wtorek, 30 listopada 2010

Moja ojczyzna – to życie

Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś,
jak potrafimy być nimi jutro?
— Phil Bosmans

Mróz szczypie w policzki i nos. Iskrzą się płatki śniegu i skrzypią pod butami. Małe nóżki psiaka niosą w zaspy, pyszczkiem je rozgarnia, parska śniegiem, który wciska się w wiecznie wąchający wszystko nos. Nie wiem czy jego radosny taniec wokół własnego ogona jest tą samą radością co moja. Brakuje mi słów, by wykrzyczeć mój zachwyt, więc milczę. A w sercu dziękczynienie za tę chwilę. Mogłabym powiedzieć tu i teraz: Trwaj chwilo jesteś szczęśliwa.
Śmieję się sama z siebie. Jakby ci tyłek przymarzł do spodni, a dom byłby beznadziejnie daleko i beznadziejnie zimny, pusty, bez pragnienia i możliwości powrotu, też powiedziałabyś: trwaj chwilo jesteś szczęśliwa? Ile wytrzymałabyś na mrozie i kiedy zaczęłabyś zamiast dziękować, złorzeczyć, przeklinać los, obwiniać świat zły i zimny?
Jasne, moja słodka chwila szczęścia jest beztroska, bo w zasięgu wzroku jest mój bezpieczny, ciepły dom, wcale nie pusty i nie samotny.

Przywołana do porządku przez własny rozsądek zaczynam wracać do rzeczywistości. A ta podsuwa mi kalkulator. Jak zima będzie sroga, na ile wystarczy opału? Jak przyoszczędzić?
I czemu w tym węglu tyle kamienia, dlaczego drewno takie drogie? Co dziś ugotuję na obiad? Kiedy po zakupy… pranie. Oj, jak  nie lubię prasować. I po co mi to czytanie, pisanie, kiedy i tak najważniejsza jest zupa w garnku…

Psu tez jakoś zrobiło się niewesoło. Do łapek przyczepiły się kulki śniegu. Wygryzane raz po raz stają się bryłkami lodu, które przeszkadzają w bieganiu. Potulnie wraca do smyczy i zapewne marzy, jeśli psy umieją marzyć, o misce pełnej żarcia. W domu wyciąga się przed kominkiem, zasypia i już nic więcej do szczęścia mu nie brakuje.

I ja wciskam się w fotel z mocnym postanowieniem dokończenia czytania mądrej książki. Jak na kiczowatym filmie. Prychające w kominku iskrami kawałki grabu, ciepło rozchodzące się po domu. Ta chwila też mogłaby trwać. Jak długo? Zapadam w półsen, rozleniwiona spacerem i gorącą herbatą. Książka znowu nie doczytana. Na nic mocne postanowienia. Uciekł mi czas. Nie dogonię.  Teraz już zwykła domowa krzątanina.
Gdyby jej nie było? Gdybym mogła do woli siedzieć w fotelu, czytać, myśleć, marzyć?

Nie. Na samą myśl o takim życiu robi się smutno. Lubię moją krzątaninę, lubię usłyszeć: Pyszne! Nigdzie takich flaczków nie jadłem. Lubię lepić pierogi. Siedzę sobie przy stolnicy, a jedynym moim zmartwieniem jest czy ciasto nie za twarde, czy nie rozgotują się… A może farsz za słony? I ten ser jakiś taki mało odciśnięty a ziemniaki wodniste.

Czasem zapominam się i uciekam myślami w przeszłość. Widzę mamę jak lepi swoje pierożki i opowiada mi, jak trzeba robić, by się nie rozklejały, a ciasto nie było za twarde. Siedzę obok niej i pytam: A babcia też lepiła pierogi? Dobrze wiem, o co pytam, bo za pierogami w długim szeregu ustawiały się mamine wspomnienia. Słucham i sprawdzam. Która wersja jest prawdziwa? Ta sprzed roku czy teraz? Przyszła i na mnie kolej, wspominam i jest moja opowieść, bo i ja dodaję, koloryzuję, upiększam i dramatyzuję.

Dom to ciepło, zapach i smak. Szczęśliwy to dom, w którym jest miejsce na prawdziwy kominek i pachnie świeżo upieczonym chlebem. Jak  się jeszcze ma dla kogo ten chleb piec, z kim go jeść, to wtedy jest to naprawdę DOM, dla którego warto żyć, pracować, poznawać, uczyć się, wyjeżdżać i wracać.

Wychodzę wieczorem na ganek. Zanurzam się w ciemność, by podziwiać konstelacje gwiazd – właściwą miarę wielkości człowieka. Nawet nie pył kosmiczny, drobina gleby ziemskiej, a widzi, słyszy, czuje i opisuje. Ponad miarę wyposażony w  tajemnicę istnienia. Bywa że tak jest zachwycony gwiazdami i możliwością ich podziwiania, że wierzy w swą potęgę i moc równą Bogu. Mało tego, twierdzi, że posiadł tajemnicę szczęścia i koniecznie chce, by inni mu uwierzyli. Wystarczy jednak, by od tego zadzierania w górę głowy zabolał go kark, ubyło trochę szarych komórek, zwiotczały mięśnie, wyblakły oczy i stępiał słuch, a wszystko wraca do właściwych proporcji.
Nie wszyscy się z tym godzą. Niektórzy w oczekiwaniu na rewolucję i komunę wiecznej szczęśliwości tu na ziemi, wyskakują szpitalnym oknem, bo nie mogą znieść, że nowej rewolucji wciąż nie ma. Żal mi ich, modlę się za nich, ale proszę Boga, by ich marzeń nie spełniał.

Kto wymyślił, że człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, bo trwoży go utrata szczęścia? Czy to przypadkiem nie takich właśnie ludzi pyta Phil Bosmans: „ Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro”?

Nie wiem, co będzie jutro. Może mojego jutra już nie będzie? Nie mam na to wpływu.
Mogę jeszcze tylko powtórzyć za poetą „Ma patrie  c’est la vie”. I nieważne, że ono może przestać mnie kochać, dopóki ja żyję, kocham je nad życie.  I dobrze mi jest z tą miłością.
Mogę tylko mieć pretensje do życia  o to, że tak późno odkryło przede mną swoją tajemnicę.

Pocieszam się, że i tak mam szczęście, bo mogłabym umrzeć i nigdy nie dowiedzieć się, dlaczego czasem jestem tak szczęśliwa, że patrzę w gwiazdy i zasypiam przy kominku zamiast czytać mądre książki.

------------

Post scriptum
- Kiedy przestaje być prawdziwe i godne, nie jest już nic warte - mówił. Monicelli do końca był aktywny. Jeszcze niedawno brał udział w protestach przeciwko redukcji państwowych dotacji na kulturę, twierdząc, że tylko ona wyróżnia Włochy spośród innych krajów. Głosował na partię komunistyczną i miał bardzo wywrotowe przekonania. Zapytany, na co ma największą nadzieję, odpowiedział ostatnio, że ma nadzieję, że skończy się piękną rewolucją. Rewolucją, której nigdy nie było we Włoszech.


---------------

Zapraszam w czwartek do słuchania w 168 audycji Niepoprawnego Radia www.radiopl.pl ,a potem w powtórkach aż do niedzieli.


2 komentarze:

  1. Piekne slowa i refleksja tak prawdziwa.

    Despeville

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda tylko, że ta refleksja przychodzi z wiekiem. Trochę przez to nam ucieka chwil szczęśliwych w pogoni za szczęściem.:-)
    Dzięki i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń