sobota, 2 kwietnia 2011

A śmierć jest mostem między życiem a wiecznością

Jest o czym myśleć. Czekaliśmy na tę chwilę, myśleliśmy o niej z dumą i radością. Tymczasem los zrządził inaczej. Beatyfikację poprzedza nie tylko rocznica śmierci Jana Pawła II, ale pierwsza rocznica tragicznej katastrofy smoleńskiej.
I jedna i druga to wielkie zobowiązanie dla Polaków. Testament i dziedzictwo Jana Pawła II zobowiązuje do wierności, do powrotu do tamtych chwil, by wskrzesić w sobie wszystko, co dobre i szlachetne. Ale również po to, aby ocalić od zapomnienia, manipulacji, kłamstwa i oszczerstw ofiary 10 kwietnia. To każdy Polak rozumie, wróg próbuje ośmieszyć, a świat nie może się nadziwić.
Z Bożą pomocą, prosząc o wstawiennictwo Jana Pawła II, który nazywał Ojczyznę swoją matką i ten zakręt historii Polski sforsujemy.

Właśnie mija szósta rocznica śmierci Jana Pawła II.

Szczególna rocznica, bo za kilka tygodni Wielki Papież, ogłoszony już podczas pogrzebu wolą wiernych santo subito, teraz rozpoczyna drogę do kanonizacji.
Uroczystość wyniesienia Jana Pawła II na ołtarze odbędzie się w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, święto ustanowione przez papieża Polaka. Zmarł on 2 kwietnia 2005 roku, w wigilię tej uroczystości, przypadającej tydzień po Wielkanocy.Na zawsze Miłosierdzie Boże głoszone z taką gorliwością przez polską zakonnicę św. Faustynę zostało związane z papieżem w bieli z polskiej ziemi.

Wiele już na ten temat napisano, wiele też wielkich słów padnie. Zostawiam je możnym tego świata, którzy nierzadko bez rachunku sumienia i refleksji już ćwiczą do lustra pozy i miny do zdjęcia na Placu Świętego Piotra.

Moje myśli zatrzymują się na dniach cierpienia i odchodzenia jedynego mojego ziemskiego bezwarunkowego Autorytetu.

Kiedy wracam do tego tygodnia narodowych rekolekcji wraz z umierającym Ojcem Świętym, sięgam do pewnego listu. Im starsza jestem tym lepiej go rozumiem.
Napisał go Jan Paweł II w 1999 r. a skierował do ludzi w podeszłym wieku.
Każdy z wiekiem może sprawdzać na sobie wiarygodność Jego słów.

„Drodzy Bracia i Siostry, jest naturalne w naszym wieku, że powracamy do przeszłości, aby dokonać swoistego bilansu. Takie spojrzenie wstecz pozwala na spokojniejszą i bardziej obiektywną ocenę ludzi i sytuacji, z jakimi zetknęliśmy się w życiu. Mijający czas zaciera kontury wydarzeń i łagodzi ich bolesne aspekty”.

I dalej pisze człowiek, który wie, co to ból i cierpienie; towarzyszy mu ono każdego dnia.

„Niezależnie od indywidualnych doświadczeń nasza refleksja skupia się przede wszystkim na problemie czasu, który nieubłaganie upływa. /…/ Człowiek poddany jest czasowi: rodzi się i przemija w czasie. Dzień narodzin staje się pierwszą datą jego życia, a dzień śmierci ostatnią: alfa i omega, początek i koniec jego ziemskiego bytowania, jak podkreśla chrześcijańska tradycja, umieszczając te litery greckiego alfabetu na kamieniach nagrobnych”.

Chrześcijańska perspektywa nie zostawia człowieka wobec ograniczeń czasu bezbronnym. W starości „dopełnia się miara ludzkiego życia; zgodnie z Bożym zamysłem wobec każdego człowieka jest to okres, w którym wszystko współdziała ku temu, aby mógł on jak najlepiej pojąć sens życia i zdobyć «mądrość serca»”.

A śmierć jest mostem między życiem ziemskim, a życiem w wieczności.

Jaki jest sens starości? Papież tłumaczy:

„Konieczne jest, abyśmy znów spojrzeli na życie jako całość z właściwej perspektywy. Właściwą perspektywę stanowi wieczność, każdy zaś etap życia jest ważkim przygotowaniem do niej. Także starość ma swoją rolę do odegrania w tym procesie stopniowego dojrzewania człowieka zmierzającego ku wieczności. Z tego dojrzewania czerpie oczywiste korzyści również środowisko społeczne, do którego należy człowiek sędziwy”.

Czy dziś ktokolwiek z młodych postrzega tak starość? Jakie korzyści mogą płynąć z obowiązków wobec starej matki czy ojca? Jaki sens jest ich życia? Wiecznie narzekają, coś ich wciąż boli, trzeba uważać, by nie zrobili sobie krzywdy, zapewnić opiekę…

Kiedyś w salonie24 wybuchła ożywiona dyskusja na temat starości. Ktoś wtedy napisał, że nienawidzi starego ciała, jego zapachu, koloru, budzi w nim obrzydzenie. Zrozumiałe jest więc, że wielu ludzi świadomie chce zakończyć życie dopóki są zdrowi i sprawni.

Jan Paweł II znał te poglądy i argumenty. Napisał w liście:

„Jeśli spróbujemy przyjrzeć się obecnej sytuacji, przekonamy się, że w niektórych społeczeństwach starość jest ceniona i poważana, w innych zaś cieszy się znacznie mniejszym szacunkiem, ponieważ panująca tam mentalność stawia na pierwszym miejscu doraźną przydatność i wydajność człowieka. Pod wpływem tej postawy tak zwany trzeci lub czwarty wiek jest często lekceważony, a sami ludzie starsi muszą zadawać sobie pytanie, czy ich życie jest jeszcze użyteczne.
Dochodzi nawet do tego, że z coraz większą natarczywością proponuje się eutanazję jako rozwiązanie w trudnych sytuacjach. Niestety w ostatnich latach sama idea eutanazji przestała budzić w wielu ludziach owo uczucie zgrozy, jakie jest naturalną reakcją umysłów wrażliwych na wartość życia”.


I dalej:

„Trzeba sobie uświadomić, że cechą cywilizacji prawdziwie ludzkiej jest szacunek i miłość do ludzi starych, dzięki którym mogą oni czuć się — mimo słabnących sił — żywą częścią społeczeństwa”.

Cóż znaczyłyby te słowa, jaką wagę miałyby, gdyby wypowiadał je człowiek młody i zdrowy?

Wracam do okna i Placu Świętego Piotra. Za oknem umierał człowiek stary, schorowany i cierpiący, który dobrze wiedział, czym jest lęk przed śmiercią:

„Jest naturalne, że z upływem lat oswajamy się z myślą o «zmierzchu». /…/Granica życia i śmierci przesuwa się przez nasze wspólnoty i stale przybliża się do każdego z nas. Jeśli życie jest pielgrzymką do niebieskiej ojczyzny, to starość jest czasem, gdy jesteśmy najbardziej skłonni myśleć o wieczności. Mimo to także my, ludzie starzy, z trudem godzimy się z perspektywą odejścia. Jawi się ona bowiem jako mroczny aspekt naszej ludzkiej kondycji naznaczonej przez grzech i stąd budzi nieunikniony smutek i lęk. Czyż zresztą mogłoby być inaczej? Człowiek został stworzony dla życia,…”


Na placu zgromadzili się ludzie, którzy towarzyszyli Mu myślą, modlitwą i sercem w ostatniej drodze.

A ja już wtedy wiedziałam, że Jan Paweł II będzie patronem mojej śmierci. To Jego będę prosić o modlitwę, by śmierć moja była wypełnieniem życia, miała sens i była godna.

Zaświadczył bowiem, że to, czego nauczał, co głosił jest prawdą. Zaświadczył to swoim życiem i śmiercią. Jego odchodzenie było świadectwem zadającym kłam fałszywie litującym się nad starością teoriom i frazesom o ulżeniu w cierpieniu poprzez zabicie starca.

Jego odchodzenie to lekcja szacunku i miłości do człowieka starego. Nie uporczywej terapii lub kroplówki niosącej śmierć, potrzeba mu, lecz własnego łóżka, ulżenia w bólu i kochających osób wokół niego. Tak mało i tak wiele jednocześnie.

Wciąż patrzę we wspomnieniach w to okno rozjaśnione światłem i słyszę modlitwę , a w niej zamkniętą prawdę o ludzkiej egzystencji:

„…Chleba powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen”.
I nie ma to znaczenia czy jesteś wielki, czy malutki niczym pyłek topolowego puchu. W oczach Boga jesteś Jego dzieckiem i potrzebny. A w oczach ludzi?


http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/do_starszych_01101999.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz