Izrael nie zaatakował Strefy Gazy. Nie zginęły setki Palestyńczyków. Nizar Rajjan nie zginął wraz z czterema żonami i dziesięciorgiem dzieci. Świat odetchnął. Doniesienia o wojnie na Bliskim Wschodzie okazały się fałszywe.
 
Tymczasem tradycyjnie w Złotej Sali Wiedeńskiego Towarzystwa Muzycznego odbył się Koncert Noworoczny 2009. Walce i polki rodziny Straussów tym razem popłynęły pod batutą dyrektora muzycznego opery Unter den Liden w Berlinie – Daniela Barenboima.  W takt walca, polki i marszu bawiła się światowa publiczność. Z wdziękiem, jak każdego roku, wprowadzał nas w tę atmosferę Bogusław Kaczyński.
 
Czy możliwy byłby taki koncert, gdyby gdzieś tam, wcale nie tak znowu daleko, padały bomby na palestyńskie getto?! Czy możliwe byłoby radosne strzelanie z korków, podziwianie roziskrzonego nieba tysiącem fajerwerków, gdyby przypominały one wybuchy i ogień bombardowanych domów w palestyńskim więzieniu na oczach całego świata?
A jednak możliwe
 
Bez mała przed rokiem zmarł autor słynnej książki: „Wojny w Zatoce nie było” – Jean Baudrillard. Francuski filozof próbował przekonać nas, że żyjemy już w świecie wirtualnym. Nie dajemy się oszukać rzeczywistym obrazom, temu, co rzuca się nam w oczy, czego doświadczamy zmysłami. Wierzymy, bardzo chcemy wierzyć natomiast w wirtualny przekaz. Łatwiej żyć, większe poczucie bezpieczeństwa, a może łatwiej nam uwierzyć, że w świecie, w którym przyszło nam funkcjonować, wszystko jest pod kontrolą? Nie dzieje się nic, co zagrażałoby naszej stabilizacji i sytym świętom?
 
Dziś komunikat, od którego rozpoczęłam swoją notkę, nie zdziwiłby nikogo. Nawet, gdyby następnego dnia korespondencja ze Strefy Gazy przeczyła mu faktami i makabrycznymi obrazami, znaleźliby się tacy dziennikarze i tacy blogerzy, którzy jasno udowodniliby nam, że wszystko to jest bajką wymyśloną przez Hamas.
 
Po co nam te kłamstwa, do czego potrzebny jest nam wirtualny świat?
 
Jean Baudrillard miał rację. Następuje epoka masy „obumarłej, zastygłej, niemej i głuchej, przemienionej w milczącą większość, która nigdy już nie da odpowiedzi na stawiane jej pytania, odbijając jedynie sygnały w komorze pogłosowej symulowanej rzeczywistości”.
 
Ta epoka dociera nieubłaganie i do nas. Postmodernistyczny wirtualny obraz wkrada się do naszych domów i do naszych umysłów już od dłuższego czasu. Inaczej nie moglibyśmy funkcjonować, cieszyć się z syto zastawionych świątecznych stołów, wymyślnych prezentów, fur kupionych na raty, które pod wpływem Jacka Danielsa stają się trumnami wyściełanymi aksamitem. Nasze trumny w zależności od statusu społecznego i rodzaju „fury”, w której zginiemy odurzeni reklamą wirtualnego świata, mogą być z desek pospolitej sosny, dębu czy lipy. Ale mogą być też mahoniowe, przestronne, z telefonem komórkowym, na wypadek, gdybyśmy się w kamiennym grobowcu obudzili, z automatycznym przyciskiem pozwalającym na uruchomienie wentylacji. W pomysłach nie jesteśmy bynajmniej oryginalni, przed nami byli już faraonowie. 
 
Oszukać śmierć, wykupić się od dojrzałości i starości. A jeśli się przypadkiem komuś nie powiedzie, zawsze będzie miał prawo do śmierci w blasku kamer i z wielomilionowym widzem przed ekranem. Już nie trzeba spędzać gawiedzi na miejski rynek, gdzie odbędzie się egzekucja skazańców. Dziś każdy celę śmierci może mieć w domu.
 
Zwariowaliśmy?! Nie skądże znowu! To normalne. „Witajcie w postpolityce”! – woła do nas ze stron „Frondy” Eryk Mistewicz. (nr 49/2008)
To normalne, „bo postpolityką rządzą dobre opowieści. Nie idee, program, wielkie projekty, ambitne cele. Przestały być ważne partie, ba nawet parlamenty. A wielkie media nie mają już mocy narzucania swych interpretacji wydarzeń. /…/ To, że nie od polityków zależy dziś rzeczywistość, dociera do nich coraz silniej”.
 
Nie dziwmy się więc, że funkcjonują w niej Palikoty, którzy rozpaczliwie szukają swojego miejsca, chcą być ważni, zauważeni. Oni tylko odpowiadają na nasze oczekiwania.
 
Kiedy czytam tak brutalnie szczere wyznania, jakim jest artykuł E. Mistewicza, nie mogę nie zadać autorowi pytania.
- Jeśli to jest prawda, że nie od polityków zależy dziś rzeczywistość, to w takim razie od KOGO?! Kto dokonuje „morderstwa na rzeczywistości”? I czy jest na to jeszcze jakieś antidotum?