środa, 17 sierpnia 2011

Rok szabatowy ks. Muszali

Księdzu profesorowi Muszali nie podoba się pustelnia księdza doktora Natanka. Nie pisze wprawdzie czy tam był i czy rozmawiał ze swoim uczelnianym kolegą, ale wie na pewno, że to nie jest pustelnia.
(Z czego wynikają problemy Kościoła? http://info.wiara.pl/doc/922102.Z-czego-wynikaja-problemy-Kosciola )
Mówi:

Jednakże odkrycie w internecie dość dziwacznej „pustelni” napawa smutkiem, a nawet niepokojem, ponieważ miejsce określane przez ten termin winno być chronione, a nie wykorzystywane instrumentalnie do jakichś „zewnętrznych” akcji, jak np. intronizacji Chrystusa na Króla Polski.
Ks. profesorowi, bioetykowi bardzo nie podoba się „akcja” ks. Natanka i ubolewa, że są wierni, którzy tę pustelnię zapełniają. Dlaczego tak się dzieje?
Problemy naszego Kościoła, także gromadzenie się świeckich wokół suspendowanego kapłana, wynikają z deficytu duchowości i słabej formacji do życia wewnętrznego – mówi ks. prof. Andrzej Muszala.


Za ten stan ks. Muszala obwinia głównie kapłanów, którzy wyjałowieni rutyną posługi duszpasterskiej nie szukają swego Oblubieńca na modlitwie i nie uczą tego swoich owieczek.Zachęca braci w kapłaństwie do korzystania z roku szabatowego, by nauczyć się modlitwy wewnętrznej aż po całkowite oddanie się woli Boga, tak jak to czynili wielcy mistycy; św. Teresa z Avili i św. Jan od Krzyża.

Ks. Muszala musiał wyjechać do Francji, by tam razem dwoma innymi francuskimi kapłanami nauczyć się modlitwy 2 godziny dziennie i nocnych czuwań.
Dlaczego aż do Francji? Odpowiedź prosta:

Szukałem w Polsce, i z całym szacunkiem – nie znalazłem miejsca, w którym formowano by mnie przez rok do pogłębionego kontaktu z Bogiem.


Coś w tym chyba jest, skoro lata spędzone w seminarium nie uczą księży nieustającej modlitwy. Zgadzam się z księdzem profesorem, coś jest na rzeczy, skoro wybitny teolog, naukowiec po 28 latach kapłaństwa ogłasza apostazję. I dopiero wtedy dowiadujemy się, że Pracownia Pytań Granicznych na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu doprowadziła go do odrzucenia bóstwa Chrystusa.

A przecież przez te 28 lat kapłan ów każdego dnia odprawiał Mszę świętą, uczestniczył w dniach skupienia, spowiadał się...

Jak naprawdę wygląda życie duchowe naszych księży. Jak wyglądają rekolekcje, spowiedź? Dlaczego ksiądz po naukę modlitwy wewnętrznej musi wyjeżdżać do Francji?


Po takim oświadczeniu księdza profesora z teologicznej uczelni właściwie wypada złożyć wniosek do kompetentnych władz kościelnych o ich rozwiązanie, bo dzieje się w nich naprawdę coś niedobrego, kiedy jeden duchowny popada w herezję, a inny musi wyjechać do zlaicyzowanej Francji, by uczyć się modlitwy, a jeszcze inny zakłada własną pustelnię i wypowiada posłuszeństwo swemu biskupowi.

W pierwszej chwili refleksje ks. Muszali nad przyczynami gromadzenia się wiernych wokół ks. Natanka rozbawiły mnie. Pomyślałam sobie, że ks. profesor został przyłapany gdzieś na korytarzu w biegu na kolejne pustynne rekolekcje i do końca ich nie przemyślał.

Jak bowiem mam przyjąć teologiczne wyjaśnienie, że Intronizacja Chrystusa może prowadzić do herezji i odebrania Zbawicielowi cech ludzkich?


Tak, był człowiekiem, temu nawet wojujący ateiści nie potrafią bez kłamstwa i manipulacji zaprzeczyć. Najpiękniej jak to tylko On potrafił człowieczeństwo Jezusa wyjaśnił Jan Paweł II - We wszystkim do nas podobny oprócz grzechu
http://www.apostol.pl/janpawelii/katechezy/jezus-chrystus/we-wszystkim-do-nas-podobny-opr%C3%B3cz-grzechu

Rzecz w tym, że dla wielu współczesnych duchownych i animatorów ruchów świeckich w Kościele Jezus jest już nie tylko człowiekiem, ale stał się kumplem. Czy z kumplem trzeba się liczyć? Owszem, można, ale można też przestać się kumplować, można stawiać mu warunki, obrażać się, wydzielać czas, czasem manipulować nim dla własnych celów.


Skoro Intronizacja, jaka miała juz miejsce w przeszłości, nic nie dała, to po co powtarzać? – Taka jest, mniej więcej, zawarta w wypowiedzi księdza, wymowa krytyki Intronizacji.

Jeśli chodzi o mnie, to jestem za tym, by Intronizacja Chrystusa odbyła się naprzód w sercu każdego z nas.
Droga do uznania Chrystusa Królem każdego wierzącego, każdej wspólnoty, narodu nie prowadzi przez akty zbiorowe, jak nie prowadzi do ostatecznego nawrócenia sakrament pokuty i pojednania, bo grzeszni pozostajemy. Do powszechnego nawrócenia nie prowadzą ani nowenny, ani święta czy uroczystości kościelne. A jednak one są i wielu prowadzą do Boga. Tajemnicą pozostaje skuteczność modlitwy zbiorowej, ale wiemy z Ewangelii, że wtedy Jezus jest pośród nas. Modlitwy Kościoła jednoczą Lud Boży przy Chrystusie. Jesteśmy wszakże wspólnotą wiary i wspólnotą narodową, a nie zbiorowiskiem indywiduum porozrzucanych na pustyni.

Ale, żeby Intronizację Chrystusa traktować jako zagrożenie dla dogmatu Jego Wcielenia, to tego jeszcze nie słyszałam, choć długo żyję.

Ale co tam, nie będę się wymądrzać, w końcu nie ja jestem wykładowcą na teologicznej uczelni i nie ja jestem kapłanem.


Muszę jednak jako osoba świecka, która każdego dnia odmawia różaniec w intencjach Kościoła, Ojczyzny, parafii i własnych oraz tych, którym obiecałam modlitwę, zapytać czy ja przypadkiem nie traktuję Pana Boga jako „dojną krowę”?

Ks. Muszala mówi jasno:

Dlatego mówienie o wzroście duchowym to mówienie, że trzeba oddać się Bogu i przestać traktować Go na użytek własnych potrzeb.
Tymczasem księża często robią coś odwrotnego, tzn. uważają, że trzeba zwiększać prośby, intencje, nabożeństwa itp. – im więcej ich, tym lepiej. A przecież nasze prośby nie powinny być na pierwszym miejscu, jak to jest zwykle w ogłaszanych intencjach Mszy św. i w modlitwie powszechnej! Mistrz Eckhart określał taką postawę człowieka bardzo dosadnie – traktujemy Boga jak „dojną krowę” ze względu na to, że daje nam mleko”.


Proszę księdza, muszę się uderzyć w piersi. Nie znam Mistrza Eckharta, nie wzrastam, bo każdy dzień zaczynam od prośby o opiekę i pomoc nie tylko dla siebie. Prawda, że teraz troszkę udaję, że nie rozumiem intencji słów księdza profesora, ale mówię to nieco złośliwie i przekornie , bo gdybym nie prosiła, tzn., że daremna byłaby ofiara mego Pana. Nie miałabym szans na nawrócenie.

I wcale się swych próśb, błagań nie wstydzę; prochem jestem, niczem więcej, a spodobało się Panu uczynić mnie człowiekiem, Jego dzieckiem. Jakże miałabym Go nie prosić i nie dziękować, i nie skarżyć się, i nie buntować, gdy nie starcza sił, jakże miałbym udawać przed Nim, że nie boli, że mam swoje ludzkie pragnienia. Oddać się Jego woli bez tych pragnień, bez radości i smutków dnia codziennego? Nie wiem, ale mnie uczono, że Pan Bóg nie potrzebuje niewolników. Gdyby ich pragnął, takimi nas by uczynił. Czasem bywam niegrzeczna, kiedy ktoś konsekwencje swego lenistwa, niedbalstwa, nieuctwa czy obojętności na dziejące się zło, usprawiedliwia wolą Bożą.

Przy różnych okazjach cytujemy i podpieramy się autorytetem Jana Pawła II. Ks. Muszala przypomina jego formację karmelitańską i nieustanne wczytywanie się w św. Jana od Krzyża. Rzecz w tym, że bł. Jan Paweł II nie musiał uciekać do Francji na szabatowy rok. Karmelitańskiej modlitwy uczył się w okupowanej Polsce od krawca Jana Tyranowskiego, a całą swą kapłańską posługę opierał o Ewangelię, Tradycję i Nauczanie Kościoła. Modlitwa nie była dla niego ucieczką na pustynię a przystankiem, dłuższym - w ukochanych górach czy krótszym- w watykańskiej kaplicy, między jedną pracą, między jedną a drugą posługą, na którym nabierał sił. Pustynia to przede wszystkim przestrzeń wewnętrzna, bez względu na miejsce pobytu, zarezerwowana dla Boga. Tak przynajmniej ja to rozumiem.

Jezus jest Panem teraz i na wieki bez względu na uznanie tego przez ludzkość. Ale to - teraz - wymaga od nas świadectwa życia, odpowiedzialności za powierzony nam depozyt wiary, wartości, Ojczyznę, za naród, rodzinę. Wymaga - od nas - tzn., od wszystkich, nie tylko od świeckich.

Ks. Muszala swoją wypowiedź kończy pointą:

Ludzie szukają autentycznego życia z Bogiem. Myślę, że nie będziemy mieć już tłumów w świątyniach i trzeba się z tym pogodzić. Ale gdyby połowa tych katolików, którzy regularnie przychodzą do kościoła, zaczęła pracować nad swoim wzrostem duchowym, to byłoby cudowne! To jest możliwe, ale bardzo trudne, gdyż ksiądz musi zacząć od siebie…


A ja myślę, że ksiądz profesor tak się zapędził w swej wewnętrznej pustyni, że zapomniał po co się modlimy i po co jest nam potrzebna formacja duchowa. Czy przypadkiem nie do szukania w wielkim, zlaicyzowanym i zrelatywizowanym świecie zagubionych owiec Pasterza?

Wielu z nas jest niecierpliwych, zawiodło się, straciło zaufanie, poczuło się opuszczonych przez swoich pasterzy, lęka się złowrogiego świata i szuka po omacku. Czasem znajduje ks. Natanka, czasem Tomasza Polaka (ks. T. Węcławskiego), ale to nie ich wina, lecz tych, którym Chrystus powierzył paść owce swoje.


________________________________________________________________________



Ks. dr hab. Andrzej Muszala - http://bioetyka.krakow.pl/instytut/pracownicy/1/Ks._dr_hab._Andrzej_Muszala


Rok szabatowy - 25 1Potem Pan powiedział do Mojżesza na górze Synaj: 2 "Mów do Izraelitów i powiedz im: Kiedy wejdziecie do ziemi, którą daję wam, wtedy ziemia będzie także obchodzić szabat dla Pana. 3 Sześć lat będziesz obsiewał swoje pole, sześć lat będziesz obcinał swoją winnicę i będziesz zbierał jej plony, 4 ale w siódmym roku będzie uroczysty szabat dla ziemi, szabat dla Pana. Nie będziesz wtedy obsiewał pola ani obcinał winnicy, 5 nie będziesz żął tego, co samo wyrośnie na polu, ani nie będziesz zbierał winogron nieobciętych. To będzie rok szabatowy dla ziemi. 6 Szabat ziemi będzie służył wam za pokarm: tobie, słudze twemu, służącej twej, najemnikowi twemu i osiadłemu u ciebie, tym, którzy mieszkają u ciebie. 7 Cały jego plon będzie służyć za pokarm także twojemu bydłu i zwierzętom, które są w twoim kraju. (Kkpł 25,1-7); Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. (Mk 6,30-31)

czwartek, 4 sierpnia 2011

Świetlana przyszłość w Orwellowskim baraku

Patrzmy w przyszłość – ulubione porzekadło tych, co mają zabazgraną przeszłość. Patrzmy w przyszłość, nie pytajmy, kim kto jest, w czym brał udział, komu służył. Cóż może młodego człowieka obchodzić historia jego rodziny?! Prze do przodu, marzy, zdobywa i taka jest kolej rzeczy.Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, z czego będzie składać się jego przyszłość. Czasem wystarczyłoby minimum wiedzy historycznej, by nie znaleźć się w miejscu swoich rodziców czy dziadków bez nadziei, zamiast w wymarzonej świetlanej przyszłości.


Już tylko garstka pamięta z własnego doświadczenia wojnę, gułagi, Sybir, obozy, łapanki, egzekucje, głód, przesłuchania, donosy czy siekiery sąsiadów.
Zdecydowana większość, nie tylko Polski, urodziła się już po wojnie. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że choć wydarzeń tamtych mrocznych lat nie przeżyli, to przecież one zadecydowały o wszystkim; o miejscu urodzenia, kondycji rodziny, nauce, zawodzie, nawet o poglądach społecznych i politycznych.
Konsekwencją wojny była swoista schizofrenia wychowawcza, w której wzrastałam. Świat Orwellowski był dla mnie światem rzeczywistym. Odkrywanie prawdy nie przychodziło łatwo.

Z jednej strony tragiczne opowieści rodzinne o dwóch okupantach, z drugiej akademie z okazji różnych rocznic, które były dla mnie historią, nudziły napuszoną frazą przemówień i deklamowanych wierszy, ale które oceniałam jak w szkole uczono. Nie było to jednak dzieciństwo papierowe, dwuwymiarowe; dom szkoła. Był jeszcze ten trzeci wymiar Kościół i wiara.

Jak bardzo ścierały się ze sobą te trzy wymiary, niech posłuży banalny i śmieszny z perspektywy epizod, o którym już kiedyś wspominałam. Niezależnie od stopnia zaangażowania w peerelowską rzeczywistość, większość z nas miała wierzących rodziców. Tradycyjny polski katolicyzm oznaczał nie tylko mszę świętą w niedzielę, ale również majowe i czerwcowe nabożeństwa. Nigdzie i nigdy już nie były one tak piękne jak w moim rodzinnym kościele.
Zwykle siadałyśmy z koleżankami na wprost wyjścia z zakrystii, w obszernych mnisich stallach w prezbiterium, blisko ołtarza. Nasz proboszcz i jednocześnie katecheta rejestrował wzrokiem obecność. Któregoś 1 maja nasza klasa została przekonana przez wychowawczynię argumentami nie do zbicia dla młodych głów, że powinnyśmy wziąć udział w pierwszomajowym pochodzie. Wystrojone w licealne mundurki, założyłyśmy też wręczone przed pochodem czerwone krawaty. W zapale rewolucyjnym postanowiłyśmy pokazać, że ideologię i wiarę można z sobą pogodzić. W związku z tym tak rewolucyjnie przyodziane przyszłyśmy też wieczorem do kościoła. Do dziś pamiętam zatrzymany na nas osłupiały wzrok księdza. W jednym momencie osłupienie przeszło w grymas politowania wyrażony pukaniem w czoło. Tę lekcję zapamiętałyśmy bardzo szybko, ukradkiem każda z nas ściągnęła krawat i tak skończyła się koegzystencja komuny z wiarą.

Mijały lata, czasem Wolna Europa czasem BBC zapalała jakąś lampkę. Tragiczne wydarzenia w Poznaniu, Gdańsku uczyły krytycznego myślenia. Potem edukacja praktyczna na studiach. Oburzenie na Ślązaczki, które wcale nie chciały się z tymi zza Buga zaprzyjaźnić i z trudem ukrywały swoją nienawiść do Rosjan, trzeba było rozsupłać, a wydarzenia marcowe dopełniły swoje.

Nie jest tak, jakby to chcieli widzieć teraz Polacy, że komuna była od początku znienawidzona przez naród. Okrucieństwo Niemców kazało widzieć w PRL i dobre strony. W tym baraku dało się jakoś żyć. Dla wielu rodzin był to awans społeczny. Słyszało się wtedy; przed wojną nie miałabyś szans na swoje wykształcenie. A biją? Po co pchasz się do polityki?


Jednej edukacji na pewno w PRL nie zaniedbywano.
W radiu, potem w telewizji, w szkole w kinach wszędzie pokazywano wojnę z Niemcami wpajając przekonanie, że wyzwoliła nas zwycięska Armia Czerwona a u jej boku wierny sojusznik; Armia Berlinga. Wiedza o walkach z sowieckim okupantem była ściśle chroniona przed młodymi umysłami. Walter, Dzierżyński, Wasilewska, Janek Krasicki, Hanka Sawicka to bohaterowie. Stalin to wielki wódz i dobrotliwy batiuszka. Kto z nas miał szansę na weryfikację tej wiedzy? Tylko nieliczni.

Kiedy dziś rozglądam się dokoła czytam i słucham, to mam wrażenie, że tamten świat powrócił i powróciły metody wychowywania, a może nigdy nie odszedł, a metody wciąż te same tylko inaczej nazywane?


Tak jak wtedy wszystko można usprawiedliwić i racjonalnie wytłumaczyć, w najgorszym razie przemilczeć. Tylko, że dziś już nie wyskakuje żaden bezpiecznik, nikt nie puka nam z politowaniem w głowę. A jeśli nawet, to traktujemy go jak oszołoma i oganiamy się od niego jak od uprzykrzonej muchy. Mój proboszcz odblokował we mnie taki bezpiecznik na przeciążenie komunistycznym wychowaniem, zmusił do myślenia. Kto dziś w stanie jest tego dokonać?

Zastanawiam się, ilu młodych Polaków zachwyconych dobrobytem państw skandynawskich byłoby w stanie krytycznie ocenić mechanizmy funkcjonowania państw opiekuńczych, ilu dostrzec wzory zaczerpnięte z Kraju Rad?


Ilu po tragicznych wydarzeniach w Norwegii zadało sobie pytanie. Co znaczy obóz młodzieżówki partyjnej dla 15 –latków?

Czy wzbudziły jakąkolwiek refleksję informacje o zabieraniu w Norwegii dzieci rodzicom, bo w szkole były smutne?

Chore pomysły totalnego państwa w zamian za poczucie bezpieczeństwa realizują się obok nas, ale nikt tego nie nazywa totalitaryzmem, wprost przeciwnie; wolnością i dobrobytem, na który wszyscy ochoczo się zgadzają i tylko szaleniec może je podważać.

Nie ma jednak szans, jak doniósł czerwony wirtualny polski portal, zamach na dzieci spotkał się z odporem społecznym, ludzie masowo zapisują się do partii.
Naturalnym odruchem rodzica, po takim nieszczęściu byłoby żądanie ukarania winnych za brak opieki nad powierzonymi im dziećmi, refleksja; co zrobić, by moje dziecko było bezpieczne przed ideologicznymi szaleńcami. Może wspólny z rodzicami wyjazd na wakacje? Czy w systemie bogatego baraku, jakim stała się Norwegia, jest to jeszcze możliwe?


Kilka dni temu na Twitterze pojawiła się informacja, że Bundestag w Niemczech zatwierdził prawo do selekcjonowania embrionów przed zapłodnieniem In vitro.
Wiadomość ta nie wzbudziła żadnych komentarzy, żadnego oburzenia, jedyny, jaki się pojawił, był mojego autorstwa. Napisałam ironicznie, że tym razem zrobią to lepiej niż nazistowscy lekarze i odesłałam do felietonów Innocentego Czepialskiego (profesora ks. Artura Katolo) – Eugenika i eutanazja w medycynie III Rzeszy w Niepoprawnym Radiu Pl.


Nie mam żadnych złudzeń. Ustawa Bundestagu to krok w tym samym kierunku. Powinien przerażać, budzić protesty, wywoływać medialny atak na powtórne wskrzeszanie demonów rasizmu. Nic takiego się nie stało, nawet na portalach, które tradycyjnie zaangażowane są w obronę życia.

Czyżbyśmy już wszyscy patrzyli tylko w świetlaną przyszłość, a Unia Europejska to taki udoskonalony barak orwellowski, w którym żyje się całkiem znośnie?

Jeśli tak, to siadam w swoim wolnym jeszcze od poprawności politycznej kąciku i biorę do ręki różaniec, modlę się za tę przyszłość, którą tak samo mroczno widzę, jak widzieli ją moi rodzice przed II wojną światową. Przesadzam?
________________________________________
Zapraszam do słuchania 238 audycji Niepoprawnego Radia PL http://niepoprawneradio.pl/, a w niej
21:30 Blog:Katarzyna – Świetlana przyszłość w Orwellowskim baraku http://mamakatarzyna.blogspot.com