środa, 23 marca 2011

„Mamy, co chcemy, żyjemy w raju”

Za sprawą okropnego Jarosława Kaczyńskiego media wałkują jeden tylko temat. „Biedronka” jest odmieniana przez wszystkie przypadki.

A ja miałam szczery zamiar pisać o mądrej i ważnej dla polskiej młodzieży książce „Od niepodległości do niepodległości” Historia Polski 1918 – 1989, wydanej ostatnio przez IPN. Zachęcić nauczycieli do jej sprowadzenia do szkół, bo to dobry krok we właściwym kierunku. Książka musi jednak poczekać. Jak znam reguły piarowskiej narracji, nikt mojej notki nie przeczyta, ani nie wysłucha.

Nie zamierzam też dołączać do biedronkowego ujadania, koń jaki jest, każdy widzi.
Przy tej okazji jednak wypłynął na Twitterze temat, który bardzo dobrze znam z doświadczenia.
BIEDA
Czy bieda jest czymś obraźliwym i czyni ludzi gorszymi? Czy kupowanie w Biedronce to rodzaj stygmatu? – jak sugeruje dziennikarska interpretacja słów byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego?


Młody człowiek napisał do mnie:
plcerber
@mamakatarzyna /…/Bieda czyni poczucie ludzi gorszymi, każdy psycholog to Pani powie.

W pierwszej chwili żachnęłam się! Jeszcze tego by brakowało, aby o mojej wartości decydował dobrobyt lub bieda.

Myślałam, że dyskusje na temat prawdziwości marksowskiego powiedzenia - Byt kształtuje świadomość - mamy już za sobą. Ale nie. Ostatnio nawet Torbicka w dyskusji przed filmem „Babcia” Brillante Mendozy zadumała się nad tym stwierdzeniem kwitując je filozoficznie – Coś w tym jest.
Taak, coś w tym jest. Złośliwe powiedzonko mojej drugiej połowy – Byt co najwyżej kształtuje odbyt - musi poczekać. Marks wiecznie żywy.

Rozumieją to wszyscy politycy i solidarnie od dziś będą robić zakupy w Biedronce, by pokazać, jak biednym współczują, robiąc przy tym do nich oko.
„Wicie, rozumicie”, ta bieda to taki tylko chwyt narracyjny, emocjonująca opowieść. Żyjemy bowiem w takim już dobrobycie, że nudzicie się przed telewizorami i trzeba wymyślać bajki coraz to nowe, aby wam się chciało pójść do wyborów. Was przecież BMW Komorowskiej nie razi. Co najwyżej, jak na Polaka przystało, zazdrość was zżera i przy porannej kawie w biurze, albo w windzie, będziecie mieli o czym gadać, że taka gruba, brzydka i głupia, a potrzecie, BMW kierowca ją do Biedronki wozi. Ta to ma szczęście!

Zdania „plcerbera” nie mogę jednak zlekceważyć. Czy ma rację? Najlepiej sprawdzić to na sobie i swoich obserwacjach.


Co jak co, ale o biedzie to ja mogę długo opowiadać i wzruszyć nawet do łez.

Mogę opowiedzieć, jak siedziałam godzinę w ciemnym zakamarku komórki na węgiel, aż pójdzie sobie koleżanka, która uparła się, by obejrzeć po szkole lalkę, jaką podobno dostałam pod choinkę. Nie uwierzyła mi i słusznie.

W mojej do bólu prawdziwej narracji znajdzie się też opowieść o mamie, która zemdlała z głodu, bo kanapki przyniosła do domu dla dzieci. Nie zjadła, gdy ją po pracy poczęstowano.

Najbardziej wzrusza mnie do dziś moja ulubiona narracja z panią aptekarzową, która, gdy jej przynosiłam wypraną i wyprasowaną przez mamę bieliznę, stawiała mnie na wycieraczce, abym podłogi nie pobrudziła, a może i co gorszego nie zrobiła, gdy pójdzie po portfel.

Kidy już studiowałam, zaniosłam pranie i zostałam zaproszona na salony, a ja jak ten niewdzięcznik odparowałam – Dziękuję, do wycieraczki się przyzwyczaiłam. - Taka głupia byłam, nie chciałam dostąpić awansu społecznego.

Mogę też opowiedzieć o nagrodzie za pracę społeczną w ogólniaku w postaci butów zimowych, które musiałam sama sobie kupić i przynieść na apel, by mi je uroczyście wręczono.:-(
W moich wspomnieniach nie może też zabraknąć rozmowy z sąsiadką, ówczesną kapitalistką – fryzjerką. Na wieść, że córka praczki wybiera się na studia, wygłosiła kojącą mowę. – Dziecko, daj sobie spokój, wystarczy ci matura, ciebie na studia nie stać.
Och, jak mi się robota przy wywożeniu papierowych śmieci z Opolanki i myciu szyb w biurowcu paliła w ręku, gdy przypominałam sobie tę radę. ;-)

No tak, ale ja jestem taki Radek z „Syzyfowych prac”, po prostu udało mi się. Nie wolno mi zapominać o tych, którym się nie udało i nie udaje.
Rzucam ścierkę do zmywaka i bezowocne rozmyślania. Sięgam po wiedzę do mądrych opracowań.

Jak więc jest z tą biedą w Polsce?
Z badań zespołu Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk pod kierunkiem prof. Elżbiety Tarkowskiej wynika jasno: bieda jest i różne ma imię, a także cechy charakterystyczne tylko dla Polski.

Przede wszystkim dotyczy polskiej wsi, ale nie tylko.
Trwałe ubóstwo można dostrzec w miastach śląskich, w dotkniętej bezrobociem i pauperyzacją Łodzi i w innych wielkomiejskich środowiskach czy w osiedlach popegeeerowskich. Wynika ona, miedzy innymi, z braku wykształcenia, niskiego poziomu edukacji i bezrobocia, zwłaszcza wśród młodzieży. Staje się chroniczna, a nawet dziedziczna wskutek braku perspektyw. Ma swój wymiar czasu i przestrzeni, kumuluje się w pewnych środowiskach http://www.academia.pan.pl/pdf/ciemnosc_tarkowska.pdf

Jest jednak i taka bieda, za którą odpowiadają rządzący od 20 lat Polską i związki zawodowe.
Nazywa się - working poor. Wynika nie z bezrobocia ale płacy, która, mówiąc brutalnie, nie pozwala ani umrzeć, ani żyć.

Takich według badań w Polsce jest ponad 2 mln. Są to ludzie, którzy ciężko pracują, a mimo to żyją w biedzie. Dlaczego?

Podobno, jak twierdzi Zygmunt Bauman w książce "Płynny lęk", ludzie nieustannie boją się, że stracą pracę, że będą musieli walczyć każdego dnia o przetrwanie. Biedni pracujący potęgują ten lęk. To dlatego owi biedni będą marginalizowani i uznawani za „niewidocznych”, aby nie poruszać darmo naszych sumień.
http://gospodarka.gazeta.pl/pieniadze/1,29577,6186454,Pracujacy_biedni.html?as=2&startsz=x


Wciąż jednak nie odpowiedziałam na pytanie najważniejsze: Czy biedacy czują się gorsi od innych? Czy cierpią z powodu swego ubóstwa?
Niestety, odpowiedzi jednoznacznej nie znalazłam. Każdy biedę, widać, przeżywa inaczej. Nie trudno domyśleć się, co czuje matka i ojciec, kiedy nie mają na rehabilitację i lekarstwa dla dziecka. Łatwo też zrozumieć walczącą z rakiem osobę, która miesiącami czeka na badania czy terapię.
Wiem też, co czują rodzice pod koniec sierpnia, gdy muszą swe pociechy wyprawić do szkoły, a książki starszego rodzeństwa nie można przełożyć do tornistra młodszego. I zgadzam się, że taka bieda niezawiniona, wynikająca ze zwykłego wyzysku, budzi poczucie, że jest się kimś gorszym, odrzuconym.
Co będzie jednak jak to poczucie zmieni się w bunt?

Czytam tekst hip-popu
„Chciałbym budzić się w łożu wodnym, dobrze się ubierać,
nie chodzić głodny, mieć swój własny chodnik,
w nim dłoń odbitą, strzelić w łeb tym, co mi źle życzą,
góry na własność, na nich do willi wyciąg i co?
i kurew tysiące, przestać bić się z własnym ojcem,
złoto, które oświetla na Majorce słońce gorące,
płonące gliny i co pół godziny
jeździć inna furą patrząc jak me odrzutowce na niebie wirują
na mym lotnisku co z dumą kołują. Kurwa jak te marzenia mnie dołują,
zamiast wodniaka me plecy od podłogi chorują,
rówieśnicy podjeżdżają betami, z biedy sobie żartują.
Zastanawiałeś się jak to jest gdy inni głód czują
i plują na problemy, mówią my o nich nic nie wiemy,
mamy co chcemy, żyjemy w raju
dzień w dzień na haju, a co złego w tym kraju to nie u nas”


http://tekstyhh.pl/index.php/GRZ/Tak-to-ja.html

Można zlekceważyć te marzenia, można je wykorzystać do partyjnych celów, ale przychodzi taki czas, że rachunek trzeba zapłacić, bo narracja nie chwyta.

środa, 9 marca 2011

Panie Prezydencie, wstyd nam

Rzeź szkół, alarmuje prasa. P i S usunęło z partii wiceprezydenta Łodzi i pięciu radnych za to, że poparli w głosowaniu zamknięcie 19 szkół. Reforma oświaty to część platformianej rzezi szkół – twierdzą posłowie P i S. A w Radomiu P i S zlikwidowało Zespół Szkół Agrotechnicznych mimo protestów – odcina się PO.

Według posiadanych przez MEN informacji w przyszłym roku szkolnym będzie mniej o 300 szkół z tego aż 177 podstawówek. Nikt na razie nie liczy, ilu nauczycieli straci pracę, bo zamykanie placówek jeszcze się nie zakończyło. Nie wiadomo też, ilu pedagogów znajdzie zatrudnienie w pozostałych szkołach. To będzie zapewne wiadomo dopiero pod koniec czerwca.

Fala likwidacji szkół przypomina falę zamykania przedszkoli, jaka przeszła przez kraj w latach 90. Teraz próbujemy tę sieć przedszkoli odbudowywać. To pokazuje, jak niespójna jest polityka edukacyjna w kraju - twierdzi Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych. Jej zdaniem, każda szkoła na wsi powinna być uratowana, bo jej zamknięcie oznacza degradację danej miejscowości.

To ostatnie zdanie Kozińskiej – Bałdygi wyprowadza mnie z równowagi. Znam te argumenty na pamięć. Powtarzane są od lat. Sama kiedyś je głosiłam. Ale, kto jak kto, ta pani dobrze wie, że czasy małej szkółki utrzymywanej przez samorząd dawno minęły. Co nie znaczy, że nie mogą one istnieć jako szkoły społeczne. Decyzja należy do rodziców i środowiska. Ale i one nie są żadnym gwarantem prestiżu wsi i poziomu edukacji. Jak to w życiu bywa; różne są wsie, różne zaangażowanie i potrzeby mieszkańców. Ważne, że prawo gwarantuje takie możliwości, a za uczniem idzie subwencja. Rzecz jednak w tym, że nie pokrywa ona kosztów kształcenia, modernizacji czy rozbudowy bazy szkolnej. W przypadku małej, wiejskiej szkółki jej funkcjonowanie bez możliwości dofinansowania przez rodziców czy organizacje jest praktycznie niemożliwe.

Denerwuje mnie też udawanie, że wystarczy zabronić likwidacji placówki, by kwitła kultura i szerzyła się oświata na wsi. Ale to problem na długie, bardzo długie rozmowy nie tylko w środowisku oświatowym. Potrzebne są też badania socjologiczne.
Z tym mamy jednak problem, bo nawet spis powszechny, a cóż dopiero socjologowie, zaangażowany jest w polityczną poprawność. Nie będzie więc pełnej wiedzy o polskim społeczeństwie. Inna sprawa, że przy obecnej inwigilacji społecznej może to dobrze, że nie wszystko będzie w spisie prawdą i nie o wszystkim będzie wiadomo?

Nieprawdą jest też, że jedyną przyczyną likwidacji szkół jest niż demograficzny. Przyczyny są bardziej prozaiczne.
Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który monitoruje zamykanie szkół, twierdzi, że niż to wymówka.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9193389,Ponad_300_szkol_zostanie_zamknietych___To_niespojnosc.html

I ma rację. Tylko co po tej racji komu teraz. Wiceprezesowi wypada przypomnieć, kto do obecnej sytuacji przyłożył się w imię solidarności partyjnej.

A było tak: 17 grudnia 2008 r. – związkowcy OPZZ demonstrują przed Sejmem. Bronią weta prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ostrzegają swoich posłów przed jego odrzuceniem.
Jedynie Sławomir Broniarz – szef Związku Nauczycielstwa Polskiego jest innego zdania. On jest za odrzuceniem weta prezydenta, bo jak tłumaczył to Napieralski, Broniarzowi bardzo zależy, by ustawa weszła w życie jak najszybciej, dzięki czemu nauczyciele będą godnie zarabiali, ale też przede wszystkim mieli godną przyszłość po tym, jak zakończą swoją pracę zawodową”.

Wtedy w swoim blogu zastanawiałam się. W co gra Broniarz? Do głowy mi nie przyszło, że w przypadku zabrania nauczycielom przywilejów, prezes ZNP nie zostanie znokautowany przez brać nauczycielską.
http://mamakatarzyna.blogspot.com/2008/12/sawomir-broniarz-przeciwko-bratnim.html

A jednak weto zostało odrzucone, a los nauczycieli przehandlowany.

By zrozumieć, co naprawdę wtedy się stało, warto sobie przypomnieć "Stanowisko Komisji Pedagogicznej ZG ZNP w sprawie obrony szkoły publicznej i statusu zawodowego nauczycieli" z dn. 2008-10-28
Zamieściłam je w obawie, że zniknie wraz z kierunkiem wiatru, w swoim blogu.
Naprawdę warto zadać sobie trochę trudu i przeczytać je.

Jak Broniarz przehandlował polską oświatę
http://niepoprawni.pl/blog/181/jak-broniarz-przehandlowal-polska-oswiate


O apokaliptycznej wizji oświaty pisali wtedy wszyscy, rodzice nawet petycje do minister Hall. Bez skutku.

Prezydent wówczas zorganizował Oświatowy Okrągły Stół, do którego zaprosił przedstawicieli związków zawodowych, parlamentarzystów, samorządowców, rodziców i ekspertów.
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/31918,prezydent_zorganizuje_edukacyjny_okragly_stol.html

Zdaniem, między innymi, sekcji krajowej oświaty NSZZ "Solidarność", prezydent powinien zawetować wszystkie trzy ustawy dotyczące edukacji, które przygotował rząd, tj. projekty nowelizacji Karty Nauczyciela, Ustawy o systemie oświaty oraz przyjętą już przez parlament ustawę emerytalną. – donosił Nasz Dziennik.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20081113&id=po62.txt


To po tych konsultacjach Lech Kaczyński uznał zmiany w Ustawie o Systemie Oświaty za szkodliwe nie tylko dla nauczycieli ale kondycji polskiej oświaty.
http://fakty.interia.pl/raport/szesciolatki_do_szkoly/news/prezydent-zawetowal-nowelizacje-ustawy-o-systemie-oswiaty,1272177

Rząd nie wycofał się jednak z niczego. Nie pomogły żadne argumenty. Wspólnym wysiłkiem PO, PSL i SLD weto prezydenta zostało odrzucone.

I co wtedy zrobili nauczyciele? A no nic. Podkulili ogon. I przyjęli za dobrą monetę obiecanki o podwyżkach. Protestów związkowych też nie było. Broniarz przehandlował polską oświatę, a nauczyciele milczeli. A teraz nagle - larum! Szkoły likwidują!

A ja teraz, szanownemu ciału pedagogicznemu, przypomnę mały szczegół:
Wraz z odrzuceniem weta prezydenta nie tylko ograniczono przywileje emerytalne nauczycieli, ale wprowadzono brzemienny w skutkach zapis ograniczający kompetencje kuratoriów oświaty. Dziś już samorząd nie musi się pytać o pozwolenie na zamknięcie szkół. I dzięki temu zapisowi rząd będzie mógł wywiązać się z obiecanych podwyżek pensji nauczycielskich. Zaoszczędzi je na subwencji oświatowej po likwidacji szkół.

Takie to proste, a daliście się nabrać i wcale mi was nie żal. Od ludzi wykształconych można wymagać odrobiny oleju w głowie. Nie tylko Broniarz i SLD, przy pomocy którego odrzucono weto prezydenckie, was wykiwali, ale wy sami jesteście odpowiedzialni za stan polskiej oświaty, za jej degradację i degradację prestiżu zawodu pedagoga. Tak się zwykle kończy brak wyobraźni i zwykłe kunktatorstwo.

Pozostaje już tyko westchnienie; Panie Prezydencie, wstyd nam, że zmarnowaliśmy szansę, jaką Pan stworzył wetując niszczące polską oświatę ustawy.