Chrześcijanin wierzy, że w jego życiu nie ma przypadku. Wszystko, co dzieje się w jego życiu publicznym i prywatnym jest konsekwencją wyborów i skutkiem wolności, którą obdarował nas Bóg. Z doświadczenia życiowego może wynikać dobro, ale i zło.
Kiedy oglądamy się za siebie, analizujemy zdarzenia, bywa, że nie możemy się nadziwić ich skutkom. To, co wydawało się nam dramatem, złem, niesprawiedliwością, okazuje się, że było naszą drogą do nawrócenia i poznania dobra. Właśnie z tej perspektywy patrzę na wydarzenia związane z „Agatą”.
Wywołały one dyskusję, której nikt się nie spodziewał. Po jednej stronie fanatyczni wielbiciele prawa do decydowania o życiu dziecka poczętego w imię wolności tych, którzy podejmują decyzje o współżyciu seksualnym, ale uchylają się od odpowiedzialności i konsekwencji. Prawo staje się dla nich najwyższą wartością, nie wahają się dla osiągnięcia swoich celów wykorzystać nawet dzieci.
Z drugiej strony obrońcy życia każdego, również tego poczętego w łonie matki. Tym, nawet niektórzy wierzący zarzucają radykalizm i fundamentalizm religijny.
Tragedia „Agaty” i jej dziecka stała się też okazją do publicznej debaty nad konsekwencjami wyznawanej publicznie wiary przez polityków w świetle Magisterium Kościoła i prawa kanonicznego.
Feministki osiągnęły cel. Kolejne dziecko utraciło życie, inne mogą stracić wskutek precedensu prawnego. Przestępstwem stało się w świetle prawa współżycie nieletnich. O tym nie musi orzekać już nawet sąd, wystarczy świadectwo prokuratora.
Furtka uchylona, to, co chciały, osiągnęły, mogą czekać teraz spokojnie na kolejną okazję do całkowitej liberalizacji prawa ochrony życia poczętego. Jeszcze pozostaje tylko przekonanie społeczeństwa, że lekarz nie może odmówić dokonania aborcji, a każdy urzędnik swoje sumienie musi pozostawić przed drzwiami gabinetu.
Zupełnie niespodziewany prezent wyzwolonym z przesądów kobietom zrobiła katolicka minister zdrowia – Ewa Kopacz. Jestem przekonana o tym, że w sytuacji, w której nasze przekonania, z którymi na co dzień żyjemy, chodzimy do pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zostawiamy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy".
Swoją pewność siebie, że postąpiła słusznie, przekazuje w licznych wywiadach. I Tu kolejna niespodzianka. Duchowni Kościoła katolickiego nie widzą w tym winy, a słowa krytyki, niekiedy ostre i zdecydowane, spadają na głowy radykałów Forum Frondy. Nikogo nie przekonują argumenty wypowiedzi papieskich czy biskupa Meksyku. Krytyka jest tak miażdżąca, że tylko spalić się ze wstydu. Nieodpowiedzialni smarkacze piszą list do biskupa Zygmunta Zimowskiego
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1734386#p1734766

Nie jest on, jak niektórzy chcieliby widzieć, wyrokiem na minister, lecz pytaniem czy w istocie zostało złamane prawo kanoniczne.
Niektórzy twierdzą, że taka ingerencja w wewnętrzne sprawy Kościoła jest niedopuszczalna. A ja w tym „nieodpowiedzialnym” czynie widzę zupełnie coś innego i myślę sobie, że przyniesie on dobry owoc. Nagle bowiem dzięki niemu okazało się, że mamy problemy z określeniem, co to znaczy radykalizm wiary, życie w zgodzie z przykazaniami, świadectwo wiary czy publiczne zgorszenie współwyznawców swymi wypowiedziami i czynami. Młodzi ludzie pokazali nam, że choć wielu z nas nazywa się katolikami, każdy z osobna swą przynależność do Kościoła rozumie inaczej.
Nie mam też żadnych wątpliwości, że do tablicy zostali wywołani tym razem politycy, którzy tak ochotnie uczestniczą w uroczystościach religijnych na Jasnej Górze czy w Łagiewnikach. Kto wie czy nie przyszła również za sprawą „Agaty” i owego listu chwila prawdy dla duszpasterzy. Okazuje się bowiem, że i tu nie ma jednomyślności, a niektórzy z nich tak się zaangażowali w spory polityczne, że nie widzą żadnej konieczności dawania świadectwa jednomyślności w sprawach wiary.
W moim wieku, mało mnie dziwi, ale wiem, że ucho młodzieży na takie dysonanse jest wyczulone. Modlić się tylko należy, by w związku z tym nie poszukała radykalizmu wiary gdzie indziej .
Zastanawiam się czy np. abp Życiński nie widzi sprzeczności między swoją wypowiedzią a nauczaniem Jana Pawła II? Oto tylko dwa cytaty wzięte z homilii wygłaszanych w czasie pielgrzymek po Polsce.
-„Stosunek do daru życia jest wykładnikiem i podstawowym sprawdzianem autentycznego stosunku człowieka do Boga i do człowieka, czyli wykładnikiem i sprawdzianem autentycznej religijności i moralności”. (Częstochowa, 19 czerwca 1983 r.)

- „Kościół, broniąc prawa do życia, odwołuje się do szerszej, uniwersalnej płaszczyzny, która obowiązuje wszystkich ludzi. Prawo do życia nie jest tylko kwestią światopoglądu, nie jest tylko prawem religijnym, ale jest prawem człowieka. Jest prawem najbardziej podstawowym. Bóg mówi: „Nie będziesz zabijał!” (Wj 20, 13). Przykazanie to jest zarazem fundamentalną zasadą i normą kodeksu moralności, wpisanego w sumienie każdego człowieka. Miarą cywilizacji – miarą uniwersalną, ponadczasową, obejmującą wszystkie kultury – jest jej stosunek do życia. Cywilizacja, która odrzuca bezbronnych, zasługuje na miano barbarzyńskiej. Choćby nawet miała wielkie osiągnięcia gospodarcze, techniczne, artystyczne, naukowe.
(Kalisz, 4 czerwca 1997 r.)

Ja tylko pytam, Drogi Biskupie, czy prawo to może swym działaniem, decyzjami łamać katolicki minister?
Pytam się też. – Od jakiego miejsca na drabinie społecznej to prawo już nie obowiązuje?
Przyznaję, nie znam się na interpretacji prawa kanonicznego i może dlatego jestem nieodpowiedzialnie wdzięczna Forum Frondy za tę prowokację, która zmusza wszystkich, bez wyjątku, do powtórnego wyjaśnienia sobie, co dla każdego z nas znaczą słowa umiłowanego Ojca świętego, którego tak niecierpliwie wyglądamy na ołtarzach: „„Bronić życia i umacniać je, czcić je i kochać – oto zadanie, które Bóg powierza każdemu człowiekowi…”(Evangelium vitae)
Pytam, też w swoim imieniu za radykałami, jak niektórzy koniecznie chcą autorów listu nazywać, naszych uczonych etyków i teologów - Czy z tego zadania zwolnieni są katoliccy politycy? Czy minister Kopacz postąpiła słusznie?
I proszę, nie wykładajcie mi zawiłości prawa kanonicznego. Chcę tylko wiedzieć czy Ewa Kopacz złamała Boże przykazanie, czy nie?
A jeśli nie, to czy będę mogła publicznie głosić, że jestem wierzącą i praktykującą katoliczką, gdy wskażę swojej młodocianej sąsiadce, która popełniła ze swym nieletnim chłopakiem przestępstwo współżycia seksualnego, lekarza, bezpiecznie dokonującego aborcji i do tego jeszcze dyskretnego?
Pytać przecież każdemu wolno, prawda?