Tak brzmi PREAMBUŁA KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ. Przypomniałam ją w jej najistotniejszej części, bo, zdaje się, zapomnieliśmy o niej. A już na pewno zapomnieli o niej ci, którzy z urzędu powinni stać na straży przestrzegania Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.Zanim wyjaśnię, co ten tytuł oznacza i dlaczego czepiam się przewodniej siły narodu w kolejnym wcieleniu, przypomnijmy sobie najważniejszy dokument.
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny,
odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie,
my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej,
zarówno wierzący w Boga
będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna,
jak i nie podzielający tej wiary,
a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł,
równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski,
wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej,
zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku,
złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie,
świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej,
pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane,
/…/ w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem,
ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej
jako prawa podstawowe dla państwa…
Pamiętam doskonale, ile było targów o jej brzmienie, o powołanie się w niej na Boga, wartości chrześcijańskie i na ciągłość historyczną z pierwszą i drugą Rzeczpospolitą. Był to ciężko wypracowany tzw. kompromis. Trwało to bardzo długo, bo zmiana konstytucji obowiązującej w PRL, dokonana przez Zgromadzenie Narodowe, nastąpiła dopiero 2 kwietnia 1997 roku, a zatwierdzona w ogólnonarodowym referendum 25 maja 1997 roku.
Ta konstytucja mimo wszystkich ułomności mogła i powinna była stać się podstawą do prawnej dekomunizacji III RP, czyli, jak wtedy wierzyliśmy, niepodległej Polski.
Proces odcinania się od PRL zaczął się znacznie wcześniej pod wpływem spontanicznych zmian na fali wyników pierwszych wolnych wyborów parlamentarnych, jakie odbyły się 27 października 1991 roku i zmian, które dokonały się w całej Europie.
Rozpoczął się zmianą patronów zakładów przemysłowych i nazw ulic, burzeniem komunistycznych pomników, wyrzucaniem portretów komunistów w instytucjach.
Zniesiono komunistyczne święto 22 – Lipca i Dzień Ludowego Wojska Polskiego 14 października w rocznicę bitwy pod Lenino. Zgodnie z historią państwa polskiego powróciło 15 sierpnia Święto Wojska Polskiego w rocznicę zwycięskiej bitwy warszawskiej z bolszewikami w 1920 roku, Święto Niepodległości - 11 listopada i Dzień Edukacji Narodowej upamiętniający rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej.
Ze szkół znikły akademie z okazji 1 maja i rocznicy rewolucji październikowej, przywrócono pamięć o Katyniu, Miednoje i Charkowie, żołnierzach AK, Sybirakach, Powstaniu Warszawskim, powstały niepodległościowe organizacje kombatanckie. Powołano do życia Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (IPN). Odradzał się autentyczny ruch ludowy. Przypieczętowaniem odzyskania suwerenności było też wyprowadzenie, nie bez oporów polityków wykreowanych przez „okrągły stół”, wojsk sowieckich z terytorium Polski.
W dziale edukacji Gazety Wyborczej czytamy:
17 września 1993 roku, w symboliczną rocznicę agresji radzieckiej na Polskę w 1939 roku, odbyło się uroczyste pożegnanie ostatniej grupy rosyjskich żołnierzy. W ceremonii tej uczestniczył prezydent RP Lech Wałęsa. Trwająca, z przerwami, od niemal trzech stuleci obecność wojsk rosyjskich w Polsce dobiegła końca.
Czy ktoś przy zdrowych zmysłach mógł wtedy sądzić, że Polska odzyskała niepodległość?
Ale kto wtedy zwracał uwagę na takie drobnostki jak uroczyste pożegnanie okupacyjnych wojsk sowieckich?
Kto wiedział, że Lech Wałęsa w Moskwie godził się na pozostawienie baz sowieckich na terenie Polski w rękach spółek rosyjskich?
Kto wiedział oprócz wtajemniczonych, że ostro sprzeciwił się temu premier Jan Olszewski?
Kto dziś wie, że, np., w Bornem Sulinowie – byłej bazie wojsk sowieckich, do dziś wita turystów rosyjską wódką rosyjski właściciel, a z ośrodka podobno chętnie korzystają władze polskie do organizowania spotkań i konferencji?
Stopniowo jednak, pod pozorem demokracji i wolności obywatelskiej, władze samorządowe zaczęły chronić „zabytki”, które pozostawił sowiecki okupant. Nie powiodła się próba ich likwidacji z urzędu, tak jak nie powiodło się ujawnienie tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa. O dziwo, sprzeciwili się temu i wypowiedzieli posłuszeństwo prawu, ci, którzy zniewolonemu narodowi powinni przywracać historyczną pamięć i tożsamość narodową – naukowcy polskich uczelni.
O restauracji PRL w III RP nie da się powiedzieć wszystkiego w blogowych notkach, nawet gdyby było ich wiele.
Nie ma wątpliwości, że tak się dzieje, każdy, kto zna historię, a już na pewno nie mają jej tacy jak ja, którzy pamiętają PRL i pierwsze lata po wyborach 1989 r.
Nie mam najmniejszych złudzeń, że okres obecny można porównać z „przemianami” po tzw. okresie stalinowskim. Niczym tak swoich pracodawców nie wkurzałam jak bezczelnym przypominaniem, że czasy stalinowskie już minęły, gdy chciano mi zamknąć usta. Kto jak kto, ale nauczycielka powinna była rozumieć bez słów, że była to tylko zmiana taktyki „długofalowej polityki” zdobywania świata dla komunizmu, a nie żadne odejście od obłędu czerwonego totalitaryzmu. Jak jej to wytłumaczyć, by gry w budowaniu socjalizmu z ludzką twarzą nie przerwać?
Dziś jest podobnie.
Preambuła odwołująca się do wartości chrześcijańskich, Narodu, Walki o niepodległość, Konstytucja Najjaśniejszej? A kto by się tym przejmował?
Dziś obowiązuje zmasowany atak na tradycję niepodległościową. Wszyscy, którzy uwierzyli w wartość uroczystych słów otwierających polską konstytucję czeka etykietka faszysty, z którym należy walczyć przy pomocy niemieckich komunistycznych (a nie żadnych tam lewackich, jak się je eufemistycznie nazywa) bojówek.
O dziwo, te same media, które tak dociekliwie tropią faszyzm w patriotycznych pochodach, dziś zaniemówiły, nie krzyczą nagłówkami: SLD pod przewodnictwem peerelowskiego aparatczyka - Leszka Millera łamie konstytucyjne prawo propagując totalitarną ideologię komunizmu.
W najważniejszym dla bytu państwowego dokumencie czytamy:
Art. 13.
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.
Czy niesiony w pochodzie pierwszomajowym transparent ze zdjęciami wodzów totalitarnej ideologii i symboliką totalitarnego państwa, które zamordowało tysiące polskich patriotów, nie jest w myśl tego artykułu przestępstwem?! Czy przywódcy SLD odcięli się od jego treści?
Gdzie są organy ścigające to przestępstwo? Maszerują razem z SLD?
A co dziś działoby się w mediach, gdyby w pochodzie niesiono emblematy brunatnego socjalizmu. Gdyby nagle w imię sprawiedliwości społecznej wyciągnięto transparenty ze swastyką i zdjęciem Hitlera? Też nie byłoby ścigania przestępstwa, a czołowi publicyści mainstreamu milczeliby?
autor tekstu, muzyki i wykonawca: Adam Szewczyk Ojczyzna | Solidarni 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz