego w Polsce:
„Jeśli ten cały festiwal [towarzyszący wizycie Kuklińskiego] ma oznaczać, że stosunek do Kuklińskiego i amerykańskich służb specjalnych stanie się testem na patriotyzm Polaków, będzie to żałosny finał polskiego marzenia o wolności”
.

Michnik nie musiał się obawiać ostracyzmu ani w środowisku dziennikarskim, ani w opinii społecznej. W jednym z sondaży 46% respondentów uznało, że Kukliński „zdradził interesy państwa polskiego”, podczas gdy 16% uważało, że „zachował się jak patriota”. W sondażu tym 59% respondentów uznało wprowadzenie stanu wojennego za czyn patriotyczny, a tylko 15% za zdradę interesów Polski.

Nie mogę odmówić Michnikowi zdolności prorokowania. Tak. To prawda.
Ryszard Kukliński stał się testem polskiego patriotyzmu i miarą stopnia urzeczywistnienia marzeń o wolności. Podobnie jak generał Emil Fieldorf i rotmistrz Witold Pilecki.
Nie wiem, jakich dziś udzieliliby Polacy odpowiedzi na jego temat, ale wiem, że wciąż nie jesteśmy wolni, również dlatego, że tak do końca tej wolności wcale nie pragniemy. Film „Gry wojenne” Dariusza Jabłońskiego nie przebił się do powszechnej świadomości Polaków. Mimo zapowiedzi w wielu miastach nie mieli oni możliwości zapoznania się z tym dokumentem. Czy byliby jednak chętni do jego obejrzenia? A może przyniósłby kinom straty?

Podobnie jest z serialem. W okolicach godz. 23 Polacy na TVP 1 mogą w poniedziałki obejrzeć serial w pięciu odcinkach „Gry wojenne”,(pozostały jeszcze trzy).
Godziny jego emitowania nasuwają nieuchronnie pewne podejrzenie; wciąż o tym, kto jest bohaterem a kto nie, kto patriotą a kto zdrajcą nie decydują sami Polacy.

W tym wszystkim dręczy mnie szczególnie jedno pytanie. Czy podział na MY – ONI w tej sprawie przebiega na linii NARÓD – KOMUNIŚCI i ICH SPADKOBIERCY?

W jednej z przesyłek Ryszard Kukliński doniósł, że do generałów dotarła wreszcie świadomość, iż nie da się wprowadzić stanu wojennego i zlikwidować „Solidarności” bez choćby częściowego przyzwolenia społecznego.
Na to przyzwolenie ciężko pracowali reżimowi dziennikarze, politruki i agenci SB w strukturach „Solidarności”.
I przyzwolenie trwa do dziś, niestety, już nie tylko po „ICH” stronie ale i „NASZEJ”.

Czyżby bohaterowie byli już niemodni?

wtorek, 17 listopada 2009

Jak teraz wyglądacie, przyjaciele

Tak śpiewa Tadeusz Sikora. Treść ballady dotyczy najnowszej historii Polski i  gorzko podsumowuje postawy moralne Polaków. A ja zapamiętałam refren i  wciąż nucę go myśląc o pewnym salonowym faux pa. – „I jak teraz wyglądacie, przyjaciele”?
Jakoś nie mogę się otrząsnąć po awanturze wokół utworzonego przez MarkD „Hyde Parku” i w konsekwencji likwidacji przez salon blogu Niepoprawnego www.radiapl.pl.

Potrafię zrozumieć, że komuś może nie podobać się taka krytyka, że czuje się właścicielem portalu i nie ma zamiaru tolerować tego, co uważa za obraźliwe  czy krzywdzące. Przecież każdy z nas robi to samo w swoich blogach.

Tylko nieliczne portale pozwalają sobie na luksus natychmiastowego umieszczania komentarzy.(Takiej formule wierni są na przykład niepoprawni.) Niektóre  z nich do tego stopnia troszczą się o czystość poglądów, że tylko wtajemniczeni potrafią tam umieścić komentarz. Mnie  nigdy nie udało się wyrazić swojej opinii  na  www.niezalezna.pl . Albo jestem taki tępak informatyczny, albo moje komentarze są nic nie warte. Nie wnoszę reklamacji, bo w końcu niby dlaczego wszyscy mają mnie cenić i lubić. Ja też nie wszystkich cenię, i nie wszystkich lubię. Staram się jednak szanować, nawet najbardziej prymitywnego trolla, przynajmniej do czasu.

Nie wnosiłam też głośnych reklamacji, kiedy bez mojej wiedzy cięto mi komentarze gości. (Choć swoje zdanie listownie wyraziłam. Nawet nie wiem jednak czy je uwzględniono.) To jest salon publicystów, a ja jestem tylko autentyczną nie udawaną „mamą Katarzyną”, emerytką, belferką, która lubi wiercić dziury w całym.

Dlaczego dziś postanowiłam  zabrać głos?
Są granice, których nikt nie powinien przekraczać, nawet właściciel czy administrator tak znanego portalu, jakim jest www.salon24.pl A to właśnie stało się w przypadku niezadowolenia z blogu MarkD.
Furia, z jaką zaatakowano Jego blog może niektórych, co bardziej zrelaksowanych i zdystansowanych do blogosfery, nawet rozśmieszyć. Bo jak tu nie śmiać się, kiedy ktoś, niby dorosły i poważny człowiek, wycina wszystko, jak leci, z zakładki i nawet funkcje formatowania blokuje, a licznik kasuje?
Skoro ma taką władzę i wszystko może, to uczciwość nakazywałby po prostu w to miejsce umieścić informację:
TO JA, ADMIN, BYŁEM TU I ZROBIŁEM WRESZCIE PORZĄDEK. JESTEM TU U SIEBIE I WOLNO MI ROBIĆ, CO ZECHCĘ.

Święta racja. Mam pieniądze, mogę być wydawcą, administratorem i mogę pisać, co chcę. Znajdą się „pożyteczni idioci”, tacy jak np. MarkD, mama Katarzyna, czy wielu innych nie odznaczonych na czerwono czy zielono, którzy bezinteresownie i bez pieniędzy nagonią nam trochę czytelników. Prowadzą blogi w różnych miejscach, tam umieszczają linki, między innymi, prowadzą one do salonu, wypełniają przestrzeń wirtualną radiem, w którym też czytają to, co opublikowali w salonie.
Nie są na świeczniku blogerów. Choć pióro czasem cięte i pożyteczne, to im jednak przede wszystkim zależy na pisaniu tu. Mamy na nich bicz, jak będą niegrzeczni, możemy ukarać. Dzięki temu nie musimy sami prowadzić kampanii reklamowej. „Pożyteczni idioci” zrobią to za nas. Będzie więcej reklam i więcej możliwości tworzenia salonu politycznego w stałej gotowości wyborczej. Salon to miejsce, o które powinni się bić piarzy, dziennikarze, bo tu „pożyteczni idioci” wydobędą z niebytu  ich artykuły czy podsunięte do wałkowania tematy.

MarkD żegnając się z gośćmi swego/”nieswego” blogu
 http://markd.salon24.pl/137967,pozegnanie-z-s24  próbował dociec przyczyn ukarania za jego nieprawomyślność niepoprawnego radia.
Ja znajduję tylko jeden powód. 
Ktoś bardzo ważny i bardzo nerwowy miał trochę czasu i wysłuchał kilku audycji radiowych. Niby szumiało, niby trzeszczało jak dawniej przy słuchaniu Wolnej Europy, czasem przynudzają zbyt długimi tekstami, ale… no właśnie ale…co mogło tak zdenerwować naszego wirtualnego słuchacza, że postanowił, co postanowił?;)
Przecież nie robi się awantury wokół czegoś, co nie ma żadnej wartości!

Każdy ma możliwość wyrobienia sobie własnej opinii, radia można słuchać na okrągło, również audycji minionych. Każdy też ma możliwość wyrażenia własnego zdania, jeśli ma życzenie, we współpracy z radiem, we własnym blogu lub na własnej stronie.
Tak, dokładnie, jak w salonie robią to blogerzy z ważnymi tekstami publicystów i dzięki temu salon do niedawna był  politycznym HYDE PARKIEM. Piszę: do niedawna, bo to się już „ne wrati”.;
( Nie będzie nam „konkurencja pluła w blog, nie będą czepiali się nas sponsorzy. DOŚĆ! BASTA! FORA ZE DWORA!
Czy tak, Panie Igorze Janke, mam rozumieć potraktowanie  MarkD  i przy okazji obrażenie pozostałych współpracowników radia?
Czy gdyby  komentarz,  adresowany do Radosława Krawczyka, taki jak mój http://markd.salon24.pl/137330,do-markd-od-radoslawa-krawczyka#comment_1896931

napisał znany bloger czy dziennikarz, mógłby pozostać bez odpowiedzi?

Dla sprawdzenia czy mam  rację, czy może  bez potrzeby zajarzyłam się, umieszczam tekst tego komentarza tu. Może się jednak doczekam odpowiedzi?
Tymczasem nieskromnie powtórzę pytanie z ballady Tadeusza Sikory - „I jak teraz wyglądacie, przyjaciele”?

środa, 11 listopada 2009

Nie zdążyliśmy na spotkanie


Czekaliśmy przed wejściem do kościoła Najświętszego Serca Jezusowego w Olsztynie na trumnę z ciałem Grażyny Langowskiej.
 
W gęstniejącej gromadzie raz po raz odzywały się entuzjastyczne okrzyki: Witaj! Boże, jak ja cię dawno nie widziałam! Pięknie wyglądasz. Co porabiasz? Popatrz, znowu spotykamy się na pogrzebie… To stara „gwardia”, kombatanci „Solidarności”, pierwsi pracownicy Kuratorium Oświaty  po wyborach 1989 r., nauczyciele olsztyńskiej samochodówki, gdzie pracowała Grażyna jako nauczycielka języka polskiego, zakładała „Solidarność”…Ilu w gęstniejącym tłumie było Jej uczniów? To wiedzą oni sami. Przyszli, pożegnali swoją nauczycielkę.
 
Gdzieś tam raz po raz trzaskały drzwi od samochodów służbowych. Z jednego z nich wysiadł sam Jarosław Kaczyński. Przyjechał pożegnać koleżankę z PC. Szkoda, że dopiero teraz, że nie zainteresował się, jak Jej się wiedzie po śmierci męża…
 
Wszystko jeszcze przed tobą, szefie. Gorycz osamotnienia nie omija nikogo, a wobec cierpienia i śmierci jesteśmy równi. Niektórzy nazywają to sprawiedliwością. A ja tak na własny użytek nazywam to ostatnią lekcją pokory.
 
Kiedy odchodzą najbliżsi, przyjaciele, znajomi nieodmiennie powracają wspomnienia.
 
Zamykam na chwilę oczy, wciskam głowę w kaptur, chronię się przed wiatrem i dojmującym zimnem. Znikam w mojej przestrzeni.
Mroźny wieczór 15 grudnia. Msza św. w Sercu Jezusowym. Gorączkowe rozglądanie się po ławkach i kątach kościelnego mroku. Kto jest? Kogo nie zabrali? Potem „Boże coś Polskę” przez łzy i zaciśnięte gardła, ale z podniesionymi w znaku zwycięstwa palcami. Niewielu idzie do wyjścia, większość przemyka chyłkiem do zakrystii… tam wiadomości. Strajk w OZOS „Stomil”. Nie wszystkich internowano, niektórych teraz aresztują, biuro zdemolowane…
 
Bezładne  rozmowy,  przerywa Rysiek Langowski. Już się dowiedzieli…jadą.... Rozchodzimy się, każdy do swojej rzeczywistości…
Niektórzy do tej mrocznej, zamkniętej zobowiązaniem do współpracy. Siądą po powrocie przy stole, może z kieliszkiem „moskowskoj”, a może tylko z herbatą i napiszą swój pierwszy raport ze stanu wojennego.
 
Wychodzę z mężem na dziedziniec kościelny. Idziemy w kierunku plebanii. Przed wejściem gromadka ludzi. Na schodach skulona Grażyna. Opowiada o tym, co działo się w „Ozosie”. W głosie i zachowaniu wyczuwamy lęk. Już wkrótce okaże się, jak bardzo uzasadniony. Co stanie się z małą Lenką, gdy ich aresztują?
Przez moment niezłomna Grażyna, która nigdy nie cofała się przed wypowiedzeniem i zrobieniem tego, co uważała za słuszne, była zwykłą, zagubioną mamą, przerażoną niewiadomą przyszłością.
 
Przyjeżdża samochód pogrzebowy.
Brązowa trumna z bukietem kwiatów, na progu abp Edmund Piszcz, ks. infułat Julian Żołnierkiewicz. Któż, jak nie oni, najlepiej Ją znali. Tyle  godzin rozmów … i z tych lat konspiracji, więzienia, beznadziei i tych triumfu; poselskich, kuratoryjnych, kiedy było się na lokalnym i krajowym świeczniku, a potem poczucie przegranej, choroba męża, jego śmierć.
 
A ja spinam swoje osobiste wspomnienia.
Koniec sierpnia bieżącego roku. Jedziemy do Warszawy na kolejną rozprawę z przeszłością. Zeznaje Grażyna. Nie ma najmniejszych oporów, by opowiedzieć przed młodymi, nie pamiętającymi w pełni tamtych czasów; sędzią i prokuratorem wojskowym, jak to było z tym ludowym wojskiem w stanie wojennym. Z torebki wygrzebuje tomik wierszy więziennych Władka przepisanych przeze mnie ręcznie z grypsu dla Niej. Czyta:
„Był taki dzień
Myślałem
Że zostałem sam
Bo wszystko zgasło /../
Ale dostałem wiadomość
Świat przestał milczeć… / „Rondo spacerowe” Grażynie Langowskiej ZK Barczewo 1984/
 
O dziwo, sędzia nie przerywa, słucha z uwagą, każe notować i tylko prokurator powątpiewa. Przecież wojsko to nie SB! Czy zdaje  sobie sprawę, że ta krucha starsza pani opowiadająca o wyrokach wydawanych przez wojskowe sądy w czasie wojny Jaruzelskiego z własnym narodem, to KTOŚ, legenda olsztyńskiej „Solidarności”, a nie zwykły świadek?
 
Wracamy.  W autobusie przysypiam ze zmęczenia. Pod powiekami wciąż obraz Grażyny robiącej prokuratorowi przyspieszony kurs z wiedzy na temat współdziałania LWP z SB.
 
Umawiamy się, że spotkamy się po uprawomocnieniu wyroku…*
 
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Gra%C5%BCyna_Langowska                                                                

środa, 4 listopada 2009

Polaków ucieczka od wolności


 Raz po raz polską opinię publiczną prowokują zagraniczne media. Lista gazet używających określenia „Polish death concentration camps" (polskie obozy koncentracyjne) robi się coraz dłuższa; New York Times, The Guardian, The Australia.
Kiepskim „żartem”,  który szczególnie powinien boleć, wydają się takie sformułowania w niemieckiej prasie.
"Der Spigel”, "Bild", "Der Tagesspigel, "Stern", "Focus”, „Die Welt”…by wymienić tylko niektóre z nich.
 
Jeśli dołączymy do tego amerykańskie najważniejsze stacje telewizyjne ABC News CBS News, które użyły zwrotów "Sobibór – Polish Nazi death camp" i "Poland's Treblinka death camp" czy choćby portal internetowy niemieckiej telewizji NTV – to nie możemy faktów tych już tłumaczyć nieuctwem dziennikarzy czy niefortunnym przejęzyczeniem.
 
Nazi Polandnie nie zabrakło w hiszpańskiej „Publico”, ani w izraelskim dzienniku "Haaretz". Polskie obozy – to termin użyty również przez Centrum Szymona Wiesenthala. A my  wciąż problem ten bagatelizujemy. Bagatelizują go również ci, którzy za ochronę polskich dóbr i dobrego imienia Polaków biorą na placówkach dyplomatycznych ciężkie pieniądze. Dodajmy; nasze pieniądze.
 
Kiedy Żydzi i państwo Izrael reaguje na choćby najmniejszy, prawdziwy czy domniemany przejaw antysemityzmu, nasze władze ograniczają się do żądań sprostowania i to nie zawsze.
 
Czy tym razem będzie inaczej?
"<> – tak o hitlerowskim obozie Auschwitz napisał włoski dziennik „La Repubblica” w relacji z wizyty na terenie obozu grupy ponad 200 studentów z Rzymu wraz z burmistrzem Giannim Alemanno" doniósł „Wprost” na stronie internetowej. Nie był to bynajmniej news, skoro wielu z nas dowiedziało się o tym z blogu „memento morii” Michała Tyrpy.  Zdążyliśmy się już przyzwyczaić?A czy kiedykolwiek nasze reakcje były inne?
 
Zeźlony bierną postawą Polaków Rafał Ziemkiewicz napisał to, co dla nas powinno być oczywiste.
„Nie liczmy, że ktoś na świecie zada sobie za nas trud wojowania z fałszywym stereotypem, /…/ Świat powie: sami Polacy, ci światlejsi (światlejszych poznaje się na świecie po tym, że się odcinają i deklarują wstyd za polski antysemityzm, ciasny katolicyzm i konserwatywnego papieża) o tym mówią, a poza tym, skoro wszyscy o Polakach tak piszą i ci nigdy nie zaprotestowali, nigdy nie wytoczyli procesu, to najlepszy dowód, że to wszystko prawda”.
 
Na tej samej internetowej stronie odnajduję informację o tym, że Polak ze Świnoujścia pozwał „Die Welt”  za sformułowanie tej gazety “polski obóz koncentracyjny Majdanek”.
Czy tylko 43-letniego Zbigniewa Osewskiego dotykają sformułowania naruszające dobre imię Polaków w świecie i umacniające kłamstwa o „polskich obozach”?
 
Nieodmiennie reaguje na nie publicysta Michała Tyrpa i Jego Fundacja Paradis Judaeorum http://mementomori.salon24.pl/134338,polski-oboz-koncentracyjny-znow-w-europejskiej-prasie
W liście do Ambasadora Nadzwyczajnego i Pełnomocnika Rzeczypospolitej Polskiej w Rzymie domaga się „ zdecydowanej akcji prawnej przeciwko autorom aktu zniesławienia dobrego imienia Polski - redaktorom i wydawcy dziennika "La Repubblica".
 
Tym razem nie potrafiłam dodać otuchy Panu Michałowi w Jego zdecydowanej wojnie, jaką wydała Fundacja szkalowaniu Polaków. Prędzej zrobią z Pana czy ze mnie oszołoma,  niż będzie jakakolwiek reakcja na ten list. Smutne. Widać nie wszystkich Polaków to obraża. – napisałam w komentarzu.
 
A no, widać nie wszystkich. Więcej szczęścia mają Niemcy, którzy dochodzą swoich majątków przed polskimi sądami. Tu o ich sprawy wojują z determinacją polscy (sic!) adwokaci.
 
Michał Tyrpa robi swoje. Doskonale wie, że postać Witolda Pileckiego mogłaby wiele krzywdzących stereotypów o Polakach wyprostować. Zamknąć też usta tym, którzy na tragedii Holokaustu próbują zbijać kapitał nie tylko polityczny. Wiedzą o tym wszyscy, którzy nie wahali się podpisać w tej sprawie petycję do polskich eurodeputowanych.
 
Ale przecież nie wystarczy popularyzować wiedzę i dobijać się w zniewolonych mózgach europosłów prawdy o polskiej racji stanu w uznaniu przez Europę Rotmistrza za bohatera II wojny światowej.  Polakom zwyczajnie potrzebna jest ochrona prawna dóbr osobistych. Nic tak nie wychowuje jak kieszeń. Tymczasem kolejne gazety śmieją się nam w nos.
 
Żaden Polak nie poczuł się obrażony „polskimi obozami koncentracyjnymi” oprócz Zbigniewa Osewskiego? Żadna kancelaria adwokacka nie chce pomóc w sformułowaniu pozwu i pokierowaniu sprawą w kolejnych przypadkach arogancji zachodnich mediów?!Aż tak uciekliśmy od wolności, że nic nie jest nas w stanie obudzić, nawet pieniądze ?! O dumie narodowej i patriotyzmie boję się już nawet wspominać.
 
W mroczny czas  II wojny światowej  Erich Fromm napisał:
„Mimo pozorów optymizmu i inicjatywy, człowiek współczesny przepojony jest głębokim uczuciem niemocy, która sprawia, że martwym wzrokiem wpatruje się w zbliżającą się katastrofę, jak gdyby był tknięty paraliżem”.
 
Tak widział człowieka współczesnego psycholog amerykański pochodzenia niemieckiego w 1941 r. Wydaje się, że niewiele od tamtego czasu się zmieniło. A powtórka z historii nie jest wcale wykluczona. Odradzający się faszyzm, rasizm  i ciągoty młodych ludzi do idola Che może być dowodem, że niczego nie nauczyła zachodnią cywilizację ani rewolucja październikowa i komunizm zaprowadzany na bagnetach Armii Czerwonej, ani I, ani II wojna światowa. Niczego nie nauczyli się też Polacy.
 
„Martwy wzrok i społeczny paraliż” dręczy również nas i sprawia, że zatraciliśmy jako naród nawet instynkt samozachowawczy.
Może i ucieczka od wolności to wygodny sposób na życie, ale czy bezpieczny?