60 lat temu 25 maja 1948 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie wykonano wyrok śmierci na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. O Pileckim pisałam w styczniu w swoim blogu w Onecie przy okazji wypowiedzi prezydenta Georga W. Bush’a w jerozolimskim instytucie pamięci Yad Cashem. Ze łzami w oczach pytał, dlaczego Stany Zjednoczone nie zbombardowały wówczas obozu niemieckich nazistów w Auschwitz, dodając, że powinny to zrobić. Myślę sobie, że wielu innych działań wtedy nie wykonano, a powinno. Ot, choćby udzielić Polsce pomocy we wrześniu 1939 r..Nie trzeba by było  bombardować Auschwitz i zadawać głupich pytań.
Moje rozmyślania na zasadzie skojarzeń pobiegły wówczas w kierunku Witolda Pileckiego. Każdy, kto choć trochę się tym tematem interesował, na pewno już z „Raportami Witolda” zapoznał się:
http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raporty-witolda.htm
A one są kluczem do odpowiedzi, którą można by dać nie tylko prezydentowi zza oceanu.
Są historie pisane ludzkim losem, które starczyłyby na kilka scenariuszy filmowych, a i tak nie wyczerpano by wszystkich wątków. Niestety, naszych reżyserów postać ta nie interesuje. Można wyjaśnić postawę komunistów, którzy uznali go za wroga PRL i zgładzili. Nie wspominano o nim nawet po okresie stalinowskim. (Wyrok śmierci anulowano dopiero w 1990 r.) No cóż, podobno burzył mit o konspiracyjnej działalności w Auszwitz Józefa Cyrankiewicza. Nawet jeśli to nie jest prawda to i tak jego powojenna działalność z rozkazu Andersa nie mogła się zakończyć inaczej w ówczesnej Polsce, skoro wyroki wykonywano nawet na młodzieży. Myślę tu o Danucie Siedzikównej ps. „Inka”. Sanitariuszce AK, skazanej na śmierć i straconej w 1946 r. Zamordowano ją po dwóch tygodniach od przypadkowego aresztowania na podstawie fałszywych oskarżeń, zeznań milicjantów nie do końca ją obciążających.
Jaką więc mógł mieć szansę Pilecki, skoro nie posłuchał Andersa i nie wyjechał z kraju? Dlaczego jednak do dziś Pilecki nie istnieje w świadomości większości Polaków? Dlaczego na jego dramatyczny, pełen brawurowych działań, wyjątkowych splotów wydarzeń, nie rzucają się spragnieni dobrych tematów do scenariuszy filmowcy? Doprawdy, jest to wielka zagadka. Widać „Zemsta” A. Fredry jest bardziej interesująca.
Z jakiego powodu słowa Busha wywołały we mnie takie myśli? Jest on zupełnie prozaiczny. Nie tylko Bush nie zna prawdziwej historii swojego kraju.
Czytam w "Raporcie Witolda" z 1943 r.
„Wtedy i później przez szereg miesięcy, do 7 marca 1943 r., byliśmy doskonale zdolni do opanowania lagru w każdej chwili /.../
Tragedią więc naszą było nie to, żeśmy, jak myślała Warszawa, byli kościotrupy, lecz przeciwnie, że jakkolwiek byliśmy silni i lokalnie bieg wypadków mieliśmy w swoim ręku, ze względu jednak na ogólną sytuację (Społeczeństwo - Represje) - ręce mieliśmy związane i z oddali musieliśmy uchodzić za bezradnych".
Potrzebny nam był rozkaz=zezwolenie=placet Władz naszych w Warszawie, by w przyszłości nie powiedziano, że ambicja p.p W., J lub H. tyle ofiar w Społeczeństwie kosztowała i czyn ten nie był wytknięty jako przykład pokutujących w nas od wieków wad narodowych: brak dyscypliny i samowola".
Nie wiem, kto miał rację, ale za to jestem pewna, że poświęcenie Pileckiego, zdobyte informacje przez niego i jego kolegów z konspiracji (niektórzy z nich zapłacili za to cenę życia) nie przydały się wielkiej polityce.
Żaden ze składanych meldunków nie doczekał się reakcji dowódców AK, choć nikt nie kwestionował ich prawdziwości. Najbardziej cynicznym wydaje się uzasadnienie odmowy zbrojnego wyzwolenia obozu:
„…wszelkie wysiłki w kierunku otrzymania rozkazu na tę akcję zawiodły ze względu na trudność przeciwstawienia się w dyskusji nad projektem odbicia rzeczowych argumentów, na słuszne pytania jak przerzucić lub skąd wziąć siły na ten cel w pobliżu Oświęcimia i co zrobić z tymi tysiącami ludzi po odbiciu (kobiety, chorzy, niezdolni do marszów)".
Czy ktoś jest w stanie nam dziś wyjaśnić taką postawę, która została przyjęta bez próby podjęcia działania w łączności z aliantami?
Rtm. Witold Pilecki swój „Raport” z 1945 r. kończy gorzką refleksją, którą przytaczam jako wciąż do bólu aktualną.:
„Teraz chciałem jeszcze powiedzieć, co czułem w ogóle wśród ludzi, gdy się znowu pomiędzy nimi znalazłem, wracając z miejsca, o którym naprawdę można powiedzieć: "Kto wszedł, ten umarł. Kto wyszedł, ten się narodził na nowo". Jakie wrażenie odniosłem nie wśród tych najlepszych lub najgorszych, lecz w ogóle w całej masie ludzkiej po powrocie do życia na ziemi.
Czasami wydawało mi się, że chodząc po wielkim domu, otworzyłem nagle drzwi do jakiegoś pokoju, gdzie są same dzieci... "aaa!... dzieci się bawią..."
Tak, był przeskok zbyt wielki w tym, co dla nas było ważne, a co za ważne uważają ludzie, czym się kłopoczą, cieszą i martwią.
Lecz to jeszcze nie wszystko... Zbyt widocznym stało się teraz powszechne jakieś krętactwo. Biła wyraźnie w oczy jakaś praca niszcząca nad zatarciem granicy pomiędzy prawdą a fałszem. Prawda stała się tak rozciągliwa, że naciągano ją, przysłaniając wszystko, co ukryć było wygodniej. Skrzętnie zatarto granicę pomiędzy uczciwością a zwykłym krętactwem.
Nie to jest ważne, co napisałem dotychczas na tych kilkudziesięciu stronach, szczególnie dla tych, co będą je czytać li tylko jako sensację, lecz tutaj chciałbym pisać tak wielkimi literami, jakich nie ma, niestety, w maszynowym piśmie, żeby te wszystkie głowy, co pod pięknym przedziałkiem mają wewnątrz przysłowiową wodę i matkom chyba tylko mogą dziękować za dobrze sklepione czaszki, że owa woda im z głów nie wycieka - niech się trochę zastanowią głębiej nad własnym życiem, niech się rozejrzą po ludziach i zaczną walkę od siebie, ze zwykłym fałszem, zakłamaniem, interesem podstawianym sprytnie pod idee, prawdę, a nawet wielką sprawę”.
Taak …, "...niech się zastanowią…i zaczną od siebie". Czy to nie do nas przypadkiem?!
Tak sobie myślę, że pytania o prawdę stawiane przez polityków, historyków czy zwykłych ludzi nie są trudnymi pytaniami, to są tylko niewygodne pytania, bo przy odpowiedzi na każde z nich trzeba się zmierzyć z mitami utkanym misternie na potrzeby polityki. Z tego też powodu nie sądzę, by pytanie Busha znaczyło coś więcej, jak tylko nierozważne zasugerowanie winnych.