czwartek, 12 września 2013

Czego nie wiedzą dziennikarze o polskiej szkole


Wrzutką medialną, roztrząsaną we wszystkich  przekazach  z okazji rozpoczęcia roku szkolnego,  stał się temat usunięcia z kanonu lektur „Pana Tadeusza”  i ją to właśnie kupili redaktorzy: Michał Karnowski, Łukasz Warzecha i Tomasz Terlikowski w Klubie Ronina, pastwiąc  się przy okazji bez litości nad żenującą niewiedzą egzaminowanych studentów. Tymczasem polska szkoła ma „szerokie horyzonty” i wcale nie zaniedbuje wychowania. Na czym dziś ono polega? Oto wytyczne z fachowego czasopisma „Polonistyka”.


Dawno już nie rozmyślałam przy moim zmywaku. Tyle się dzieje ważnych spraw, trudno je ogarnąć, jeszcze trudniej pojąć.
A poza tym wszystko, co ważne, natychmiast uczenie i mądrze interpretują, wyjaśniają, podają do uwierzenia eksperci. Namnożyło się ich ostatnimi  czasy, oj namnożyło. I gdzie tu mamie Katarzynie przy zmywaku wścibić swoje trzy grosze?
Problem w tym, że tzw. medialni dyżurni eksperci mówią  tylko o tym, co staje się przekazem dnia. „Kiedy czytelnicy" opozycyjnych" mediów nabiorą dość rozumu, by odesłać w diabły każdego, kto każe im  podążać za wrzutkami i reżimowym bełkotem? – pytał niedawno Aleksander Ścios na Twitterze.

Przypomniałam sobie to pytanie, kiedy w jednym z Przeglądów Tygodnia w Klubie Ronina (2.09.br.) dziennikarze masakrowali poziom polskiej szkoły. 
Wcześniej „wrzutką” medialną, roztrząsaną we wszystkich  przekazach  z okazji rozpoczęcia roku szkolnego,  stał się temat wyrzucenia z kanonu lektur „Pana Tadeusza”  i ją to właśnie kupili redaktorzy Michał Karnowski, Łukasz Warzecha i Tomasz Terlikowski, pastwiąc  się bez litości nad żenującą niewiedzą egzaminowanych studentów.

I tu muszę stanowczo zaprotestować przeciwko wszelkim insynuacjom jakoby władza chciała z naszych dzieci zrobić roboli, którzy tylko pływać    powinni umieć  i czytać instrukcje, no, może jeszcze Gazetę Wyborczą.
Nic podobnego! Władza wspiera i pomaga rozszerzać horyzonty polskich uczniów.  Ma do tego wykwalifikowane kadry, pieniądze  i drożne kanały edukacyjne, którymi wiedza trafia nawet do nauczycielskich emerytów takich jak ja, aby wiedzieli, jak kształcić i na jakich wzorcach wychować swoje wnuki.
Oto dowód.
Otrzymałam newsletter fachowego czasopisma Polonistka  (nr 8), a w nim polecane nauczycielom artykuły i pomysły na treść lekcji języka  polskiego. Jeden z takich pomysłów, podpowiadający scenariusz  zajęć mogłam przeczytać w wersji elektronicznej bez potrzeby kupowania całego numeru. 
Zwróciłam na niego uwagę, bo został umieszczony w wielce obiecującym dziale „Horyzonty polonistyki” .
Zanim zgłębiłam treść, pomyślałam sobie. Biadolą tak nad wynaradawianiem młodzieży w polskiej w szkole, a tu, patrzcie, ludzie pracują i nikt o tym nie wie, że troszczą się o tożsamość narodową polskich dzieci.
Już sam tytuł: Człowiek – naród – język ojczysty budził nadzieje i zaufanie, że sprawy mają się dobrze, a tylko prawicowi malkontenci szukają dziury w całym.

Pełna dobrej woli włożyłam na nos okulary i zasiadłam do lektury siorbiąc od czasu do czasu yerba mate z guaraną, by lepiej się skoncentrować i więcej przyswoić.

Artykuł przeszedł najśmielsze moje oczekiwania. Oto młodzież na lekcjach j. polskiego będzie zgłębiać pojęcie człowieka już nie na jakimś tam cytacie z Kochanowskiego, Reja, Norwida czy  Jana Pawła II, ale zapozna się z głębią myśli filozoficznej; Protagorasa, Pascala, Feuerbacha i Nietzschego. Wreszcie młodzież ma szansę wyjść z polskiego zaścianka. Oczywiście, nie może zabraknąć w takiej analizie zadumy nad człowiekiem  Wisławy Szymborskiej.
Ale to nie koniec. Prawdziwe natarcie szerokich horyzontów dopiero mnie czekało, kiedy autorka artykułu  po wyczerpującej analizie wiersza  dawnej apologetyki Stalina podsumowała:
Współcześni młodzi ludzie, nieobciążeni pamięcią historyczną, patrzą w przyszłość, która jawi im się jako labirynt. Potwierdzają to rozmowy z młodzieżą, która dopiero co uzyskała dyplom dojrzałości i wybiera swą drogę życiową.
Szkoła słabo przygotowała ją do zmagań z rzeczywistością. Nie wyposażyła w takie umiejętności, jak kreatywność, dobra
organizacja pracy, zdolność do aktywności społecznej, ciekawość poznawczą. Młodzież posiada co prawda pewien zasób wiedzy, ale brak jej wiary w siebie, otwartości, operatywności.
Jest nieufna, z trudem buduje trwałe więzi.

By nadrobić niedoskonałości edukacyjne i wzbudzić poczucie wiary w siebie u zagubionego ucznia autorka przechodzi do analizy rozumienia  definicji narodu w przeszłości.
Proponuje jedynie zgłębienie myśli  Mochnackiego, dostrzegającego proroczo symptomy globalizacji świata, utrudniające kształtowanie tożsamości narodowej. Pozostali romantycy nie zasłużyli na żaden cytat. Młodzieży musi wystarczyć krótkie resumé Juliusza Kleinera:

R o m a n t y z m  o d k r y ł  d u s z ę  n a r o d u. Jak stawał do walki ze światem w imię postulatów jednostki, tak rzucał światu wyzwanie w imię żądań narodowości.

Jak to przekładało się na narodową literaturę? Ee, kto by tam to chciał czytać. Dlatego, autorka niezwłocznie przeszła do  analizy najważniejszego cytatu. Proszę się skupić, by nie uronić ani słowa. Oto on:

Koniec końców silnikiem nowoczesnego narodobudownictwa była walka o samostanowienie, czyli prawo, w zasadzie niepodzielne, do wytyczania granic między „nami” i „nimi” i ochrony „naszych” interesów przed „ich” zakusami. Rzecz dziś nie tyle w nawróceniu narodów na altruizm, ale w prawidłowym rozeznaniu, co dziś, w świecie zglobalizowanej mocy i zlokalizowanej polityki, „leży w interesie narodu”, czyli co zwiększa szanse jego przetrwania jako narodu oraz szanse jego członków na godne i względnie dostatnie życie, a co się jemu przeciwstawia.


Czy gdyby redaktorzy z Klubu Ronina wiedzieli, że dziś młodzież odkrywa niezgłębione nauczanie Zygmunta Baumana, martwiliby się, że z Podstawy  programowej gimnazjum wyrzucono Pana Tadeusza?!

Panowie, jesteście do tyłu z wiedzą o polskiej oświacie. Dziś przed polską młodzieżą inne cele i zadania, horyzonty rozświetlają im na nowo marksistowsko - leninowskie idee. Wszak zagraża nam faszyzm i przed nim polska szkoła na pewno nas obroni.
Autorka, godnego złotych ramek artykułu, podsumowuje:
"Głoszenie wyjątkowości własnego narodu
wynika najczęściej z wybiórczego traktowania historycznej pamięci.
Bywa ona wykorzystywana przez polityków do manipulowania opinią publiczną. Pochodną tej tendencji jest rosnąca liczebność i siła narodowców, mających przekonanie o swej moralnej wyższości, wynikającej – ich zdaniem –
z faktu obrony tradycyjnych wartości przed kosmopolityzmem.
Tym tłumaczą szowinistyczne ataki, antysemityzm,
język rasistowski. Jest to zjawisko groźne i coraz bardziej niepokojące tym bardziej, że w szeregi nacjonalistów wstępuje głównie młode pokolenie, inspirowane przez wytrawnych graczy politycznych.

Tak tak, Panowie redaktorzy, pora dokształcić się.
Jeśli ma być w polskiej szkole omawiana definicja narodu, to Leszka Kołakowskiego, jeśli walka o tożsamość narodową, to według złotych myśli sowieckiego enkawudzisty, ubeka, odznaczonego przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego III RP Złotym Medalem Zasłużonego Kulturze Gloria Artis, Zygmunta Baumana. A wszystko po to, by przezwyciężać  stereotypy i walczyć z faszyzmem, który zagraża Polsce.
Wiedzieliście o tym? Nie? To pora najwyższa zapomnieć o medialnych „wrzutkach” i zajrzeć do prawdziwej polskiej szkoły. 

Tymczasem mama Katarzyna kończy zmywanie i zaprasza do słuchania:


1 komentarz: