Od pierwszej chwili po smoleńskiej tragedii Donald Tusk nadał jej (i słusznie) charakter polityczny. Zapewnił naród o tym, że zrobi wszystko, aby przyczyny katastrofy zostały wyjaśnione. Szkoda, że nie dodał: a winni zaniedbań poniosą konsekwencje polityczne i prawne. Dziś zamiast tego mamy bezpardonowy atak na wszystkich, którzy domagają się rzetelnego śledztwa i wskazują na błędy polityczne. Śmieszne byłoby, gdyby nie dotyczyło tragedii, obrzucanie komisji Macierewicza obrzydliwościami i gdyby nie to, że jednocześnie Polacy otrzymują nieustannie informacje od Prokuratury i polityków sugerujące odpowiedzialność za katastrofę Lecha Kaczyńskiego. Czy to tylko marketing polityczny? A może jednak coś więcej? Może strach przed odpowiedzialnością polityczną? Czy nie w taki właśnie scenariusz wpisują się ostatnie wypowiedzi Izabeli Skąpskiej?
Nikt nie ma prawa nikomu odmawiać wypowiedzenia własnego zdania i własnej oceny tego, co się wydarzyło. Ma do tego prawo Izabela Skąpska, choć może budzić zdziwienie, że nie zależy jej na śledztwie i wyjaśnieniu do końca przyczyn śmierci jej ojca. Nie ma jednak prawa do zamykania ust innym rodzinom dotkniętym tragedią. Nie ma prawa do zarzucania im, że dają się wykorzystywać politycznie, bo sama to robi. I tak jak w przypadku jej ojca zmusza do zadania pytania. – Robi tak z własnej inicjatywy czy musi?
Kiedy o tym myślę, wracam pamięcią do Katynia.
Makabryczne odkrycie grobów w lesie katyńskim przez dziesięciolecia było fałszowane, a pamięć przetrwała tylko dzięki determinacji rodzin bestialsko pomordowanych polskich oficerów i woli Polaków. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Katyniu w Zaduszki w swoim parafialnym kościele i powtórzyłam to w domu, oprócz skąpych informacji od rodziców otrzymałam również ostrzeżenie. – Nie mów o tym w szkole, bo tata będzie miał kłopoty w pracy. I tak było przez wiele lat. Aż przyszedł rok 1980. Jak z rogu obfitości posypały się powielane wydawnictwa podziemnej bibuły, zdjęcia i informacje. Nikt już się nie bał, czytano i przekazywano innym. Nawet wojna Jaruzelskiego z narodem nie była w stanie zatrzymać tej lawiny.
Nie był to jednak koniec walki o prawdę. Skoro nie dało się jej już w żaden sposób ukryć, władza postanowiła nad tym zapanować. Oprócz sączenia dezinformacji i uporczywego wkładania do głów młodym ludziom, że groby trzeba zostawić na rzecz świetlanej przyszłości, postarano się o skłócenie środowiska Rodzin Katyńskich. Nie było to trudne, skoro prezesem Federacji Rodzin Katyńskich był zarejestrowany przez SB tajny współpracownik o pseudonimie „Igor” Andrzej Sariusz – Skąpski.
O zmarłych nie mówi się źle, albo wcale. W świetle ostatnich wyczynów jego córki Izabeli trzeba jednak i o tym pamiętać.
W czasach PRL Andrzej Skąpski był dyrektorem paksowskiego zakładu „Inco”, a także przewodniczącym PRON w Białym Dunajcu. Jego kontakty z SB zaczęły się w 1987, a więc na dwa lata przed historycznymi wyborami do Sejmu kontraktowego. Powód był bardzo prozaiczny; chęć wyjazdu do Wielkiej Brytanii. Z raportów oficera prowadzącego, kpt. Zengel, wynikało, że zwerbowany do współpracy nie miał żadnych oporów w dzieleniu się z SB informacjami na temat nastrojów pracowników jego zakładu, tego, co dzieje się w kołach PAX w Nowym Sączu i Białym Dunajcu czy w zakopiańskim Klubie Inteligencji Katolickiej. SB była zadowolona ze współpracy tak, że nagrodziła TW za dobrą współpracę butelką francuskiej brandy. Do rozwiązania współpracy z „Igorem” doszło we wrześniu 1989 r.
Do czego jest nam dziś potrzebna wiedza o niechlubnej przeszłości prezesa Federacji?
Bez niej trudno zrozumieć konflikty i różne stanowiska poszczególnych Rodzin Katyńskich wobec działań na rzecz uznania zbrodni w Katyniu za ludobójstwo przez władze Rosji. A także trudno odczytać zaangażowanie jego córki w rozmywaniu śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku.
Jeszcze w kwietniu 2009 r. Andrzej Sariusz -Skąpski oczekiwał od Rosji uznania zamordowania polskich oficerów za akt ludobójstwa. Po sławetnym wystąpieniu Niesiołowskiego o zbrodni katyńskiej, które oburzyło i skłóciło Polaków, prezes Federacji zmienił zdanie:
W rozmowie w RMF stwierdził, że rodziny katyńskie wcale nie oczekują takiego zdefiniowania mordu. - Ludobójstwem był holocaust czy rzeź w Rwandzie, natomiast Katyń to zbrodnia wojenna. Czepianie się słowa i robienie z tego afery politycznej jest dla mnie obrzydliwe i oburzające.
Wywołało to protesty członków organizacji Rodzin Katyńskich oraz zdziwienie rosyjskiego „Memoriału” walczącego przed sądami o uznanie tej zbrodni za ludobójstwo.
Andrzej Skąpski, gotów był poświęcić pamięć ojca i skłócić Rodziny Katyńskie dla tzw. pojednania polsko rosyjskiego? Zwolnienia Rosji z odpowiedzialności politycznej i prawnej? Dlaczego? Nie trudno nawet przy zmywaku odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Przestrzeń pamięci o Katyniu zagospodarował marketing polityczny, a prezes Federacji stanął po stronie Niesiołowskiego i piaru PO obliczonego na wojnę z Prezydentem i PiS. Temu służyły i służą do dziś wszystkie, tragiczne w skutku, szopki wokół obchodów rocznicy ludobójstwa w Katyniu. Właśnie w tę politykę marketingowo słupkową wpisuje się współczesna tragedia w Smoleńsku.
Wciąż słyszę, że mieszanie do polityki tragicznie zmarłych jest obrzydliwe. A ja tak sobie na własny użytek myślę, że najbardziej obrzydliwa jest w tym wypadku hipokryzja tych, którzy tak mówią.
Niczym innym jak aktem politycznego ludobójstwa Stalina były strzały w tył głowy polskich oficerów, policjantów, urzędników i duchownych. Niczym innym jak taktyką polityczną Zachodu i władz PRL było przemilczanie tej zbrodni. Dokonano jej nie tylko na polskiej inteligencji, ale i na polskim narodzie odbierając mu prawo do własnej historii i jej oceny w imię wyższych, strategicznych celów nie drażnienia sowieckiego sojusznika i okupanta Polski.
Mimo upływu lat i wmawiania Polakom, że jesteśmy wolnym i suwerennym krajem, do osób, które miały do tej pory odwagę powiedzieć publicznie prawdę o ludobójstwie w Katyniu, niewielu ważnych polityków możemy zaliczyć. Zrobił to Jarosław Kaczyński w swoim przemówieniu w Sejmie w 2003 r, Marek Jurek, Jarosław Kalinowski oraz rzecznik praw obywatelskich – Janusz Kochanowski. Śp. Lech Kaczyński zwlekał z jednoznacznym określeniem i nie zdążył. W przygotowanym przemówieniu nad grobami w Katyniu miał powiedzieć:„W kwietniu 1940 roku ponad 21 tysięcy polskich jeńców z obozów i więzień NKWD zostało zamordowanych. Tej zbrodni ludobójstwa dokonano z woli Stalina, na rozkaz najwyższych władz Związku Sowieckiego”.
Czy miał do tego prawo jako polityk? A może nie powinien, tak jak chciał tego Donald Tusk i Putin, tam lecieć? Może to było „obrzydliwe mieszanie zmarłych do polityki”?
Co w takim razie robił premier Polski w Katyniu? Dlaczego nie było go razem z rodzinami pomordowanych tylko ze spadkobiercą zbrodni sowieckiej?
Nikt też do tej pory nie zadał podobnego pytania wielkiemu polskiemu „patriocie” – Bronisławowi Komorowskiemu. Dlaczego Marszałek Sejmu Rzeczpospolitej nie był w delegacji lecącej na główne obchody 70 rocznicy w Katyniu? Nie chciał pomordowanych mieszać do polityki?
Najtragiczniejsza stacja polskiej Golgoty Wschodu została powiększona o przystanek na lotnisku w Smoleńsku czy to się politykom PO podoba czy nie. I na zawsze już ludobójstwo w Katyniu i katastrofa w Smoleńsku będzie miała wymiar nie tylko ludzki, ale i polityczny.
Nie lecieli tam bowiem z prywatną wycieczką. Wybrali się tam jako reprezentacja wszystkich Polaków. Za przygotowanie obchodów rocznicy zbrodni w Katyniu, udziału delegacji z najwyższymi rangą politykami, dowódcami Polskich Sił Zbrojnych, przedstawicielami najważniejszych urzędów w Polsce, organizacji kombatanckich, za bezpieczeństwo lotu odpowiadali konkretni urzędnicy reprezentujący władzę polityczną Polski. Za kierunek i przebieg śledztwa również odpowiadają politycy z premierem rządu na czele. Takie są reguły gry w demokracji i nie pomoże w tym żaden polityczny marketing, ani walka z krzyżem przed Pałacem Prezydenta, zakaz budowy pomników ofiar czy dyskredytowanie komisji sejmowej.
Pora, póki nie jest jeszcze za późno, by Donald Tusk i jego rząd wziął na siebie tę odpowiedzialność. Można oczywiście dalej prowadzić żenującą grę i wmawiać Polakom, że „obrzydliwością jest mieszanie zmarłych do polityki”, tak jak przez dziesięciolecia wmawiano nam, że za zbrodnię w Katyniu nie odpowiadają władze sowieckie. Historia prawdy o Katyniu uczy jednak, że można Polaków zmusić do milczenia, ale nie można wmówić im, by uwierzyli w kłamstwa, nawet jeśli przez jakiś czas z różnych powodów będą je powtarzali.
Prawda skłóca i dzieli, ale nie jest to winą szukających prawdy, lecz tych, którzy z nią walczą.
Zapraszam też do przeczytania komentarza i obejrzenia filmu po tą notką http://www.blogpress.pl/node/5062
OdpowiedzUsuńTylko wspomnę.
OdpowiedzUsuńOd mamy nie usłyszałem by milczeć w tej sprawie. Jak pojąłem powagę pokazała mi te listy:
http://www.flickr.com/photos/mark-d/sets/72157602057876422/show/with/1401752486/
Stemple na tych listach stanowią dowód.
Możesz jaśniej? Czy te listy to kogoś z Twojej rodziny.
OdpowiedzUsuńHistorię Katynia moi rodzice poznali od Niemców. W 1941, po zajęciu Tarnopola spędzali ludzi i wyświetlali nakręcony film.
A potem był terror stalinowski. Nie dziw się więc, że ostrzegano dzieci przed zbytnią szczerością. Niezwykle trafnie to pokazuje film "Dreszcze", tj. sposób, jakimi metodami wyciągano od dzieci informacje o rodzicach.I jak to się kończyło dla rodziców i dzieci.
A ja usłyszałem na obchodach Powstania Warszawskiego, pod Pomnikiem:
OdpowiedzUsuń"Prawda dzieli, hymny łączą"
Dzięki, za uświadomienie mi, że to "naprawdę prawda" :)
Nie mogłem sobie z tym poradzić. Nie wiedziałem, czy to "wroga propaganda", czy niezrozumiała dla Krzysia o małym rozumku, poetycka, nowoczesna, "nonkonformistyczna" metafora, jakich teraz pełno w obiegu, wymyślanych na użytek bieżączki politycznej...
.
Jednak cała wymowa koncertu była "w porządku". Przejmująca i miejscami wysokiego lotu, nawet wnosząca nowe, świeże akcenty.
No i Twoje wyjaśnienie, którego tam, niestety nie było.
W punkt!