poniedziałek, 21 lipca 2008

Wybitni politycy listy piszą

Listy ludzie piszą. Listy dobra rzecz, sama ich kilka napisałam do ważnych osobistości. Co prawda, nigdy odpowiedzi nie otrzymałam, ale ja…, co tam ja. Ważne, że piszą je „wybitne postacie świata polityki,, kultury i nauki”. A o czym piszą?! O „języku ojczystym”, którego koniecznie trzeba uczyć obowiązkowo. MEN obiecało, a słowa nie dotrzymało. Miały się dzieci uczyć od pierwszej klasy języka angielskiego, a tu co? Figa z makiem. Dzieci będą wkuwać słówka niekoniecznie angielskie.

I jak tu nie pisać protestów?! Czterech wybitnych, w tym Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, piszą dramatyczne wezwanie do premiera. Domagają się, by język angielski stał się obowiązkowym przedmiotem nauczania we wszystkich typach szkół. Światły „Dziennik” jest jak najbardziej za:


Rzeczywiście, problem ważny. Przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich i rektor Politechniki Wrocławskiej prof. Tadeusz Luty. Nie ma wątpliwości:

"Angielski nie jest już językiem obcym. To język ojczysty nauki, biznesu, polityki, a po części nawet kultury" .

Czyżby prof. Tadeusz Luty chciał przez to powiedzieć, że nauka, polityka i po części kultura nie są polskie?!
Wypowiedź ta zapiera dech, dlatego, by go ostatecznie nie stracić, wolę nie komentować jej dalej.

 Różnych dziennikarskich wakacyjnych „ogórków” spodziewałam się, ale żeby aż taki wyrósł w  czasie wakacji w „Dzienniku”?!
Rozumiem, że wszyscy ważni dziennikarze są na urlopie, ale może znalazłby się jednak jakiś stażysta, który pozbierałby rzetelne informacje na temat przyczyn żenująco niskiego poziomu nauczania języków obcych w polskich szkołach. Puk, puk, Droga Redakcjo, naprawdę, szkoda czasu na takie dociekania?!
Złośliwa jestem, nie wyręczę, choć informacje są na wyciągnięcie ręki. Podam tylko, że pewne ogólnie dostępne przepisy oświatowe pozwalają na nauczanie języka obcego tym, którzy, oprócz pełnych kwalifikacji językowych, mają przygotowanie pedagogiczne. Ci, najlepiej przygotowani, jeśli nawet pracują w szkołach to tylko po to, by mieć opłacane składki ZUS, pieniądze zarabiają gdzie indziej.
Fakt drugi to ten, że nawet jeśli ktoś ma  niezbędny papierek, nie znaczy jeszcze, że potrafi języka nauczyć. Dobrze wiedzą o tym rodzice i dlatego wysyłają swoje pociechy na kursy językowe. Może tylko dlatego jeszcze wyniki matur z języków obcych nie są ostateczną klęską reformy Handkego?
Ktoś widać musiał Katarzynie Hall uświadomić smutną prawdę, że chcieć, to nie zawsze móc i dlatego poszła po rozum do głowy i wycofała się z bzdurnego pomysłu. A prawda jest taka, że wprowadzenie jego to kłopot dla dyrektorów i samorządów nie do rozwiązania na wiele lat. Co zrobić z nauczycielami innych języków, co zrobić z rodzicami, którzy chcą, by ich dziecko uczyło się francuskiego czy niemieckiego? Skąd wziąć wykwalifikowaną kadrę, która chciałaby za marne pieniądze uczyć w szkole?
Zastanawiam się też nad odpowiedzią na inne pytanie. – Czy z ostatnich wyników egzaminów gimnazjalnych i maturalnych wynika tylko jeden najważniejszy problem dla polskiej oświaty, tj. nauka języków obcych? Nie ma naprawdę innych, ważniejszych?
Wałęsie to akurat się nie dziwię, bo biedak wie, co to jest prowadzić „uczony’ wykład na amerykańskim uniwersytecie przez tłumacza. Chociaż z drugiej strony powinien być wdzięczny, bo zawszeć to można liczyć na jego uprzejmość , by niezbyt dokładnie tłumaczył  językowe potknięcia Noblisty.  Wyciszenia wszelkich niezręczności też można w takiej sytuacji oczekiwać. Nie mogę się jednak nadziwić byłym premierom, którzy podpisali list. Przecież mogli to  zrobić już dawno, gdy sami rządzili!

Świadomie nie wypowiadam się na temat celowości wprowadzania języka obcego zanim dziecko pozna ojczysty. Nie piszę też o odchodzeniu  poszczególnych państw europejskich od „światowego” języka angielskiego.
Dziś tak dalece rozbawił mnie list „wybitnych” polskich polityków, że ostatnie dwie kwestie pozostawiam do rozważań fachowców, znacznie lepiej znających  się na rzeczy niż sygnatariusze tego niezwykłego apelu.
Panowie, zajmijcie wy się  już lepiej tarczą czy odszkodowaniami dla Żydów, to wam do tej pory całkiem nieźle wychodzi. A jeśli już koniecznie chcecie wprowadzać obowiązkowy język angielski do szkół, to nie zapomnijcie przy ustalaniu wysokości odszkodowań o tym, by jeszcze coś po ich wypłaceniu w kasie państwowej pozostało na oświatę. Mam bowiem niejasne przeczucie, że pieniędzy może zabraknąć nie tylko na nauczanie języka angielskieg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz