Referendum w Irlandii rozwiało nadzieję na wrzucenie TL do kosza. A w Polsce „Tusk mocno naciska Kaczyńskiego”.
Każdy, kto choć pobieżnie śledził koleje ratyfikacji TL, musi zadać sobie pytanie, dlaczego „Tusk mocno naciska prezydenta” nie wspominając ani słowem o umowie między nim a prezydentem w sprawie ustawy kompetencyjnej.
 
Przypomnijmy więc premierowi, jak to było. Blogi to cudowna sprawa. Klikasz i masz:
 
„W przeddzień głosowania przez Sejm ustawy o ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego w Juracie spotkał się Prezydent Lech Kaczyński z premierem Donaldem Tuskiem.
Celem tego spotkania było zawarcie układu, w myśl którego prezydent miał nakłonić klub PiS do głosowania za ratyfikacją.
Premier natomiast zobowiązał się utworzyć ustawę kompetencyjną, wedle której kilka istotnych dla Polski spraw musiało uzyskać zgodę zarówno Sejmu, Senatu, Rady Ministrów jak i Prezydenta.
Spotkanie dobiegło końca, a kolejne dni przyniosły pomyślne rozwiązanie sporu o ratyfikację traktatu. Klub PiS wedle wskazówek prezydenta zagłosował wraz z PO za jego przyjęciem.
To umożliwiło Lechowi Kaczyńskiemu złożenie podpisu pod Traktatem Lizbońskim, jednak warto zwrócić uwagę na słowo „możliwość”. Prezydent ma możliwość, ale nie przymus złożenia tego podpisu. Zgodnie z tym postanowił poczekać na ukazanie się obiecanej ustawy kompetencyjnej w wersji jaką ustalili to wspólnie z premierem na półwyspie”.
 
Jeszcze w czerwcu 2008r. media donosiły:
„Prezydent zapowiedział, że Traktat podpisze, po dopełnieniu tej umowy – powiedział Kamiński. Ocenił, że nie będzie z tym problemu.

Szef klubu PO jest zdania, że prezydent nie powinien czekać z podpisaniem Traktatu do czasu przyjęcia przez Sejm ustawy kompetencyjnej.

Prezydent powinien to uczynić podpisać Traktat, bo to jest ważny gest polityczny, to byłby absolutnie dobry sygnał, że Polska  chce reformy UE - mówił Chlebowski.

Według niego, szybkie podpisanie Traktatu leży w dobrze pojętym interesie Polski. Chlebowski jest zdania, że ustawa kompetencyjna powinna trafić do prac parlamentu do końca wakacji”.
 
Czy Tusk wywiązał się z umowy?
 
 
Sięgnijmy jeszcze raz  do blogu „Szach i  Mat” WTQ z 2008-07-11, a więc prawie sprzed roku.
 
„Mianowicie umowa zakładała powstanie ustawy, w myśl której w kilku istotnych kwestiach, w tym w przypadku zmiany warunków głosowania zgodę musiał wyrazić Sejm, Senat, Rada Ministrów oraz Prezydent.
 
W projekcie zaproponowanym przez Platformę Obywatelską w całej rozciągłości pominięto głowę państwa. Ustawa proponowana przez rząd całkowicie odsuwa prezydenta od ważnych decyzji pozostawiając na boisku tylko trzy organy: Sejm, Senat i Radę Ministrów. /.../
Klub PiS ma jednak przygotowany projekt ustawy, w dodatku był on konsultowany z prezydentem. Jednak Platforma stwierdza, że ustawa proponowana przez klub PiS nie jest zgodna z konstytucją.
Sam Donald Tusk natomiast zaprzecza, jakoby projekt proponowany przez PiS był zgodny z jego ustaleniami z Prezydentem.
A projekt ten różni się od wersji rządowej głównie w jednej kwestii.
 
Mianowicie wymaga zgody Prezydenta, Sejmu, Senatu i Rady Ministrów na podejmowanie niektórych decyzji kluczowych dla Polski”. (podkr. moje)
 
 
I choć minął prawie rok nic w tym względzie się nie zmieniło.
 
O ustawie nie ma już mowy. Na prezydenta naciskają różne gremia i przypominają, że sam twierdził, iż w przypadku braku takiej ustawy Polska stanie się województwem. Dla sygnujących petycje do prezydenta dodatkowym argumentem jest sposób ratyfikacji TL w Niemczech i próby podobnego zalegalizowania dokumentu w Czechach.
 
Tymczasem „premier poinformował, że rozmawiał z Barroso o podziale tek w Komisji Europejskiej, jednak tylko ogólnie. "Mam poczucie, że jesteśmy bardzo poważnie traktowanym partnerem, i że na pewno nasza wrażliwość, sposób myślenia, pewne idee dotyczące całej komisji i tak zwanych działów na pewno będą brane pod uwagę. Nie mam żadnych niepokojów i kompleksów, gdy rozmawiamy o naszym punkcie widzenia" - powiedział Tusk”.
 
Premier nie ma żadnych kompleksów, żadnych niepokojów. Rozmowy o podziale stołków już trwają.
 
A ja tak wciąż dumam, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi?  
 
Może nasz błąd, tj. wszystkich ślących apele, by prezydent bez ustawy kompetencyjnej nie podpisywał TL, polega na tym, że to nie Jego lecz premiera powinniśmy przycisnąć do muru i przypomnieć o zobowiązaniach, jakie wziął na siebie w Juracie?
 
Dlaczego Donald Tusk  i całe PO bezczelnie gra w swoją nieuczciwą grę?
 
To takie proste, że aż trudne do uwierzenia, a jednak.
 
Public Relations PO i Donalda Tuska doskonale wie, że elektorat prezydenta albo jest przeciwny w ogóle TL, albo chce podobnych rozwiązań jak w Niemczech. Spindoktorzy doskonale też wiedzą, iż poparcie dla Lecha Kaczyńskiego w dużej mierze zależy właśnie od tego, jak się zachowa teraz po referendum w Irlandii.
 
Jeśli zostanie przymuszony naciskami do ratyfikacji bez ustawy kompetencyjnej, na pewno straci poparcie i bezpowrotnie szansę na reelekcję. Nie znaczy to jednak wcale, że ten elektorat przeniesie swoje głosy na kandydaturę Tuska, co to, to nie, nie ma obaw.;)
Ale kto wie czy jakiś sygnatariusz petycji do prezydenta nie zakrzyknie nam; Głosujcie na mnie, ja byłem przeciwny podpisaniu TL bez ustawowych zabezpieczeń.(Na podobnej zasadzie toczy się przecież gra międzypartyjna w Wielkiej Brytanii).
Wyciągnięty z kapelusza kandydat niewielkie ma szanse na prezydenturę, ale na rozbicie głosów elektoratu, który nigdy nie zagłosuje na Tuska, a i owszem.
 
Czy moja teoria spiskowa wyjaśnia przyczyny, dla których „Tusk mocno naciska na prezydenta”? Już wkrótce przekonamy się o tym. Ważniejsze jednak od odpowiedzi na to pytanie, wydaje się co innego.
Jak zachowa się wobec tej gry prezydent Lech Kaczyński?