wtorek, 9 maja 2017

Kto bawi się kluczem do rozporka?

Trafiła do mnie tajemnicza książka, nazwana thrillerem, chyba na wyrost, która zdążyła już zdobyć swoich entuzjastów w Internecie. Zobowiązałam się do napisania recenzji, ale im bardziej myślałam o jej treści, tym bardziej miałam ochotę ją odesłać, by nie być dłużnikiem wydawnictwa „Novae Res”. Wydała mi się bowiem jakąś lekturą z kluczem, którego nie bardzo umiałam rozszyfrować, a nie chciałam być narzędziem popularyzacji niewiadomego. Ostatnie wiadomości skłoniły mnie jednak, by powieść Bartka Marcinkowskiego „Rozgrywka” wykorzystać do zilustrowania odwrotu od pewnych założeń politycznych propagandy partii lewicowych.

Niestety, nie dotarłam do informacji, kim jest autor ani skąd czerpał wiadomości do swej dziwnej opowieści. Dziwnej, bo posługuje się zupełnie bezkarnie nazwiskami autentycznych postaci, sugeruje motywy ich postępowania, posługując się zużytymi stereotypami; zły, cyniczny esbek, górujący nad ofiarą inteligencją, wykształceniem, znajomością języków, pieniędzmi - kontra ideowy, pełen poświęceń, ale naiwny opozycjonista. Łączy ich jedno przekonanie; Polacy zaakceptują wiele w postępowaniu innych, ale nigdy skłonności homoseksualnych. Dziś powiedzielibyśmy, że jesteśmy skrajnymi homofobami i peerelowskie służby o tym wiedziały.

Dla Jaruzelskiego i Kiszczaka to uzasadnienie akcji, dzięki której zamierzają utrzymać realną władzę mimo zbliżającego się upadku PRL. Dla młodych działaczy NZS i WiP to uwikłanie się we współpracę z SB w zamian za utrzymanie zboczenia w tajemnicy i przyszłe kariery w III RP na służbie Kiszczaka.

Autentyczna akcja służb pod kryptonimem„Hiacynt”przeprowadzona znienacka pod pozorem rejestracji środowisk zagrożonych wirusem HIV owocuje listą opozycjonistów praktykujących kochanie inaczej, których odtąd można będzie szantażować.
Tajemnica homoseksualnego zboczenia daje dwóm zbrodniarzom możliwość pociągania za sznurki i kierowania polityką przyszłej III RP. Ku radości naiwnego czytelnika pomysł podsunęła Kiszczakowi jego własna małżonka.

Książka jak książka, niewielu ją przeczyta, a jeszcze mniej osób wie w ogóle o operacji służb „Hiacynt” (15 listopadab1985). Nie jest to żaden thriller i nie wiem czy kogoś z mojego pokolenia jest w stanie trzymać w napięciu.
Kompozycja powieści rozłazi się w mało zindywidualizowanych dialogach i przedłużającym się psychologicznym portretowaniu bohaterów, punkt kulminacyjny,najważniejszy moment całej intrygi, gubi się, by nagle zakończyć przysięgą dochowania tajemnicy państwowej dwunastu mężczyzn przyjętych w 1990 r. do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa.
Sama akcja „Hiacynt”nie budzi specjalnej grozy wobec dzisiejszej wiedzy o zbrodniach NKWD, UB i SB. Czytelnik bez doświadczenia życia w PRL nie będzie w stanie odróżnić, co w książce, oprócz niektórych nazwisk, jest prawdą, a co fikcją.
Niewątpliwie trzeba pochwalić autora za sporą znajomość mechanizmów działających w SB i sposobu działania ich agentów i funkcjonariuszy. Nie obca też jest mu wiedza o studenckich środowiskach opozycyjnych, poprzetykanych informatorami tajnych służb.
Wszystko to jednak trąci powierzchownością i stereotypami.
Tajemnicą pozostaje, kto ma być czytelnikiem powieści i dlaczego wdowom po Kiszczaku i Jaruzelskim nie przeszkadza użycie nazwisk ich mężów?

Książka ma jedną, niewątpliwie ważną, nie wiem czy zamierzoną, zaletę. Pozwala wyjaśnić, dlaczego od czasu do czasu ktoś posługuje się bronią Kiszczaka i przypisuje zboczenie seksualne niektórym politykom prawicy.

I tu czas najwyższy na wyjaśnienie, dlaczego postanowiłam,mimo wątpliwości,pisać o powieści Bartka Marcinkowskiego „Rozgrywka”.
Autor wysuwa śmiałą tezę o bezwzględnym braku tolerancji Polaków wobec homoseksualistów. To ten brak tolerancji stał się podobno motorem działania Kiszczaka, któremu Jaruzelski zlecił opracowanie taktyki przetrwania w przyszłej III RP.

Jeśli tak było rzeczywiście, to nic błędniejszego. Owszem, brak jest pochwały takich zachowań, ale dopóki jest to sprawa prywatna, dyskretna, raczej większość z nas udaje, że nie wie, dlaczego dwóch starych kawalerów mieszka razem. Sprzeciw wzbudza natomiast nachalna propaganda i parady równości środowisk LGBT. A tego w 1985 roku w Polsce nie było.

To wykorzystanie powszechnego strachu przed HIV a nie dyskryminacja mogło być jedynym prawdziwym motorem akcji rejestracji środowisk homoseksualnych.
Nie sądzę, by Kiszczak na tej podstawie chciał budować gwarancję dla ciągłości władzy. Jeśli już, to wiedza ta była komuś potrzebna do budowy w Polsce przyszłych organizacji LGBT, które z powodzeniem działały na Zachodzie i dyktowały polityczną poprawność, tak potrzebną do wychowania nowego posłusznego człowieka.

Lata prania mózgów propagandą w szkołach, mediach i czasopismach przyniosły efekty. Ostatnio pewna po siedemdziesiątce pani z czułością mówiła o parze homoseksualistów, w której jeden był mężem a drugi żoną, tłumacząc mi, że z naturą jeszcze nikt nie wygrał.
Tęczowe czapeczki zakładają niektóre mamy swoim małym dzieciom.
Tak jak niegdyś dobry western miał białego i czarnego konia, film antyrasistowski - aktora białego i czarnego, tak teraz obowiązkowo w serialu musi być gej lub lesbijka.
Kto rejestrował się lub logował na Twitterze, tego witają obściskujący się homoseksualiści.
Tolerancja dla homoseksualizmu wśród nastolatków stała się niemal kodeksem moralnym.
Dziś ”Hiacynt” nie musiałby być tajną operacją służb, homoseksualiści sami chętnie się tym do niedawna chwalili i nawet udało się im umieścić swojego przedstawiciela w sejmie, a potem zrobić z niego prezydenta samorządowego.

Jeśli Jaruzelski i jego kumple mieli utrzymać władzę, to na pewno nie za pomocą walki z homofobią a wprost przeciwnie, metodą Putina, który kreuje się na wybawcę świata od zgniłego Zachodu i przymyka oko na obozy Kadyrowa dla homoseksualistów w Czeczeni*.

Coś jednak ostatnio i u nas zaczęło pękać. Czyżby moda na homoseksualizm, jak na wszystkie ideologie potrzebne do zdobycia władzy, mija?

Stawiam tezę i gotowam jej bronić, że jedną z przyczyn klęski wyborczej PO/PSL było pośpieszne podlizywanie się LGBT,między innymi ratyfikacją konwencji antyprzemocowej.
Ostateczna klęska SLD również, moim zdaniem, była po części wynikiem haseł rozporkowych i usilnym wspieraniu środowisk proaborcyjnych. Wychowany w PRL elektorat oczekiwał haseł rodem z komunistycznej Międzynarodówki, a nie zapewnień, że wkrótce po zwycięstwie, kochający inaczej będą mogli się łączyć w małżeńskie stadła.
Nawet jeśli upraszczam, to ostatnie przecieki niepomyślnych wiadomości dla kumpli prezydenta Słupska i jego samego są dołujące.Wprawdzie nie zanosi się na zakładanie obozów koncentracyjnych wzorem czeczeńskim, ale na ławce opozycyjnej w przyszłych wyborach samorządowych, a i w drodze po prezydenturę państwową, stało się ciasno i zaczyna brakować miejsc dla orientacji seksualnych.
Przekonali się o tym na tzw. „Marszu wolności” geje*, którzy zamiast zaproszenia do marszu zostali nazwani marginesem a jednego z nich ochroniarz Schetyny z pogardą opluł.
Czyżby koniec parad gejowskich? Nawet jeśli tego bez „wodki nie rozbieriosz”, jak mawiają wyrodni „bracia” znad Oki, to młodym kandydatom na przyszłych działaczy LGBT czytającym z wypiekami powieść Bartka, ku przestrodze polecam przemyślenie tematu. Czy przypadkiem klucz w zamku do rozporka nie obraca się w odwrotną stronę?

_______________________________________________

Bartek Marcinkowski, Rozgrywka, Nowae Res 2016
*O obozach koncentracyjnych dla homoseksualistów w Czeczenii poinformowały wszystkie lewicowe i feministyczne gazety i media w Polsce.
*Gej zrobił swoje... Ochroniarz Schetyny pluje na gejów...

Ilustracja:http://x3.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_Fb1dBLy0I4xVLRITFm5DZ0ALRb1kK0iY.jpg

Zapraszam do słuchania
audycja 838 (czwartkowa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz