Jako kilkuletnia dziewczynka leżałam w szpitalu po operacji wyrostka. To był czas, kiedy jeszcze w peerelowskich szpitalach pracowały siostry zakonne w czepcach z białymi anielskimi skrzydłami. Czułe i dobre jak mama, za którą się tęskniło, zwłaszcza w bezsenną noc, kiedy na sąsiednim łóżku chłopiec w moim wieku płakał z bólu i strachu, że jutro będą zrywać opatrunki na ranach po oparzeniu.
Myślę o tej traumie z dzieciństwa (chłopiec bowiem zmarł) za każdym razem, gdy jakieś rany są rozdrapywane, choć wydawało się, że już można zdjąć opatrunek, bo pod nim tylko blizna.
Dzieje się tak nie tylko, gdy rana jest fizyczna, ale także, a może przede wszystkim, gdy dotyka ran psychicznych.
Ileż to recept wymyślono na leczenie takich ran. Czy w ogóle są one uleczalne?
Wojnę znam z opowiadań rodziców, książek i filmów. Zrosła się tak z moim dzieciństwem, że często w snach powracała, jakbym w niej uczestniczyła.
Za młoda byłam, za bardzo wpatrzona w przyszłość, którą sobie w marzeniach budowałam, by zadawać rodzicom pytania bardziej dociekliwe. Nigdy ich nie zapytałam, jak sobie radzą, gdy my zasypialiśmy, a w domu zapadała cisza, ze wspomnieniami. I normalna kolej rzeczy, już nie zapytam.
Dlaczego myślę o tym, dlaczego próbuję odpowiedzieć sobie na pytania, na które nie ma odpowiedzi? Bo znowu, ze zdwojoną siłą wróciła przeszłość.
Młodzi ludzie z Niemiec, Ukrainy, Polski czyszczą groby jeńców wojennych w Łambinowicach.
Z nieudawaną szczerością mówią, że chcą poznać przeszłość wojny.
Co może być piękniejszego, co można jeszcze wymyślić lepszego dla porozumienia między różnymi narodami, państwami? Szlachetne i piękne cele, tylko przyklasnąć.
Niestety, ja w skuteczność takich bandaży na niezagojone rany nie wierzę, zwłaszcza gdy opierają się o półprawdy.
Wciąż słyszę mamę, kiedy mówi: Nie zna wojny ten, kto nie żył na Kresach.
To takie dziwne wojenne sytuacje, kiedy jeden wróg staje się obrońcą przed drugim wrogiem. W innych częściach Polski to przed Niemcami się ucieka. Ale na Wołyniu Niemcy dają bezpieczeństwo – mówi czeski pastor z Kupiczewa, wspominając legalne kupno broni od Niemców dla obrony przed banderowcami.(1)
Z faktami o ogromie zbrodni banderowców i Niemców będzie musiał zmierzyć się czy prędzej czy później młody Ukrainiec czy Niemiec, choćby wyczyścił wszystkie groby na wojennym szlaku. Czy nie będzie chciał ich usprawiedliwić?
Poczucie krzywdy, upokorzenie, jakie Polaków spotyka ze strony niemieckich polityków i dziennikarzy przy aplauzie unijnych urzędników, musiało doprowadzić do zerwania bandaży, w które Polaków owijano. Okazało się, że pod nimi zamiast blizn, są zadawnione rany, wracają obrazy krwawych nierozliczonych i nieprzebaczonych zbrodni, które wcale nie zostały zapomniane i za które nikt nie przeprosił.Nie ma nic gorszego jak w imię pojednania stawiana jest między faktami cisza.
Czy prędzej czy później wróci ze zdwojoną siłą piekąca rana. I nie pomoże tu pojednawcza odpowiedź na pytanie
– „Kto mówi prawdę? - Każdy ma tu swoją pamięć. Każdy ma swoją historię”.(2)Jesteśmy teraz tego świadkami. Czy można zabić własną żonę i dzieci, by udowodnić, że jest się Ukraińcem? Można, choć wydaje się to nieprawdopodobne.
Czy może naukowiec pracować nad wynalazkiem sprawniejszego zabijania ludzi? Może. Czy można zadenuncjować, wydać na śmierć sąsiada, bo jest Polakiem, Żydem? Można. Mało tego, można znajdować dla tych czynów uzasadnienie, konieczność dziejową i po latach mieć pretensje, że wciąż pamiętamy i przypominamy tym, którzy z różnych powodów wolą zapomnieć.
Kiedy w imię poprawności politycznej zapada cisza między faktami, otwierają się rany i odradzają się bestie. Czy jest na to jakaś rada?
1Witold Szabłowski, Sprawiedliwi zdrajcy Sąsiedzi z Wołynia. Gdy jedni mordują, drudzy rzucają się, by ratować, str. 284;2 Tamże str. 133
_______________________________________________
Ilustracja:Dyskutują o historii. W Łambinowicach trwa obóz młodzieżowy
Zapraszam do słuchaniaaudycja 863 (niedzielna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz