Czego mam dość? Tego, co wszyscy; Palikotów, Wojewódzkich, Figurskich,  „Dziennika" ze swoimi podsłuchami mikrofonów premiera i prezydenta, profesorskich wywodów na temat szkodliwości wypowiedzi Benedykta XVI.

Ale najbardziej mam dość telefonów wczesnym rankiem zachęcających mnie do wzięcia pożyczki w super wiarygodnym banku. Nie po to płacę abonament, za nieużywanie go do rozmów telefonicznych, a jedynie do potrzeb Internetu, żeby mi ktoś przerywał emerycką drzemkę (wtedy emeryt oszczędza na jedzeniu i ogrzewaniu).
 
Nie życzę sobie, aby mnie jakaś paniusia naciągała na kolejny kredyt.

Jest kryzys czy go nie ma?! A jak jest, to proszę wszystkich prezesów banków (tych co znają język polski i co nie znają), aby odp...li się od mojej słuchawki, bo więcej nie zdzierżę.
 
Mimo kryzysu i konieczności oszczędzania na witaminach pamięć mam jeszcze dobrą i doskonale wierci w niej dziurę strach przed kolejną pułapką kredytową. Pamiętam, jak trudno było się z niej wygrzebać w połowie lat 90-tych, kiedy musiałam brać kredyt na dentystę dla dzieci, na opał, wyprawkę do szkoły itd., itp. A oprocentowanie w moim ludowym spółdzielczym banku wynosiło wówczas 60%.
Tak, to ten sam bank, co to szefem jego jest teraz były gminny ormowiec bliski załamania nerwowego, kiedy okazało się, że kandydat do kontraktowego Sejmu - Biczysko, otrzymał tylko dwa głosy poparcia. Jeden od niego a drugi od jego żony. Nawet brat rodzony i ojciec oddanego sprawie ormowca zawiódł przy urnie.

Dziś należę do innego banku, w miarę się tolerujemy i nie życzę sobie, by ktokolwiek jeszcze próbował mi przerywać piękne sny o wycieczce do Japonii propozycją kolejnej pułapki. Wystarczy już, że z mojej emerytury opłacam wam, prezesi, koło ratunkowe, chroniące przed ostatecznym dnem. Co prawda, nikt się mnie nie pytał czy sobie tego życzę, ale z faktami się nie dyskutuje.
Jeśli już tak  być musi, to przynajmniej nie wydzwaniajcie do mnie nie tylko rano, ale o żadnej porze dnia i nocy.
 
Mam tego dość. Miarka się przebrała! Do słuchawki mogę już tylko powarczeć, a potem rzucić ją na widełki.

Nie przysyłajcie też żadnej kolejnej karty kredytowej. Oświadczam, że wszystkie lądują w piecu centralnego ogrzewania. Na żadne kuszące oferty już się nie nabiorę. Jak kryzys, to kryzys, no nie? ;))