środa, 23 czerwca 2010

Największe osiągnięcia III RP


 Ani się obejrzeliśmy jak dzieci urodzone w 1989 uzyskały prawa wyborcze. Jedni dumnie maszerują z najbliższą rodziną do lokalu wyborczego, inni kontestują smutną rzeczywistość bezrobocia po szkole i zamiast zmieniać Polskę przeglądają Internet i mapę, konsultują z rówieśnikami, gdzie by tu wyjechać i zarobić na czesne czy stancję na tzw. darmowych studiach.  I ani im w głowie głosowanie. Na pytanie – Dlaczego? - zamiast konkretnej odpowiedzi, machają  niecierpliwie ręką; wszyscy są tacy sami, nie ufam nikomu.
  
I to zdanie jest  największym osiągnięciem III RP.
Tak zniechęcić do wyborów, by tylko zdecydowani wielbiciele nowego postpeerelowskiego ładu poszli głosować.
Raz po raz ktoś tam osiągnięcia spin doktorów psuje; a to rząd Olszewskiego, wygrana PiS z winy ciemnogrodu i moherów z Radia Maryja, a to wieś, a to Polonia, która wybiera nie wiedzieć czemu nam prezydenta   

Ale wszystko jest do nadrobienia.
Najważniejsze, by przekonać, że nie wszyscy mają prawo siedzieć w I klasie okrętu zwanego państwem, a wszystko, co wydaje się nam rozkradaniem majątku narodowego i demontażem państwa jest tylko wymysłem przywiązanych do ideologii socjalistycznej.
Coraz łatwiej jest ten kit wciskać młodzieży.

Pierwszy raz głosujący nie pamiętają tzw. reformy gospodarczej Balcerowicza, która polegała  głównie na otwarciu polskiego rynku na towary unijne z dnia na dzień. Nie mieliśmy szans. Zalały nas buble i świecidełka. Polska wraz z innymi państwami demoludów uratowała rynek zbytu starej Unii. Tania siła robocza, akcyza, płaca minimalna, kredyty, zadłużanie państwa bez kontroli społecznej, dzika prywatyzacja - to były główne atuty „osiągnięć” gospodarczych Polski. 

I tu kryje się  drugi sukces III RP. Skutecznie udało się wmówić, że prywatyzacja i własność prywatna to są synonimy.
Dlaczego nie uwłaszczono społeczeństwa? To proste; ono nie chciało tego. Pytaliśmy się w referendum. Ciekawe tylko, że nikt nie pytał o to czy to samo społeczeństwo chce wyprzedaży Polski pod eufemizmem – prywatyzacji.

I trwa to do dziś. Najpierw było:
Dlaczego sprzedano cementownie produkujące cement w oparciu o najwyższej jakości myśl technologiczną polskich naukowców za bezcen i dlaczego prawie natychmiast zostały zamknięte?
Teraz:
Dlaczego stocznie były nierentowne a Polską Żeglugę Morską stać teraz na zamówienia statków w Chinach?
Na te pytania są wciąż, mimo upływu lat, te same odpowiedzi:

Bo prywatne jest lepsze od państwowego, bo prywatnie lepiej zarządzane, bo nieważne, kto jest właścicielem; Polak czy Turek, Niemiec, czy Chińczyk bo…takie są prawa rynku. Cenę reguluje popyt. Zamknięto też ustawą o związkach zawodowych gęby związkowcom, przy okazji wmawiając ludziom, że związki zawodowe to tylko socjalistyczny przeżytek w drodze do postępu.
Jeśli gdzieś się tam buntowano, to wysokie odprawy i akcje, które natychmiast po przejedzeniu tych pierwszych, trzeba było odsprzedać, robiły swoje.

Nie mamie Katarzynie przy zmywaku analizować błędy, czy może celowe działania, gospodarcze pierwszych lat po  uwłaszczeniu nomenklatury rządu Rakowskiego.
Efekty jednak dotyczyły mnie i mojej rodziny i tak się dziwnie składa, że jak tylko zaczynało się co nieco poprawiać i wychodziliśmy z kredytów, natychmiast trzeba było chłodzić gospodarkę, albo ogłaszać kryzys finansowy . 

I znowu wszystko wróciło do normy. Bezrobotny rzuca się na wyprzedaż i promocję żywności w supermarketach.
Kocha małe sklepiki, ekologiczne jajka, bezpieczne lekarstwa, ale może tylko pomarzyć o zdrowej żywności i ekologicznym stylu życia.  Nie ma mowy o koszyku minimum socjalnego. I nie ma też mowy o szukaniu pracownika. Niebezpieczeństwo, które narodziło się za rządów PiS zostało zażegnane i to skutecznie. Pracownik znowu sam przychodzi do firmy i cieszy się płacą; na czynsz ma oficjalnie, na chleb pod stołem.

I tak się to plecie od 21 lat. Co się polepszy to się popieprzy. Argumenty są jednak wciąż te same, tylko oprawa ich zmienia się. O przyszłej emeryturze w związku z udawaniem, że wszystko jest w najlepszym porządku, nawet nie warto wspominać.

Przed przystąpieniem do UE wszelkie niepopularne decyzje tłumaczono koniecznością dostosowania prawa polskiego do unijnego, bo inaczej nas nie przyjmą. Tak bardzo baliśmy się powtórki z historii, że nawet eurosceptycy głosowali za przystąpieniem do Unii, byleby dalej od Rosji.
TEGO WYMAGA UNIA EUROPEJSKA. To mantra, którą nam powtarza się wciąż; ostatnio przy likwidacji stoczni. Taki klucz – wytrych do zamykania ust ośmielającym się logicznie oceniać pracę i osiągnięcia polityków. Już, już miała się okazać równie ważnym sukcesem III RP, ale „sie rypło” i owa mantra nieco straciła na wartości, kiedy okazało się przy powodzi, że nie wszystkie dyrektywy wykonywane są z równą gorliwością.

Nadal jednak trwa w całym rozkwicie III RP najważniejszy sukces. Udało się politykom już bez żadnej osłony włączyć wymiar sprawiedliwości do kampanii wyborczej. Wyroki w sprawie rzekomego pomówienia o skłonności prywatyzacyjne Komorowskiego są kpiną z polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie będę sobie nawet języka po próżnicy strzępić, by to uzasadniać, bo niedługo Europa będzie ostrzegać swoich obywateli przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

No cóż, teraz ja, jako ta z konieczności siedząca w tej samej klasie III RP, powtórzę zapamiętaną lekcję; nie wierzę wam, nie wierzę w ani jedno słowo zapewnień PO i Bronisława Komorowskiego. Nie ufam wam, wszyscy jesteście tacy sami.

Nie liczcie jednak, że nie pójdę do wyborów.  Nie dałam sobie odebrać dowodu. W przeciwieństwie do młodzieży, nie pamiętającej całego okresu „sukcesów” III RP, wiem też, dlaczego nie ufam.
Te 45 ustaw podpisanych przez Komorowskiego, w tym ta - dotycząca ingerencji w rodzinę, wbrew petycjom i apelom, to pośpieszne obsadzanie stanowisk pod kampanię wyborczą a nie dobro kraju,  to deprecjonowanie polskich nadziei związanych z gazem łupkowym, ta skandaliczna umowa z Gazpromem, dezinformacja i manipulacja  przy badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej, to mizdrzenie się do Jaruzelskiego jest dla mnie dowodem, że Bronisław Komorowski nie powinien być prezydentem Polski. A tandem; prezydent z PO i rząd PO jest w najwyższym stopniu zagrożeniem dla  jej niepodległości i bezpieczeństwa obywateli.  I nie chce ryzykować losu ojczyzny dla głowy Donalda Tuska. Dla mnie jest ona nic nie warta. Premiera można wymienić. Narażać ojczyznę dla partii kolesiów byłoby dla mnie pluciem sobie we własny życiorys i zdrowy rozsądek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz