Inna jest funkcja blogera - polityka, inna blogera agenta wpływu, a jeszcze inna blogera zaangażowanego. Ale blogerem – pożytecznym idiotą może być każdy. Czy jest bloger – obserwator, bloger opisujący obiektywnie rzeczywistość?
Jest nas ponoć ponad 100 milionów. A zaczęło się niewinnie od e-pamiętników. By je umieścić w przestrzeni wirtualnej, trzeba było znać HTML-a. W latach osiemdziesiątych przypominały bardziej fora dyskusyjne, ale już dekadę później piszących e- pamiętniki zaczęto nazywać nieco prześmiewczo skrybami - ekshibicjonistami.
Czas płynął i stał się łaskawszy dla takich jak ja dyletantów komputerowych. Już tylko Internet, klawiatura i edytor tekstu potrzebny, by powiedzieć, co w duszy gra i co się wie. Teksty dotyczą najprzeróżniejszych dziedzin i coraz częściej są nieocenionym kompendium wiedzy.
Niestety, zauważyli to bardzo szybko ci, dla których Internet jest źródłem biznesu i reklamy. Ale nie tylko. Bloger zaczął służyć polityce. Doświadczenie wojny w Zatoce Perskiej, relacja blogerów przez 24 godziny, nazwanej wojną blogerską, było pierwszym sygnałem, że czas zawodowych korespondentów wojennych, dziennikarskich gwiazd reportaży i sprawozdawców powoli kończy się. Nic nie pomogło wybrzydzanie, lekceważenie i obśmiewanie blogosfery. Zdobyła trwałe miejsce w medialnej informacji i opinii społecznej. O blogosferze pisze się już nie tylko artykuły, blogosferę bada się i opisuje w sposób metodyczny, naukowy.
W wielu przypadkach doszło nawet do symbiozy mainstreamu z dziennikarzami obywatelskimi i blogerami (wspólne portale, wzajemne linkowanie się, cytowanie blogerów, udostępnianie im kolumn na felietony, uznanie blogów za cenne źródła informacji etc.), sama zaś blogosfera uległa stopniowej profesjonalizacji, stając się faktycznie czymś w rodzaju V władzy, przez to, że nie tylko komentuje się w blogosferze to, co się dzieje na świecie i o czym donoszą media (szczególnie sferę polityki), lecz i dokonuje się gruntownej krytyki mediów oraz języka dziennikarstwa. – pisze Paweł Przywara w artykule naukowym „Między czwartą a piątą władzą – dziennikarze a blogerzy. Doświadczenia amerykańskie”
Tak stało się w USA, a jak jest w Polsce? Po awanturze w Dzienniku, która kosztowała naczelnego utratę stanowiska, nic się chyba nie zmieniło. Nadal u większości dziennikarzy trwa przekonanie, że blogerzy żywią się głównie tym, co oni napiszą i bez nich bloger nie miałby szans. Zapominają, że sami też blogują. Dlaczego? Czyżby walka o czytelnika? To zostawiam naukowcom.
Mnie przy domowym wiejskim zmywaku z okienkiem na świat, jakim jest Internet, interesuje co innego.
W jakim stopniu bloger pełni rolę pożytecznego idioty wobec agentów wpływu?
By rzec najkrócej, jest tak:
Poranny przegląd prasy i bloger dostaje „pałera”. Komentuje doniesienia najczęściej te, które go zbulwersowały, z oceną których się nie zgadza. Moment refleksji przywraca rozsądek. Zaraz, a dlaczego wszystkie media od góry do dołu, jak na komendę, zajmują się tylko jedną sprawą? Zgoda. Powódź, katastrofa, VAT czy dopalacze to ważne tematy. Ale czy jedyne? Czy ważnym tematem jest zjazd palikotomanów? Każdego dnia ktoś zakłada stowarzyszenie, klub, fundację o wiele ważniejszą dla życia społecznego, politycznego kraju, a nie ma nawet o tym wzmianki.
Nie wiem jak innym, ale moja wyobraźnia podsuwa mi taki oto obrazek. Każdego dnia naczelny czy redaktor wydania w emocjach ściska komórkę.
- Jest! Jest! - Z tamtej strony płyną dyrektywy.
-Dziś zajmiecie się tym….. wiecie jak to zrobić. N. faksuje już wam zajawkę. Tytuł ma być mocny. Wiecie, że ludzie tylko tytuły czytają.
Kiedyś dzwoniono z komitetu przewodniej siły narodu, a dziś skąd?
Prawdą jest też, że najważniejszy jest tytuł, który jakże często nijak się ma do treści.
Gorzej, że na poziomie tytułów zostaje wielu blogerów. Nie wgłębiają się w treść. Nie analizując i nie sprawdzając informacji czy opinii przekazują ją dalej tworząc fałszywy przekaz.
Wielu z nas nie ma nic wspólnego z takimi blogerami jak opisujący wojnę w Zatoce Perskiej. Nie są świadkami wydarzeń, ale je przetwarzają z drugiej ręki.
Pół biedy, jeśli te informacje wyszukaliśmy sami. Nierzadko jednak dajemy się nabrać jak w przypadku „tajemniczej postaci” z filmu, do którego podałam link w poprzedniej notce. Ową tajemniczą postacią okazał się Aleksander Łuczak. Tylko jedna osoba na Twitterze zwróciła mi na to uwagę. A to świadczy o tym, że kupiliśmy nieświadomie wersję tego filmu. http://www.youtube.com/watch?v=K0HVlVNgK0U
Co ciekawsze zupełnie kto inny jest tam tajemniczy. A ci, którzy go rozpoznają, podobno wiedzą, że był czy jeszcze jest, stałym bywalcem rautów w ambasadzie rosyjskiej. Nie udało mi się jednak dociec, dlaczego link ten pochodzący z komentarza pod notką w blogu Aleksandra Ściosa z 2009 roku http://bezdekretu.blogspot.com/2009/09/panstwo-scisle-tajne.html prowadzi teraz do filmu: Smoleńsk 2010 - Pawlak 1992 - korelacja? Dlaczego z Łuczaka zrobiono tam rosyjskiego agenta?
Czy zupełnie nieświadomie zagrałam w tym wypadku rolę pożytecznego idioty? Ile razy wypełniałam taką rolę w innych notkach czy komentarzach?
A ilu z nas pełni rolę tub propagandowych Public Relations czy spin doktorów zwracając uwagę na ich wypowiedzi, artykuły czy informacje przesyłane pocztą elektroniczną?
Gdyby bloger chciał pisać tylko pamiętnik dla siebie, nie umieszczałby swoich notek w Internecie. Nie ma więc co udawać, że nie zależy nam na liczbie odwiedzin, na komentarzach czy dyskusjach.
Przychodzi jednak taki moment, że każdy musi sobie odpowiedzieć, dlaczego pisze; chce pisaniem zarabiać? Chce pomóc w zwycięstwie opcji politycznej z którą się utożsamia? A może po prostu w ten sposób zaspokaja swoją próżność?
Czasem wystarczy umieszczenie notki na głównej stronie portalu, by poczuć się ważnym i utalentowanym. Nie bierzemy pieniędzy, więc coś nam się należy, przynajmniej uznanie. Jesteśmy dobrzy, czytają nas, cytują. I nie ma w tym nic złego.
Zło zaczyna się wtedy, gdy dajemy się wykorzystywać, gdy piszemy nie to, co wiemy, co widzimy, słyszymy czy myślimy, ale to, co inni nam podsuwają.
Nad dezinformacją i ukierunkowaniem agentów wpływu pracują sztaby wrogów naszego kraju, każdego kraju, bo tak już urządzili ten świat przed nami i nie mamy na to większego wpływu.
Zastanawiam się; sprawdzać na okrągło, podejrzewać, nie ufać? W każdym widzieć potencjalnego agenta wpływu czy spin doktora? A może przestać pisać, bo z tą potężną machiną politycznej walki nie mamy szans?
To tak jakby przestać wychodzić z domu, bo można wpaść pod samochód, mogą cię oszukać, okraść, pobić, możesz spotkać na ulicy niewierną ukochaną z obcym mężczyzną, możesz przemoczyć nogi i zachorować. I są tacy, którzy tak postępują. Uciekają od świata, zamykają się w czterech ścianach, wyrzucają telewizor przez okno, wyłączają telefon, nie dają się namówić na komputer i Internet. Tak też można. Ale gdzieś tam toczy się ich proces niczym z powieści Kafki i któregoś dnia zostaną zmuszeni do odgrywania ról, których zupełnie nie pojmują. Mają prawo i nic nam do tego, choć nie jest to rozsądne.
Jak wobec tego ustrzec się przed rolą pożytecznego idioty uczestnicząc, opisując i komentując otaczającą nas rzeczywistość?
Dla blogera jak dla każdego zwykłego człowieka to trudne zadnie. Pierwszym krokiem jest przyjęcie do wiadomości, że dziś walka polityczna toczy się przede wszystkim za pomocą wojny informacyjnej. Gdy wiemy, na czym ona polega, a wiedzy na ten temat jest już naprawdę sporo w bibliotekach i w Internecie, łatwiej zachować obiektywizm i bronić się przed rolą pożytecznego idioty.
Rafał Brzeski w swoim skrypcie Wojna informacyjna daje kilka pożytecznych rad, które warto zapamiętać: możliwie szeroka wiedza, korzystanie z różnorodnych źródeł informacji, wiedza o sobie, o swoich silnych i słabych stronach, unikanie myślenia, że przeciwnik myśli i zachowuje się tak jak ja, czujność - należy być zawsze przygotowanym na nieznane techniki, metody i rozwiązania, ustawiczne kształtowanie i umacnianie porządku moralnego opartego o system odwiecznych wartości.
A wszystkie te rady zamykają się w jakże prostej i mądrej poincie:
Wiarygodność informacji sprawdza się w oparciu o posiadaną wiedzę, wiarygodność posiadanej wiedzy w oparciu o przestrzegane zasady moralne, wiarygodność zasad moralnych w oparciu o 10 przykazań.
Dodam od siebie specjalnie dla blogerów - amatorów, takich jak ja. Zanim napiszesz, napij się zimnej wody, zanim umieścisz w blogu, przeczytaj, sprawdź i zastanów się czy przypadkiem nie jesteś pożytecznym idiotą.
Witaj, świetny tekst. Aż zacząłem się zastanawiać ile razy sam mogłem stać się "pożytecznym idiotą". Będę musiał częściej do Ciebie zaglądać...
OdpowiedzUsuńpozdr.
Gadający Grzyb
Noo, jak Gadający Grzyb do mnie zawitał, to muszę się pilnować. :-) Oboje z mężem nie przegapiliśmy jeszcze ani jednego Twojego felietonu w radiu. Raz tylko z Tobą się nie zgadzałam, a dotyczyło to
OdpowiedzUsuńhttp://niepoprawni.pl/blog/287/na-czerwonym-rowerku
Miałam nawet gdzieś zaczętą polemikę, ale potem nie starczyło czasu. Na pewno jednak wrócę do tego problemu, tzn. czy jest on tylko wymysłem lewackim i czy na pewno tylko wymysłem, bo z resztą się zgadzam.
A co do pożytecznych idiotów, no cóż, każdy z nas jest na to narażony i chyba ważne są nasze intencje i rozsądek, przecież nie możemy żyć tak jakby agenci wpływu rządzili naszym światem.
Cieszę się, że zajrzałeś. Ja do Ciebie też zaglądam, ale przyznaję jesteś lepszy, bo wpisałeś komentarz.:-)
Pozdrawiam:-)
@Gadający Grzyb
OdpowiedzUsuńZapomniałam. Dzięki za "Towarzysza szmaciaka". Zawsze aktualny. :-)))
Pilnować się? Czemu? :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie dokończyłaś polemiki. Z pewnością byłaby ciekawa i nie obarczona pewnymi, hm, resentymentami, dającymi się zauważyć w niektórych "komentach" pod moją notką na "NP"
pozdr.
G.G.
Do "Gadajacego Grzyba"
OdpowiedzUsuńw/s rurociagu po Slubicami:
jesli jest tak,ze
"Słubicka magistrala ma przekrój 70 cm. Jest to tylko nieco mniej, niż połowa średnicy Nord Stream (1,5 m),"
to z matematycznej zaleznosci wynika, ze przekroj rury slubickiej nie jest "nieco" mniejsza .....
Z podobienstwa wynika ze jest ( 1,5/0,7 ) do kwadratu mniejsza czyli ma AZ 4,59 RAZY MNIEJSZY PRZEKROJ.
sorry ,ze tu pisze ale nie loguje sie wszedzie
bo potem trzeba pamietac za duzo hasel, loginow i takich innych.
cd.
OdpowiedzUsuńwstapilem tu rano i tak sobie pomyslalem
ten stosunek przekrojow , ktory wynika z tzw "podobienstwa figur"- prosze samemu sprawdzic:
Jesli kwadrat jeden ma bok 1m a drugi ma boki 2m
to pierwszy ma powierzchnie 1m2 zas drugi 4m2 wiec jest cztery razy wieksze pole .No ale prawdy matematyczne mozna dowodzic , falsze obalac natomiast z "wiedza , wiadomosciami, newsami, faktami medialnymi itd " nie zawsze tak jest.
My sami nie mozemy udowodnic co sie naprawde dzieje i polegamy na tym co przekazuja nam dziennikarze, sledczy, prokuratorzy itd.
WIEC TO ONI PRZEDE WSZYSTKIM POWINNI BYC WIARYGODNI.NIE MANIPULOWAC SPOLECZENSTWEM!!!
"Od tego sa oni " - jak powiedzial Kononowicz.
Wystarczy porownac role policji/prokuratury, role i postepowanie dziennikarzy, proby dojscia do rzetelnej prawdy w dwu katastrofach w ktorych zgineli ludzie w tym roku:
1) pod Smolenskiem - jest duzo krecenia, mataczenia przez same prokuratury od pierwszej chwili ( cztery podejscia do ladowania, sama godz katastrofy ), dziennikarze nierzetelnie - w miare sympatii politycznych - podaja nam czesto nieprawdziwe rzeczy lub dziennikarskie kaczki wypuszczaja.
2)Pod Berlinem gdy natychmiast policja oglasza - policjantka jadaca za szybko wymusila pierwszenstwo i doszlo do tragedii.
a my ( sporo ludzi ) bierzemy to co nam podaja
bo przeciez kazdy ma swoje zycie i nie bedzie sprawdzal wszystkich faktow bo inaczej musialbym sam pojechac na Haitii, do Pakistanu,Madery, Bogatyni by zobaczyc skutki trzesienia ziemi, osuwisk po deszczach i powodziach,zawalonych domow a nawet trupow.
tak sie nie da!!!
TO DOBRZE OPLACANI DZIENIKARZE POWINNI PODAWAC RZETELNA PRAWDE, BYC DOCIEKLIWI, ZADAWAC SLEDCZYM PODSTEPNE PYTANIA, WIERCIC IM DZIURY W BRZUCHACH BY DOJSC DO PRAWDY.
Tymczasem mamy np. jakies MOlejnik, ktora gen Jaruzelskiemu bedzie zadawac ugrzecznione pytania i czekac grzecznie na odpowiedz jak dziewczynka 12to letnia a drugi raz pelna agresji przerywac odpowiadajacym wypowiedzi wlaczac swoja interpretacje jako odpowiedz na wlasne pytanie itd
gorzej ,ze niektorzy jak to mawial moj kolega
"lykaja to jak mlody pelikan ".
2)