Któż z mojego pokolenia nie pamięta chałuszkę (tak w moim domu nazywano piętkę chleba) odkrojoną z jeszcze gorącego chleba polaną mlekiem lub wodą i posypaną cukrem. Albo zupełnie bez niczego, tylko tak ściśniętą w garści, gryzioną między kolejnymi łykami posłodzonego mleka, tego prawdziwego, nie UHT, które nie ma już ani zapachu, ani smaku.
...........
Mała piekarnia, z dala od centrum handlowego. Stoję obok, czekam na „okejkę". Przy każdym otwieraniu drzwi dochodzi do mnie zapach chleba. Nic piękniej nie może pachnieć. Przy tej woni chowają się wszelkie, nie tylko francuskie, perfumy. Porównywalnym czy nawet konkurencyjnym, jeszcze może być tylko zapach wiosny.

Stałam tak i wciągałam zapach, który zniewolił i przymusił mnie do wejścia w ten wciąż zaczarowany dzieciństwem świat. Zamarzyła mi się taka zwykła paciajka; bułka z cebulą.

Przede mną stała młoda kobieta. Poprosiła o bochenek chleba, który koniecznie miał być prostokątny i ciemny. Pani za ladą zaproponowała wieloziarnisty. Kobieta zawahała się.
Nie wiem czy synek będzie chciał go jeść. - powiedziała i wybrała chleb z foremki na miodzie.
 
A mnie zrobiło się jakoś tak smutno i dziwnie. Pomyślałam sobie, że widać mój niebiański zapach dziecięcego chleba, podskubywanego zaraz po wyjściu ze sklepu, zafundowała mi stalinowska bieda. I co tu wspominać?! Czarną zbożową kawę, ruskie pierogi na okrągło, rosół z kury od święta, placki ziemniaczane zamiast schabowego?
Bieda to bieda. Zwykły chleb wydawał się tortem.

A jednak przez moment współczułam synkowi nieznajomej.
Biedne dziecko, nawet nie będzie wiedziało, jak pachnie chleb. I może być tak, że kiedyś poczuje głód i przypomni sobie wszystkie wyrzucone do szkolnego kosza kromki chleba, bo nie były takie, jak on lubił; prostokątne i ciemne. Zatęskni za suchym chlebem wyrzucanym do śmietnika.

I nie będzie mógł pojąć, dlaczego do tej pory nikt nie powiedział mu, że nie ma nic piękniejszego na świecie niż zapach świeżego polskiego chleba.