środa, 21 września 2011

Mistrz bioetyki w Niepoprawnym Radiu PL

Obywatel Republiki Włoskiej, uczony polski za granicą. Profesor zwyczajny (professore stabile ordinario) w zakresie filozofii i teologii moralnej. Dr hab. nauk teologicznych – teologia moralna, bioetyka. Master bioetyki. Master italianistyki, a nade wszystko niezwykle ciepły, umiejący i chcący rozmawiać z każdym, radosny człowiek. Próżno by szukać w nim cokolwiek z napuszoności profesorskiej togi.


Nie, nie przybył do nas z Włoch. III Liceum Ogólnokształcące im. Unii Lubelskiej w Lublinie może być dowodem, że nawet w stanie zimnej wojny generała z narodem możliwe jest kształcenie i wychowanie ku najpiękniejszym wartościom; ku Bogu, miłości Ojczyzny i filozofii, którą fascynuje Prawda i Osoba stworzona na obraz i podobieństwo Boże.

Może kiedyś Profesor sam nam opowie nie tylko o swojej drodze naukowej, ale również o dojrzewaniu do kapłaństwa i swoich zainteresowaniach z dziedziny teologii moralnej i, przede wszystkim, bioetyki, realizowanych początkowo w murach Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a potem na Wydziale Teologicznym Północnych Włoch w Mediolanie (Facolta Teologica dell’Italia Settentrionale w Mediolanie), w Szkole Medycznej i Nauk Humanistycznych również w Mediolanie (Scuola di Medicina e Scienze Umane HSR Istituto Scientifico w Mediolanie).

Ks.prof. dr hab. Artur Jerzy Katolo, prowadzący od lat pracę dydaktyczną ze studentami, zarówno w Polsce jak i w słonecznej Kalabrii, bo o nim tu mowa, zajmuje się z pasją jedną z najmłodszych dziedzin nauki, której rozwój wymusił okrutny XX wiek oraz biologiczne i medyczne osiągnięcia naukowe, o jakich ludziom minionych wieków nawet się nie śniło.

Wszystko zaczęło się u początku minionego wieku w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Dziś nadal uczeni spierają się o zakres nauk bioetycznych i samą definicję bioetyki. Nie ulega wątpliwości, że miarą problematyki książek, prac i artykułów Arturo Katolo jest definicja bioetyki, którą sam podaje w swojej pracy „ABC BIOETYKI”.
„Bioetyka jest nauką poszukującą rozwiązania problemów natury moralnej, które rodzą się w granicznych momentach życia: poczęcie, narodziny, choroba i śmierć”.

http://www.apologetyka.katolik.pl/inne-polemiki/77

Te problemy to, między innymi: inżynieria genetyczna, klonowanie, sztuczna prokreacja, aborcja, transplantacja organów, eksperymenty na człowieku.


Tytuły książek: "Contra in vitro", "La medicina disumana. Politica sanitaria del Terzo reich" czy artykułów takich jak: "Embrion ludzki – osoba czy rzecz?", "Bezdroża antykoncepcji", "Moralny obowiązek pomocy dziecku nienarodzonemu...", "Jakość życia, obsesja zdrowia i homo continuus", "Status embrionu ludzkiego", "Prawo dziecka niepełnosprawnego do życia", "Sztuczne zapłodnienie w kontekście prawdy o ludzkiej płciowości", "Związki nieformalne – niektóre aspekty prawne i moralne", "A historia kolem sie toczy...Powrot hitlerowskiej etyki medycznej?", "L'anatomia del totalitarismo nelle teorie di Orwell", "Etica medica nazista" – mówią same za siebie.

Czy trzeba dodawać, że są to najważniejsze w tej chwili problemy dotyczące każdego z nas? Od przyjęcia rozumem i sercem wiedzy o człowieku, o uwarunkowaniach biologicznych, medycznych, ale i prawnych, wynikających z prawa naturalnego i pozytywnego, zależy jego los.


Nie da się uniknąć tych problemów, bo one już dawno wkroczyły w sferę polityki, a rozwiązania często decydują o ludzkich losach wbrew naszemu pożytkowi i bezpiecznej przyszłości.

Dlaczego o tym piszę?
Ks. Artur Katolo jako bioetyk, naukowiec gości w naszym radiu już od dłuższego czasu. A wszystko, co sam przekazał i co również ja mogłam tu przeczytać, dotyczy spraw fundamentalnych, choć może nie wszyscy to zauważyli. W ferworze dyskusji politycznych umykają nam sprawy naprawdę ważne, jak choćby wymuszanie poprzez działalność ONZ na krajach ubogich prawa aborcyjnego za cenę udzielanej pomocy czy ta ostatnia, z naszego podwórka, usprawiedliwiająca ubezpołodnienie Pani Szwak bez jej zgody.

Większość z naszych słuchaczy zna już film Grzegorza Brauna „Eugenika w imię postępu”, który ukazuje, między innymi, jak „szczytne” idee udoskonalenia społeczeństwa zaowocowały uznaną prawnie w wielu amerykańskich stanach sterylizacją osób upośledzonych. Nieodparcie kojarzą się one z uzasadnieniem sądu umarzającego sterylizację kobiety, “która ze względu na swoje upośledzenie mogłaby zajść znowu w ciążę”.

Przypominają one o, stosunkowo niedawnej, aferze na Słowacji, podejrzeniu o ubezpłodnienie stu kobiet romskich przez tamtejszych lekarzy czy podobnych zachowaniach w Szwecji wobec kobiet tzw. wieloródek.
Czy nie z tego samego powodu w naszym prawie wciąż za sprawą polskich polityków obowiązuje nieludzkie prawo, szumnie nazywane kompromisem politycznym, zabijania na żądanie w łonie matki dzieci z podejrzeniem chorób genetycznych i upośledzeń?

Jeśli ktokolwiek sądzi, że można bezkarnie nie przejmować się eugeniką stosowaną w imię postępu, to musi przedtem koniecznie wysłuchać felietonów ks. Arturo Katolo (Innocentego Czepialskiego) w Niepoprawnym Radiu Pl http://niepoprawneradio.pl/ (9 odcinków „Eugenika i eutanazja w medycynie III Rzeszy” od audycji 231 do 239 )

Tamte okrutne czasy nie wzięły się znikąd. Zaczęły się od wyborów obywateli i stanowionego, ponad moralnością, prawa.

Nie wystarczy jednak tylko wiedzieć, trzeba umieć również dzielić się swoją wiedzą i działać. Ksiądz profesor Artur Katolo od lat organizuje wystawy fotograficzne we Włoszech (odbyło się już 15 wystaw) dotyczące hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Na których stara się ukazać, wbrew propagandzie obowiązującej we Włoszech, iż nie tylko Żydzi ginęli w tych obozach i oprócz Auschwitz były jeszcze inne: Majdanek, Stutthof, Gross Rosen etc. To, jak sam mówi, taka jego prywatna wojna z polityczną poprawnością.

Toczą się dyskusje o status dziecka poczętego, toczy się walka o zakaz aborcji, powraca w naszej Ojczyźnie raz po raz temat eutanazji. Warto wiedzieć, jak nauka i chrześcijaństwo przez wieki rozstrzygały te problemy, by zrozumieć, dlaczego nie wolno nam głosować na partie, proponujące rozwiązywanie problemów społecznych poprzez zabijanie. Warto wiedzieć, jak przez wieki filozofia i wiara odkrywała sens ludzkiego cierpienia, czym była i jest choroba, jaki ma sens ludzkie cierpienie? To właśnie o tym były dwa ostatnio czytane artykuły Artura Katolo w Niepoprawnym Radiu PL.


Z racji obowiązków Profesora mnie, z wielką stratą dla autentyczności prezentowanych treści, przypadła rola lektora Jego artykułów. Teraz zapraszam na cykl odcinków dotyczących ludzkiego sumienia. Jest to już historyczny wykład, bo habilitacyjny. Ale to jeszcze nie koniec naszych spotkań z polskim Włochem. Zapraszam szczególnie młodych i wykształconych z wielkich miast. Warto posłuchać, co mają do powiedzenia nam mądrzy ludzie zanim ogłosimy światu własne „nowoczesne” poglądy. Pierwszy odcinek w audycji 252 (czwartkowej)

środa, 14 września 2011

Joanna Najfeld: dobra wiadomość i znak nadziei

12 września katolickie media, portale i blogerzy prawicowi powtórzyli za KAI radosną wiadomość. Sąd uniewinnił Joannę Najfeld. Joanna Najfeld wygrała z Wandą Nowicką. Sama zainteresowana tak skomentowała wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy – Mokotów.

„Prawda się obroniła. Moje uniewinnienie to dobra wiadomość i znak nadziei dla niezależnych publicystów, że nie należy dać się zastraszyć lewackim agresorom”.


Prawie całkowicie natomiast przemilczały tę wiadomość media wiodące.


Trwająca dwa i pół roku sprawa znalazła swój finał. Nie poznamy uzasadnienia wyroku, ponieważ na wniosek pełnomocnika Wandy Nowickiej proces został utajniony. Myślę, że warto przypomnieć raz jeszcze czego dotyczył.

13 lutego 2009 r. w czasie debaty w TVN 24 doszło do polemiki między Joanną Najfeld a europosłanką SLD Senyszyn na temat edukacji seksualnej w szkołach.
Wówczas to Joanna Najfeld powiedziała:
"w świetle badań socjologicznych nie ulega wątpliwości, że wczesna i natrętna edukacja seksualna prowadzi do zwielokrotnienia liczby niechcianych ciąż, co potem przekłada się na ogromne zyski proaborcyjnego lobby - w tym także na korzyści feministycznych promotorek aborcji".

Padły też pamiętne zdania:

"Organizacja pani Nowickiej jest częścią międzynarodowego koncernu, największego w ogóle, providerów aborcji i antykoncepcji. Pani po prostu jest na liście płac tego przemysłu".

Za to właśnie Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, pozwała Joannę Najfeld działaczkę ruchu pro – life, do sądu, ponieważ stwierdzenie to mogło poniżyć ją w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania potrzebnego do jej działalności „non profit” w organizacji. Zaprzeczyła też jakoby była opłacana „jawnie ani niejawnie, przez jakiekolwiek organizacje ani korporacje, ani jakikolwiek przemysł, w szczególności "przemysł providerów aborcji i antykoncepcji".

Najfeld, oskarżona z powództwa prywatnego, odpowiadała z art. 212 par. 2 Kodeksu Karnego, dotyczącego pomawiania innej osoby za pomocą środków masowego przekazu.Publicystce groziła grzywna albo kara ograniczenia wolności do dwóch lat więzienia.


Dla dobra organizacji i środowisk feministek proces ten powinien był odbyć się jak najszybciej, aby nie było cienia wątpliwości co do czystości intencji i czynów dla dobra ciemiężonych kobiet, za którymi niezłomnie i bezinteresownie wstawia się przewodnicząca Federacji, niczym lwica walcząca o prawo do zabijania dzieci poczętych i planowania rodziny poprzez antykoncepcję od lat szkolnych. Tymczasem proces z winy pozywającej odraczany był aż 15 razy, a sama Wanda Nowicka nie stawiła się na większości rozpraw.

O uniewinniającym Joannę Najfeld wyroku dowiedzieliśmy się od niej samej.

Sąd przyznał, że mówiłam prawdę stwierdzając, że Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu antykoncepcyjno-aborcyjnego. Można i należy tę informację rozpowszechniać. Wanda Nowicka kandyduje dziś do Sejmu, jako obywatele mamy prawo wiedzieć, co to za osoba i czyje interesy reprezentuje. Można i należy mówić głośno o przemyśle aborcyjnym i jego PR-owym ramieniu udającym oddolną działalność społeczną.

Zapamiętajmy te zdania Pani Joanny, brzmią jak zobowiązanie dla wszystkich ludzi dobrej woli:

Można i należy tę informację rozpowszechniać. Można i należy mówić głośno o przemyśle aborcyjnym i jego PR-owym ramieniu udającym oddolną działalność społeczną.


Mówmy o tym swoim dorastającym dzieciom, mówmy w swoich środowiskach. Nasze dzieci powinny wiedzieć, że są przedmiotem propagandy na usługach koncernów farmaceutycznych oraz czerpiących zyski z aborcji. Nasze córki powinny wiedzieć, że nie o ich wolność wyboru chodzi, a o szmal zarabiany na ich zdrowiu i przyszłości.

Mówmy to kobietom, które zgłaszają się na badania prenatalne z nadzieją, że ich poczęte dziecko będzie w porę leczone, jeśli jest podejrzenie wady, a zamiast tego otrzymują przede wszystkim propozycję uśmiercenia swego dziecka.

Nie jest to bynajmniej demagogia. Problem nie jest też jedynie polski.

Brytyjskie ministerstwo zdrowia zostało zmuszone przez organizację ProLife Alliance i antyaborcyjną kampanię anglikańskiej pastor Joanny Jepson, powołującą się na brytyjskie prawo dostępu do informacji, do odtajnienia statystyki dotyczącej aborcji z powodów medycznych.


Z ujawnionych danych wynika, że między 2002 a 2010 r. w Anglii i Walii miały miejsce 17 983 aborcje z powodu ryzyka, iż dziecko urodzi się z poważnymi wadami (2290 w samym tylko ubiegłym roku). W 40 przypadkach powodem było ryzyko wystąpienia (sic!) zajęczej wargi czy też rozszczepienia podniebienia. Kolejnych 27 aborcji dokonano z powodu zagrożenia, że dzieci urodzą się bez jednego oka, ucha czy z krzywą szyją.


Jednak najczęstszym powodem tego rodzaju aborcji było zdiagnozowanie u płodu zespołu Downa (482 w 2010 r.) i zespołu Edwardsa (164) (zespół wad wrodzonych, dzieci z tą chorobą najczęściej umierają w wieku niemowlęcym), a w następnej kolejności rozszczepienia kręgosłupa (128) i zaburzeń układu mięśniowo-szkieletowego (181).


W Niemczech w przypadku odkrycia zespołu Downa ciążę przerywa się nawet w siódmym miesiącu. Według hiszpańskiego pisma „Medicina Clinica” aż 96 proc. spośród Hiszpanek, które dowiadują się, że urodzą dziecko z tym schorzeniem, korzysta z prawa do usunięcia płodu.


Tych statystyk na hitlerowski nazizm już zrzucić nie można. Eugenika kwitnie dzięki propagandzie i prawu w imię postępu i wolności wyboru, a także lęku przed przyszłością bez wsparcia, co nie jest prawdą. Dziś rodzina z dzieckiem niepełnosprawnym nie musi być sama i bezradna.

Są jednak i dobre wiadomości.


Nieludzka eugenika przemysłu aborcyjnego budzi sprzeciw, a obrońcy życia coraz częściej sięgają po dostępne im prawo.

Niedawno 37 rodziców i krewnych osób z zespołem Downa pozwało Ministra Zdrowia Nowej Zelandii do Międzynarodowego Trybunału w Hadze. „Uważają, że wprowadzenie systemu badań prenatalnych, który zmusza lekarzy do oferowania kobietom aborcji w przypadku podejrzenia zespołu Downa stanowi naruszenie art. 6 i art. 7 Statutów Rzymskich, które gwarantują wszystkim prawo do życia”. Skarżących poparła organizacja Prawo do Życia Nowa Zelandia uzasadniając, że lekarze, jak i badania prenatalne są po to, by w przypadku wykrycia choroby móc leczyć dziecko, a nie po to, by je zabijać, tymczasem "Rząd wysyła wiadomość, że dzieci z syndromem Downa nie są mile widziane w Nowej Zelandii" i stosuje "eugenikę w której urodzić się mogą tylko doskonali".


Gdyby nie portale katolickie i strony internetowe obrońców życia, takie informacje nie dotarłyby do nas. Tak jak do przeciętnego Polaka nie dotarł wyrok uniewinniający Joannę Najfeld. Nie wszyscy w Polsce mają internet i nie wszyscy kupują katolickie gazety. Większość czerpie informacje ze szklanego ekranu.

Nie można było zapobiec dłużej oczywistemu wyrokowi, ale można go przemilczeć. Żaden dziennikarz telewizji szczycącej się „głoszeniem prawdziwych informacji całą dobę”, jak do tej pory nie przeprowadził wywiadu ani z europosłanką Senyszyn, ani z Wandą Nowicką. Nie było też emocjonującej debaty politycznej. A przecież Wanda Nowicka kandyduje do Sejmu z listy Palikota. Czyżby wyborcom zbędna byłą taka wiedza? Nikt nie zapyta, dlaczego zażądała utajnienia wyroku? Nikt nie zapyta, jakie i skąd profity czerpie dla siebie ze swej działalności?

Wyrok ten nie stał się newsem tak, jak miało to miejsce w przypadku wyroku w Strasburgu w sprawie Alicji Tysiąc. Wstydliwie przemilczany, czy świadomie przemilczany? A może przemilczany, bo jeszcze nie wiadomo jak ten wyrok poprawnie politycznie skomentować?

Na szczęście nie wszyscy muszą i chcą milczeć, a wyrok uniewinniający Joannę Najfeld to naprawdę dobra, pełna nadziei, wiadomość. Wyjątkowo trudno będzie od tej pory lewicowym feministkom bajdurzyć o wolności kobiecego brzucha i szczęściu płynącemu z nieograniczonego dostępu do farmakologicznej antykoncepcji.

wtorek, 6 września 2011

Podsłuchana rozmowa

Słoneczne wrześniowe popołudnie. Niebo jesiennie przymglone, ale wciąż upalne. Wracają korki i tłok w podmiejskich autobusach i „Okejkach”. Gwarno i świątecznie, choć to dzień powszedni. Tyle jest do powiedzenia, tyle do opowiedzenia. Pierwszy raz bez mamy, taty w szkole, w przedszkolu...

Chyba nie ma takiego człowieka, który nie pamiętałby tego swojego pierwszego wrześniowego dnia.


Maszerowałam z mamą trzymając na plecach tekturowy tornister. Grzechotał w nim drewniany piórnik robiony podobno góralskim sposobem z lipowego drzewa z wypalanym widoczkiem. ;-) Wcale nie musiałam iść z tornistrem na plecach, to był przecież pierwszy września, do szkoły szło się jeszcze bez pachnącego drukiem elementarza. Ale jak tu doczekać następnego dnia?

Nie przekonała mnie mama, że wystarczy biała, batystowa bluzeczka i spódniczka, w układane fałdki starannie zaprasowane. I bluzka i spódniczka szyta przez mamę. Na nogach jeszcze sandałki, bo ciepło, wygodne, choć nowe. Domowy mistrz szewski dłubał długo zanim sprostał córki marzeniom.

Ale nie to było ważne, najważniejsze było, przekonać mamę, by nie szła za mną do szkoły. To był mój pierwszy samodzielny krok. W końcu wydawało mi się, że dopięłam swego. Dumna maszerowałam sama chodnikiem po ulicy, którą do tej pory przemierzałam trzymając rękę mamy lub starszej siostry.

Zrobiło się jednak markotno, tyle dzieci, tylu dorosłych, a ja sama. Ustawili w pary, coś mówili, nie słyszałam nic, najchętniej rzuciłabym się do ucieczki. Szkoła jeszcze się nie zaczęła, a już wycisnęła łzy dzielnie ukradkiem wycierane śnieżnobiałym, sztywnym od krochmalu mankietem. Biegałam wzrokiem po szpalerze rodziców i zazdrościłam, że mojej mamy tam nie ma. Może i rozbuczałabym się do reszty, gdyby nie wstyd przed koleżankami, które znałam z podwórka, a które z pewnością pamiętały powtarzane kilka razy dziennie moje buńczuczne zapewnienia, że ja to na pewno przyjdę do szkoły bez mamy, bo jestem już dorosła. I nagle... ech, pokazać, że się cieszę, to nie pokazałam, ale mama i tak wiedziała, że musi być ze mną w tym dniu. Pozwoliła mi na samotną wędrówkę, ale nie opuściła i na tym rojnym placu apelowym patrzyła rozradowanymi oczami na swoją „Zosię – samosię”.

A cała historia wracała do mnie jak bumerang każdego września. Tylko role się odmieniły. Przyszedł czas, że ja musiałam wojować z samodzielnością synów.

Patrzę w okno, przesuwają się kolejne obrazki popołudniowego ruchu na ulicach, myślami cała jestem we wspomnieniach. Wracają kolory, zapachy, słowa... Przede mną siedzi kobieta z rozszczebiotaną córeczką.

Zaczynam, mimo woli, słuchać dialogu...


- Mamo, a dlaczego dziś buczały w mieście syreny tak długo? Pożar gdzieś był?

- Nie, to nie pożar, to dla przypomnienia, że 1 września wybuchła wojna – objaśnia mama.

- A ty ją, mamo, pamiętasz?

- Ja nie, ale twoja prababcia tak.

Chwila ciszy i znowu pytanie.

- Mamo, a pani nam powiedziała, że wtedy leciały samoloty i strzelali do ludzi. Dużo dzieci zginęło. Dlaczego strzelali do dzieci?

- Tak jest na wojnie. Strzelali z wysoka, z samolotów, nie widzieli czy to są dzieci, czy dorośli.

I znowu zapada cisza... widać sama myśl, że strzelano do dzieci nie daje spokoju.

- Mamusiu, to dzieci nie mogły podejść, pokazać się, że są małe?

- Z wysoka nie widać – odpowiada mama.

- Wiesz, mamusiu, jak te syreny tak wyły, to my z Marzenką uklękłyśmy i modliłyśmy się za te dzieci...