Na Twitterze wywiązała się dyskusja o roli mediów; ich związku z władzą i miejscu w szumie medialnym obywatela.
A zaczęło się niewinnie:
ErykMistewiczCiekawa opinia @katarynaaa: władza plus media vs obywatele http://kulturaliberalna.pl/
 
katarynaaa@ErykMistewicz A nie jest tak? Media częściej działają w interesie władzy niż obywatela. A niewygodnych władzy obywateli pomagają uciszać.
 
ErykMistewicz@katarynaaa proces redefiniowania roli mediów ich de facto upadek w dotychczasowej roli i formie jest dziś jednym z ciekawszych procesów w cal Europie
 
katarynaaa@ErykMistewicz To nie jest upadek. Raczej przedefiniowanie roli. To już nie jest patrzenie władzy na ręce w imieniu obywatela.
katarynaaa@ErykMistewicz Tylko pusta rozrywka i pogoń dla sensacji jednych, i aktywny udział w politycznej walce innych. Dla nas nic.
 
Aż się prosi uzupełnić tę wymianę zdań o definicję polityki dokonaną niedawno przez śp. Macieja Rybińskiego: Polityka to sztuka szukania i znajdowania winnych.
 
Po tym uzupełnieniu wszystko staje się jasne; Stoicki spokój konsultanta politycznego, którego praca polega głównie na przekonywaniu czytelnika, czytaj wyborcę, że winnym jest… oraz rozgoryczenie blogerki Kataryny, która w owym przekonywaniu wyborcy poprzez media widzi pogoń za sensacją i realizowanie celów władzy.
 
Czy jest to „ciekawy proces” upadku mediów w całej UE, jak chce Eryk Mistewicz, czy ich pogoń za sensacją i realizacja celów władzy, jak widzi to Kataryna?
 
Trudno mamie Katarzynie zabierać głos w tej sprawie, bo wiedzy na ten temat ma tyle, ile jej media podsuną, a prawdziwość jej, niestety dopiero czas weryfikuje. Tak jak teraz nowy projekt ustawy hazardowej, który wpłynął do Sejmu, weryfikuje prawdziwe intencje rządu Donalda Tuska i jego zależności od lobbingu hazardowych bonzów.
 
Mnie jako zwykłego konsumenta papki medialnej interesuje co innego. Zastanawiam się czy dyskusja na temat roli mediów we współczesnym nam świecie jest konstruktywna i prowadzi do prawidłowych wniosków?
Im bardziej wczytuję się w treść różnych głosów na ten temat, tym bardziej odnoszę wrażenie, że dyskusja jest nie na temat.
 
Czy przypadkiem rozmowa o cenzurze i manipulacji odbiorcami przekazu medialnego nie jest tematem zastępczym?
To, co napisała Kataryna, jest oczywiste i właściwie nie podlega dyskusji; tak jest; Media realizują cele poszczególnych ośrodków władzy, a odbiorca kupowany jest ciekawą, emocjonującą narracją, jak to wielokrotnie już podkreślał Eryk Mistewicz w licznych wywiadach i artykułach, a Kataryna nazywa to pogonią za sensacją.
Czy jest to zjawisko nowe? Twierdzę, że absolutnie nie.
 
Zawsze tak było odkąd powstała prasa, radio czy telewizja. Zawsze były to tuby jakiegoś ośrodka politycznego, społecznego czy kulturalnego. Rosyjska „Prawda” służyła propagandzie sowieckiej, „Trybuna Ludów” – peerelowskiej, by posłużyć się przykładami najbardziej jaskrawymi.
 
Kiedy w 1944 r. powstaje francuski dziennik „Le Monde”, czytelnicy otrzymują od samego Charles’a de Gaulle’a zapewnienie, że będzie to gazeta niezależna i obiektywna, zachowująca swobodę wypowiedzi.
A jednak już wkrótce jest charakteryzowana jako dziennik centrolewicowy, by w roku 1981 już bez żadnego udawania tzw. obiektywności i niezależności popierać kandydaturę socjalisty  Francois Mitteranda na prezydenta Francji. Mało tego, „Le Monde” to dziennik lewicowy, realizujący niechęć do Francji jego redaktora naczelnego.  Tak przynajmniej w swojej książce „Ukryta twarz Le Monde”sugerują w 2003 r. Pierre Paen i Philippe Cohen.
 
Stało się coś wbrew prawu, coś niegodnego zawodu dziennikarskiego? „LeMonde” po opublikowaniu tej książki splajtował, bo czytelnicy przestali gazetę kupować?
Nic podobnego. Każdy robi swoje. Dziennik istnieje i ma się dobrze, często jest cytowany jako ważne źródło informacji. Manipuluje czytelnikiem? Owszem, jak każda gazeta. Rzecz w tym, że każdy, kto chce, jest w stanie określić ośrodek polityczny, który reprezentuje ten dziennik.
 
Czy powinniśmy z tym walczyć i jak mi odpowiedziała Kataryna: „…najważniejsze to wskazywać palcem kłamstwa, do znudzenia”?
Nie mam wątpliwości, że taka jest nasza rola; wskazywać palcem kłamstwa, do znudzenia.
 
Każdy jednak, kto już trochę poblogował,  wie, że nasze, blogerskie, odsłanianie kłamstw i manipulacji służy niekiedy również ich utrwalaniu. Propaganda potrzebuje tuby, potrzebuje również nas, którzy wyłapiemy podsuwane kłamstwa, a dyskutując z nimi realizujemy cel piarowski, choć wcale tego nie chcemy. Piar żyje naszym oburzeniem, naszym wałkowaniem w nieskończoność jakiegoś tematu. Bez nas niekiedy manipulacja opinią społeczną nie miałaby szans.
 
Czasem jesteśmy po prostu bezsilni. Spróbujmy się bowiem przebić z jakimś „niechodliwym” tematem na stronie głównej salonu. Nie mamy szans, bez przchylności moderatora nie istniejemy. Nie ma nas, jeśli tego będą chcieli admini poczytnych portali. Nie ma naszych poglądów, inicjatyw obywatelskich, petycji i listów otwartych jeśli media ich nie zamieszczą. Przekonali się o tym boleśnie byli więźniowie Auschwitz i Michał Tyrpa.
 
Problem bowiem nie w tym czy media są niezależne, a dziennikarze rzetelnie wykonują swoją pracę.
Problem leży w czym innym; media udają obiektywne i niezależne, a my im w tym pomagamy. (To jest ta nasza druga, bolesna, strona blogowania).
 
Próba uwolnienia ich od wpływów ośrodków władzy wydaje się dziś być utopią.
Media działają w interesie władzy, bo po to zostały powołane do życia; to są albo tuby partyjne, albo tzw. wspierające.;) – napisałam w odpowiedzi Katarynie na Twitterze. I tak będzie czy tego chcemy, czy nie.
 
Czy utopią byłoby natomiast domaganie się od ich redakcji jawności powiązań politycznych?
Co by się stało, gdybyśmy prawnie spróbowali zażądać od wydawców jasnej deklaracji sprzyjania określonej ideologii i partii? Niemożliwe? To może przynajmniej my sami, odbiorcy informacji i publicystyki, potrafimy to zrobić?
Czy umiemy, biorąc do ręki „Rzepę” , „Dziennik”, „Gazetę Polską” bez problemów określić powiązania polityczne tak jak to ma miejsce w przypadku choćby „Naszego Dziennika”, „Gazety Wyborczej” czy „Radia Maryja”?
Ja przyznaję się, że nie umiem. A jeśli tego nie potrafię, to jestem narażona na dezinformację i manipulację. Może i pora, bym się tego razem z innymi nauczyła?