Kiedy Kazimierz Kutz zdecydował się w 2006 r. oficjalnie  poprzeć Ruch Autonomii Śląska, uznałam to za robienie „oka” w stronę  legalnej organizacji stawiającej sobie za cel demontaż państwa polskiego.
„- Czas zacząć działać w kierunku autonomii pojętej jako nowoczesna europejska samoistna dzielnica. Nie ma to nic wspólnego z separatyzmem. Tą drogą powinny pójść też inne dzielnice. Przecież państwo powinno być tylko dodatkiem dla obywateli” – uzasadniał wówczas swoją decyzję senator.

To samo „oko” robił przecież onegdaj Donald Tusk w stronę Kaszubów.

Jaką jeszcze mniejszość narodową można wykorzystać do zdobywania elektoratu?  Niewątpliwie są nimi Ukraińcy na Ziemiach Odzyskanych  w tym na  Warmii i Mazurach.

Jak to się robi?
 To proste. Wpisuje się na listę kandydata rekomendowanego przez Związek Ukraińców Polskich, który od lat  krzewi poczucie dumy narodowej ze zbrodniczej działalności OUN –UPA  wśród swoich rodaków zamieszkujących licznie  Warmię i Mazury. W zamian za poparcie poseł ma bezkarny wpływ na to, co robią władze samorządowe i rządowe w województwie.
Pogrobowiec ukraińskich nacjonalistów może wejść na salę obrad  Warmińsko – Mazurskiego Sejmiku  i zablokować skutecznie uchwałę upamiętniającą ofiary rzezi na Wołyniu.
Poseł może bez problemu wejść do gabinetu wojewody i zmusić przedstawiciela PSL na tym stanowisku do wycofania się  z patronatu nad sympozjum zorganizowanym przez Kresowian.  A przecież było ono nie czym innym, jak tylko realizacją dawno ustalonego programu działania  Honorowego  Komitetu Obchodów 65 Rocznicy Ludobójstwa na Wołyniu, którego członkiem jest między innymi właśnie  Wojewoda Warmińsko – Mazurski.

Po Olsztynie krąży złośliwa plotka, że to był wyraz wdzięczności posła PO Sycza dla Kresowiaków  za osobiste zaproszenie na to sympozjum. Myślę, że już więcej takiej gafy nie popełnią i zamiast pisać zaproszenie wystąpią z pismem o pozwolenie.

 Poseł nie tylko ma prawo nakrzyczeć na polskiego wojewodę, poseł może również bezkarnie obrażać Kresowian twierdząc, że takie sympozjum nie powinno mieć miejsca, bo nie służy pojednaniu polsko – ukraińskiemu. (wczorajszy wywiad w radio olsztyńskim w wiadomościach po godz. 15-tej)
A wszystko to dzieje się bez jednego słowa protestu  PSL. Milczy  Jarosław Kalinowski, choć to on  jest przewodniczącym Krajowego Komitetu  rocznicowych obchodów.
Czy Kresowiacy mają przez to rozumieć, że apel Jarosława Kalinowskiego i posła  Jana Niewińskiego w sprawie uchwały sejmowej potępiającej ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich
http://www.irekw.internetdsl.pl/news/upload/archive.php?show=month&month=6&year=2008   to tylko takie mało znaczące „oko” w stronę elektoratu rodem z Kresów?

Tak sobie na marginesie tego wszystkiego rozmyślam i zastanawiam się nad wykreowaną w mojej wyobraźni sytuacją.
W lipcu zbiegają się dwie daty; Festiwal Kultury Ukraińskiej w Sopocie i rocznica ludobójstwa na Wołyniu.  Każdego roku, w tej samej ojczyźnie jedni obywatele opłakują swoich bliskich, którym nawet krzyża postawić nie mogą, drudzy hucznie bawią się.
Co by było, gdyby przedstawiciele organizacji kresowych wparowali do siedziby wojewody województwa pomorskiego, żądając przesunięcia terminu festiwalu w imię pojednania polsko - ukraińskiego?
Przez moment szukam w pamięci adresów, pod które Związek Ukraińców w Polsce słałby protesty przeciwko dyskryminowaniu mniejszości narodowych w Polsce. Być może byłby to nawet  Parlament Europejski?

To nie Kresowiacy działają przeciwko pojednaniu. Sympozjum w Olsztynie rozpoczęło się od słów Przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego Obchodów Jana Rutkowskiego:
Nie rozdrapywanie ran lecz uczczenie i pamięć  o ofiarach ludobójstwa, a na tym budowanie pojednania,  zgromadziło nas tutaj. Prawda i pamięć nie znaczy nienawiść.
W przerwie każdy z uczestników konferencji mógł zakupić, między  innymi, książkę wieloletniego działacza na rzecz pojednania obu narodów – „Polacy i Ukraińcy, którędy do pojednania”.
Leon Żur  kilkanaście lat strawił na poznawaniu historii i budowaniu prawdziwego pojednania między sąsiadami.  Przez kolejne lata; od 1988 – do 1992 cierpliwie budował nić porozumienia między Kresowiakami a mieszkańcami sąsiadującymi z jego rodzinnymi Budkami Borowskimi, które w 1943 roku spalili nacjonaliści ukraińscy.
Dzięki jego staraniom  27 sierpnia 2000 r. na cmentarzu w Okopach – Netrebie odbyła się ekumeniczna uroczystość. Uczestniczyli w niej reprezentanci trzech wyznań chrześcijańskich, przewodniczący rady wiejskiej, nauczyciele szkoły w Borowem, mieszkańcy okolicznych wsi i samozwańcza delegacja polska na czele z Leonem Żurem. Wszyscy zebrani przyjęli przez aklamację przygotowany w dwóch językach, tu odczytany w języku ukraińskim, apel do obu społeczności o polsko - ukraińskie pojednanie, rozpowszechniony potem w różnych środowiskach w Polsce i na Ukrainie”.

Niestety, nie miał on w Polsce ani na Ukrainie większego odzewu. Nikt tego historycznego wydarzenia nie nagłaśniał, a już na pewno nie robiły tego ani polskie władze, ani  Związek Ukraińców w Polsce. Dlaczego? Leon Żur we wspomnianej tu książce tak ten fakt kwituje:
Dużo głośniej było podczas obchodów rocznicowych związanych z powołaniem Ukraińskiej Powstańczej Armii, akcją „Wisła”, cmentarzem Orląt we Lwowie czy uroczystościami w Pawliwce (Porycku)”
Od tego pamiętnego wydarzenia minęło kilka lat. Co zostało z owego pojednania?  Dziś autorowi zarzuca się, rozdrapywanie ran i brak zrozumienia, że UPA walczyła o niepodległość Ukrainy.
"Kruklanki zrywają kontakty z Borowem, a tamtejszych mieszkańców oskarżają  o propolskie ciągoty. /…/ w domach działaczy ZUw P nie wymienia się mojego imienia i nazwiska – pisze autor.

 Kresowiacy fakty te komentują dosadniej – Zwyciężyła opcja „pojednania” w wydaniu Mirona Sycza.

Myślę sobie, że dzień, w którym możliwe będzie rzeczywiste pojednanie, oparte na prawdzie i przebaczeniu nie prędko nadejdzie, skoro medalami za działalność na rzecz pojednania są odznaczani tacy ludzie jak Miron Sycz.  A jego skandaliczne zachowanie w ubiegły czwartek, o którym pisze Dariusz Jarosiński na cytowanej tu stronie Niezależnej.pl, każe mi kolejny raz  stawiać  gorzkie pytanie.

Jestem już mniejszością we własnym kraju  czy jeszcze nie?