środa, 28 maja 2014

Sakrament pojednania w służbie władzy?



Po co komu prawda i Dekalog? – pytają niektórzy. 

 Życie nie jest bajką, tylko na westernach dobry wjeżdża na białym koniu, a bandzior na zakończenie filmu spada martwy z czarnego konia. I wszyscy biją brawo zapijając wyrzuty sumienia kuflem piwa. 
Tu i teraz trzeba dobrze głową, a nierzadko i tyłkiem kręcić, by wyjść na swoje.  Reszta to szkodliwe marzycielstwo - mawiają, gdy już mają dobrze w czubie. 
Klepią poufale szefa po ramieniu i szepcą do ucha donos na kolegę, by zająć jego miejsce. Za plecami rysują mu kółko na skroni, że niby taki naiwny idiota i nie wie, że życie to walka,  jak kraść to milion, a nie batonika.

Bywają jednak sytuacje, w których jasno, jeśli jesteś człowiekiem honoru, musisz się określić.

Jeśli mówisz, że walczyłeś o prawdę, o prawo do wolności i godnego życia, to albo tak żyj, jak głosisz, albo milcz w zaciszu swej prywatności uważając historię za przeszłość, do której nie warto wracać.
Inaczej jesteś szubrawcem, który dla władzy, koniunktury sprzedaje siebie i swój naród,  deprawuje młodzież i szarga pamięć tych, którzy oddali swoje życie w walce o wolność.

Ostre słowa?   To powiem to weselej, pośmiejemy się razem. :-(

Pewien facet  obiecał narodowi fetę 4 czerwca  z okazji 25 rocznicy obalenia komuny. Uroczystość będzie wielka, zaproszono nawet prezydenta USA. Ufundowano równie wielką nagrodę. Będzie hucznie i patriotycznie. 
 I ten sam facet  ogłasza narodowi, że osobiście weźmie udział w pogrzebie sowieckiego agenta, komunistycznego aparatczyka, renegata. 

I ten sam facet będzie 4 czerwca wygłaszał płomienną mowę na cześć zwycięstwa i obalenia komuny. 

Ten sam facet zapewne jesienią, jeśli się nie wykręci od tego przykrego dla niego obowiązku,  weźmie udział w uroczystym pochówku pomordowanych i wyrzuconych na cmentarny śmietnik ofiar kremlowskich mocodawców komunistycznego bandziora, którego nawet TK  III RP uznał pośrednio za przestępcę kierującego nielegalnym związkiem zbrojnym. 
Czy to nie jest śmieszne, czy nie można turlać się ze śmiechu, że „Wolski” będzie miał pogrzeb z honorami i spocznie obok polskich patriotów? Śmiejmy się do rozpuku. Władza zafundowała nam prawdziwą "zabawę" na miarę III RP. 
Najtrafniejszym, podsumowaniem tej farsy, poniżającej naród, jest komentarz: 

Przyznam, że byłbym zawiedziony, gdyby lokator Belwederu nie uczestniczył w pogrzebie WJ. Każdy przecież powinien być na swoim miejscu.

To prawda. Mieszkaniec Belwederu niczym nie zaskoczył. Gdyby zrobił inaczej, to dopiero byłoby zaskoczenie.
Jeśli ma ktoś wątpliwości, to niech obejrzy relację z pobytu  mieszkańca Belwederu  w Smoleńsku. https://www.youtube.com/watch?v=zLuLo2oAoGw  (przytoczony komentarz jak i link do filmu zamieścił na Twitterze Aleksander Ścios).  Nie pozostawia on złudzeń, wszystko jest w normie i niczemu już dziś dziwić się nie można.  To jest właśnie prezydent III RP.

O szacunku do polskiego munduru opowiada nam też premier.  

Ot,  znowu robi się i "śmiesznie,  i  wesoło", bo jak tu się gorzko nie śmiać, kiedy ten mundur nicowany jedynie na lewą stronę i z Polską nie ma nic wspólnego. 
To mundur wojska ślubującego wierność PZPR i Związkowi Sowieckiemu. 
To mundur, który hańbił Polaka, bo wysyłano go w tym mundurze do mordowania swoich rodaków i pacyfikowania Czechów. 
Mundur Polski  został zakopany głęboko w dołach śmierci Katynia i wszystkich katowni NKWD i UB. I teraz orędownik bezczeszczenia honoru polskiego munduru spocznie obok ofiar komunistycznego terroru, a premier podobno wolnej Polski  baja nam o honorze polskiego munduru na grzbiecie przestępcy.    

Prezydent i premier III RP – obaj historycy, powołujący się na kombatancką przeszłość walki z komuną, nie wiedzą, kto nosił polski mundur, a kto go plamił swoją służbą? Kto nigdy nie miał do niego prawa i dawno powinien być osądzony i zdegradowany za zdradę ojczyzny?  
 Nic prostszego było  dowiedzieć się, jak się degraduje. Wystarczyło  zasięgnąć języka u tych, których z taką pasją degradował Jaruzelski. A było ich setki, długa lista przyjaciół; towarzyszy broni, których pozbawiał stopni za pochodzenie i nie dość komunistyczny kręgosłup. Uwielbiał wykańczać swoich, to taka komunistyczna słabość od czasów Lenina, którą przejęli następcy. 

Naprawdę zrobiło się "wesoło" w naszej Ojczyźnie w rocznicę obalenia komuny. Mamy prawdziwie wolny kraj i mamy co świętować 4 czerwca.

Prawo, Dekalog dla prostaczków, świat polityki kieruje się skutecznością a nie moralnością - to obiegowe truizmy.
Nie będę więcej ich przytaczać, wszyscy  znają. Jedni kiwają głową; takie jest życie, inni udają, że wszystko jest w porządku, a jeszcze innych po prostu szlag trafia, mówią - dość! -  próbują, mimo wszystko, iść pod prąd i udowadniać, że żyć można godnie i uczciwie. 
Na szczęście znam takich wielu. Nie jest prawdą, że wszyscy biorą, wszyscy kradną i wszyscy mają gdzieś ojczyznę i ją zdradzają. 
Każdy sądzi według siebie i jak pisał narodowy wieszcz; takie widzisz świata koło, jakie tępymi zakreślasz oczy.  Chyba, że wzlecisz nad poziomy i poczujesz smak wolności. 
Zwykły człowiek mimo trudności, wie, co to przyzwoitość, honor, lojalność, miłość, Dekalog. Jeśli nawet nie udaje się mu tak żyć, to marzy o tym i konfabuluje historie, które czynią go w oczach innych lepszym niż jest w istocie. 
Zwykły człowiek oczekuje od ludzi, którym ufa, że będą tak żyli, jak głoszą. 

W najczarniejszych czasach komuny, ufaliśmy naszym duszpasterzom i naszemu Prymasowi.
To w Kościele odnajdywaliśmy wolność, pocieszenie i pomoc, gdy nas prześladowano, pozbawiano pracy, internowano, zamykano w więzieniach, przeganiano przez ścieżki zdrowia. To w  kościele czuliśmy się wolni.
Dziś już tak nie jest. Dla niektórych hierarchów ważniejsza jest władza i dotacje na budowę kościoła niż prawda i moralność. 
To problem, który bardziej boli i bulwersuje niż żenująca maskarada z  pogrzebem  Jaruzelskiego. Trudno oczekiwać prawdy i moralności od władz III RP, ale chciałoby się jej od swoich duszpasterzy.  

Sakrament pojednania w służbie władzy?
 
Na wszelki wypadek, by nie dziwiono się pogrzebowej celebracji, odtrąbiono we wszystkich mediach, że Jaruzelski pojednał się z Bogiem.   Szkoda, że spowiednik za pokutę nie zadał mu przyznania się przed Polakami do zbrodni, jakie popełnił wobec Polski i Polaków. Może wtedy byłoby nam łatwiej przyjąć propagandową opowieść o pojednaniu się Jaruzelskiego z Bogiem? 

Jakie to pojednanie, kiedy do końca stan wojenny uznawał za ratunek dla Polski, choć już nawet wróble na dachu ćwierkały, że była to zdrada sowieckiego agenta.  
 A może przed śmiercią przeprosił rodziny ofiar Wybrzeża? Może przeprosił bliskich ofiar pacyfikacji kopalni Wujek? 
Wielokrotnie był w szpitalu i miał czas na prawdziwe pojednanie. Nie zrobił tego, więc o jakim pojednaniu z Bogiem trąbią media?
Czy pomyślał prymas, pouczający naród, że nikt nie ma prawa osądzać życia Jaruzelskiego, bo on już na sądzie Bożym, co czują rodziny ofiar? To tak jakby powiedzieć, że nikt nie ma prawa osądzać katów strzelających do polskich oficerów w Katyniu, bo umarli. 
Nie wiem czy Jaruzelski osobiście strzelał, ale wiem na pewno, że wydawał rozkazy strzelania. I tylko szantażem i wymachiwaniem teczkami udało mu się uciec od osądzenia. Dokumenty IPN nie pozostawiają wątpliwości. 
Czy zastanawiał się ktokolwiek z hierarchów, jaką hipokryzją i obłudą takie szumne uroczystości kościelne trącą i jak bardzo rozmazują granice między katem a ofiarą, dobrem a złem, prawdziwą pobożnością a nic nie znaczącym rytuałem? Jak bardzo dają argumenty wrogom Kościoła?  
Jeśli jeszcze nie dotarło do niektórych hierarchów, jak bardzo gorszą swoim postępowaniem,  to   niech wreszcie posłuchają, co mówi się o cerkwi moskiewskiej.
Jak mamy wychować swoje dzieci do miłości Ojczyzny i Kościoła, kiedy z udziałem najwyższych władz państwa i Kościoła trwa w najlepsze zamazywanie prawdy, kto jest zdrajcą, katem, a kto ofiarą? 
Jeśli Jaruzelski zasługuje na honory i grób na polskim cmentarzu wojskowym, to gdzie pochowamy szczątki bohaterów z Łączki?   

Prawda jest po to, by uczyła odróżniać dobro od zła. Nie nauczy jej nikt, kto co  innego mówi, a inaczej postępuje. Dotyczy to wszystkich, nie tylko prostaczków, również generałów, prezydentów i premierów,  a już na pewno duszpasterzy.

Warto też pamiętać o lekcjach płynących z historii. Tylko do czasu jest  śmiesznie i wesoło, gdy skrzywdzeni płaczą. Można złamać protesty, można je zignorować, można przejąć media, przekupić dziennikarzy, obłaskawić dotacjami hierarchów kościelnych, ale nie da się zagłuszyć prawdy. Przychodzi czas, kiedy trzeba zdać sprawę ze swoich czynów. 


_____________________________________
Możesz też posłuchać. Audycja 532 (czwartkowa):



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz