Cimoszewicz martwi się: Kaczyński może podpalić Polskę. Liczy jednak, że do tego nie dojdzie. Oj, żeby Cimoszewicz wiedział, na co liczą Polacy, nie gadałby głupot.
Bo tak myślę sobie, że rodacy przede wszystkim liczą na to, by jemu podobni nie liczyli, że można w nieskończoność grać zgraną płytą.
A zdrowy rozsądek podpowiada mi, że jak ktoś nie chce podpalenia Polski, to powinien przede wszystkim martwić się o to, co może być przyczyną pożaru.
Może przypomnieć temu panu jak to było?
Stoję przy kuchence gazowej, której nie wyprodukowała polska firma, widać zagraniczni robią to lepiej, a że polskimi rękoma i za bezcen, to już inna sprawa. Garnek też nie polski. Niestety nie znam producenta, bo go dorwali na granicy, zabrali garnki, a ja kupiłam je w tzw. sklepie bezcłowym. No, ale łyżka jeszcze z radzieckiej stali; nie gniotsia i nie łamiotsa. To jeszcze prezent ślubny z czasów, kiedy stal produkowano na potrzeby tankistów wielkiego brata, a z odpadów robiono konserwy i czasem łyżki.
Może wcale tak nie było, ale tak się wtedy mówiło, bo konserwę trudno było otworzyć taka gruba była stal, a sztućce najłatwiej było dostać od Ruskich (tak się też wtedy mówiło). Teraz po nie chodzi się głównie na bazar, bo te ze sklepów bezcłowych wyginają się niczym plastelina.
Oka tym na złość babci nie wydłubiesz. A przecież znowu nadszedł czas, kiedy trzeba dzielić i szczuć, bo inaczej podobno się nie da i na złość sobie i innym nie tylko oczy, ale i uszy niszczyć, o głowach nie warto nawet już wspominać. Na tym przecież polega walka o władzę w demokracji.
Stoję więc nad garnkiem z zupą szczawiową, mieszam i dumam.
Jak to było? Jak do tego doszło?
Kiedy już zwątpiliśmy i prawie daliśmy za wygraną, a każdy, jak umiał, radził sobie w peerelowskiej rzeczywistości, nagle zaświtała nadzieja. Wybory. Miały być kontraktowe, a wyszło tak, że o mało komuny nie przewróciliśmy. Na szczęście Wałęsa z kolesiami czuwał, a pierwszy premier zadbał, by Polska po 20 latach od tamtych wyborów była, jak się sam wyraził, jedynie prawie normalna.
Kiedy z takim trudem premierowi i wszystkim oddanym sprawie politykom udało się naprawić błędy i wypaczenia, uczynić partyjną nomenklaturę, TW i agentów WSI urzędnikami, ministrami, bankierami, i kapitalistami, ochronić ich ubeckie i esbeckie emerytury, raz po raz głupim moherom i nieudacznikom śmie marzyć się wolność. A to Olszewskiego i Macierewicza wypuszczają przed szereg, a to prawa i sprawiedliwości zachciało się.
I co? Sprawna akcja „zabierz babci dowód” zmobilizowała tych na angielskim zmywaku i zadanie wykonali. Wkrótce przekonali się boleśnie, że cud gospodarczy i druga Irlandia miałaby się ewentualnie ziścić tylko wtedy, gdy oni na tych zmywakach pozostaną. Co do Irlandii wszystko gra; ta sama stopa bezrobocia jest i u nas. Przejrzeli na oczy? Widać tak, skoro publicznie i z oddaniem celebrowali na angielskim bruku żałobę narodową po prezydencie, którego jeszcze tak niedawno w pubach kaczorem nazywali. (Tylko czemu za głupotę lemingów płaci cały naród?)
Już, już miało PO rządzić 7 lat, już dogadał się z Putinem, niczym Janukowycz, wicepremier w sprawie gazu, a car w nagrodę postanowił wesprzeć piar polskiego premiera nad katyńskimi grobami, kiedy Polakom pod stopami usunęła się ziemia. W swoim przerażeniu i bólu zapragnęli być razem. Mało tego, znowu urosły im skrzydła i bez strachu, prosto w oczy kamery powiedzieli, co myślą o III RP.
Zrobiło się dziwnie niebezpiecznie i portki nomenklaturze się zatrzęsły? I tak ma być! Nie tylko portki mają się trząść i nic tu po biadoleniu, że Jarosław Kaczyński podpala Polskę. Bo to nie on ją podpala, ani „krwiożerczy naród”. Gdyby takim był, dziś żadni „Cimoszewicze, Kwaśniewscy czy Kalisze” nie śmieliby głosu zabierać. Dziękowaliby dniem i nocą na kolanach, że Polska w tamtych czerwcowych dniach 1989 r. nie była Rumunią.
Za to polskie miękkie serce dziś mieszamy zupę w nie polskim garnku. Prezydent, jego ministrowie, marszałkowie, dowódcy WP, strażnicy pamięci narodowej w jednej chwili zginęli na tej samej ziemi, co ich ojcowie. A każdy, kto dopomina się ujawnienia przyczyn katastrofy, ukarania winnych, jest spiskowcem i oszołomem.
I po tym wszystkim Cimoszewicz straszy podpaleniem Polski?!
Jeśli ktoś tu bawi się ogniem, to na pewno nie naród spod Pałacu Prezydenta. To kolesie, ci sami, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników w 1956, 1970, 1976 i 1981, to siostry i bracia tych, co wydawali wyroki na Siedzikównę, Fieldorfa, Pileckiego i tysiące innych zamordowanych tak samo jak w Katyniu; strzałem w tył głowy, katowanych w ubeckich więzieniach, ćwiczonych na „ścieżkach zdrowia” przez ZOMO, wciąż podpalają Polskę.
Może już dość tego podpalania, może pora na sprawiedliwe wyroki i odzyskanie Polski?
Ten „krwiożerczy naród” niczego innego nie chce jak tylko czuć się gospodarzem we własnym domu. Cieszyć się życiem, pracować, sprawiedliwie być wynagradzanym, nie okradanym i okłamywanym. Chce czuć majestat tysiącletniej historii Polski, ufać swoim przedstawicielom, być dumnym z ich wiedzy, kultury i patriotyzmu. Marzy mu się, by żaden „Cimoszewicz” nie pouczał, jak ma żyć, bo ten naród z pokolenia Piastów i Jagiellonów nie zasłużył, by na urząd prezydenta Najjaśniejszej pchał się byle kto.
Ten Urząd to coś więcej niż partyjny stołek i nie każdy swoim dupskiem może go zaśmiecać. A już na pewno żaden postkomunista nie będzie Polakom dyktował, kto jest godny tego Urzędu.