sobota, 18 października 2008

Komu było do śmiechu?

Salom przygotowuje się do jutrzejszego świętowania. Zżera mnie zazdrość, bo niestety nie mogę tam być.
W porannej prasie widowiska ciąg dalszy. I jakby mało tego było, wszystkiemu winni prezydent i premier, z ciążeniem na tego pierwszego. Panowie zamiast spotkać się  i dać sobie buzi,  wciąż, niczym obrażone panny, dąsają się na siebie. Brzydki Kownacki kłamie jak z nut i szykuje sobie śmierć polityczną. A tu rzeczywistość, smutna rzeczywistość - dodajmy. Kryzys ogarnia również środkowo- wschodnią Europę i marne szanse, by ominął nasz kraj.
A ja nie umiem ani czytać, ani słuchać ze zrozumieniem. We wczorajszej jedynce Michał Ziemkiewicz właśnie o tym rozmawiał z redaktorami; „Polski" i „Newsweeka". Nie chcę strzelać, a z wrażenia zapomniałam nazwisk, więc niech mi będzie to wybaczone.
Pierwsze pół godziny było o tym, co naprawdę ważnego dzieje się w świecie i czego szanowni dyskutanci oczekiwaliby od obu najważniejszych osób w państwie. Druga połowa rozmów,  to dyskusja, kto winien całej rozrubie.
Już myślałam, ze pijara dość i panowie, zdążą jeszcze porozmawiać, np. z prezesem NBP na temat zagrożenia naszych lokat. Nic z tego. Prezesa nie zaproszono. Czasu i tak  by nie starczyło.
Nie mam jednak żalu, bo wesoło było, szczególnie ta zaskakująca pointa wesołości przydała. Okazuje się, że prezydent znowu nie trafił i suszył zęby w uśmiechu, gdy innym przywódcom wcale nie było do śmiechu, kryzys mieli na głowie.
Problem, kto się śmiał, a kto nie, jednak pozostał.  Obejrzałam sobie na wp.pl zdjęcia i sama już nie wiem, kto ma rację.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz