środa, 3 listopada 2010

Odszedł nagle… zginęła tragicznie…


Oślepiające słońce i barwy szeleszczących pod nogami liści. Szmer rozmów przy mogiłach, zapalone znicze. Nikt się nie śpieszy. Za cmentarną bramą minione dni, lata przechowane skrzętnie w pamięci bliskich. Wchodzimy z doniczkami chryzantem, bukietami kolorowych wiecznych kwiatów, do złudzenia przypominających te prawdziwe.

Od czasu do czasu radosne powitania dawno niewidzianych znajomych, rodziny…a potem -  A pamiętasz? Parsknie ktoś śmiechem na myśl o tym, co było, inny ukradkiem otrze łzy.

Gdzieś tam w kąciku cmentarza na ławeczce babunia szepce różaniec, wstaje, poprawia kwiaty na nagrobku, przesuwa znicze, od czasu do czasu wzrok kieruje ku bramie. Jest tu każdego dnia, nawet jak zimno i śnieżno, choć na chwilkę, bo tu w mogile pięknie przystrojonej, odświętnie wypucowanej, spoczywa jej kochanie, młodość  i życie.

Między mogiłami przebiegają dzieci. Nudzą się, chciałyby już stąd wyjść. - Mamo, gdzie jest dziadek? Mówiłaś, że idziemy do dziadka.
Kiepsko idzie tłumaczenie, że dziadek jest w niebie, a tu jego mogiła. – A po co? Skoro jest w niebie?

Takich pytań kiedyś dzieci nie zadawały. Śmierć była częścią życia, nie odpędzano ich od katafalku,  uczestniczyły we wszystkich obrzędach pogrzebowych.

Patrzę i zastanawiam się. Kiedy do tego dziecka dotrze, że wszyscy jesteśmy śmiertelni?

Duże nekropolie, małe wiejskie cmentarze i wszędzie podobnie. Wianuszki osób wokół grobu. Prawdziwymi myślami raczej nie dzielimy się. Bo cóż tu powiedzieć… że to jest też moje umieranie? Banalne, głupie i sentymentalne.
Nie pamiętam innych wspomnień z Wszystkich Świętych. Rytuał jest krzepiący, daje pewność, że i po nas też cmentarze zaiskrzą się, a mogiła przywoła wspomnienia bliskich.

A jednak nie wszystko jest takie same.
Lubiłam kiedyś spacer po alejkach cmentarnych. Odczytywałam daty zamykające czyjeś życie. Liczyłam lata, które cudem życia były bez względu na wszystko, co się w nim działo.
O! Patrz! Przeżył 90 lat. Ten to się nażył. A tę panią to znałam. Przychodziła do kościoła w śmiesznym kapelusiku, piękna i przezroczysta w swej starości. Odeszła tak cicho, nawet nie wiedziałam…
I tylko gdzieniegdzie maleńka mogiłka z aniołkiem. Mama zawsze mi tłumaczyła, że po śmierci małego dziecka nie wolno płakać, bo ono jest już aniołkiem. Nigdy do mnie ta nauka nie dotarła. Czy można sobie wyobrazić większy ból jak po stracie dziecka? I nie płakać?! Ech, za trudne to dla mnie po dziś dzień.

Tak samo trudne jak spotkanie z wszystkimi rodzicami, których poznawałam przez lata jako wychowawczyni ich dzieci na wywiadówkach. Stoją przy mogiłach swoich synów, córek z niegasnącym przez lata cierpieniem. Z nagrobnych zdjęć wyzierają uśmiechnięte buzie. I ten krzyczący niesprawiedliwością losu napis: odszedł nagle, zginęła tragicznie… Za niektórymi z nich kryje się tragedia samobójstwa. Najmłodszy w chwili desperackiego czynu miał 10 lat. Inny wrócił z obczyzny w trumnie do rodziny, bo nie wytrzymał odejścia żony.

Dużo, bezrozumnie dużo przybyło mogił młodych ludzi, którzy odeszli, bo dostali nowy samochód i wybrali się do dyskoteki… Niektóre jeszcze nie obeschły od łez rodziców, a kiedy wracam do domu, mijam światełka w przydrożnym rowie  i wiem, gdzie zginęli.

Czy tak musi być? Czy naturalna kolej rzeczy; rodzą się dzieci, umierają starcy, też już odchodzi do przeszłości? 
Śmierć przywołana brawurą, nonszalancją, popisem czy chęcią zaimponowania, zakrapiana suto alkoholem, wzmocniona narkotykami nie jest naturalnym porządkiem tego świata, jest jego zakłóceniem na niepokojącą obecnie miarę. Brak refleksji i odpowiedzialności za życie swoje i innych przypomina gry  komputerowe. Zabicie nic nie znaczy, wypadek na niby, bohater wstaje niczym Batman, bo ma drugie życie.

Nie ma dnia bez wypadku i ofiar śmiertelnych. Giną dorośli, bo gdzieś im się spieszyło, bo… jeden kieliszek nie zaszkodzi…. Żal i rozpacz. Ale kiedy w rodzinie ginie córka, syn, wnuk, ten żal i rozpacz nie ma szans przeminąć, jak fala przypływu będzie wracać i naznaczy dni rodziny.
Zastanawiam się. Jest na to jakiś sposób? Czy aż tak  jesteśmy bezradni, by na głupotę młodości nie znaleźć rady?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz