środa, 1 lipca 2015

I chcieliby, i nie mogą

Polityka to sztuka kompromisu, a prowadzenia jej unikać nie może także Kościół. Zdawał sobie z tego sprawę Jan Paweł II i dlatego w swojej encyklice „Ewangelium vitae” dopuszczał kompromis. Jeśli godziwy projekt nie zyskuje poparcia, to parlamentarzysta może zgodnie ze swoim sumieniem poprzeć prawo stanowiące mniejsze zło – pisał. Do tego nauczania odwołał się polski Episkopat w czasie prac rządowych i parlamentarnych nad ustawą dotyczącą in vitro i wystosował apel do polityków jasno formułując stanowisko Kościoła i stwierdzając brak możliwości w tym wypadku kompromisu.

Nowe prawo, które utrwalałoby swobodę dysponowania życiem ludzkim, jak to ma miejsce obecnie, nie tylko nie zasługuje na poparcie, ale rodzi obowiązek stanowczego sprzeciwu. Przyjęty przez Radę Ministrów projekt ustawy o leczeniu niepłodności zawiera rozwiązania, które uniemożliwiają jakikolwiek udział katolika w pracach służących jego przyjęciu.

Stanowisko to zostało powtórzone przed przyjęciem skandalicznej ustawy, nie wiedzieć czemu, nazwanej „ustawą o leczeniu bezpłodności”.

Każdy, kto choć trochę interesował się tematem wie, że Polska była ponaglana do prawnych rozstrzygnięć w sprawie procedur sztucznego zapłodnienia i badań z wykorzystaniem ludzkich embrionów.
Wiadomo też, dlaczego zwlekano tak długo z ustanowieniem tego prawa. Brak jego pozwalał na „wolnoamerykankę” bez konieczności kontroli prawnej, która ograniczałaby zyski prywatnych klinik. Złoty interes, finansowany z budżetu państwa mógł kwitnąć bez odpowiedzialności, a sam problem doskonale nadawał się do wyborczego antagonizowania Polaków. I nie omieszkano z tego skorzystać w czasie kampanii prezydenckiej.

Pośpiech, z jakim wrócono do projektu rządowego, jego legislacja z naruszeniem wszelkich standardów prawnych jest już w tej chwili nie tylko emocjonalnym zarządzaniem kampanią wyborczą do Parlamentu, ale zabezpieczeniem sponsorów PO po klęsce wyborczej. Nie ma najmniejszej co do tego wątpliwości. Fakty nie dają się już ukryć, są zbyt oczywiste.

Stanowisko Kościoła było nie tylko jasne i pryncypialne, ale poparte również analizą prawną Kwalifikację prawną procedury zapłodnienia pozaustrojowego w świetle przepisów prawa polskiego oraz przepisów międzynarodowych przedstawił Instytut Ordo Iuris

Dla każdego posła katolika było jasne, że głosując za przyjęciem tej ustawy wyklucza się ze wspólnoty Kościoła. Nie było bowiem żadnej racji, która pozwalałaby na odrzucanie poprawek wnoszonych przez posłów i forsowanie niezgodnej z prawem polskim i międzynarodowym ustawy. Ustawę jednak przyjęto mimo stawianych zarzutów prawnych i etycznych.

Co na to nasi pasterze?

Głosowanie ws. in vitro pokazuje, że posłowie udają katolików - mówi abp Gądecki. Zaraz potem jednak „Przewodniczący KEP ma wątpliwości czy parlamentarzyści katoliccy wiedzieli na pewno, nad czym głosują i mieli pełną świadomość tego, jak głosują. Czy zostały im przedstawione uczciwie regulacje zawarte w ustawie o "leczeniu niepłodności".
Żeby mówić o ewentualnych karach, należy przeanalizować dokładnie warunki i okoliczności głosowania nad ustawą - zwraca uwagę arcybiskup. Ludzie Kościoła sami domagali się uregulowania kwestii in vitro, jednak te regulacje poszły w zupełnie przeciwnym kierunku, niż się spodziewali – dodaje abp Gądecki A ja tę wypowiedź streszczam za Gosciem.pl Nie będę jednak jej komentować. I tylko mam nadzieję, że świeccy katolicy nie odczytają tej wypowiedzi za przyzwolenie na głosowanie bez brania pod uwagę postaw moralnych swoich kandydatów, w tym traktowania najważniejszego; Magisterium Kościoła, które nie podlega żadnym kompromisom sumienia.

Na marginesie bulwersującej wypowiedzi Przewodniczącego KEP chciałabym jednak podzielić się inną nieco refleksją, która, być może, jest jedną z odpowiedzi na niejednoznaczne reakcje naszych pasterzy w sprawach wynikających bezpośrednio z Ewangelii Chrystusa.

Przed rokiem byłam w swojej rodzinnej parafii i serce mi się krajało z żalu. Nie da rady przywrócić jej świetności, zachować najcenniejsze rzeźby ołtarzy pamiętające dłuta uczniów Wita Stwosza, bez pomocy bogatych darczyńców i państwa. Wokół bezrobocie i emigracja, coraz mniej wiernych na niedzielnych mszach św. Grosiki rzucane na tacę nie wystarczają na bieżące opłaty, a cóż dopiero na konserwatorskie remonty średniowiecznej świątyni.
Kiedy przecieka dach, niszczeją zabytkowe obrazy, a wierni potykają się o dziury w posadzce, trzeba tęgo ruszać głową, by pozyskać środki na ratowanie zabytkowych świątyń.

I tak to się zaczyna; wydeptana ścieżka do prezydentów, burmistrzów czy wójtów w niejednej parafii, niejeden obiad i rozmowy przy okazji parafialnych uroczystości z wpływowymi politykami. Czasem uda się pozyskać dotację z Ministerstwa Kultury, czasem kapną sporym groszem emigranci i udaje się kolejną dziurę w dachu załatać.

Kiedy dziwimy się, że nasz proboszcz milczy w ważnych sprawach moralnych, a w kazaniu czy homilii unika drażliwych tematów, warto zapytać, dlaczego to robi? Może w naszej parafii nie ma już wspólnoty troszczącej się o to, co przed wiekami zbudowali nasi przodkowie na Bożą i ludzką chwałę?
Może cieszymy się, że mamy takiego obrotnego i pracowitego proboszcza, że wszystko potrafi załatwić sam?
A może przestało nas to już obchodzić i cieszymy się, że ludzki proboszcz nie zagląda już nam zbytnio w sumienia?

Czy tak być musi? Czy tak powinno być?

Jaką cenę proboszcz płaci za te dotacje, jaką cenę płaci miejscowy ordynariusz? Czy remont XIII, XV - wiecznego kościoła musi kosztować sojusz kropidła z tronem? A co jeśli ten sojusz wymaga milczenia lub naginania do polityki Bożych przykazań?

Niestety, zdarza się to coraz częściej nie tylko w małych, biednych parafiach. Tajemnicą poliszynela są dziwne sojusze niektórych biskupów, by wspomnieć choćby szokującą liberalną postawę ś.p. abpa Życińskiego wobec skandalu załatwienia nieletniej „Agacie” aborcji przez ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz, czy dziwnego piskorzenia się kardynała Nycza w aferze z prof. Chazanem. O „wypędzaniu krzyża” do kościoła spod prezydenckiego pałacu przez tegoż kardynała nie będę już litościwie rozpisywać się, bo każdy warszawiak wie, że budowę Świątyni Opatrzności trzeba zakończyć, a mieszkańcy Wilanowa są bogaci, ale mają tę wadę, że głosują na PO i lubią Hanię.

Nie chcę niczego sugerować, ani podejrzewać abp Gądeckiego o polityczne uniki, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że o wymigującej się od jednoznacznej oceny polityków mieniących się katolikami i jednocześnie głosujących za ustawą o in vitro zadecydował polityczny kompromis wobec obecnej władzy.
Głupie i brzydkie wnioski wyciąga mama Katarzyna przy swoim zmywaku?

źródło: Rozmyślania przy zmywaku;)

_______________________________________________________

Fot.In Vitro

Zapraszam do słuchania:

audycja 645 (czwartkowa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz