Agent wpływu jest potrzebny do określonych akcji, do usprawiedliwienia, narzucenia interpretacji medialnej dla decyzji i wydarzeń w polityce zagranicznej. Najbardziej spektakularnym przykładem była „nocna zmiana”.
Ci, którzy pamiętają ten wieczór i noc, dziś może nie przyznają się nawet przed sobą, że ulegli, od dłuższego czasu przygotowywanej, propagandzie niekoniecznie polskiej.
A może tylko ja jej uległam? Jeśli tak, to udział w tym mieli również niektórzy członkowie olsztyńskiego PC. Tłumaczyli mi długo i cierpliwie, że lustracja sprawi, iż tajniacy zejdą do „podziemia”, trzeba dać im szansę itd. itp.
Może miałam tylko niewłaściwych znajomych?
Najogólniej rzecz biorąc „nocną zmianę” na wypadek powrotu do polityki obśmianych i obrzydzonych społeczeństwu Kaczyńskich czy Olszewskiego, Macierewicza i jemu podobnych, propaganda szeptana i ta medialna długo przygotowywała.
http://www.youtube.com/watch?v=K0HVlVNgK0U
Ale film niepokoi i zmusza do pytań stokroć ważniejszych niż to czy w latach 70-tych Lech Wałęsa był Bolkiem. Na filmie pojawia się tajemnicza postać, do której Wachowski mówi- Zdrastwujtie.
Uważny internauta musi zadać sobie pytanie, dlaczego nikt nie pyta Wałęsę, Pawlaka czy Tuska. Kim był ten facet siedzący również w ławie sejmowej podczas historycznej sesji obalenia rządu Jana Olszewskiego? Musi pytać czy film prawdziwy czy zmontowany…. Pytań wiele, odpowiedzi też wiele i właśnie na tym polega działanie agentów wpływu.
Zasypać informacjami, zamazać istotę problemu. A problem był wtedy jeden. Rozliczamy komunę czy odpuszczamy? Dlaczego warto, dlaczego nie? Tylko, że tu nie chodziło o nasze poglądy, lecz skutki określonej polityki wobec działalności agenturalnej KGB i służb specjalnych w PRL.
Co robił agent wpływu, to wiemy. Straszył nas Janem Olszewskim i jego rządem, a co robił pożyteczny idiota?
Nie dyskutował o skutkach obalenia rządu Jana Olszewskiego dla przyszłości Polski. Pożyteczny idiota namiętnie rozważał o meandrach biednych TW, którym tak się życie porypało, a teraz jeszcze chcą ich publicznie znakować. Z wypiekami na twarzy piętnował decyzję Macierewicza ujawnienia agentów i TW, choć ten wykonywał tylko Uchwałę Sejmu.
Było to niezwykle łatwe, bo wtedy jeszcze nawet przyjaciele z „Solidarności” niewiele o sobie wiedzieli. Słynny w Olsztynie Przykop, gdzie podobno spotykali się najwierniejsi z wiernych „Solidarności” i jej ideałom, okazał się miejscem spotkań organizowanych przez TW.
Tak, dopiero niedawno niektórzy z bywalców na tych spotkaniach mogli w skrytości ducha porozważać; byłem nieświadomym pożytecznym idiotą czy może nawet „gównojadem”? Do czego mnie wykorzystywano, jakie informacje przekazywałem, komu zaszkodziłem?
To przeszłość, ale ona ma swoje konsekwencje. Skład „nocnej zmiany” powtórzył się. I tak samo jak wtedy agenci wpływu każdego dnia dostarczają nam morze informacji, szczegółów o katastrofie smoleńskiej. Im dalej od katastrofy, im bardziej oddala się od nas możliwość obiektywnego śledztwa, tym „szczerzej” jesteśmy informowani o tajemniczych zeznaniach, karetkach, filmach, odlatujących do Smoleńska archeologach.
Zniecierpliwieni niektórzy z nas gotowi są krzyczeć. Dość! Zajmijmy się tym, co ważne; długiem ,budżetem, vatem, komisją majątkową, brakiem tolerancji wobec gejów i lesbijek Radziszewskiej. Co śmielsi mówią nawet o umowie gazowej. Tak jakby nie było żadnego związku między śmiercią prezydenta, urzędników i dowódców wojsk, polskich patriotów a umową gazową.
Czyż nie mają racji? Umarłych pozostawmy umarłym, jak napisał poeta, „trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”. I tak pożyteczni idioci gotowi są przy każdej okazji cały wiersz Adama Asnyka cytować, by przekonać wszystkich, że świat i tak pójdzie swoją drogą. Na zmiany nie mamy wpływu.
Zmęczeni pracą, ogłuszani dezinformacją, karmieni papką seriali, marzymy jak w piosence; „tak odciąć się od całego świata, nic nie kombinować, nic nie myśleć”.
Jeśli przypadkiem funkcjonujemy w wirtualnej przestrzeni, gotowi jesteśmy każdemu myślącemu inaczej wygarnąć jak ten z blogu Aleksandra Ściosa:
„Ojej, Autorze... ależ Ty musisz być nieszczęśliwym człowiekiem. Zapuszczając się w meandry Twej umysłowości mam poważne obawy czy wrócę z powrotem. To musi być straszne - życie ze świadomością, że wszędzie wokół czyhają agenci obcych służb, którzy pragną tylko Twojego nieszczęścia... Piękny trud, piękna praca, piękne teksty, piękny wysiłek - jak na paranoika”.
I proszę, dyskusja już gotowa. Czy o zagrożeniach wynikających z groźby całkiem pokaźnej, podobnej do tej w Czechach, siatki rosyjskich agentów? Skądże! Po takiej wrzutce można albo zamilknąć, albo dyskutować o stanie psychicznym i umysłowym Aleksandra Ściosa. Możemy też snuć domysły; wrzucił komentarz rosyjski agent wpływu czy polski pożyteczny idiota?
A przecież dyskusja powinna dotyczyć bezpieczeństwa państwa a nie stanu świadomości autora. Niestety, normalnym wydaje się w dzisiejszym świecie sieć agenturalna obcych państw, ale całkowicie nienormalnym i groźnym jest zaprzeczanie, że jej w Polsce nie ma.
Czy wobec tego powinniśmy roztrząsać teraz każdą informację o przyczynach katastrofy? Czy może pora zacząć poważnie myśleć o zmianie ekipy, która dziwnym trafem organizowała i uczestniczyła w„nocnej zmianie” oraz obchodach rocznicowych w Katyniu w towarzystwie Putina? Tylko wtedy bowiem jest szansa na wyjaśnienie okoliczności śmierci delegacji lecącej do Katynia z Prezydentem RP.
Przyczyny katastrofy dla każdego są już jasne bez względu na szczegóły. Nawet gdyby ktoś się upierał, że to był tylko nieszczęśliwy wypadek, to Rosja i rząd polski zrobili wszystko, abyśmy myśleli o zamachu. Jeśli coś jeszcze wymaga odpowiedzi, to czy przekonano nas celowo, czy tak im wyszło. Ale jedno jest niezmienne; tak jak w przygotowywaniu nocnej zmiany zagrzebano najpierw prawdę, zdezorientowano i sprowadzono fakty do poglądów i opinii, tak i w przypadku tragedii pod Smoleńskiem scenariusz jest taki sam. I na to samo pytanie, co wtedy, Polacy dziś szukają odpowiedzi.
Komu zależało na takim przebiegu wydarzeń? Tylko Rosji? Kto z polskich władz im sprzyjał? Kto tym kierował?
Czują się bezkarni i sprawdzają nasze przekonanie w ich potęgę władzy? Na Rosję nikt nie tupnie, a wodę z mózgu zrobią Polakom agenci wpływu za pomocą mediów, resztę dopełnią pożyteczni idioci.
Tymczasem Polska jest realnie zagrożona, bo jeśli można wpakować do jednego samolotu wszystkich przedstawicieli najważniejszych instytucji w państwie, jeśli można wydać dowódcom Wojska Polskiego rozkaz, by udali się do Katynia razem z prezydentem RP w jednym samolocie, to co stanie na przeszkodzie, by kontynuować demontaż państwa?
W wojnach informacyjnych obezwładnia się przeciwnika informacją – otumania się działaniami wywiadu, podszeptem agentury wpływu, propagandą i manipulacją, a potem bierze się go w poddaństwo.
Wojna informacyjna sprowadza się do takiego otumanienia ludzi, żeby sami, z dobrej woli, wpakowali karki w jarzmo, przekonani, że jest to w ich najlepszym interesie.
O zwycięstwie decyduje agent wpływu. Jest to osoba, która może być wykorzystana do dyskretnego urabiania opinii polityków, środków masowego przekazu i grup nacisku w kierunku przychylnym zamiarom i celom obcego państwa.
Robią to jakże często za pomocą śmierdzącej kategorii zachodnich „gównojadów”. (Przypomniał mi ich jeden z komentatorów pod moją poprzednią notką). Pisze o nich Suworow. Są to zwolennicy jednostronnego rozbrojenia, postępowi radykałowie, pacyfiści, internacjonaliści, itp. Żarliwie rozpowszechniają wszelką dezinformację i informację niszczącą. „Gównojady” z entuzjazmem roznoszą plotki i pogłoski, chętnie uczestniczą w krzykliwych demonstracjach, ale i nie gardzą, bywaniem na „salonach” czy prestiżowymi wyjazdami zagranicznymi.
Ilu takich jest teraz w polskich mediach wśród dziennikarzy i publicystów? Ilu na polskich uczelniach?
Każdy, kto choć odrobinę myśli logicznie, wie, że wojna ta nie skończyła się wraz z wejściem Polski do NATO czy UE, ale wprost przeciwnie; nasiliła się.
Informacja może służyć dobru i może siać zło. Sterowanie społeczeństwem nie jest niczym złym, jeśli służy racji stanu, wymusza zachowania pożyteczne społecznie, ale agentura wpływu nie jest po to, by umacniać, lecz zniewalać społeczeństwo innego państwa. Posługuje się prawdą, półprawdami i kłamstwem jednocześnie, by manipulować opinią publiczną do własnych celów.
Czy może być, oprócz polityka i „gównojada”, ktoś lepszym medium dla agenta wpływu od blogera?
Zwykle pisze to, co myśli, co wie, co jest dla niego ważne, nie tylko w notkach, ale i w komentarzach do innych notek. W dyskusjach naszych ścierają się poglądy, dociera wiedza, informacja. Przekazujemy ją innym już realnie; w pracy, w domu, u przyjaciół, a nawet w kolejce do lekarza.
Nie łudźmy się, każdego dnia nasze blogi penetrowane są nie tylko przez agentów reklamowych, ale również przez agentów informacji obcych wywiadów.
Jak pisać, jak dyskutować, by nie stać się pożytecznym idiotą?
Piszę już dostatecznie długo na tematy polityczne, by móc podzielić się swoimi spostrzeżeniami, ale to już odrębny temat. Zapraszam za tydzień.