piątek, 27 marca 2009

Sztuka erystyki Schopenhauera w wykonaniu K.Leskiego


 Oto pierwszy sposób Schopenhauera na pokonanie przeciwnika w dyskusji.
 
Uogólnienie. Rozszerzyć wypowiedź przeciwnika poza jego naturalną granicę, interpretować ją możliwie ogólnikowo, akceptować ją w jak najszerszym sensie i traktować ją przesadnie; własną odpowiedź zaś utrzymywać w możliwie ograniczonym sensie, zawęzić w możliwie ciemnych granicach…(Artur Schopenhauer, Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1984,s.48)
 
Tę metodę, poza wskazówką akceptacji, podobnie jak w przypadku książki o Wałęsie, skutecznie stosuje już nie tylko salon z Czerskiej, „Dziennik” czy Onet, ta metoda zakradła się już do salonu 24.
 
Mistrzem niedoścignionym w tej metodzie wydaje się być Krzysztof Leski.
 
Krótkie, niczym twittery, notki o bieżących wydarzeniach. Nic szczególnego, luźno rzucone myśli, czasem brak ich, bo trzeba się domyślać, co tak naprawdę autor nam powiedział. To wszystko przetykane pięknymi zdjęciami kotów, rozmową o niczym itd. itp.
I nie byłoby w tym nic zdrożnego ani dziwnego, gdyby nie manipulacja i przemycanie tzw. poprawnej wizji świata.
 
Po co polemizować z popartymi faktami poglądami Aleksandra Ściosa? Wystarczy zasugerować, że … no właśnie nawet nie wiem, co wystarczy. No, chyba wystarczy odesłać do blogu Leszka z Sopotu i zasugerować, że ci, którzy z jego notką się nie zgadzają. nie mają argumentów, bo nawet nie czytali  tekstu, do którego polemika się odnosi. Mają tylko w zanadrzu epitety.
 
A kiedy ludzie nie nabierają się na to, to jest i inny sposób. Można zasugerować, że Aleksander Ścios pośrednio za śmierć ks. Jerzego obwinia Jacka Kuronia. Tym sposobem zamiast dyskusji o książce IPN, którą oczywiście, poza Aleksanderm Ściosem i kilku jeszcze innymi osobami, nikt nie czytał, będziemy mieli nawałkę w obronie czci i honoru twórcy czerwonego harcerstwa.
 
Ale, proszę bardzo, ja taką metodę erystyki chętnie kupuję i odpowiadam zarówno Krzysztofowi Leskiem jaki Leszkowi na tym samym poziomi uogólnienia.
  1. Nieprawdą jest, ze Aleksander Ścios stawia znak równości między esbekami, oprawcami ks. Jerzego a Episkopatem.
  2.  Nieprawdą jest, że Jan Paweł II nawoływał do pokochania władzy komunistycznej PRL.
  3. Nieprawdą jest, że ks. Jerzy namawiał do pojednania z władzą komunistyczną i swoimi oprawcami.
  4. Nieprawdą jest, że Aleksander Ścios oskarża Kuronia o śmierć ks. Jerzego Popiełuszki
  5. Nieprawdą jest, że pojednanie polega na zatajaniu prawdy i rezygnacji z jej poszukiwania.
 
Dowody? Nic prostszego wystarczy przeczytać notkę Aleksandra Ściosa http://cogito62.salon24.pl/393971.html
 
 i  książkę „„Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1982–1984”, bo „To nie jest książka o donosicielach, to książka o świętości ks. Jerzego”.
 
A świętość nie jest i nie może być polityczna. Świętość za to może być dla nas wzorem w życiu, w tym również, politycznym.
Czego Krzysztofowi Leskiemu i Leszkowi z Sopotu, nam wszystkim, a przede wszystkim Ojczyźnie naszej życzę i modlę się przy grobie ks. Jerzego Popiełuszki, by to życzenie się spełniło za Jego wstawiennictwem.  Aby wyjednał nam łaskę odwagi  zrozumienia, co do nas mówił i przede wszystkim, po co mówił 31 października 1982 r.:
 
„Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie”.
 
xxxxxxxx
 
Czy po 27 latach od tego kazania jesteśmy na tyle wolni, by zmierzyć się z historią PRL?
A na to pytanie to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć.

środa, 25 marca 2009

Hania i Piotr z Ganley’em w tle czyli jak nie zostać Fallaci



"Nie jestem do wynajęcia" - twierdzi Hanna Lis i odmawia przeprowadzenia wywiadu w TVP z Declanem Ganly'em.

Piotr Kraśko odmówił prowadzenia Wiadomości z powodu emisji jego rozmowy z Ganley'em w paśmie "Temat dnia" po "Teleexpressie" w TVP1.
 
 
Zaglądam do Karty Etycznej Polskich Mediów i czytam:
„Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego, przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:....".
 

Nie wymienię wszystkich, by nie stracić czytelników, każdy przecież może je sobie „wyguglać", ale jedną z nich przytoczę.
 

A brzmi ona tak:
Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów i słuchaczy są nadrzędne wobec redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.

Tak więc moim podstawowym i niezbywalnym prawem jako czytelnika, widza i słuchacza jest wiedzieć, np., wszystko na temat treści Traktatu Lizbońskiego.
 
Moim prawem jest, skoro płacę abonament, a tym samym zatrudniam pośrednio Hannę Lis i Piotra Kraśko, wiedzieć, dlaczego Niemcy protestują przeciwko TL i zaskarżyli go do Trybunału Konstytucyjnego.
 
Mam też prawo do pełnej informacji, co sądzą o traktacie zwykli mieszkańcy Europy, a nie tylko politycy.
 
W związku z tymi moimi niezbywalnymi prawami domagam się pełnej wiedzy o przyczynach odrzucenia TL przez Irlandczyków.
 
Czy taką wiedzę może mi dostarczyć Ganley? Nie wiem, bo zarówno Hania jak i Piotruś wiedzą lepiej o czym powinnam wiedzieć, a o czym nie.

Od wielu lat wmawia się nam, że pracą dziennikarzy kieruje news. Tego wymaga rynek, tego wymagają czytelnicy, inaczej biznes się nie kręci. Tym usprawiedliwiana jest dziennikarska nachalność i wszędobylstwo paparazzi.
 
Tak uwierzyliśmy w to, że do głowy nam nie przychodzi sprawdzać czy majtki Dody są ważniejsze od eksmisji rodzin na bruk. (Trawny eksmituje) http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20090325&id=po01.txt

Monopol na newsy jednak już się kończy, a to za sprawą Internetu.

Łaski bez, Haniu i Piotrusiu. Fallaci z was na pewno nie będzie.
Na to trzeba być wolnym człowiekiem, mieć wiedzę i odwagę. Tę miała Oriona Fallaci i dlatego przeszła do historii światowego dziennikarstwa. Wam to, kochani, nie grozi.
I to nie tylko dlatego, że jesteście oburzeni koniecznością przeprowadzenia wywiadu z Ganley'em.
Gdybym była na miejscu Piotra Kraśki, po emisji wywiadu natychmiast zrezygnowałbym już nie z pracy w TVP, ale w ogóle z dziennikarstwa. Tak kiepsko przygotowanego do wywiadu dziennikarza to ja już dawno nie słyszałam, ani nie widziałam.

Piotr Kraśko jednak nie wstydzi się swojej niekompetencji, on jest tylko oburzony, że ktoś ośmielił się z tym wywiadem zapoznać widza.

A mnie  pozostaje już  tylko  powtórzyć za Łażącym Łazarzem: „Nie lubię jak się robi ze mnie kretyna".
http://www.niepoprawni.pl/blog/164/informacje-dla-debili-katastrofa-nie-...
 
 
 
Ps. Honor i zdrowy rozsądek polskich dziennikarzy, którzy jak dotąd milczą w sprawie skandalicznego, niezgodnego z etyką dziennikarską zachowania Hanny Lis i Piotra Kraśki, próbuje ratować Igor Zalewski
http://polskatimes.pl/opinie/97892,eurosceptyczni-zboczency-i-swiry,id,t...

wtorek, 24 marca 2009

Kombatancka gęba PSL Pawlaka


Jeszcze nie przebrzmiała awantura o cenę roli polskich chłopów w walce o niepodległość. Jeszcze mam w uszach demagogię Frasyniuka i pełne oburzenia frazesy Kalinowskiego, a już otrzymaliśmy drugą porcję historii na usługach polityki.
 
Z ogromnym zainteresowaniem czekałam na zapowiadany spektakl Sceny Faktu Teatru Telewizji „O prawo głosu".
 
Okazało się, że sztuka z dużym realizmem przybliżyła współczesnemu Polakowi dramatyczną historię z życia Stanisława Mikołajczyka.
 
W maju 1945 roku, po rozmowach z Churchillem i Andersem, wbrew stanowisku polskiego środowiska emigracyjnego, Mikołajczyk przyjeżdża do Polski wierząc, że nawet w warunkach sowieckiego terroru, prześladowania przeciwników politycznych, fałszowania wyborów, są szanse przeciwdziałania obcej władzy i zapewnienia Polakom choćby odrobiny wolności. Zagrożony aresztowaniem po sfałszowanym referendum, represjach i mordach na działaczach PSL, podjął decyzję o potajemnym wyjeździe z kraju. Dzięki pomocy ambasady amerykańskiej i brytyjskiej, 21 października 1947 roku opuścił Polskę, co było dla niego osobistą porażką i dramatem polityka, męża stanu i Polaka - patrioty.
 
Podczas spektaklu myśli błąkały się raz po raz wokół pytań; Tylko o historię reżyserowi Januszowi Petelskiemu chodziło? Czy może o coś więcej? O co?
 
Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. W post scriptum  do sztuki widz mógł, między innymi, przeczytać, że zastąpiony komunistycznym ZSL -em PSL „Piast" Wincentego Witosa, do którego należał w latach trzydziestych Stanisław Mikołajczyk, reaktywował swoją działalność w 1989 r.
 
A mnie w tym momencie wyrwał się, niczym dziadkowi Łukaszka z rodziny Hiobowskich, okrzyk:

- Ale... Ale... Jak tak można? - Jak tak można ordynarnie zakłamywać historię? My dzisiaj wiemy, że to nieprawda, że było inaczej, ale co będzie za jakiś czas?
 
Nie jestem jednak, tak jak dziadek, do końca przekonana o znajomości przez Polaków smutnych, postkomunistycznych realiów obecnego PSL Pawlaka, Kalinowskiego i Żelichowskiego.

Za to pewnym jest, że młody człowiek teraz już nie powinien boczyć się na kampanię wyborczą PSL. Został przeszkolony, wbito mu do głowy poprzez emocje płynące z ekranu, że Pawlak ze swoją ekipą sikawkowych w każdej gminie nie ma nic wspólnego z komunistami. Wręcz przeciwnie, jest spadkobiercą szlachetnych i tragicznych postaw ludowców przedwojennego PSL Wincentego Witosa.
 
Przesadzam?

Niech tam, wolno Petelskiemu, wolno i mnie. Na wszelki wypadek, gdyby się okazało jednak, że to ja mam rację, przypominam w telegraficznym skrócie korzenie Pawlakowej partii.
 
W czasie kampanii przed wyborami do Sejmu w roku 1947 komuniści aresztowali ok. 80 tysięcy lokalnych działaczy PSL, zamordowali 200 ludowców. W dwa lata po wyborach, zniszczony prawie do cna PSL, pod przywództwem Józefa Niećko łączy się z komunistycznym Stronnictwem Ludowym tworząc w 1949 r. Zjednoczone Stronnictwo Ludowe. ZSL - trwała i wierna przybudówka PZPR. I nie ma tu żadnego znaczenia, że wśród działaczy tego stronnictwa byli też ludzie oddani rozwiązywaniu problemów wiejskich. W swej roli ZSL było alternatywą między czerwonym a zielonym komunizmem. Nigdy inaczej.
 
Czy reaktywowany po 1989 r. PSL to wskrzeszony po komunistycznej nocy PSL „Piast" Wincentego Witosa?
 
Widać taki mit marzy się Pawlakowi i Kalinowskiemu. Ale to tylko paskudny i szkodliwy mit, który pozwala cynicznym farbowanym politycznym lisom żerować na ludzkiej niewiedzy.

Obecny PSL pochodzi bezpośrednio od ZSL, które zmieniło nazwę na PSL „Odrodzenie". Powstało przez połączenie tej partii z tzw. wilanowskim PSL 5 maja 1990 r. na Kongresie Jedności PSL. Początkowo kierowniczą rolę sprawowali członkowie NSZZ RI „Solidarność" z Romanem Bartoszcze na czele. Bardzo szybko jednak zostali wykolegowani przez młodych działaczy ZMW - młodzieżówkę ZSL z Waldemarem Pawlakiem na czele, który został nowym prezesem starej partii z nowym szyldem.

Czy tego wszystkiego nie wiedzieli autorzy sztuki telewizyjnej; Robert Miękus, Janusz Petelski?

Nie, o takie dyletanctwo ich nie podejrzewam, co najwyżej o usłużne wspomaganie PSL w dorabianiu sobie kombatanckiej gęby na potrzeby wyborcze.
No cóż, jacy autorzy, taka historia. I tylko dziadek Łukaszka wciąż nie może się z tym pogodzić.

sobota, 21 marca 2009

Miarka się przebrała. Mam dość. Wrr…


Czego mam dość? Tego, co wszyscy; Palikotów, Wojewódzkich, Figurskich,  „Dziennika" ze swoimi podsłuchami mikrofonów premiera i prezydenta, profesorskich wywodów na temat szkodliwości wypowiedzi Benedykta XVI.

Ale najbardziej mam dość telefonów wczesnym rankiem zachęcających mnie do wzięcia pożyczki w super wiarygodnym banku. Nie po to płacę abonament, za nieużywanie go do rozmów telefonicznych, a jedynie do potrzeb Internetu, żeby mi ktoś przerywał emerycką drzemkę (wtedy emeryt oszczędza na jedzeniu i ogrzewaniu).
 
Nie życzę sobie, aby mnie jakaś paniusia naciągała na kolejny kredyt.

Jest kryzys czy go nie ma?! A jak jest, to proszę wszystkich prezesów banków (tych co znają język polski i co nie znają), aby odp...li się od mojej słuchawki, bo więcej nie zdzierżę.
 
Mimo kryzysu i konieczności oszczędzania na witaminach pamięć mam jeszcze dobrą i doskonale wierci w niej dziurę strach przed kolejną pułapką kredytową. Pamiętam, jak trudno było się z niej wygrzebać w połowie lat 90-tych, kiedy musiałam brać kredyt na dentystę dla dzieci, na opał, wyprawkę do szkoły itd., itp. A oprocentowanie w moim ludowym spółdzielczym banku wynosiło wówczas 60%.
Tak, to ten sam bank, co to szefem jego jest teraz były gminny ormowiec bliski załamania nerwowego, kiedy okazało się, że kandydat do kontraktowego Sejmu - Biczysko, otrzymał tylko dwa głosy poparcia. Jeden od niego a drugi od jego żony. Nawet brat rodzony i ojciec oddanego sprawie ormowca zawiódł przy urnie.

Dziś należę do innego banku, w miarę się tolerujemy i nie życzę sobie, by ktokolwiek jeszcze próbował mi przerywać piękne sny o wycieczce do Japonii propozycją kolejnej pułapki. Wystarczy już, że z mojej emerytury opłacam wam, prezesi, koło ratunkowe, chroniące przed ostatecznym dnem. Co prawda, nikt się mnie nie pytał czy sobie tego życzę, ale z faktami się nie dyskutuje.
Jeśli już tak  być musi, to przynajmniej nie wydzwaniajcie do mnie nie tylko rano, ale o żadnej porze dnia i nocy.
 
Mam tego dość. Miarka się przebrała! Do słuchawki mogę już tylko powarczeć, a potem rzucić ją na widełki.

Nie przysyłajcie też żadnej kolejnej karty kredytowej. Oświadczam, że wszystkie lądują w piecu centralnego ogrzewania. Na żadne kuszące oferty już się nie nabiorę. Jak kryzys, to kryzys, no nie? ;))

czwartek, 19 marca 2009

O co powinni zapytać nauczyciele Olejniczaka, Żelichowskiego



Kampania wyborcza do EP nabiera rumieńców. Prowadzona jest, trzeba przyznać, w sposób prawie niezauważalny dla przeciętnego wyborcy.
 
Bo niby co ma wspólnego z wyborami nepotyzm Pawlaka czy jego niezwykłe przywiązanie do bycia głównym sikawkowym kraju?
 
Czy niezwykle czołobitne poparcie dla nowelizacji Ustawy o systemie oświaty przez posła Żelichowskiego i Olejniczaka ma jakiś związek z kampanią?
 
Dla kogo i po co wyparł się stanowiska Zarządu ZNP Sławomir Broniarz?
 
Oczywiście, wiem, wiem, nauczyłam się już tego na pamięć, że polityka jest sztuką kompromisu. Kompromis kompromisowi jednak nierówny. I jeśli blisko 80% społeczeństwa jest przeciwna zmianom , uważając je za szkodliwe, jeśli sama ustawa zaprzecza temu, co głosi tak szumnie Hall o podmiotowości rodziców i ucznia w szkole, to o co w tym wszystkim chodzi? Co załatwiają sobie postkomuniści u jaśnie oświeconej PO? Może jednak ma to jakiś związek z wyborami do Parlamentu Europejskiego?
 
Bo, że załatwiają to rzecz pewna, inaczej nie parliby tak do odrzucenia veta prezydenckiego wbrew opinii społecznej. Cała ta historia pachnie przecież samobójstwem przede wszystkim PO, ale i lewicy też.
 
Jeśli chodzi o mnie, to ja im tego życzę z całego serca, póki jeszcze Polska ostatecznie nie zginęła w odmęcie złodziejstwa, korupcji, niekompetencji i cynizmu polityków.
Dlatego też podpowiadam nauczycielom pytania, które powinni zadać Olejniczakowi, Żelichowskiemu i Broniarzowi oraz wszystkim głosującym w sejmie "maszynkom".
 
Nie będą one tym razem dotyczyły obniżenia wieku realizacji obowiązku szkolnego. Argumentów przeciw było tak dużo, że za sam fakt ignorowania opinii społecznej posłowie głosujący za odrzuceniem veta powinni ostatni raz zasiadać w sejmie. Nie jest to już bowiem nawet postpolityka, to wynaturzona, butna i śmiejąca się Polakom w nos władza autorytarna, niczym już prawie nie różniąca się od „przewodniej siły narodu" z czasów PRL, tyle tylko, że bardziej rozdrobniona, by móc udawać władzę demokratyczną. Ale to tylko udawanie, nic więcej.
 
Kiedy przestaną udawać? Że co, że niemożliwe? Możliwe. I to tak samo możliwe jak zabory, okupacja czy PRL.
 
Nie żyjemy w czasach wyjątkowych, są one takie, na jakie przyzwalamy.
 
 
Moje pytania do tych panów nie są jednak z patriotycznej półki, wydają się być całkiem przyziemne:

1. Dlaczego nikt z nich nie postuluje prawdziwej decentralizacji oświaty? Czyli przekazywania subwencji bezpośrednio do szkół. Czym bowiem będzie dyrektor menager zarządzał, skoro subwencją dysponuje samorząd?

2. Czy to nie przypadkiem nie wystarczająca wysokość subwencji sprawia, że prowadzenie szkół jest, jak za czasów głębokiej komuny, za pomocą zbiurokratyzowanych zespołów administracyjnych przy samorządach?

3. Jeśli samorządom nie wystarcza subwencji na utrzymanie małych szkół, to jakim cudem uda się to osobie prawnej lub fizycznej bez dotacji, czesnego czy obniżki płac nauczycieli?

4. Czy przypadkiem w całej tej awanturze nie chodzi właśnie tylko o to, by położyć łapę na nauczycielskie pensje?

5. Czy nie po to raz po raz media wkładają nam w głowy, że nauczyciele będą jedyną grupą zawodową, która dostanie podwyżki, by odwrócić uwagę od czekających ich obniżek pensji?
 
 
Jestem z natury swej bardzo niepoprawna politycznie, lubię szukać dziury w całym i dlatego pytam o to, o czym żadne media nie piszą ani nie dyskutują.
I tak sobie myślę, że jeśli przy najbliższych wyborach nauczyciele nie odważą się zadać tych pytań, będą jak za Stalina, Bieruta czy Gierka społecznością pracującą jedynie dla idei. Tym razem jednak na własne życzenie, skoro dali się tym panom w tak prosty i naiwny sposób oszukać.
 
PS.
Ustawa z dnia 12 lutego 2009 r.
http://orka.sejm.gov.pl/proc6.nsf/ustawy/605_u.htm
polecam szczególnie pkt 4 dotyczący zmian w art. 5
i po belfersku przypominam, że brak wiedzy nie zwalnia z odpowiedzialności za siebie i swoją Ojczyznę.

piątek, 13 marca 2009

Co powiedziała Ewa Kopacz



Pewien jegomość, którego nazwiska nie wymienię, by sobie blogu nie zafajdać, ogłosił, że ma już prawie gotowy projekt ustawy legalizującej eutanazję.
 

Kurcze, pomyślałam sobie, to już tak źle ze słupkami PO, że ów jegomość rzuca pomysły na dyskusję zastępczą z dna przyzwoitości? Już nic innego piarowcom nie pozostało, tylko eutanazja?
 

Spoko, kochani, nie denerwujcie się tak, jeszcze tam na dnie zostały takie tematy jak kremy z odsysanego tłuszczu ludzkiego, colaże z preparowanych ludzkich kości na wystawach sztuki alternatywnej, doświadczenia na embrionach itp. itd.
Nie ma potrzeby straszyć emerytów eutanazją, wystarczy zarządzić:
"W ramach wychodzenia z kryzysu oszczędzamy na lekach. Chemio i radioterapia tylko do 65 roku życia".
 
Dla uzasadnienia drakońskich oszczędności proponuję sprawdzony już przez Hitlera sposób. Katarzyna Hall jako autorka książek matematycznych dla dzieci opracuje zadanie. Ile społeczeństwo zaoszczędzi , jak wprowadzi takie oszczędności, np. na ludziach terminalnie chorych?
 
Na zajęcia obowiązkowej etyki metodycy opracują lekcję z burzą mózgów na temat; Co jest lepsze; ratować życie młodszych, rokujących nadzieję na wyleczenie czy trwonić pieniądze na beznadziejne przypadki?
 
 
Z tego, co pamiętam z historii, już był taki jeden syjonista, który myśląc pragmatycznie uratował kilka tysięcy młodych zdolnych i co najważniejsze bogatych Żydów z łap Eichmanna. Niestety, nie wszystkim rodakom ten selektywny pragmatyzm spodobał się i facet zginął w wyśnionej Ziemi Obiecanej właśnie z rąk jednego z nich.
 
Nigdy więc przy zmywaku nie przyszłoby mi do głowy dyskutować na podsunięty przez owego jegomościa temat. Wszak o eutanazji mogą tylko dyskutować pragmatyczni nacjonaliści; czasem nazywa się ich faszystami, czasem nazistami, a czasem...( tu proszę, by tego nie czytał ani Terlikowski, ani Barbur, dla młodzieży z warsztatów analiz socjologicznych też nie wskazane) gdy są syjonistami i walczą o własną ojczyznę lub potomkami ON UPA - patriotami.
 

Człowiek przyzwoity tematu eutanazji nie podejmuje. Rano znalazłam nawet potwierdzenie dla mojej definicji ludzi przyzwoitych. Przeczytałam  krótką wiadomość zamieszczoną w portalu wiara.pl

„Minister zdrowia Ewa Kopacz zdecydowanie odcina się od pomysłów posła /.../ dotyczących eutanazji, dodając, że jako minister zdrowia chciałaby raczej mieć możliwość przeznaczenia większych środków na opiekę paliatywną, niż uczestniczyć w dyskusji na temat eutanazji, informuje Polska.pl".
 
Uff! A to ci wypadek przy pracy, co ja teraz zrobię?! Będę musiała przyznać się, że zgadzam się z Ewą Kopacz. Trudno, pomyślałam i już chciałam chwalić, kiedy diabeł podkusił i weszłam na stronę „Dziennika". A tam -
"PO zalegalizuje eutanazję? To możliwe"
 

"Dopuszczam do siebie myśl, że PO zalegalizuje eutanazję" - taką śmiałą deklarację złożyła minister zdrowia Ewa Kopacz. Opracowanie ustawy o prawie do śmierci zapowiedział /.../ choć władze Platformy twierdzą, że i tak trafi do kosza. Ale Ewa Kopacz zachęca do dyskusji o eutanazji".
 

Nie będę tego komentować, bo naprzód muszę się upewnić, że jeszcze nie zwariowałam. Na wszelki wypadek zapytam tylko.
 
 
Czy dowiem się od dziennikarzy, co w końcu powiedziała Ewa Kopacz?

Jak Broniarz przehandlował polską oświatę


Prawo dziecka do nauki, zawarte w Konwencji (art. 28), na poziomie wychowania przedszkolnego trzy- i czterolatków w 100 procentach realizują np. Francja, Włochy i Belgia, na poziomie czterolatków Hiszpania, Luksemburg, Holandia, Anglia, a pozostałe kraje w Unii w 85-95%.
Dla porównania, w Polsce w grupie trzylatków niecałe 30% uczęszcza do przedszkoli, w grupie czterolatków wskaźnik uczęszczających do przedszkoli kształtuje się na poziomie ok. 40%, a u pięciolatków - 51,2%. Mimo to, polityka kolejnych rządów doprowadziła do sytuacji, że obecnie w 539 gminach w Polsce nie ma ani jednego przedszkola, a w roku szkolnym 2006/2007 zlikwidowano 230 szkół na wsiach i w małych miastach.

Uważamy, że przyjęty przez rząd Donalda Tuska kierunek polityki edukacyjnej, wyrażony m.in. w propozycjach takich, jak :
• ułatwienie procesów likwidacji szkół i placówek wychowania przedszkolnego
• pozbawienie kuratora oświaty kluczowych kompetencji w zakresie nadzoru pedagogicznego
• przekazywanie osobom prawnym lub fizycznym - na podstawie umowy i ze znacznym ograniczeniem procesu legislacyjnego - szkół publicznych prowadzonych przez JST, co prowadzi jednocześnie do niekorzystnych zmian w statusie zawodowym nauczycieli i pracowników niepedagogicznych
stanowi poważne zagrożenie dla realizacji konstytucyjnego prawa do powszechnego dostępu do bezpłatnej edukacji.
Wdrożenie tych zmian oznacza demontaż oświaty publicznej. To ponad 2700 różnych polityk edukacyjnych w kraju i tyleż samo różnych możliwości dostępności do edukacji oraz zdecydowane obniżenie jakości kształcenia. To „ucieczka" przed konstytucyjnym obowiązkiem Państwa wobec oświaty i próba ograniczenia środków na jej finansowanie.
Nie wyrażamy zgody na zmiany, których negatywne konsekwencje będą ponosić kolejne pokolenia.
Konieczna jest obrona wartości ogólnonarodowej, jaką jest oświata publiczna, gwarantująca powszechność, dostępność i wysoką jakość edukacji.
Konieczna jest obrona prestiżu i statusu zawodowego nauczycieli.
Walczmy o równe szanse edukacyjne dzieci i młodzieży w naszym kraju".


Nie to nie jest apel mamy Katarzyny.:) To "Stanowisko Komisji Pedagogicznej ZG ZNP w sprawie obrony szkoły publicznej i statusu zawodowego nauczycieli" z dn. 2008-10-28


Kiedy Prezydent Rzeczpospolitej odmówił podpisania nowelizacji Ustawy o systemie oświaty podniósł się wrzask, że zrobił to tylko dla pozyskania głosów wyborców przeciwnych zmianom.

Jeśli nawet tak jest, to jak w takim razie nazwać zdradę członków ZNP przez ich prezesa - Sławomira Broniarza?

Czy od października 2008 r. coś się zmieniło? Czy rząd odstąpił w projekcie od wysyłania sześciolatków , zgodnie z postulatami rodziców, do szkoły?

http://www.ratujmaluchy.pl/index.php?option=com_wrapper&Itemid=2


A może odstąpił od pełzającej prywatyzacji publicznej oświaty? I wysłuchał dramatycznego apelu z ulotki ZNP:

„Nie odbierajmy
szansy naszym dzieciom!
„Rząd chce, aby to wyłącznie samorządy decydowały o liczbie
szkół na swoim terenie..."
  http://www.znp.edu.pl/text.php?cat=82

Skądże znowu! Ani rząd, ani ZNP nie zmieniło swego stanowiska.
http://www.znp.edu.pl/text.php?action=&cat=7&id=9911
Zdaniem ZNP, tylko sieć publicznych szkół prowadzonych przez gminy jest gwarantem równego dostępu do edukacji. ZNP nie popiera oddawania szkół do prowadzenia innym podmiotom - fundacjom i stowarzyszeniom - i będzie sprzeciwiał się takim rozwiązaniom. W tym celu ZNP prowadzi ogólnopolską kampanię „Nie dajmy popsuć naszej szkoły".

Co się więc takiego stało, że dziś Sławomir Broniarz milczy, a Olejniczak z bratniej partii ZNP triumfalnie ogłasza, iż pomoże w odrzuceniu prezydenckiego veta?
http://www.znp.edu.pl/text.php?action=&cat=7&id=9909
Czy nauczyciele - członkowie ZNP zdają sobie już sprawę, że szef ich związku w porozumieniu z SLD przehandlował polską oświatę?

sobota, 7 marca 2009

Panie Żelichowski, ja pana bardzo proszę...

2009-04-07 16:52i

„- To jest typowy gest polityczny. Jeżeli takie odznaczenie należy się panu prezesowi Kurtyce, to każdy Polak powinien je dostać - powiedział Żelichowski /.../ - To (wręczanie odznaczeń) jest trochę niesmaczne po takiej debacie, która się w tej chwili toczy na temat usprawnienia pracy Instytutu"- grzmi dziś  Żelichowski - szef klubu PSL
 

Panie Żelichowski, ja pana bardzo proszę, zamknij się pan choć w czasie Wielkiego Tygodnia, bo przez pana człowiek tylko grzeszy.

I podam panu nawet powody, dla których tacy jak pan nie mają moralnego prawa, by wypowiadać się na temat IPN czy odznaczeń przyznawanych przez prezydenta.
 
Za wysokie progi, panie Żelichowski, dla szefów postkomunistycznej partii. I jeśli już coś jest niesmaczne, to na pewno to, iż pana formacja śmie wypowiadać się na temat wiarygodności IPN. Toż to kolesie z bratniej partii te dokumenty tworzyli. Pan im nie wierzy?!
A ładnie to tak?
 
 
Niech się pan i pana kolesie cieszą, że naród nie zrobił porządku z komunistami, tylko bawił się w demokratyczne wybory. Gdyby przeprowadzono uczciwie dekomunizację, pan dziś dziękowałby Bogu, że nie były to czasy Targowicy.
 

Gdyby panu i pana kolesiom zależało na prawdzie, dziś już wiedzielibyśmy, kto strzelał do przedwojennych działaczy PSL w czasie referendum w 1946. Nie interesują pana nazwiska morderców?! Jest pan pewien, że żaden potomek czerwonych oprawców ruchu ludowego nie schronił się w dzisiejszym PSL?
 
Jest pan pewien, że w szeregach pana niby - chłopskiej partii nie ma TW, którzy donosili na uczciwych działaczy wiejskich, pomogli w przejęciu nazwy i wykopaniu Romana Bartoszcze?!
 
I, zdaniem pana, szukanie ich byłoby nadużyciem politycznym?!
 
 
To ja dziś krzyczę ze wszystkich sił: IPN -ie, bądź polityczny! - proszę w imieniu mordowanych, prześladowanych, gnębionych, śledzonych, wyrzucanych z pracy, zrobionych w szmaty po roku 1989, w imieniu wszystkich idiotów takich jak ja, którzy uwierzyli, że komuna padła, wrzeszczę z całych sił .
- Instytucie Pamięci Narodowej, bądź polityczny i spraw, bym dożyła chwili, kiedy esbek, TW będzie przepraszał i dziękował Bogu na klęczkach, że żadna ofiara jego plugawego donosicielstwa karku mu nie przetrąciła.
 

A panu, panie Żelichowski, życzę tylko jednego - emerytury - by nie mógł pan więcej nikomu szkodzić i nikogo wykorzystywać instrumentalnie. Pan wie o czym mówię, prawda? A jak nie wie, to proszę się zapytać Wołyniaków w Olsztynie, oni wszystko panu wyjaśnią.

czwartek, 5 marca 2009

Dlaczego politykom nie przeszkadza ukraiński nacjonalizm


Nieporozumienie między Free Your Mind a Tomaszem Siemieńskim wynikające z odczytania jednego małego fragmentu blogerskiego tekstu
http://zfrancjiofrancji.salon24.pl/390224.html
wywołało burzę. Nie chcę bawić się w rozjemcę, bo panowie doskonale poradzą sobie beze mnie.

Ów nieszczęsny fragment:

„Oto zwolenicy tarczy antyrakietowej mogą liczyć już chyba tylko na Rosję. /…/
Tarcza zaś ma jeszcze jakąkolwiek szansę na powstanie, jeśli Rosja odrzuci propozycję Waszyngtonu.

A więc Rosja może jeszcze uratować tarczę, którą wielu ludzi postrzega jako de facto broń przeciwko Rosji. Podejrzewam, że najbardziej antyrosyjska część polskiej klasy politycznej śle teraz potajemne błagania do Moskwy:”
…, który praktycznie składa się na całą notkę może nie wywołałby takich kontrowersji, gdyby nie końcówka: „bądź Rosjo nieprzejednana, bądź sroga i rób groźne miny, bo taką właśnie brzydką Rosję lubimy, takiej właśnie okropnej Rosji potrzebujemy...”

http://zfrancjiofrancji.salon24.pl/389958.html

To ostatnie zdanie, niech mi Pana Tomasz wybaczy, można zrozumieć jako kpinę z polityków będących zwolennikami tarczy, a których koronnym argumentem jest postawa Rosji. Brzmi ono tak, jakby obawy przed Rosją były tylko wyimaginowanym pretekstem do forsowania powstania tarczy. Nic innego tylko taka polska fobia. I nie da się tego wrażenia zamazać, choćby nie wiem jak autor się starał.
A we mnie ten konflikt interpretacyjny wzbudził i inne skojarzenia, również oparte na paradoksie.

Pomyślałam sobie o politycznym wykorzystywaniu ludobójstwa na Kresach do bieżącej polityki wewnętrznej i międzynarodowej.
Tak się składa, że opinia większości Polaków w sprawie UPA i Stefana Bandery czy Szuchewycza zbiega się z oceną Rosji i mieszkańców Wschodniej Ukrainy.
Właśnie dziś we Lwowie odbywają się uroczystości odsłonięcia pomnika zbrodniarza.

„Pomnik dla zbrodniarza
W dzielnicy Lwowa - Biłohorszcza, jutro ma zostać uroczyście odsłonięty pomnik naczelnego dowódcy UPA Romana Szuchewycza - powiadomił deputowany do Rady Miejskiej Lwowa (RML) Jurij Kużeliuk. W uroczystościach wezmą udział deputowani RML, przedstawiciele Braterstwa UPA i młodzieżowej organizacji Płast. Organizatorzy oczekują licznej delegacji polityków ukraińskich z Kijowa. Autorem pomnika jest rzeźbiarz Jarosław Skakun. Tego samego dnia zostanie oddane po dwuletniej renowacji muzeum Romana Szuchewycza w dzielnicy Biłohorszcza. Remont wykonano na koszt podatników lwowskich. Roman Szuchewycz jako dowódca UPA jest odpowiedzialny za ludobójstwo na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

ETL”
Doniósł wczoraj „Nasz Dziennik”. http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=sw&dat=20090304&id=sw99.txt

Czy ktoś protestuje? Ambasador, Kancelaria Prezydenta, pan Bartoszewski, tak uczulony na zafałszowywanie historii, jak lew walczący o prawdę II wojny światowej, może R. Sikorski, a może ambasador Izraela, przecież z rąk banderowców ginęli nie tylko Polacy?
Dlaczego nikt nie protestuje? Tak sobie myślę, że to ten sam paradoks, o którym pisze Tomasz Siemieński.

Czy można protestować, skoro protestują Rosjanie i członkowie Ukraińskiej Partii Regionów? Kogo należy wesprzeć politycznie nawet za cenę przemilczenia zbrodni; Wiktora Juszczenko budującego Ukrainę na micie rzeźników nacjonalistycznych czy Wadima Kolesnikowa i Partię Regionów domagającą się ustawy "O zakazie rehabilitacji i heroizacji faszystowskich kolaboracjonistów 1933-1945"?
http://www.rosbalt.ru/2009/01/30/614323.html

Czy gdyby stawiano pomnik Hitlera, też byłoby cicho, bo Rosji pomnik się nie spodobał?

wtorek, 3 marca 2009

Kto przegrał wybory w Olsztynie


Marketing polityczny, okazuje się, robi wodę z mózgu nie tylko wyborcom, ale również politykom.
 
Komentarze do wyników wyborów w Olsztynie naprawdę mogą rozbawić. Bo jak tu się nie śmiać, kiedy niby poważni ludzie analizują go w kategoriach partyjnego rankingu popularności partii.
 
Owszem, był to ranking, ale nie popularności tylko wiedzy partyjnych liderów o rzeczywistej sytuacji miasta i motywach, jakimi się kierowali wyborcy.

To właśnie rozeznania w olsztyńskiej rzeczywistości zabrakło partyjnym decydentom. Wybory bowiem jasno wykazały kolejny już raz, że mieszkańcom przyszło wybierać między przysłowiową "dżumą a cholerą".

Na co liczył Jarosław Kaczyński wystawiając kandydata, który już dwukrotnie dostał manto od wyborców? I to wcale nie dlatego, że w Olsztynie jest czerwono. Po prostu ów kandydat, całkiem przyzwoity człowiek, pokazał już, co potrafi, w Sejmiku Wojewódzkim i w Parlamencie.Do rządzenia nie wystarczy piękna kombatancka przeszłość i wierność ideałom młodości. Trzeba jeszcze umieć rządzić i pracować efektywnie, a nie tylko toczyć spory o miejsce spotkań patriotycznych.
 
Gdyby wódz choć przez chwilę zajął się rzeczywistością w swojej partii, nigdy nie narażałby wierny elektorat nie tylko na przegraną, ale i upokorzenie wynikające z danego przez PiS poparcia kandydatowi PSL.
Nie wiem, na ile miał on wpływ na wynik, ale w świat poszła upokarzająca prawicę wiadomość o sojuszu SLD - PiS. Dla potencjalnych sympatyków tej partii to katastrofa.

Tak to jest, jak politykę w regionie opiera się na dwóch rywalizujących ze sobą „gwiazdach".
 
A może prezes partii wcale nie chciał wygrać w Olsztynie i dlatego poparł swoim autorytetem kandydaturę, która nie miała szans?
 
 
Szkoda mi tylko w tym wszystkim ludzi autentycznie zaangażowanych w kampanię wyborczą, bo gorycz porażki jest tu podwójna.
Czy ktoś wreszcie pójdzie po rozum do głowy i przestanie się bać budowy autentycznych struktur partyjnych w regionie? Tylko tak można przełamać partyjny bezład z powodu liderów unicestwiających siebie i przy okazji partię.
 

Czy na tą samą chorobę choruje również PO?
 
Kto naprawdę przegrał; kandydat PO czy Schetyna, który chciał pokazać lokalnej organizacji, kto tu rządzi?
Nie powiem, by mi pewnej satysfakcji przegrana PO nie sprawiła. :)
I myślę, że tak naprawdę przegrał Donald Tusk bezpośrednio angażujący swój autorytet w kampanię. Ten fakt słodzi chyba gorycz porażki jego oponentom w partii. Kolejny argument do zmian w elitach władzy? :)
 
 
A choć PSL zaciera ręce i ogłasza triumfalnie zwycięstwo, to ja na ich miejscu powstrzymałabym się jednak z euforią. Rzeczywiście, idzie ku dobremu, ale wcale nie tak, jak myśli sobie Pawlak, Kalinowski czy Żelichowski.
 
 
Bo tak sobie główkuję przy swoim zmywaku. W Olsztynie zawsze rządziła komuna. Przypadek byłego prezydenta miasta nie wynikał z jakiegoś przeoczenia szczegółów z jego życia prywatnego. Kandydat SLD doskonale się na to stanowisko nadawał, było czym przywoływać go do porządku. Pech chciał, że się były cenzor znarowił i zachciało mu się być bezpartyjnym. No to dostał za swoje. To co przez lata nikomu nie przeszkadzało, stało się nagle publicznym zgorszeniem i przyczyną nowych wyborów.

To i dobrze. Lepiej późno niż wcale. Jakie by to miasto nie było, to jednak nie zasłużyło sobie na taki obciach i kompromitację.
 
 
Teraz przychodzi kolej na różowego, już nie czerwonego, prezydenta. Teraz właśnie mieszkańcy, świat biznesu, służby zdrowia, kultury i oświaty przekona się, jak potrafi rządzić PSL.;))
O tym, jakimi metodami partia ta lubi rządzić, przekonali się już Wołyniacy instrumentalnie potraktowani przez Kalinowskiego i Żelichowskiego w czasie obchodów 65 rocznicy ludobójstwa na Kresach dokonanego przez UPA.
Nic tak nie kształci jak własne doświadczenie. I stąd właśnie bierze się mój optymizm. Bo jak tu się nie cieszyć z początku końca pezetpeerowskiej przybudówki?